Wojna celna dotknie też handel rolno-spożywczy USA
Kategoria: Analizy
Wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów
więcej publikacji autora Mirosław Ciesielski(@Getty Images)
W 2024 r. wartość produkcji przemysłu przetwórczego (manufacturing) w USA wyniosła rekordowe 2,3 bln dol. Stany Zjednoczone wytwarzają więc znacznie więcej niż jakikolwiek kraj poza Chinami, których produkcja była ponad dwa razy wyższa. Kolejne miejsca zajmują Japonia, Niemcy i Korea Południowa. Warto podkreślić, że Państwo Środka wyprzedza USA, ponieważ zwiększyło swoją produkcję, a nie dlatego, że Stany Zjednoczone zaczęły produkować mniej. Znaczenie przemysłu spada jednak w USA praktycznie od 60 lat, gdyż gospodarka przestawia się na sektor usług. Stąd dynamika wzrostu branży przetwórczej jest niższa niż dynamika całkowitego PKB. Według amerykańskiego Biura Analiz Ekonomicznych (BEA) w latach 2012–2024 dochód narodowy wzrósł o 34 proc., gdy tym czasem sektor wytwórczy jedynie o 21 proc. W ten sposób odpowiadał on w 2024 r. za 10,2 proc. PKB, gdy 12 lat wcześniej było to 11,3 proc.
Konkurencyjność branż wytwórczych
Biorąc pod uwagę 19 branż sektora przetwórczego, aż 14 z nich rosło wolniej niż dochód narodowy USA. W największym stopniu dotyczyło to sektora maszyn, sprzętu elektrycznego, podzespołów i urządzeń oraz sprzętu transportowego. Można to uznać za oznakę słabości konkurencyjnej USA wobec chińskich rywali, na co zwraca uwagę analiza Fundacji Technologii Informatycznych i Innowacji (ITIF). Konkurencyjne pozostają natomiast inne branże przetwórcze, których dynamika wzrostu znacznie przewyższała dynamikę Produktu Krajowego Brutto. W największym stopniu swój udział w tworzeniu PKB powiększył przemysł komputerowy i elektroniczny, w mniejszym chemiczny, produkcji pojazdów mechanicznych, nadwozi i przyczep. Jak wskazuje analiza firmy konsultingowej Deloitte globalna pozycja niektórych branż przetwórczych USA jest co najmniej dobra. Kraj zajmuje czwarte miejsce pod względem wzrostu produkcji wśród 10 największych państw przemysłowych, biorąc pod uwagę wartość dodaną oraz dziesiąte miejsce wśród 49 krajów pod względem konkurencyjności marek produkcyjnych.
W ostatnich latach polityka gospodarcza dostarczyła istotnych bodźców dla rozwoju przemysłu przetwórczego. Ustawa o inwestycjach infrastrukturalnych i tworzeniu miejsc pracy (Infrastructure Investment and Jobs Act), a także ustawa dotycząca zachęt do produkcji półprzewodników (Chips Act) oraz ustawa o redukcji inflacji (IRA) z lat 2021–2022 spowodowały, że inwestycje w kluczowe technologie produkcyjne, takie jak półprzewodniki i czyste technologie, wzrosły prawie dwukrotnie do wysokości 132 mld dol. Dotyczyło to 42 stanów USA, przyczyniając się do utworzenia ponad 116 tys. nowych miejsc pracy. Badanie Deloitte wykazało, że 98 proc. spośród reprezentatywnej próby 800 firm produkcyjnych rozpoczęło transformację cyfrową w celu poprawy obsługi klienta i wydajności operacyjnej, optymalizacji kosztów i udoskonalenia produktów. Inwestycje w technologie niskoemisyjne dzięki finansowaniu IRA stworzyły także szanse dla amerykańskich firm przemysłowych, dla których asygnowano 40 mld dol. Finansowanie to zostało jednak wstrzymane z chwilą powrotu Trumpa do władzy. Ogłosił on triumfalny powrót do rozwoju paliw kopalnych i ulg podatkowych dla tego sektora. Los inwestycji w czystą energię jest więc niepewny, a brak wsparcia dla nich oznacza także dodatkowe koszty dla konsumentów w wysokości 6 mld dol. Zaniechanie inwestycji wspartych IRA może oznaczać utratę 790 tys. miejsc pracy i 160 mld dol. wartości PKB do 2030 r. Prognozy dla branży naftowej wcale nie są przy tym optymistyczne, a główni gracze w sektorze, tacy jak Chevron, ConocoPhillips i Halliburton, zapowiedzieli istotne redukcje zatrudnienia i platform wiertniczych. Jest to związane z niskimi cenami ropy w USA (poniżej 65 dol. za baryłkę), a eksploatacja części złóż osiąga próg rentowności w okolicach 60 dol. za baryłkę. Sytuacja może się pogorszyć, gdyż Agencja Informacji Energetycznej prognozuje spadek cen ropy do poziomu poniżej 60 dol. w 2026 r.
