Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

więcej publikacji autora Katarzyna Kozłowska

Własna królowa za 60 pensów rocznie

Rodzina królewska to często ludzie dysfunkcyjni. Często śmieję się, że gdyby nie byli bogaci, musieliby się nimi zajmować pracownicy opieki społecznej. Królowa Wiktoria cierpiała na depresję, jej syn Edward VII był kompletnym nudziarzem, a Edward VIII cierpiał na obsesje seksualne. Jednak w pieniądzach wydawanych na naszą monarchię najbardziej ekscytujące jest to, jak jest ona mała w porównaniu do tego, co na rodzinie królewskiej zarabiamy – mówi Edward Lucas, redaktor tygodnika „The Economist”.
Własna królowa za 60 pensów rocznie

Edward Lucas, "The Economist". (CC By-SA Saeima)

Obserwator Finansowy: Na co idzie 40 mln funtów, które Brytyjczycy płacą rodzinie królewskiej?

Edward Lucas: Na wydatki królowej, związane z pełnieniem jej funkcji, na pracowników jej biura, służbę i renty pozostałych członków rodziny. Ale w tej kwocie najbardziej ekscytujące jest, jak jest ona mała, w porównaniu do tego, co na rodzinie królewskiej zarabiamy. Na przykład dziś. W Londynie jest kilkaset tysięcy turystów. Miasto jest pełne. Ludzie zjechali się z całego świata. Nie ma mowy, żeby kiedykolwiek tylu ludzi oglądało jakieś uroczystości prezydenta Francji, Sarkozy’ego. Nic nie jest tak stylowe, tak bardzo luksusowe i tak pełne magii, jak oprawa towarzysząca królowej i uroczystościom na jej dworze. Uważam, że kontynentalne rodziny królewskie popełniają poważny błąd, wchodząc zbyt mocno między ludzi i pokazując odartą z majestatu codzienność. Członkowie holenderskiego dworu jeżdżący na rowerze – to nie robi dobrze monarchii. Król Szwecji w garniturze. To słabe.

Jednak ta holenderska rodzina i pozostałe są tańsze w utrzymaniu.

Niezwykle kosztowne jest reprezentacja, którą jako głowa państwa, pełni Elżbieta II. To koszty protokołu, wystawnych przyjęć w ogrodach, utrzymywanie międzynarodowej korespondencji, międzynarodowych wizyt. Jednak towarzyszy temu wyjątkowa aura. Pamiętam wizytę Elżbiety II w Waszyngtonie – wszyscy Brytyjczycy, którzy obsługiwali wizytę, moi koledzy, na co dzień długowłosi i nie przywiązujący wagi do wyglądu, na spotkanie z królową przyszli wystrojeni odświętnie. I byli niezwykle podekscytowani.

Brzmi pan jak zakochany w monarchii.

Politycznie jestem republikaninem, ale dostrzegam zalety naszej monarchii. Zwłaszcza, że kosztuje mnie tylko 60 pensów rocznie. Oczywiście mam na myśli instytucję, a nie konkretnych członków królewskiego rodu. Rodzina królewska to często ludzie dysfunkcyjni. Często śmieję się, że gdyby nie byli bogaci, musieliby się nimi zajmować pracownicy opieki społecznej. Królowa Wiktoria cierpiała na depresję, jej syn Edward VII był kompletnym nudziarzem, a Edward VIII cierpiał na obsesje seksualne. Czy to nie zgroza?

Jednak ta często dysfunkcyjna rodzina, pożera dużą część wymienionej na początku sumy.

Nie interesuje mnie to tak bardzo. Szacuje się, że kilkadziesiąt tysięcy funtów kosztuje operacja Wielkiej Brytanii w Libii. Kiedy dostaniemy pełne dane, okaże się, że to dużo więcej, niż utrzymanie dworu przez rok. A druga sprawa, że Elżbieta II jest bogata z domu. Pochodzi z zamożnej szkockiej rodziny. Zarabia na swoich nieruchomościach. Dodatkowo majątek królewski, oddany w XVIII wieku parlamentowi, generuje dla państwa duże przychody.

Królowa płaci nawet podatek, choć jej przeciwnicy twierdzą, że ma za dużo ulg.

Moim zdaniem członkowie rodziny królewskiej nie powinni w ogóle płacić podatku. To bez sensu. Przecież to i tak pieniądze z budżetu.

Co Brytyjczycy myślą o tych wydatkach teraz? Po cięciach rządu Camerona i w przede dniu reformy świadczeń społecznych? Nie słyszałem, by ktoś narzekał. Wszyscy wiemy, że podobnie jak olimpiada 2012 roku, taka ceremonia to stymulacja dla naszej gospodarki.

Ale z turystów ma być tylko miliard funtów. Za to straty z dnia wolnego – aż 6 mld funtów…

Nie wierzę w takie kalkulacje. Proszę powiedzieć, czy gdybyście w Polsce nie obchodzili Bożego Narodzenia, bylibyście dużo bogatsi?

Rozmawiała Katarzyna Kozłowska

Edward Lucas, "The Economist". (CC By-SA Saeima)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Ekonomiści powinni czytać Dickensa

Kategoria: Demografia
Ebenezer Scrooge, postać z „Opowieści Wigilijnej” Karola Dickensa niesie nam przesłanie moralne, filozoficzne, społeczne, a nawet polityczne i, jak zwrócił uwagę Harry van Dalen, profesor makroekonomii na Wydziale Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Tilburgu w południowej Holandii – ekonomiczne.
Ekonomiści powinni czytać Dickensa

Złote Szkoły NBP: Jak edukacja ekonomiczna zmienia polskie szkoły

Kategoria: Raporty
Obraz edukacji ekonomicznej w Polsce jest dynamiczny i złożony. W całym kraju wiele organizacji i instytucji – interesariuszy z sektora publicznego, prywatnego oraz organizacji niekomercyjnych tworzy i wdraża projekty edukacyjne zarówno z zakresu ekonomii, jak i finansów. W czerwcu 2024 r. z inicjatywy Rady Edukacji Finansowej, w której NBP ma swojego przedstawiciela, a także we współpracy z OECD, została przyjęta w Polsce „Krajowa Strategia Edukacji Finansowej”. Tym samym nasz kraj dołączył do grona państw, które mają ogólnokrajową strategię na rzecz edukacji finansowej.
Złote Szkoły NBP: Jak edukacja ekonomiczna zmienia polskie szkoły

Sekrety monarchii i firm rodzinnych: stabilność, wizja i ochrona własności

Kategoria: Raporty
Celem nauki – w tym także ekonomii – jest dążenie do prawdy, niezależnie od opinii. Jednym z takich nieoczywistych i nieczęsto spotykanych twierdzeń jest korzystna zależność między monarchią a stanem gospodarki. Monarchie mogą sprzyjać stabilności i rozwojowi ekonomicznemu, a tak się dzieje za sprawą ich podobieństwa do firm rodzinnych.
Sekrety monarchii i firm rodzinnych: stabilność, wizja i ochrona własności