Autor: Jarosław Kamiński

Analityk biznesowy, absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu

Pieniądze też dają szczęście

Podobno czas to pieniądz, a skoro szczęśliwi czasu nie liczą, to wychodzi na to, że nie liczą też pieniędzy. Czy rzeczywiście? Bynajmniej! Umieją kalkulować, ale pomnażanie bogactwa nie spędza im snu z powiek.
Pieniądze też dają szczęście

(@Getty Images)

„Pełne i trwałe zadowolenie z całości życia” – to definicja szczęścia według polskiego filozofa Władysława Tatarkiewicza. Czy pieniądze mogą zapewnić to zadowolenie?

Przez wieki bogactwo było niemalże synonimem szczęścia. Niemałym wydarzeniem w ekonomii było zatem opisanie pół wieku temu przez amerykańskiego ekonomistę Richarda Easterlina pewnego zjawiska. Pokazał on, że wzrostowi bogactwa narodu mierzonego dochodem krajowym brutto na głowę mieszkańca nie towarzyszył wzrost średniego poziomu satysfakcji z życia. Innymi słowy – ludzie bogatsi, co prawda, są szczęśliwsi od biedniejszych w danym momencie, ale wzrost dochodów w czasie nie prowadzi do zwiększenia poczucia szczęścia. Paradoks Easterlina można spuentować jeszcze inaczej – moim szczęściem jest nieszczęście sąsiada.

Efekt porównań

Skąd ten nieszczęsny sąsiad? Otóż ludzie mają skłonności do porównań z innymi. Osoby, z którymi się porównujemy można dość ogólnie zaklasyfikować do trzech grup: do grupy członkowskiej, grupy aspiracji i grupy negatywnej. Dwie ostatnie to oczywiście ludzie, do których chcielibyśmy być podobni lub wolelibyśmy ich unikać. Pierwsza grupa natomiast to ta, z którą w danym momencie się identyfikujemy. Wszystkie te trzy kategorie ludzi mogą tworzyć naszą grupę odniesienia – np. biedniejszy lub bogatszy od nas sąsiad.

W perspektywie ekonomicznej im więcej mamy, tym lepiej. Psychologowie jednak, w kontekście porównań, powiedzieliby raczej – im więcej niż inni, tym lepiej. Amerykańscy naukowcy Victoria Husted Medvec, Scott F. Madey i Thomas Gilovich udowodnili w swoim artykule badającym olimpijczyków („When Less Is More: Counterfactual Thinking and Satisfaction Among Olympic Medalists”), że brązowi medaliści byli bardziej szczęśliwi od zdobywców srebra. To sprzeczne z naszą intuicją stwierdzenie da się wytłumaczyć właśnie porównaniami. Zajmujący drugie miejsce częściej myślą co by było, gdyby osiągnęli lepszy wynik i byli pierwsi na mecie. Zdobywcy natomiast trzecich miejsc, bardziej niż o lepszych miejscach, myślą o tym, że w alternatywnym scenariuszu mogliby być na miejscu czwartym, bez medalu. Przykład ten pokazuje, że rzeczywiste zdarzenia mają czasem mniejsze znaczenie niż ich indywidualne uwarunkowane postrzeganie.

110 tys. dolarów

Wróćmy do pieniędzy. Skoro porównania są takie ważne, to czy nie ma różnicy, czy ktoś zarabia minimalną krajową, czy pięciokrotność tej kwoty? Oczywiście i w szczęściu ma to odzwierciedlenie. W 2010 r. szerokim echem odbiła się praca naukowców Daniela Kahnemana i Angusa Deatona z Princeton University („High income improves evaluation of life but not emotional well-being”), którzy zbadali 450 tys. Amerykanów w kontekście związku między dochodami a koncepcjami „dobrego samopoczucia emocjonalnego” i „satysfakcji z życia”. Nobliści (Kahneman Nobel w 2002 r., Deaton – w 2015 r.) ustalili, że szczęście narastało wraz z awansem dochodowym, ale relacja ta osiągała w statystycznym gospodarstwie pułap na poziomie 75 tys. dol. rocznie (około 110 tys. dzisiejszej wartości). Warto też zwrócić uwagę na pojęcia szczęścia i zadowolenia. W przeciwieństwie do szczęścia, Kahneman i Deaton odkryli, że zadowolenie z życia stale wzrastało wraz z dochodem bez fazy plateau – im więcej pieniędzy ludzie zarabiają, tym bardziej byli zadowoleni ze swojego życia.