Obecne nastroje w amerykańskim przemyśle przetwórczym trudno uznać za dobre. Wskaźnik PMI w sierpniu 2025 r. wzrósł do 48,7 pkt, choć był niższy od oczekiwań rynkowych na poziomie 49,0 pkt. Indeks odzwierciedla szósty z rzędu miesiąc recesji w branży, ponieważ spadek produkcji został jedynie częściowo zrekompensowany wartością nowych zamówień. Warto również podkreślić rosnący deficyt USA w zakresie handlu towarami i usługami. Od początku 2025 r. w ciągu siedmiu miesięcy wzrósł on o 154,3 mld dol., czyli o 30,9 proc., w porównaniu z analogicznym okresem w 2024 r. Eksport wzrósł o 103,1 mld dol., czyli o 5,5 proc., a import o 257,5 mld dol., czyli o 10,9 proc., co wynika z danych BEA. W małym stopniu był to jednak wpływ ceł, a bardziej gromadzenia przez amerykańskie firmy zapasów produktów i podzespołów jeszcze przed ich wprowadzeniem.
Wpływ polityki handlowej
Wprowadzenie ceł na amerykański import z dużym prawdopodobieństwem nie przyniesie zapowiadanych zmian w gospodarce USA, a szanse na zrównoważenie bilansu handlowego są niewielkie. Deficyt handlowy w amerykańskim sektorze przetwórczym w 2024 r. wyniósł 1,2 bln dol., jednak odnośnie do wielkości PKB było to zaledwie nieco ponad 4 proc. W bardzo dużej części generował go import materiałów i artykułów przemysłowych, dóbr inwestycyjnych oraz silników oraz części samochodowych, a nie wyrobów gotowych. Ta pierwsza grupa dóbr stanowiła w latach 2023–2024 odpowiednio 54 i 56 proc. wartości amerykańskiego importu, co wynika z danych Centrum Badań Polityki Ekonomicznej (CEPR). W przeważającej części te produkty są objęte teraz cłami, które muszą uwzględnić w swoich kosztach amerykańscy producenci dóbr finalnych, obciążając nimi ostatecznych odbiorców, choć niektórzy mogą uszczuplić swoje marże. Jak widać duża importochłonność nie sprzyja redukcji deficytu.
Szczególnym przypadkiem jest import stali i aluminium, dla których minimalne cło to 25 proc. Chroni ono amerykańskich producentów tych metali. Na każde miejsce pracy w produkcji stali przypada jednak 80 miejsc pracy w amerykańskich branżach wykorzystujących stal (m.in. sprzęt AGD, maszyny rolnicze i górnicze, akumulatory). Podaż krajowa w ponad 25 proc. nie pokrywa rodzimego zapotrzebowania, stąd też kosztami ceł obarczeni zostaną producenci wyrobów gotowych, a ostatecznie konsumenci tych dóbr.
Przemysł przetwórczy Stanów Zjednoczonych staje się więc najbardziej zagrożoną cłami branżą USA. Jak dowodzi analiza Washington Center for Equitable Growth spośród 25 największych podsektorów gospodarki USA, które są najbardziej dotknięte cłami, 19 reprezentuje sektor wytwórczy. Odnotują one bezpośredni wzrost kosztów w wysokości od 2 do 4,5 proc. Uwzględniając efekty mnożnikowe, czyli wykorzystywanie do produkcji półproduktów innych amerykańskich firm, które zostały objęte cłami, to ostatecznie wpływ ceł będzie większy. Dotyczy to krajowych producentów części samochodowych, którzy poniosą dodatkowe koszty, importując surowe metale i gotowe komponenty do produkcji silników, skrzyń biegów, hamulców i innych układów. Poza przemysłem przetwórczym ponadprzeciętnie obciążone cłami staje się budownictwo, co wynika w dużej mierze z importu surowców, które często pochodzą z Chin. Uwzględniając lokalizację przemysłu przetwórczego w USA, to skutki taryf najbardziej odczują stany Środkowego Zachodu, w tym Michigan, Wisconsin i Indiana. W branżach najbardziej narażonych na skutki ceł zatrudnionych było tam w 2024 r. ponad 23 mln osób. Może ich dotknąć stagnacja płac, a nawet utrata miejsc pracy, gdyż ich pracodawcy będą się starali przerzucić koszty taryf na pracowników. Cła nie sprawią zatem, że wzrośnie zatrudnienie w przemyśle przetwórczym, bo na jego stan wpływają też inne, istotniejsze czynniki.
