Czy to koniec trwającej ćwierć wieku epoki?
Kategoria: Instytucje finansowe
Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych
więcej publikacji autora Marek Pielach
(@Getty Images)
„Mój gabinet uznaje za fundamentalną zasadę, że to gospodarka umożliwia wydatki fiskalne. Będziemy strategicznie stosować politykę fiskalną, dążąc do podniesienia dochodów, zmiany nastawienia społeczeństwa do konsumpcji oraz zwiększenia dochodów podatkowych bez podnoszenia stawek podatkowych. Ograniczymy tempo wzrostu salda zadłużenia Japonii, tak aby nie przekraczało ono tempa wzrostu gospodarczego” – zapowiedziała premier Takaichi w expose 24 października 2025 r. Japońska giełda zareagowała wzrostami, a jen osłabił się względem dolara (para walutowa USD/JPY przekroczyła poziom 150).
Już 4 października 2025 r., gdy Sanae Takaichi wygrała wyścig o fotel lidera Partii Liberalno-Demokratycznej (LDP), inwestorzy popadli w stan bliski euforii. Właśnie w Takaichi zobaczyli szansę na utworzenie rządu i na kontynuację stymulacji fiskalnej w stylu Abenomiki z 2013 r. (termin od nazwiska długoletniego premiera Shinzō Abe). Większe wydatki państwa oznaczają na ogół lepszą koniunkturę, a ta skutkuje wyższymi zyskami firm. Giełda „na zapas” rośnie pod taki scenariusz. Indeks Nikkei przebił poziom 50 tys. punktów.
21 października 2025 r. parlament wybrał Sanae Takaichi na 104. premiera Japonii. 64-letnia konserwatystka była już ministrem w rządach Abe, a wzorem dla niej jest podobno Margaret Thatcher. Dla rynków nie ma przy tym znaczenia, że brytyjska „Żelazna Dama” walczyła z deficytami budżetowymi, a jej japońska odpowiedniczka zamierza je zwiększać. Historię o japońskiej Thatcher podchwyciły media na całym świecie.
Stagnacja i inflacja
Ze zwiększaniem deficytu może jednak nie być łatwo. Nowa premier (i liderka Partii Liberalno-Demokratycznej) nie może już liczyć na poparcie wieloletniego koalicjanta, buddyjsko-pacyfistycznej partii Komeito. Musiała związać się z centroprawicową Japońską Partią Innowacji, która postuluje raczej fiskalną powściągliwość niż ekspansję.
Jak pogodzić ogień z wodą? Jedyną opcją jest wywołanie wzrostu gospodarczego, który byłby silniejszy od wzrostu kosztów obsługi zadłużenia. To właśnie sugerowała nowa premier w przytoczonym na początku tekstu cytacie, ale i w innych fragmentach expose.
„Niezwykle ważne jest dla nas, aby w perspektywie średnio- i długoterminowej zwiększyć »tort gospodarczy« Japonii. Będziemy dążyć do rozwoju najnowocześniejszych technologii, które przyczynią się do rozwiązania problemów stojących przed Japonią, umożliwiając japońskiej gospodarce osiągnięcie dynamicznego wzrostu” – zapowiedziała Takaichi.
Ekspansja fiskalna ma nie być przy tym wielką bazooką odpaloną bez celu. Premier wymieniła strategiczne branże, w których państwo ma współpracować z sektorem prywatnym: sztuczną inteligencję, półprzewodniki, przemysł stoczniowy, technologię kwantową, biotechnologię, lotnictwo i kosmonautykę oraz cyberbezpieczeństwo. Sporo tego, ale mówimy o trzeciej gospodarce świata, z dekadami opóźnienia.
„Podejmiemy kompleksowe działania wspierające z wielopłaszczyznowej perspektywy, obejmujące śmiałe promowanie inwestycji, wspieranie ekspansji międzynarodowej, kształcenie kadr, promowanie start-upów, prowadzenie badań i rozwoju, wspieranie współpracy między przemysłem a środowiskiem akademickim” – zapowiedziała Takaichi.
Nowym blokiem obietnic w Japonii jest odpowiedź na kryzys kosztów życia. Rząd zapowiedział dopłaty do rachunków za prąd i gaz w zimie. Rozważa też zniesienie tymczasowych podatków od paliw.
Impulsem dla gospodarki może być także przyspieszenie realizacji celu 2 proc. PKB na obronę – zobowiązania jeszcze poprzedniego premiera – z 2027 r. na 2026 r.
Na razie Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje wzrost PKB Japonii w 2025 r. o 1,1 proc., a w 2026 r. tylko o 0,6 proc. Niski wzrost gospodarczy to w starzejącej się Japonii norma, ale stagnacji nie towarzyszy już deflacja. Przeciwnie – od ponad trzech lat inflacja CPI jest powyżej 2 proc. celu Banku Japonii. Wrześniowy odczyt to 2,9 proc. rdr. Największe skutki społeczne wywołał wzrost cen żywności. Były miesiące, gdy cena ryżu rosła nawet o ponad 90 proc., a to w Kraju Kwitnącej Wiśni wydarzenie o niebagatelnym znaczeniu.
Skąd ta inflacja? Jak wszędzie ma przyczyny globalne – przerwanie łańcuchów dostaw po pandemii COVID-19, ogromny wzrost cen energii i żywności po ataku Rosji na Ukrainę, ale w Japonii najciekawsze są przyczyny wewnętrzne.
