Szanse na „smart cities” w Polsce
Kategoria: Analizy
Sabina Baraniewicz-Kotasińska (fot. arch. prywatne)
„Obserwator Finansowy”: Słowo smart od dawna robi karierę, gdyż otaczamy się inteligentnymi przedmiotami, powszechnie korzystamy z rozwiązań smart. Pojawia się też określenie smart cities. Ale czym właściwie są te inteligentne miasta?
Sabina Baraniewicz-Kotasińska: Niegdyś pojęcie smart city rozumiano głównie jako implementację zaawansowanych technologii do przestrzeni miejskiej i zarządzanie nią, w sposób bardziej nowoczesny, a więc scyfryzowany, a także oparty na inteligentnych technologiach. Dziś ta perspektywa miasta zyskała odpowiedni balans, a inteligentne miasta to przede wszystkim takie, które utrzymują równowagę między potrzebami ludzi, środowiska i gospodarki. W tym ujęciu technologie są jednym z narzędzi służących do poprawy jakości życia, a nie celem samym w sobie.
Czy współczesne globalne wyzwania, takie jak zmiany klimatyczne czy coraz bardziej intensywna urbanizacja, przyspieszają rozwój smart cities?
Koncepcja inteligentnych miast powstała jako odpowiedź na wyzwania związane właśnie z masową urbanizacją i zmianami klimatycznymi. Prawie zawsze gdy czytamy o smart cities, pojawia się odwołanie do prognoz ONZ na temat tego, że do 2050 r. około 70 proc. światowej populacji będzie żyło w aglomeracjach miejskich. Jest to duży impuls, wynikający zarówno z potrzeby, jak i popytu, do rozwoju innowacyjnych technologii miejskich.
Czy istnieje „idealny” model inteligentnego miasta?
Powiedziałabym, że „idealny” model inteligentnego miasta to ten dopasowany do potrzeb mieszkańców i biorący pod uwagę jego lokalną tożsamość kulturową, a także specyfikę działania oraz wyzwania, z którymi organizm miejski się mierzy. Oznacza to, że raczej nie znajdziemy uniwersalnego modelu rozwoju inteligentnego miasta, gdyż każde miasto na świecie jest unikalne – różni się powierzchnią, ukształtowaniem terenu, strukturą demograficzną, dostępem do zasobów, sposobem organizacji administracji. Każde powinno więc szukać swojego przepisu na bycie smart, szczególnie jeśli chce być konkurencyjne wobec innych ośrodków.
Które miasto może stanowić wzór do naśladowania?
Globalnie bardzo często jako wzór inteligentnego miasta przywoływany jest Singapur, co też odzwierciedlają wysokie lub najwyższe miejsca w rankingach. Docenia się jego podejście do urbanistyki i to, jak łączy zaawansowane technologie z polityką zrównoważonego rozwoju i wysoką jakością życia. I nie ukrywam, że bardzo chciałabym się przekonać, czy tak jest w rzeczywistości, a przede wszystkim zobaczyć Gardens by the Bay (Ogrody nad Zatoką, park miejski w Regionie Centralnym Singapuru, który powstał w ramach strategii przekształcania Singapuru w miasto-ogród – przyp. red.).
A które europejskie miasto jest najbardziej smart?
W Unii Europejskiej mamy ponad 800 miast z liczbą powyżej 50 tys. mieszkańców. Podejrzewam, że na upartego wszystkie moglibyśmy nazwać smart – przez to, że nie mamy sztywnych kryteriów, które jednoznacznie pozwalają na określenie danego miasta jako inteligentne. To tytuł, który często samozwańczo nadają sobie aglomeracje, bo kto nie chce być smart? A jeśli dane miasto nie jest smart, to jakie jest? W zależności od kryteriów oceny, ta pozycja miast w rankingach „inteligentności” oczywiście się różni. Najczęściej prym wiedzie Zurych, który w rankingu światowym „IMD Smart City Index 2024” zajął pierwsze miejsce już piąty rok z rzędu, ale wysoko stoją też Oslo, Kopenhaga, Londyn czy Helsinki.