Zobacz również: 
Pieniądze szczęścia nie dają

Granice pozytywnego wpływu bogactwa na szczęście pokazuje praca pt. „GDP and life satisfaction: New evidence” (Aldo Rustichini i Eugenio Proto), gdzie autorzy analizują region Unii Europejskiej. Osoby w krajach o PKB na mieszkańca poniżej 6700 dol. były o 12 proc. mniej skłonne do zgłaszania najwyższego poziomu zadowolenia z życia niż te w krajach o PKB na mieszkańca wynoszącym około 20 000 dol. Powyżej tej wartości związek produktu krajowego tracił jednak na znaczeniu, a przy wartości 30–33 tys. dol. dochodziło do zaniku pozytywnej korelacji bogactwo-szczęście (badanie przeprowadzono w 2014 r., zatem wymienione kwoty można zwiększyć o 30 proc., by poznać ich dzisiejszą wartość).

Pieniądze i bogactwo dają szczęście, ale do pewnego momentu – taki wniosek wypływa z tych przykładów. Matthew Killingsworth z University of Pennsylvania, przeciwnie do badania naukowców z Princeton University, nie zauważa jednak żadnego poziomu, przy którym pieniądze przestają odgrywać ważną rolę w wymiarze szczęścia. W 2021 r. zdecydował się na metodę próbkowania doświadczeń, która polega na wielokrotnym wypełnianiu krótkich ankiet w losowo wybranych momentach dnia. Inaczej, jak w wielu badaniach nad szczęściem, badacz z uniwersytetu w Filadelfii nie skupia się tylko na ogólnej satysfakcji z życia, ale także na dobrostanie doświadczalnym. Wniosek z tej pracy jest taki, że im więcej pieniędzy zarabiamy, tym jesteśmy szczęśliwsi.

Naukowcy pogodzeni

Sprzeczne wyniki badań Kahnemana i Killingsworth zostały niejako pogodzone przy zrewidowaniu ich prac wraz z profesor Barbarą Mellers. Autorzy doszli do wniosku, że żadne z poprzednich badań nie było w pełni poprawne. Te przeprowadzone przez noblistów było zbyt ogólne (bez stopniowania), co oznaczało, że jeśli raz się stwierdziło, że jest się szczęśliwym, nie miało się możliwości skonstatowania, że jest się bardziej szczęśliwym w innym dniu (badanie było przeprowadzane codziennie przez rok).

Z kolei praca negująca istnienie plateau w relacji zarobki-szczęście nie mówiła o tym, że szczęście tych najmniej szczęśliwych 20 proc. populacji się nie poprawiło, gdy ci ludzie osiągnęli dochód około 100 tys. dol.

Zobacz również: 
Behawioralne spojrzenie na ekonomię

W artykule „Income and emotional well-being: A conflict resolved”, autorzy (Killingsworth, Kahneman, Mellers) zwracają uwagę na ważną rzecz, że niezadowolona kohorta w każdej grupie dochodowej wykazywała gwałtowny wzrost szczęścia do 100 tys. dol. rocznie, a następnie osiągała plateau. Mówiąc prościej – jeśli jesteś bogaty i nieszczęśliwy, więcej pieniędzy nie pomoże. Dla wszystkich innych, większe zarobki wiązały się z większym szczęściem.

Wzrost szczęścia spowodowany posiadaniem większego bogactwa pewnie ma swój limit, choć nie zostało to dobrze zbadane. Prawo malejącej użyteczności krańcowej pomaga jednak wysnuć takie wnioski. Choć kawa wypita przez smakosza tego trunku daje określone zadowolenie, to ta sama kawa wypita jako trzecia z rzędu daje już mniejszą radość. Tak samo z pieniędzmi – dodatkowe 100 tys. dla milionera to tylko ułamek jego bogactwa, natomiast dla osoby, która posiada założymy 50 tys. dol., to te 100 tys. dol. jest nieporównywalnie większym szczęściem.

