Autor: Krzysztof Bień

Departament Analiz Ekonomicznych NBP.

więcej publikacji autora Krzysztof Bień

Pretensje do rogu, że nie ma obfitości

Wiele prawd objawia bardzo intensywna dziś dyskusja wokół przyszłości OFE. Racje rządu zderzają się z racjami ekspertów, dla których rządowe propozycje są złamaniem reformy sprzed 10 lat. Ofiarą polaryzacji stanowisk padają nawet koleżeńskie relacje wśród ekspertów. Niewiele z tego niestety wynika dla szerszego zrozumienia dlaczego sukces stał się klęską. Być może dlatego, że wiele prawd dotyczących przyszłych emerytur tkwi nadal w niedopowiedzeniu.

Rację ma rząd, że próbuje uniknąć przekroczenia 55-procentowego progu zadłużenia publicznego. Po jego przekroczeniu musiałby drastycznie ciąć wydatki budżetowe, w tym także wynagrodzenia nauczycieli, lekarzy i w administracji. Czy dziwne, że wolał znaleźć inne rozwiązanie? Mógł oczywiście poszukać brakujących pieniędzy jeszcze gdzie indziej, niekoniecznie akurat w systemie emerytalnym. Można byłoby na przykład podnieść VAT nie o 1, ale o 2 punkty procentowe. Zorientowane dziś na wzrost konsumpcji społeczeństwo wytrzymałoby to obciążenie, zwłaszcza że 1-procentowej zmiany właściwie nie zauważa. Można było też przywrócić poprzednią wysokość składek rentowych. Rząd wybrał zmiany w OFE wychodząc zapewne z założenia, że z trojga złego na tym przypuszczalnie najmniej politycznie straci. Ci sami politycy i eksperci, którzy krytykują dziś rząd za zmiany w OFE jeszcze bardziej krytykowaliby go za zwiększenie ciężarów podatkowych i quasi-podatkowych.

Eksperci na to argumentują, że nie chodzi przecież o zmniejszanie jednych obciążeń poprzez zwiększanie innych, ale o prawdziwe oszczędności. Na pytanie gdzie konkretnie je znaleźć odpowiedzi padają tyleż ogólne, co niepełne. Rację mają eksperci FOR, że długofalowego rozwiązania problemu narastania długu publicznego trzeba szukać m.in. w opóźnianiu wieku uprawniającego do przechodzenia na emeryturę, w zrównywaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, skasowaniu „becikowego”, czy w likwidacji przywilejów pozwalających pobierać świadczenia w wieku, w którym inni muszą pracować. Nie mają racji jeśli sądzą, że można to zrobić bez wywoływania społecznych emocji. Chodzi bowiem o zabieranie pieniędzy konkretnym grupom ludzi. Którym?

Idea reformy emerytalnej oparta była na założeniu, że pieniądze składane do OFE przestają być składkami, a stają się oszczędnościami. I składający pieniądze w OFE rzeczywiście poczuli się ich właścicielami. Nikt ich jednak przez 11 lat nie wyprowadzał z błędu, że nie są to jakieś nowe oszczędności, ale wciąż te same pieniądze. Można je zostawić dla przyszłych emerytów, ale aby wypłacić bieżące emerytury państwo musi się zadłużać, bo innych pieniędzy nie ma. Środków ze sprzedaży majątku skarbu państwa – bo takie było jedno z założeń – na to nie wystarcza. A budżetowych oszczędności – bo to też było jedno z niedopowiedzianych głośno założeń reformy emerytalnej sprzed 11 lat – nie udało się wprowadzić ani za rządów AWS-UW, a potem samego AWS, ani za czasów rządów SLD z PSL, PiS z przybudówkami i obecnie PO z PSL. Powiedzmy sobie szczerze – nie ma tu polityków bez winy.