Europejskie instytucje mierzą inteligencję miasta w sześciu domenach: ekonomia/gospodarka, ludzie, zarządzanie, mobilność, środowisko i życie. Czym jest w tym ujęciu inteligentna gospodarka?
W koncepcji smart city inteligentna gospodarka to domena, która zakłada wykorzystanie technologii, innowacji do zwiększenia konkurencyjności, produktywności oraz atrakcyjności miasta. Celem działań opartych na tworzeniu klastrów technologicznych, cyfryzacji procesów biznesowych czy wdrażaniu nowoczesnych modeli biznesowych, wspieraniu tzw. circular economy (gospodarka o obiegu zamkniętym – przyp. red.), jest oczywiście osiągnięcie długoterminowego wzrostu gospodarczego.
„Idealny” model inteligentnego miasta to ten dopasowany do potrzeb mieszkańców i biorący pod uwagę jego lokalną tożsamość kulturową, a także specyfikę działania oraz wyzwania, z którymi organizm miejski się mierzy.
Spośród europejskich miast również tutaj prym wiedzie Zurych, ze swoim silnym sektorem fintech i blockchain. W rankingach globalnych najczęściej jest tuż za Singapurem. Z zaciekawieniem przyglądam się też temu, jak Tallinn sprawnie wykorzystuje sektor innowacji do swojego rozwoju.
Jakie są różnice w podejściu do koncepcji smart cities między Azją, Europą i Ameryką Północną?
Bardzo duże, choć oczywiście od każdej reguły znajdziemy wyjątek. W USA realizacja projektów z zakresu smart city opiera się na ścisłej współpracy z biznesem. W grę wchodzą często duże korporacje i to one dostarczają miastom systemów oraz rozwiązań opartych na nowych technologiach, które mają zarówno usprawniać działanie miasta, jak i redukować koszty. Dużo czasu spędziłam w San Francisco i mogę stwierdzić, że to miasto dostarcza mnóstwa przykładów tego, jak innowacjami można wspierać krajową i lokalną gospodarkę. W Europie podkreśla się znaczenie szerszej współpracy międzysektorowej, a wysoki poziom partycypacji społecznej jest uznawany za jeden z elementów inteligentnego miasta. Mamy też wysokie standardy w zakresie ochrony prywatności. W przypadku Azji realizuje się często centralnie planowane rozwiązania. Powstają zupełnie nowe megaprojekty miast, jak na przykład Songdo w Korei Południowej. Mają one spełniać określone cele państwa, najczęściej ekonomiczne. Testuje się tam różne zaawansowane technologicznie rozwiązania, często z mniejszym naciskiem na ochronę prywatności jednostki, nie tyle z powodu jej mniejszej świadomości, co ze względu na silniejsze przekonanie, że rozwiązania te służą wygodzie i bezpieczeństwu każdego mieszkańca.
Jak w najlepszych smart cities rozwiązywane są kwestie efektywności energetycznej i zarządzania odpadami?
Ta efektywność to wynik synergii kilku elementów: nie tylko stosowania zaawansowanych technologii, lecz także wdrażania odpowiednich polityk, edukacji i przede wszystkim kształtowania zachowań społecznych. Miasta takie jak Singapur, Kopenhaga czy Zurych wdrażają inteligentne sieci energetyczne, tzw. smart grids, które monitorują i optymalizują zużycie energii w czasie rzeczywistym. Dzięki nim mogą efektywnie integrować odnawialne źródła energii – takie jak energia słoneczna czy wiatrowa – z siecią elektroenergetyczną, co zarówno pozwala na zmniejszenie emisji CO2, jak i zwiększa bezpieczeństwo energetyczne oraz ogranicza straty przesyłowe. W niemieckim Fryburgu mamy przykład energooszczędnej dzielnicy Vauban. Wszystkie domy spełniają standardy niskoenergetyczne, a sporo z nich jest plusenergetycznych, co oznacza, że w ciągu roku produkują więcej energii niż zużywają.
