Jedna z ważnych pozycji w budżecie państwa to 10 mld zł przychodów z prywatyzacji spółek Skarbu Państwa. To osiągalny wynik, nawet, gdy kryzys w strefie euro będzie się przedłużał. Rząd spróbuje ponowić sprzedaż co najmniej kilku dużych firm, m.in. z sektora energetyki.
(Opr. DG)
W latach 2007-2011 rząd sprzedawał państwowe firmy na bezprecedensową skalę i w niespotykanym wcześniej tempie. W tym okresie resort Skarbu sprzedał ponad 500 spółek i 300 pakietów tzw. resztówek (mniejszościowych pakietów udziałów w sprywatyzowanych wcześniej firmach), zasilając w ten sposób budżet państwa 44 mld złotych.
Według danych z września 2011 roku w inwentarzu MSP wciąż jest jednak aż 277 jednoosobowych spółek Skarbu Państwa (czyli takich, w których państwo ma 100 proc. udziałów), 57 spółek z większościowym udziałem, 525 spółek z mniejszościowym udziałem Skarbu oraz 29 przedsiębiorstw państwowych. Wśród nich są wciąż giganty, jak Orlen, PKO BP, PZU, PGNiG, KGHM, PGE czy Tauron. Firmy kontrolowane przez państwo stanowią połowę 20 największych pod względem wielkości przychodów firm działających w Polsce.
Z rządowych danych wynika, że przedsiębiorstwa z udziałem państwa, to wciąż aż 20 proc. polskiej gospodarki, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych to jedynie 2 proc., w etatystycznej Francji – 5 proc., a w pozostałych krajach Unii Europejskiej to na ogół od 5 do 8 proc. Warto w tym miejscu dodać, że w Polsce należy do państwa dużo więcej ziemi i nieruchomości niż w krajach zachodnich. Grunty Skarbu Państwa obejmują u nas aż 35,9 proc. powierzchni kraju, z czego 2 mln ha to grunty rolne o szacunkowej wartości rynkowej sięgającej 26 mld zł).
Te dane obalają opinię, że w Polsce wyprzedano narodowy majątek, że prywatyzacja poszła za daleko. Sytuacja jest odwrotna – wciąż możemy i wręcz powinniśmy dużo oraz szybko prywatyzować. Ministerstwo w najbliższych dwóch latach chce utrzymać szybkie tempo prywatyzacji i sprzedać około 300 spółek Skarbu Państwa. Zamierza pozyskać w ten sposób dla budżetu państwa 15 mld zł, z czego 10 miliardów w tym roku.
Rząd wprawdzie jeszcze nie zatwierdził planu prywatyzacyjnego na ten rok, jednak jest w zasadzie przesądzone, że resort będzie chciał sprzedać w najbliższych miesiącach m.in. duże pakiety akcji PKO BP i PZU, sprywatyzować Eneę, Energę, Lotos, zakłady azotowe w Tarnowie i Puławach oraz Ciech, wprowadzić na giełdę Polski Holding Nieruchomości (należy do niego 180 działek i budynków, których rynkowa wartość wynosi ponad 2 mld zł) oraz Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, czyli jednego z największych producentów prądu w Polsce. Bez dużych prywatyzacji nie uda się osiągnąć założonych na ten rok przychodów ze sprzedaży udziałów w państwowych firmach.
Na ile realne są te plany, biorąc pod uwagę kryzys w strefie euro i dużo większą ostrożność inwestorów w nabywaniu nowych aktywów?
Koncern Energa miał być sprzedany już w 2010 r. – za 7,5 mld zł – Polskiej Grupie Energetycznej. Transakcję zablokował Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów twierdząc, że po przyłączeniu Energi PGE miałaby dominującą pozycję na rynku. PGE odwołała się od decyzji UOKiK do sądu, ale wciąż nie wiadomo, kiedy i jak spór się rozstrzygnie. Mikołaj Budzanowski, minister skarbu, zapowiedział niedawno, że przetnie ten węzeł, bo chciałby, by Energa jeszcze w tym roku została sprywatyzowana. Minister nie ujawnił jednak, w jaki sposób chce to zrobić.
Jednym z możliwych rozwiązań jest rozwiązanie umowy sprzedaży z PGE i ponowne zaproszenie do negocjacji inwestorów zainteresowanych kupnem Energi. Mimo kryzysu w strefie euro nie powinno ich zabraknąć. Dotychczas o jej zakup ubiegali się tacy inwestorzy, jak GDF Suez, CEZ czy Kulczyk Holding. Tymczasem tylko sprzedaż tej firmy może zapewnić więcej niż połowę planowanych na ten rok przez resort skarbu wpływów z prywatyzacji.