Kluczem do rozwiązania narastającego problemu długu publicznego przy jednoczesnym braku środków na satysfakcjonujące przyszłych emerytów wypłaty, to poza wydłużeniem czasu pracy, jest wydatne zwiększenie niskiego dziś poziomu stopy oszczędności w polskim społeczeństwie. Wygłodzeni przez lata pod względem konsumpcyjnym Polacy nie czują wielkiej potrzeby oszczędzania i inwestowania z myślą o przyszłości. Nawet prognozy niskich wypłat przyszłych emerytur z OFE ich do tego nie zachęcają. Tak nawiasem, zabawne jest mówienie, że rząd dokonuje dziś skoku na przyszłe emerytury. W rzeczywistości skok ten dokonał się już 11 lat temu. Emerytury z ZUS-u będą przecież relatywnie, w stosunku do ostatnich zarobków, wyższe niż w przypadku emerytur z OFE.

Wzrost stopy oszczędności zależy z jednej strony od rosnącej zamożności społeczeństwa. Po kupnie trzeciego telewizora, czy drugiego samochodu potrzeby konsumpcyjne w naturalny sposób zmaleją. Stopa oszczędności zależy jednak także od oceny ryzyka pozostania bez pieniędzy w przyszłości. Można powiedzieć, że politycy robią co mogą by ryzyka tego nie było, a z pewnością nie chcą o nim rozmawiać. Nawet przy okazji obecnych zmian w OFE rząd przede wszystkim podkreśla, że przyszły emeryt z pewnością nie straci.

Skoro słyszy, że nie straci, po co ma oszczędzać. A potem będą pretensje do rogu, że nie ma w nim zapowiadanych obfitości.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Inwestycje równe oszczędnościom

Kategoria: Instytucje finansowe
Ekonomia była zawsze nauką żywą, starającą się nadążyć za zmianami. Gdy Keynesowi zarzucono, że zmienia poglądy, dał prostą odpowiedź, zmienia, bo zmieniają się fakty. Z drugiej strony naukowe podejście popychało ekonomistów do stosowania formalizacji matematycznej. Posługiwanie się matematycznymi modelami stało się wręcz koniecznością, gdy zaczęto je łączyć z danymi statystycznymi. Ekonometria – wynalazek ekonomistów i statystyków – na trwale zapisała się w rozwoju badań ekonomicznych.
Inwestycje równe oszczędnościom

Znaczenie pieniądza gotówkowego

Kategoria: Instytucje finansowe
W ostatnich dziesięcioleciach pojawił się, niczym lotny piasek, pieniądz wirtualny, pozbawiony materialnych i niematerialnych przymiotów. Rozpowszechniony pod wpływem innowacji na rynkach finansowych i w technologii informacyjnej, pieniądz wirtualny opanował systemy płatności na całym świecie.
Znaczenie pieniądza gotówkowego

Oszczędności i inwestycje – trudne partnerstwo

Kategoria: Instytucje finansowe
Na pisanie o tym, jak ważne jest oszczędzanie i inwestowanie zużyto morze atramentu i farby drukarskiej. O oszczędzaniu mówią dziesiątki przysłów np. „oszczędnością i pracą ludzie się bogacą”. Tak, tak „i pracą” – a może lepiej by było: „przede wszystkim pracą”? Liczni publicyści przekonują, a politycy pouczają, że Polacy muszą więcej oszczędzać, by gospodarka szybciej się rozwijała. Ale gdy się zastanowimy, co by było, gdyby tak nagle wszyscy zaoszczędzili dajmy na to 90 proc. tego co zarobili, to zauważymy, że byłoby niedobrze – katastrofa: towary leżałyby na półkach, a przedsiębiorcy by pobankrutowali – przecież tego, czego nie udało się sprzedać w kraju nie byłoby łatwo upchnąć za granicą, i tak borykającą się z nadprodukcją, szukającą po świecie rynków zbytu. Sprawy są zatem bardziej skomplikowane niż się powierzchownie wydaje.
Oszczędności i inwestycje – trudne partnerstwo