W zakresie zarządzania odpadami np. Zurych czy Sztokholm wprowadzają nowoczesne systemy sortowania, recyklingu i przetwarzania odpadów, dzięki czemu osiągają imponujące wskaźniki przetwarzania surowców wtórnych. W Songdo, które miało w tym aspekcie łatwiej, bo zostało wybudowane od podstaw w XXI w. – funkcjonuje podziemny system składowania odpadów. W całym mieście odpady wyrzucane do specjalnych pojemników są od razu automatycznie transportowane pod ziemię za pomocą systemu rur pneumatycznych. Tam są sortowane, oczywiście również automatycznie. To, co można ponownie wykorzystać, podlega recyklingowi. Pozostałe śmieci są wykorzystywane do produkcji energii cieplnej i elektrycznej. Nie ma wysypisk, wystawiania śmieci przed dom i czekania na służby komunalne, aż je odbiorą.
W jaki sposób ekonomia współdzielenia (ang. sharing economy) może zostać zintegrowana z systemami smart cities, by zwiększyć efektywność wykorzystania miejskich zasobów?
Ekonomia współdzielenia już jest często wykorzystywana w inteligentnych miastach, najczęściej w formie publicznych rowerów czy hulajnóg. Jej główną zaletą jest umożliwianie korzystania z zasobów na żądanie. Natomiast usługi carsharingu mają zmniejszać liczbę prywatnych samochodów na drogach, a tym samym emisję CO2.
Ekonomia współdzielenia może też wspierać rozwiązania ukierunkowane na automatyczną regulację wysokości opłat – np. za parkingi – w zależności od popytu na daną usługę,. W ten sposób umożliwia się większej liczbie osób dostęp do ograniczonych usług i zasobów. W Holandii inteligentne sieci energetyczne umożliwiają mieszkańcom produkcję energii ze słońca i np. współdzielenie jej z sąsiadami.
Zobacz również:
Szanse na „smart cities” w Polsce
Bardzo podobają mi się rozwiązania, które promują społeczne współdzielenie zasobów, np. zamiast kupować rzadko używane narzędzia, mieszkańcy mogą je wypożyczać w lokalnych wypożyczalniach. Takie same inicjatywy odnoszą się do odzieży, żywności czy rzeczy, których już nie używamy. Dla przykładu, takie miejsce – ReUżytkownia prężnie działa w Opolu. To świetna sprawa, bo współdzielenie promuje współpracę i zaangażowanie społeczne.
W jaki sposób mieszkania w inteligentnych miastach odpowiadają na wyzwania związane z gęstością zaludnienia?
Choćby przez optymalizację wykorzystania przestrzeni. Mikroapartamenty (i nie mam tu na myśli tzw. patodeweloperki) są w cenie. W Korei Południowej czy w Tokio takie mieszkania są wyposażane w składane i wielofunkcyjne meble. To popularyzuje dodatkowo minimalizm. Mamy też modułowe budownictwo, które umożliwia szybki montaż i demontaż, a tym samym elastyczne dostosowanie budynków do zmieniających się potrzeb populacji. Wraca się do promowania budynków wielofunkcyjnych, w których można jednocześnie mieszkać i pracować czy robić zakupy, co ogranicza potrzebę poruszania się po odległych zakątkach miasta. W takich budynkach też korzysta się z ekonomii współdzielenia – wspólne: kuchnia, siłownia, salon pozwalają zmniejszyć kosztowną powierzchnię powstających mieszkań. W krajach o wysokich wskaźnikach poczucia osamotnienia takie rozwiązania cieszą się popularnością.
Oczywiście również integracja budynków z naturą pomaga zmniejszyć efekt miejskiej wyspy ciepła, oraz zwiększyć dobre samopoczucie mieszkańców w tej zatłoczonej przestrzeni: to parki między budynkami, zielone fasady budynków, ogrody na dachach.
Brzmi pięknie. Ale jakie są bariery wdrażania w życie tych koncepcji i z jakimi zagrożeniami należy się liczyć?