Energa przez analityków i ekspertów jest uznawana za najbardziej atrakcyjną z czterech największych państwowych grup energetycznych (PGE, Enea, Tauron i Energa), bo ma mniejszy udział produkcji prądu w przychodach. Produkcja, oparta głównie na węglu, jest dziś – wobec unijnej polityki energetyczno-klimatycznej – postrzegana bardziej jako obciążenie, ryzyko niż wartość. Głównym źródłem przychodów Energi jest zaś usługa dostarczania (nazywana w branży dystrybucją) prądu z elektrowni do odbiorców, a na te przychody kryzys czy spowolnienie gospodarcze nie ma znaczącego wpływu.
Trudniej może być z pozostałymi dużymi prywatyzacjami. W połowie grudnia zeszłego roku resort Skarbu zrezygnował ze sprzedaży dużego pakietu akcji PKO BP, tłumacząc to „przedłużającą się niestabilnością globalnych rynków finansowych”. Innymi słowy, MSP bało się, że ta oferta w momencie apogeum kryzysu w strefie euro nie wypali. Resort podtrzymuje jednak zamiar sprzedaży pakietu akcji PKO BP w tym roku, biorąc także pod uwagę możliwość zbycia ich na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Z uwzględnieniem tzw. akcjonariatu obywatelskiego, czyli zaoferowania akcji drobnym inwestorom, którzy niezależnie od koniunktury gospodarczej powinni być zainteresowani akcjami PKO BP. Tak było latem zeszłego roku przy okazji debiutującej na giełdzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Na jej akcje zapisało się aż 168 tys. indywidualnych inwestorów. W 2010 r. akcje samej giełdy, jako spółki, chciało kupić 323 tys. osób, PZU – 250 tys., a Tauronu – 231 tysięcy. Mimo, że sytuacja gospodarcza już wtedy była trudna, a gospodarki wielu krajów zmagały się ze skutkami kryzysu w strefie euro.
Akcjonariat obywatelski może więc być skutecznym kołem ratunkowym dla tegorocznych planów prywatyzacyjnych Ministerstwa Skarbu Państwa. MSP zdaje sobie z tego sprawę i dlatego np. już zasygnalizowało, że poprzez giełdę może prywatyzować w tym roku Lotos i Eneę, dla których nie udało się na razie znaleźć inwestorów strategicznych. W przypadku Lotosu ani jeden inwestor nie złożył oferty wiążącej, ale w ocenie MSP przesądził o tym termin składania ofert – upływał 20 grudnia 2011 roku, gdy na rynkach kapitałowych panowała bardzo duża niepewność w związku z sytuacją w strefie euro.
Jeśli chodzi o Eneę, to chętni na nią w zeszłym roku byli – wśród nich jeden z największych koncernów energetycznych w Europie, francuski EDF – ale proponowali cenę zbyt niską zdaniem MSP.
Oceniając realność tegorocznych planów prywatyzacyjnych MSP, trzeba wziąć pod uwagę to, jak resortowi udało się wykonać plan sprzedaży państwowych firm na 2011 r. To był rok, w którym kryzys w strefie euro zdążył rozgorzeć na dobre. Ministerstwo Skarbu Państwa wykonało swój plan prywatyzacyjny w 88 proc., pozyskując ponad 13 mld zł, mimo że w nie powiodły się tak duże projekty prywatyzacyjne, jak sprzedaż Enei czy ZE Pątnów – Adamów – Konin.
Ministerstwo Skarbu negocjuje właśnie z dwoma inwestorami sprzedaż wielkich kopalni węgla brunatnego: „Adamów” i „Konin”. Można więc zaryzykować tezę, że jeśli w obecnych realiach rynkowych są chętni do kupienia w Polsce tak obciążonych ryzykiem firm (chodzi o ryzyko regulacyjne związane z unijną polityką energetyczno-klimatyczną), to tym bardziej znajdą się zainteresowani nabyciem akcji PKO BP, PZU, czy spółek chemicznych. A ich sprzedaż wystarczy z nawiązką, by zrealizować tegoroczne plany prywatyzacyjne Ministerstwa Skarbu Państwa.
Jacek Krzemiński
W latach 2007-2011 rząd sprzedawał państwowe firmy na bezprecedensową skalę i w niespotykanym wcześniej tempie. W tym okresie resort Skarbu sprzedał ponad 500 spółek i 300 pakietów tzw. resztówek (mniejszościowych pakietów udziałów w sprywatyzowanych wcześniej firmach), zasilając w ten sposób budżet państwa 44 mld złotych.