Problemy w laboratorium
Kraj ten przez lata uchodził za „laboratorium polityki pieniężnej” – wydawało się, że los Japonii wyprzedza los każdego rozwiniętego kraju, który najpierw się wzbogacił, ale potem się zestarzeje i odnotuje problemy ze wzrostem gospodarczym, na które będzie można jednak odpowiadać niemal dowolnym rozmiarem stymulacji pod warunkiem posiadana własnej waluty.
Japonia ma przecież zadłużenie odpowiadające 229 proc. PKB, co oznacza, że jej dług to równowartość wszystkich dóbr i usług, które ten 123 milionowy kraj produkuje w ciągu ponad dwóch lat. Taki poziom zadłużenia nie stanowił jednak problemu, bo 85 proc. obligacji rządowych jest w rękach Japończyków, w tym 45 proc. posiada Bank Japonii. Nie stanowił, ale czy nie stanowi? Coraz więcej wskazuje na to, że „laboratorium polityki pieniężnej” doszło do ściany w postaci inflacji, a jej barometrem jest rynek obligacji.
Rentowność japońskich obligacji dwuletnich w ostatnim dniu października 2025 r. wynosiła 0,92 proc. a jeszcze w 2023 r. z poziomów ujemnych z trudem dobiła do zera. Rentowność obligacji trzydziestoletnich to 3,045 proc. gdy przez większość 2023 r. kształtowała się w pobliżu 1,25 proc. Wyższe rentowności to wyższe koszty obsługi zadłużenia.
Okazuje się, że gdy Bank Japonii w ramach zaostrzania polityki pieniężnej przestał kupować obligacje (i kontrolować krzywą rentowności) to i popyt od japońskich funduszy emerytalnych osłabł. Wyższe rentowności były po prostu rynkową reakcją na wygaśnięcie stałego i dużego popytu banku centralnego. Na problem płynności już w lipcu 2025 r. w tym tweecie zwracał uwagę użytkownik @luke_skiba, który śledzi japoński rynek.
„Spodziewałem się, że BOJ zdecyduje się na zmniejszenie tempa redukcji – i faktycznie, od kolejnego roku fiskalnego (kwiecień 2026) tempo lekko spadnie. Natomiast realnie BOJ przerzucił gorącego kartofla do Ministerstwa Finansów. Gdy japońskie MoF zapowiedziało, że zorganizuje spotkanie z uczestnikami rynku JGB w celu przedyskutowania zmiany struktury emisji – rentowności długoterminowe zanurkowały. A na spotkaniu – tuż po decyzji BOJ, faktycznie doszło do zmiany struktury – więcej krótkoterminowych, mniej długoterminowych.
Cóż, przed BOJ wyjątkowo trudne zadanie, żeby przekonać rynek, że bez ich udziału można śmiało kupować JGB. To jakieś 10 razy trudniejsze wyzwanie niż potencjalne kłopoty po stronie inflacji/rynku pracy. Dla mnie to brzmi jak najtrudniejsze wyzwanie w historii polityki monetarnej” – oceniał.
Teatr dla Trumpa
Także premier Sanae Takaichi będzie miała o wiele trudniejsze zadanie niż jej partyjny mentor Shinzō Abe. W czasie inauguracji Abenomiki w 2013 r. chodziło przecież o walkę z deflacją wszelkimi możliwymi środkami. Dziś to inflacja i koszty obsługi zadłużenia są problemem. Wtedy za dolara płaciło się poniżej 80 jenów, dziś prawie dwa razy więcej – kursy USD/JPY przekroczył poziom 154.
Takie osłabienie jena napędzało japoński eksport, ale czas pokaże czy będzie dalej tolerowane przez administrację Donalda Trumpa. Amerykański prezydent wywołał bowiem wojnę handlową między innymi dla osłabienia dolara, a to w kontekście ważnej pary walutowej USD/JPY oznaczałoby też mocniejszego jena.
Trump przebywał z wizytą w Kraju Kwitnącej Wiśni od 27 do 29 października 2025 r. i nowa premier na razie skutecznie odwróciła jego uwagę od kursu walutowego. Sprezentowała mu kije golfowe z autografem japońskiej mistrzyni, czapki baseballowe z napisem „Japan is back” oraz zapowiedziała zgłoszenie jego kandydatury do pokojowej Nagrody Nobla. Wzajemnym gestom przyjaźni i zapewnieniom o współpracy nie było końca.
Patrząc na chłodno, amerykański prezydent potrzebował tego teatru i umowy o eksploatacji metali ziem rzadkich z Japonią przed spotkaniem z przywódcą Chin. Być może dlatego Tokio zostało potraktowane też stosunkowo łagodnie w negocjacjach handlowych ze Stanami Zjednoczonymi. Po miesiącach rozmów stawki celne dla Japonii spadły z 25 proc. do 15 proc., co jest ważne dla gospodarki, która tyle eksportuje, i w której znaczną rolę odgrywa przemysł samochodowy. W zamian Japonia zobowiązała się do inwestycji w USA na kwotę 550 mld dol.
Pytanie dotyczy jednak tego, gdzie leży granica osłabiania jena do dolara, na którą odpowiedzą Amerykanie. Dalsza deprecjacja waluty może być zresztą problemem i dla japońskiego ministerstwa finansów i banku centralnego, bowiem inflacja w Kraju Kwitnącej Wiśni nie jest jeszcze pokonana.
Wszystko to powoduje, że rząd Sanae Takaichi nie będzie miał łatwo, a biorąc pod uwagę znaczenie Japonii dla całego światowego systemu finansowego wszyscy powinniśmy trzymać kciuki za stabilność tamtejszej gospodarki.
Autor wyraża własne poglądy, a nie oficjalne stanowisko NBP.