Bariery i wyzwania związane z wdrażaniem koncepcji smart city są liczne i różnorodne. Z perspektywy politycznej, istotnym problemem jest ryzyko związane z inwestowaniem w długoterminowe projekty, szczególnie w kontekście cykli wyborczych, które skłaniają do podejmowania decyzji krótkoterminowych. Wiele miast nie ma nawet kompleksowej strategii, która holistycznie proponowałaby inteligentną transformację urbanistyczną. A nawet jeśli takie strategie istnieją, to napotykają na kolejną trudność – dynamiczny rozwój technologii, który wymusza ciągłą aktualizację i modernizację systemów. To, co dziś uznaje się za smart, jutro może zostać zastąpione sprawniejszym rozwiązaniem. Barierą ekonomiczną są wysokie koszty implementacji nowych technologii, które wymagają solidnej infrastruktury. Ponadto istnieje problem braku odpowiednich przepisów prawnych, które nie nadążają za tempem zmian technologicznych, co prowadzi do niejasności dotyczących odpowiedzialności za różne aspekty funkcjonowania nowo wprowadzanych rozwiązań.
Trudno teraz ocenić, dokąd zaprowadzi nas ten technologiczny rozwój miast. Powinniśmy poważnie traktować zagrożenia związane z cyberbezpieczeństwem – infrastruktura oparta na IoT (ang. Internet of Things, internet rzeczy – przyp. red.) jest szczególnie podatna na ataki hakerskie, a te mogą być fatalne w swoich skutkach.
Niegdyś określenie smart city rozumiano głównie jako implementację zaawansowanych technologii i zarządzanie miastem w sposób bardziej nowoczesny, a więc scyfryzowany, oraz oparty na inteligentnych technologiach. Dziś ta perspektywa miasta zyskała odpowiedni balans, a inteligentne miasta to przede wszystkim takie, które utrzymują równowagę między potrzebami ludzi, środowiska i gospodarki
Dynamiczny postęp technologiczny pociąga też za sobą regularne aktualizacje i potrzebę wymiany sprzętu. Możemy to zaobserwować u siebie w domach, a świadczy o tym częstotliwość zmiany smartfonu, telewizora czy komputera. Taki intensywny rozwój infrastruktury nie pozostaje obojętny dla środowiska, a o tym nie mówi się za często. Powstaje duża ilość odpadów elektronicznych, które nierzadko zawierają substancje niebezpieczne, takie jak rtęć, ołów czy kadm, które wraz z tymi odpadami trafiają do ubogich krajów Afryki. Jeśli nie są odpowiednio przetwarzane, a wiemy, że tam nie są, to mogą zanieczyszczać środowisko i stanowić zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt. Dodatkowo przy produkcji urządzeń elektronicznych eksploatujemy metale rzadkie, takie jak lit czy kobalt, co również się przyczynia do degradacji środowiska naturalnego, o które przecież inteligentne miasto ma dbać.
Czy szczególnym zagrożeniem jest koncentracja technologii w rękach kilku dużych korporacji? Czy potencjalnie może to prowadzić do monopolizacji i wyższych kosztów dla miast?
Przy braku odpowiednich regulacji – zdecydowanie tak. W rękach dużych graczy koncentrują się spory kapitał i często zaawansowana, opatentowana technologia, co pozwala dyktować warunki.
Ale wiemy też, że inwestycje w smart cities mają prowadzić do długoterminowych oszczędności w budżetach miejskich…
Tak, zależność od dostawców technologii to na pewno element ryzyka i niezbędne są tu odpowiednie regulacje. Długoterminowe oszczędności są kluczowym założeniem koncepcji smart city. Przyjmuje się, że długotrwałe korzyści przewyższą koszty związane z początkowymi wydatkami na inwestycje, bo uzyska się: zwiększenie produktywności, optymalizację wykorzystania zasobów, redukcję kosztów operacyjnych i poprawę jakości życia. Oszczędzamy tu przede wszystkim na zużyciu energii, kosztach zbiórki odpadów czy zarządzaniu gospodarką wodną.