Kura a jajko – szczęście a pieniądze

Z przykładów tych można wysnuć tezę dotyczącą korelacji między pieniędzmi a szczęściem. Korelacja nie oznacza jednak przyczynowości. Nie daje się jasno i jednoznacznie stwierdzić jaka jest dokładnie relacja między warunkami życia czy zarobkami a szczęściem. O ciekawych wynikach badań możemy się dowiedzieć z publikacji „Happiness and Productivity” autorstwa Andrew J. Oswalda, Eugenia Proto, Daniela Sgroi, naukowców z brytyjskiego uniwersytetu Wawrick. Ekonomiści przeprowadzili szereg eksperymentów, aby przetestować ideę, że szczęśliwi pracownicy pracują ciężej. W laboratorium odkryli, że szczęście sprawia, że ludzie są o około 12 proc. bardziej produktywni. Może to właśnie szczęście i zadowolenie z życia wpływają na to, że mamy więcej pieniędzy? Tego nie wiemy.

„Kalkulować umieją, ale pomnażanie pieniędzy nie spędza im snu z powiek” – to zdanie z początku artykułu. Profesor John Jennings na łamach Forbesa napisał w podobnym tonie: „Ogólnie rzecz biorąc, posiadanie pieniędzy jest dobre dla twojego szczęścia, ale zbytnie ich pożądanie jest dla niego toksyczne”. Z kolei angielski filozof John Stuart Mill w swojej biografii podkreślił: „Tylko ci są szczęśliwi, którzy skupiają się na czymś innym niż własne szczęście”.

Warto zaznaczyć, że nie ma żadnej prostej recepty na szczęście, jakiegoś wzoru, który dokładnie wskazałby co trzeba robić by znaleźć pełne zadowolenie w życiu. Doktor Tomasz Szubert z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu stwierdził w swojej książce „Szczęście i jego determinanty ekonomiczne”, że nie da się wskazać, jakie cechy warto w sobie rozwijać oraz w jakich sferach realizować – wszystko zależy od indywidualnego podejścia. Choć pieniądze odgrywają w nim jakąś rolę, to istnieje wiele innych czynników, które może w większym stopniu determinują nasze szczęście, tak jak na przykład genetyka, zdrowie czy obrane cele w życiu.

(@Getty Images)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Pieniądze szczęścia nie dają

Kategoria: Społeczeństwo
W ekonomii pojęciu szczęścia najbliższa jest koncepcja użyteczności. Zgodnie z nią racjonalny człowiek dąży do maksymalizacji przyjemności lub pożytku z konsumpcji danego towaru czy usługi. Każda jednak kolejna pyszna kawa czy pączek, każdy sukces w pracy, a nawet każde wzbogacenie się, nie podnosi nam poziomu satysfakcji z życia. Czym zatem jest szczęście i od czego zależy? Czy możemy w sposób trwały podnieść nasz poziom szczęśliwości?
Pieniądze szczęścia nie dają

Fińska recepta na szczęście

Kategoria: Społeczeństwo
Finlandia po raz ósmy z rzędu została uznana za najszczęśliwszy kraj na świecie. Co takiego wyjątkowego jest w tym nordyckim państwie? Czy istnieje recepta na szczęście?
Fińska recepta na szczęście

Trendy w globalnych przepływach zagranicznych inwestycji bezpośrednich

Kategoria: Trendy gospodarcze
Spowolnienie gospodarcze, napięcia geopolityczne, obawy dotyczące bezpieczeństwa łańcucha dostaw i szerzej bezpieczeństwa narodowego prowadzące do wzrostu protekcjonizmu i fragmentacji handlu, bardziej restrykcyjne otoczenie regulacyjne biznesu, trudniejsze globalne warunki finansowe i rosnące koszty negatywnych skutków zmian klimatu to wybrane czynniki podważające stabilność i przewidywalność globalnych przepływów inwestycyjnych. Nie pozostają bez wpływu na przepływy zagranicznych inwestycji bezpośrednich (ZIB), zarówno w rozwiniętych, jak i w rozwijających się krajach.
Trendy w globalnych przepływach zagranicznych inwestycji bezpośrednich