Według danych z września 2011 roku w inwentarzu MSP wciąż jest jednak aż 277 jednoosobowych spółek Skarbu Państwa (czyli takich, w których państwo ma 100 proc. udziałów), 57 spółek z większościowym udziałem, 525 spółek z mniejszościowym udziałem Skarbu oraz 29 przedsiębiorstw państwowych. Wśród nich są wciąż giganty, jak Orlen, PKO BP, PZU, PGNiG, KGHM, PGE czy Tauron. Firmy kontrolowane przez państwo stanowią połowę 20 największych pod względem wielkości przychodów firm działających w Polsce.
Z rządowych danych wynika, że przedsiębiorstwa z udziałem państwa, to wciąż aż 20 proc. polskiej gospodarki, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych to jedynie 2 proc., w etatystycznej Francji – 5 proc., a w pozostałych krajach Unii Europejskiej to na ogół od 5 do 8 proc. Warto w tym miejscu dodać, że w Polsce należy do państwa dużo więcej ziemi i nieruchomości niż w krajach zachodnich. Grunty Skarbu Państwa obejmują u nas aż 35,9 proc. powierzchni kraju, z czego 2 mln ha to grunty rolne o szacunkowej wartości rynkowej sięgającej 26 mld zł).
(Opr. DG)
Te dane obalają opinię, że w Polsce wyprzedano narodowy majątek, że prywatyzacja poszła za daleko. Sytuacja jest odwrotna – wciąż możemy i wręcz powinniśmy dużo oraz szybko prywatyzować. Ministerstwo w najbliższych dwóch latach chce utrzymać szybkie tempo prywatyzacji i sprzedać około 300 spółek Skarbu Państwa. Zamierza pozyskać w ten sposób dla budżetu państwa 15 mld zł, z czego 10 miliardów w tym roku.
Rząd wprawdzie jeszcze nie zatwierdził planu prywatyzacyjnego na ten rok, jednak jest w zasadzie przesądzone, że resort będzie chciał sprzedać w najbliższych miesiącach m.in. duże pakiety akcji PKO BP i PZU, sprywatyzować Eneę, Energę, Lotos, zakłady azotowe w Tarnowie i Puławach oraz Ciech, wprowadzić na giełdę Polski Holding Nieruchomości (należy do niego 180 działek i budynków, których rynkowa wartość wynosi ponad 2 mld zł) oraz Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, czyli jednego z największych producentów prądu w Polsce. Bez dużych prywatyzacji nie uda się osiągnąć założonych na ten rok przychodów ze sprzedaży udziałów w państwowych firmach.
Na ile realne są te plany, biorąc pod uwagę kryzys w strefie euro i dużo większą ostrożność inwestorów w nabywaniu nowych aktywów?
Koncern Energa miał być sprzedany już w 2010 r. – za 7,5 mld zł – Polskiej Grupie Energetycznej. Transakcję zablokował Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów twierdząc, że po przyłączeniu Energi PGE miałaby dominującą pozycję na rynku. PGE odwołała się od decyzji UOKiK do sądu, ale wciąż nie wiadomo, kiedy i jak spór się rozstrzygnie. Mikołaj Budzanowski, minister skarbu, zapowiedział niedawno, że przetnie ten węzeł, bo chciałby, by Energa jeszcze w tym roku została sprywatyzowana. Minister nie ujawnił jednak, w jaki sposób chce to zrobić.
Jednym z możliwych rozwiązań jest rozwiązanie umowy sprzedaży z PGE i ponowne zaproszenie do negocjacji inwestorów zainteresowanych kupnem Energi. Mimo kryzysu w strefie euro nie powinno ich zabraknąć. Dotychczas o jej zakup ubiegali się tacy inwestorzy, jak GDF Suez, CEZ czy Kulczyk Holding. Tymczasem tylko sprzedaż tej firmy może zapewnić więcej niż połowę planowanych na ten rok przez resort skarbu wpływów z prywatyzacji.
Energa przez analityków i ekspertów jest uznawana za najbardziej atrakcyjną z czterech największych państwowych grup energetycznych (PGE, Enea, Tauron i Energa), bo ma mniejszy udział produkcji prądu w przychodach. Produkcja, oparta głównie na węglu, jest dziś – wobec unijnej polityki energetyczno-klimatycznej – postrzegana bardziej jako obciążenie, ryzyko niż wartość. Głównym źródłem przychodów Energi jest zaś usługa dostarczania (nazywana w branży dystrybucją) prądu z elektrowni do odbiorców, a na te przychody kryzys czy spowolnienie gospodarcze nie ma znaczącego wpływu.