Technologie takie jak AI (ang. artificial intelligence – sztuczna inteligencja, przyp. red.) i IoT mogą w dłuższej perspektywie znacząco zredukować koszty operacyjne zarządzania miejskiego, bo pozwalają optymalizować wiele procesów. Dzięki danym dostarczanym w czasie rzeczywistym właściwe organy mogą precyzyjnie zarządzać oświetleniem czy transportem, obniżać koszty i ograniczać straty, przy założeniu, że mamy odpowiednią infrastrukturę oraz ludzi, którzy potrafią z tych danych korzystać.
Ile wart jest globalny rynek smart cities?
Te liczby się wahają w zależności od przyjętej metodologii, wszystkie raporty jednak zgodnie potwierdzają, że wartość globalnego rynku smart cities rośnie bardzo dynamicznie. Obecnie jest on wyceniany na 650–770 mld dolarów, choć niektóre źródła szacują, że już przekroczył bilion. Wzrost ma się utrzymywać w najbliższych latach na średnim poziomie około 25 proc. rocznie.
W takim razie rozwój inteligentnych miast przez inwestycje w technologie miejskie musi wpływać na międzynarodowe przepływy kapitału.
Bez wątpienia. Rozwój inteligentnych miast napędza te inwestycje. Smart miasta wabią zagranicznych inwestorów, czego świetnym przykładem jest wspomniane już Songdo. Ledwie wybudowane, szybko przyciągnęło amerykańskie, azjatyckie i europejskie korporacje. W technologie miejskie inwestują globalni giganci, tacy jak Cisco, IBM, Huawei. Google utworzyło nawet spółkę zależną Sidewalk Labs – ukierunkowaną tylko na innowacje miejskie.
Projekty smart cities często są realizowane w ramach partnerstw publiczno-prywatnych, także międzynarodowych, co też sprzyja globalnej wymianie wiedzy i transferom technologii. Rozwój inteligentnych miast jest m.in. katalizatorem wzrostu innowacyjnych sektorów gospodarki, takich jak fintech czy cleantech, z czym wiążą się też ważne przemiany strukturalne na rynku pracy. Konsekwencje makroekonomiczne najlepiej ocenią ekonomiści. Mnie najbardziej interesują koszty społeczne, czyli to, jak smart cities i technologie zmienią nasze życie. Nie chodzi tylko o to, co zyskamy, ale też co utracimy.
Czy tym, co utracimy masowo może być źródło dochodu? Jakie zmiany na rynku pracy niesie rozwój technologii miejskich?
Z jednej strony się cieszymy, bo powstają nowe zawody i sektory pracy. Jest duże zapotrzebowanie na specjalistów ds. analizy danych, inżynierów IoT, architektów AI czy ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa. W Singapurze przy wprowadzaniu programu Smart Nation powstały tysiące miejsc pracy w sektorach technologicznych.
Jest też druga strona medalu. Automatyzacja i robotyzacja sprawiają, że eliminuje się potrzebę zatrudniania pracowników do wykonywania powtarzalnych czynności. Dla przykładu, kasjerzy już są zastępowani przez autonomiczne kasy, a obsługa klienta przez chatboxy, bo te minimalizują koszty operacyjne firm i skracają czas obsługi klientów. Zmieniające się warunki i wymagania na rynku pracy będą zatem wymuszać na wielu ludziach potrzebę przekwalifikowania się i szukania nowego zajęcia. Zmienia się też sam sposób pracy. Możemy pracować zdalnie, międzynarodowo, z dowolnego miejsca na świecie.
A czy smart cities mogą stać się narzędziem w walce o przyciąganie wykwalifikowanych pracowników?
Smart cities mają wiele do zaoferowania w tym zakresie. Kuszą dynamicznym środowiskiem biznesowym, nowoczesnym środowiskiem pracy i wieloma ofertami zatrudnienia dla pracowników sektora technologicznego. Inteligentne miasta wspierają też rozwój startupów i innowacyjnych firm. To prawdziwa kopalnia cennych dla nich danych. Przykład Masdar, miasta w emiracie Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, pokazuje jednak, że o ile smart cities mogą łatwo zdobywać inwestorów, o tyle czasem narzucany przez nie styl życia może utrudniać „pozyskiwanie” samych mieszkańców. Nie wszyscy chcą rezygnować z posiadania swoich samochodów czy z możliwości decydowania o tym, kiedy i jak długo mogą korzystać z prysznica.