Zatrudnienie w sektorze
W 1970 r. ponad jedną czwartą amerykańskiej siły roboczej stanowili pracownicy przemysłu przetwórczego. Na koniec 2024 r. było to około 8 proc., czyli 12,8 mln osób, na co wskazuje analiza Banku Rezerwy Federalnej w St. Louis. Liczba zaś zatrudnionych przypadająca na jeden zakład produkcyjny systematycznie spada wskutek automatyzacji i wynosiła w 2024 r. 32 pracowników. W ciągu ostatnich 10 lat zatrudnienie w przemyśle przetwórczym pozostaje jednak na podobnym poziomie. Wynika to z zauważalnego wzrostu liczby przedsiębiorstw z 336 tys. w 2014 r. do 401 tys. dziesięć lat później. Można więc mówić o istotnych zmianach strukturalnych i widocznym dynamizmie branży przetwórczej. Najbardziej wzrosła liczba firm w obszarze produkcji żywności i napojów, bo aż o 19 proc., a także sprzętu transportowego i w przemyśle chemicznym. Największy wpływ na ożywienie amerykańskiego sektora wytwórczego w ostatnim dziesięcioleciu miały stany Floryda, Teksas i Georgia. Gdyby nie powstały nowe firmy, to zatrudnienie byłoby tam o około 2 mln osób niższe. Dwa pierwsze stany odpowiadały aż za 32 proc. wzrostu zatrudnienia i 25 proc. nowych firm.
Wprowadzone cła nie są w stanie znacząco zwiększyć zatrudnienia w przemyśle przetwórczym. Jak oblicza amerykański Instytut Petersona (PIIE) jeśli nawet wyeliminowałyby one deficyt handlowy sektora produkcyjnego w USA, co wydaje się nieprawdopodobne, to udział zatrudnienia w nim w całkowitej liczbie zatrudnionych wzrósłby zaledwie o 1,7 pkt proc. Sektor w mniejszym bowiem stopniu niż przed laty potrzebuje tradycyjnych niebieskich kołnierzyków (ang. blue collars – określenie pracowników fizycznych, produkcyjnych lub administracyjnych niższego szczebla – red.), a bardziej wykwalifikowanych specjalistów, menedżerów, finansistów, inżynierów i sprzedawców.
Zakładając, że cła w sposób skuteczny zmuszą firmy do powiększenia swoich mocy produkcyjnych w USA, pojawi się nowy, kluczowy problem – brak specjalistów do pracy na nowoczesnych stanowiskach produkcyjnych. Według danych Manufacturing Institute w lipcu 2025 r. w sektorze przemysłu przetwórczego było 437 tys. wakatów, o 40 tys. więcej niż miesiąc wcześniej. Według Deloitte w 2033 r. liczba ta może wzrosnąć do 1,9 mln. Szybko bowiem będzie rósł popyt na specjalistów ze znajomością oprogramowania, umiejętnościami analizy danych i współpracy ze sztuczną inteligencją. Ta ostatnia będzie coraz bardziej redukować zatrudnienie oparte na wykonywaniu powtarzalnych czynności. Jak szacuje bank Goldman Sachs będzie to dotyczyło 6-7 proc. amerykańskiej siły roboczej, tj. ponad 11 mln osób.
***
Nawet w optymistycznym wariancie zrównoważenie bilansu handlowego USA będzie zatem trudne i w ograniczonym stopniu przyczyni się do powstania nowych miejsc pracy w przemyśle przetwórczym. W małym stopniu przełoży się też na podniesienie jego konkurencyjności. Zamiast ceł właściwsza byłaby selektywna polityka przemysłowa, gdzie cła nakładane byłyby na produkty końcowe, a nie również na części i podzespoły do ich produkcji, co można uznać za podatek od inwestycji. Przemysłowi USA lepiej służyłoby budowanie z międzynarodowymi partnerami wspólnych i bezpiecznych łańcuchów dostaw, a nie ich zrywanie. Potrzebne są też inwestycje w podniesienie kwalifikacji siły roboczej w zakresie technologii cyfrowych. Tymczasem Ameryka ogranicza swoje możliwości konkurowania w globalnej gospodarce, rezygnując z rozwoju technologii niskoemisyjnych i utrudniając pozyskiwanie międzynarodowych talentów poprzez wprowadzanie zaporowych opłat wizowych. Administracja, ustanawiając cła, zapowiadała negatywne skutki w krótkim okresie i korzystne w długim (short-term pain and long-term gain). Na razie jednak na to się nie zanosi.