Jakie są ekonomiczne konsekwencje różnic w tempie wdrażania smart cities między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się?
To przede wszystkim zwiększanie przepaści technologicznej i gospodarczej. Kraje globalnej Północy szybciej i na większą skalę wdrażają zaawansowane technologie, ale też stosują je często w zupełnie innych celach – służą one poprawie komfortu życia, podnoszeniu jego standardu i bezpieczeństwa. Miasta globalnej Północy i globalnego Południa borykają się z odmiennymi wyzwaniami, przy czym i jedne, i drugie starają się odpowiadać na te wyzwania z pomocą ICT (ang. Information and Communications Technology, technologie informacyjne i komunikacyjne – przyp. red.). Na globalnym Południu często jednak brakuje podstawowej infrastruktury miejskiej i to tam obserwujemy najbardziej dynamiczny przyrost liczby mieszkańców miast. Mamy oczywiście też tzw. brain drain (drenaż mózgów – przyp. red.). Młodzi specjaliści z Afryki migrują poza kontynent w poszukiwaniu lepszych warunków życia i rozwoju zawodowego.
Autonomiczne pojazdy wydają się nieuniknioną częścią smart cities. Jak będzie wyglądała przyszłość z tymi pojazdami w przestrzeni miejskiej?
Ten rynek należy do jednego z najbardziej dynamicznych sektorów technologicznych. Duża rywalizacja firm, miliardy dolarów w inwestycjach. Przyszłość rynku AV (ang. autonomous vehicles, pojazdy autonomiczne – przyp. red.) na pewno będzie zależeć od dalszego postępu technologicznego, regulacji prawnych i samej akceptacji społecznej, ale już teraz widać, że autonomiczne pojazdy zrewolucjonizują sposób, w jaki będziemy się kiedyś poruszać po mieście.
Integracja AV z infrastrukturą miejską za pomocą tzw. systemów V2X (ang. vehicle-to- everything – przyp. red.) ma umożliwić im komunikację z odpowiednią infrastrukturą, czyli sygnalizacją świetlną, czujnikami ruchu, systemami do zarządzania energią. Takie pojazdy będą w stanie same znajdować i rezerwować miejsca parkingowe. Optymalizacja na każdym kroku. Nim to jednak nastąpi – potrzebujemy jeszcze odpowiedniej adaptacji infrastruktury i dostosowania regulacji prawnych, które ustalą zasady dotyczące odpowiedzialności za wypadki, ochrony danych osobowych czy sposobów postępowania w sytuacjach kryzysowych, choćby w przypadku cyberataku.
A czy technologie takie jak metawersum (wirtualna rzeczywistość – przyp. red.) mogą znaleźć zastosowanie w planowaniu i zarządzaniu miastami przyszłości?
Metawersum ma ogromny potencjał, by stać się kluczowym narzędziem w zarządzaniu miastami. Umożliwia tworzenie wirtualnych modeli miast, dzięki którym urbaniści mogą testować różne scenariusze zagospodarowania przestrzeni i na przykład sprawdzić, jak nowe osiedle wpłynie na ruch uliczny w danej okolicy. Metawersum może się stać także istotnym wsparciem w procesach konsultacji społecznych, umożliwiać mieszkańcom wirtualny spacer po planowanych inwestycjach. Z pomocą tej technologii mogliby oni też uczestniczyć w wirtualnych zebraniach czy głosowaniach nad projektami.
Jakie jeszcze rozwiązania należy uznać za kluczowe dla przyszłości inteligentnych miast?
Dla mnie kluczowa jest nie tyle technologia, co idea – to, jak myślimy o inteligentnym mieście, o tym, w którym kierunku powinno się ono rozwijać, jak powinno wyglądać i w jaki sposób może nam służyć. Jeśli urządzamy swój dom, to chcemy, by nam się w nim dobrze żyło i staramy się odpowiednio dopasować przestrzeń do potrzeb każdego z domowników. Podobnie powinniśmy myśleć o gospodarowaniu miastem. Cenne są dla mnie rozwiązania wspierające miejski tzw. well-being (dobrostan – przyp. red.) – poprawa jakości powietrza, zielone przestrzenie zamiast wszechobecnego betonu, przez który latem temperatura w mieście staje się nie do zniesienia, zmniejszanie zanieczyszczenia hałasem i światłem (szkodliwa dla roślin i zwierząt zbyt duża ilość oświetlenia nocnego, którego źródłem są różne rodzaje sztucznych świateł – przyp. red.), tworzenie plenerowych miejsc spotkań, które sprzyjają integracji społecznej, a także infrastruktura rowerowa… Wiele z tych rozwiązań nie wymaga zaawansowanych technologii, a są one ważne dla naszego samopoczucia i zdrowia.
Efektem odbytych przez panią podróży i towarzyszących im prac badawczych jest książka „Smart City. Kto rządzi w inteligentnych miastach”. Kto nimi rządzi?
Rozważania zawarte w książce oparłam na analizie dwóch wiodących modeli rozwoju smart city, które nazwałam technokratycznym i partycypacyjnym. Pierwszy był reprezentowany przez USA, a drugi – przez Danię. W jednym i drugim przypadku ta władza w smart city w rozumieniu politycznym pozostaje w rękach samorządowców, ale zmienia się sam sposób jej sprawowania. Tworzenie inteligentnego miasta wymaga wyjścia poza zbiurokratyzowaną organizację i włączania różnych jej interesariuszy do współrządzenia. Samorząd staje się jednym z aktorów wpływających na system społeczny. W przypadku modelu technokratycznego samorządowi towarzyszy przede wszystkim sektor biznesu. W przypadku modelu partycypacyjnego – równie ważny, jeśli nie ważniejszy od sektora biznesu, jest trzeci sektor z mieszkańcami na czele. Mamy tu zatem środowisko silnej współpracy międzysektorowej.
Jakie trendy w rozwoju smart cities będziemy obserwować w 2025 r.?
W 2024 r. obserwowaliśmy wzrost popularności rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji i uczeniu maszynowym, które usprawniały zarządzanie transportem publicznym, energetyką czy monitorowaniem środowiska. Wyraźnie zwiększył się także nacisk na technologie związane z dekarbonizacją, blockchainem, magazynowaniem energii. W wielu miastach wdrażano zaawansowane systemy oparte na IoT do monitorowania i optymalizacji zbiórki odpadów. Myślę, że w 2025 r. będziemy nadal rozwijać te technologie i jeszcze bardziej je usprawniać. Mam jednak nadzieję, że ten rozwój pójdzie w parze z uwzględnianiem potrzeb różnych grup społecznych, a projektowane rozwiązania będą sprzyjały budowaniu bardziej przyjaznych, zielonych i inkluzywnych miast.
A jakie są największe wyzwania, które stoją przed inteligentnymi miastami w dalszej perspektywie, np. najbliższych 20 lat?
Myślę, że adaptacja do zmian. Żyjemy w bardzo dynamicznych czasach, w kontekście zarówno rozwoju technologicznego, jak i społecznego. Mamy dziś konkretne oczekiwania co do tego, jak chcemy żyć w naszych miastach i jak powinny one wyglądać. Również sytuacja ekonomiczna i klimatyczna – a w niektórych regionach także polityczna – nie jest stabilna. W tej sytuacji rozwój w kierunku, który będzie odpowiedzią na współczesne i przyszłe wyzwania, a jednocześnie budowanie odporności na różne oczekiwane i nieoczekiwane scenariusze przyszłości, z pewnością będzie dla inteligentnych miast dużym wyzwaniem.
Rozmawiała: Anna Słabosz-Pawłowska
Artykuł pochodzi z 20. wydania kwartalnika „Obserwator Finansowy” – marzec-maj 2025 r.