Trudniej może być z pozostałymi dużymi prywatyzacjami. W połowie grudnia zeszłego roku resort Skarbu zrezygnował ze sprzedaży dużego pakietu akcji PKO BP, tłumacząc to „przedłużającą się niestabilnością globalnych rynków finansowych”. Innymi słowy, MSP bało się, że ta oferta w momencie apogeum kryzysu w strefie euro nie wypali. Resort podtrzymuje jednak zamiar sprzedaży pakietu akcji PKO BP w tym roku, biorąc także pod uwagę możliwość zbycia ich na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Z uwzględnieniem tzw. akcjonariatu obywatelskiego, czyli zaoferowania akcji drobnym inwestorom, którzy niezależnie od koniunktury gospodarczej powinni być zainteresowani akcjami PKO BP.
Tak było latem zeszłego roku przy okazji debiutującej na giełdzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej.Na jej akcje zapisało się aż 168 tys. indywidualnych inwestorów. W 2010 r. akcje samej giełdy, jako spółki, chciało kupić 323 tys. osób, PZU – 250 tys., a Tauronu – 231 tysięcy. Mimo, że sytuacja gospodarcza już wtedy była trudna, a gospodarki wielu krajów zmagały się ze skutkami kryzysu w strefie euro.
Akcjonariat obywatelski może więc być skutecznym kołem ratunkowym dla tegorocznych planów prywatyzacyjnych Ministerstwa Skarbu Państwa. MSP zdaje sobie z tego sprawę i dlatego np. już zasygnalizowało, że poprzez giełdę może prywatyzować w tym roku Lotos i Eneę, dla których nie udało się na razie znaleźć inwestorów strategicznych. W przypadku Lotosu ani jeden inwestor nie złożył oferty wiążącej, ale w ocenie MSP przesądził o tym termin składania ofert – upływał 20 grudnia 2011 roku, gdy na rynkach kapitałowych panowała bardzo duża niepewność w związku z sytuacją w strefie euro.
Jeśli chodzi o Eneę, to chętni na nią w zeszłym roku byli – wśród nich jeden z największych koncernów energetycznych w Europie, francuski EDF – ale proponowali cenę zbyt niską zdaniem MSP.
Oceniając realność tegorocznych planów prywatyzacyjnych MSP, trzeba wziąć pod uwagę to, jak resortowi udało się wykonać plan sprzedaży państwowych firm na 2011 r. To był rok, w którym kryzys w strefie euro zdążył rozgorzeć na dobre. Ministerstwo Skarbu Państwa wykonało swój plan prywatyzacyjny w 88 proc., pozyskując ponad 13 mld zł, mimo że w nie powiodły się tak duże projekty prywatyzacyjne, jak sprzedaż Enei czy ZE Pątnów – Adamów – Konin.
Ministerstwo Skarbu negocjuje właśnie z dwoma inwestorami sprzedaż wielkich kopalni węgla brunatnego: „Adamów” i „Konin”. Można więc zaryzykować tezę, że jeśli w obecnych realiach rynkowych są chętni do kupienia w Polsce tak obciążonych ryzykiem firm (chodzi o ryzyko regulacyjne związane z unijną polityką energetyczno-klimatyczną), to tym bardziej znajdą się zainteresowani nabyciem akcji PKO BP, PZU, czy spółek chemicznych. A ich sprzedaż wystarczy z nawiązką, by zrealizować tegoroczne plany prywatyzacyjne Ministerstwa Skarbu Państwa.
Polska ma dzisiaj już ponad 500 ton złota, a jego udział w rezerwach przekroczył 20 proc. – poinformował Narodowy Bank Polski 24 kwietnia 2025 r. Obecne rezerwy są niemal 5-krotnie wyższe niż siedem lat temu.
Zaczynał mając 43 lat i 20 tys. juanów w ręku. Założona przez niego firma w 2024 r. osiągnęła 8,6 mld dol. zysku i była jednym z najważniejszych graczy na rynku telekomunikacyjnym. A historię o nim i firmie, którą stworzył opowiada napisana przez Li Hongwena książka „Ren Zhengfei & Huawei”.
Kiedyś przeokropna nędza, dziś pieniędzy pod dostatkiem. Miło po wiekach udręki dostać klucze do Sezamu. Mowa o Irlandii, będącej przez stulecia kolonią brytyjską. W połowie XIX w. zmarło tam z głodu milion ludzi. Sto lat potem Dublin stanął z Londynem w biznesowo-finansowe szranki i ma się dziś znakomicie.
W obliczu narastających napięć geopolitycznych pozycja Chin jako kluczowego ogniwa w globalnym łańcuchu dostaw zaczyna się chwiać. Zmusza to międzynarodowe korporacje do rozważenia ewentualnych dodatkowych lokalizacji dla swoich oddziałów. W tych strategiach nie chodzi o alternatywę dla „Made in China”, gdyż taki scenariusz jest mało prawdopodobny, ale chodzi raczej o dywersyfikację.
Ogłoszony przez Komisję Europejską pakt dla czystego przemysłu – ku pewnemu zaskoczeniu – łączy konkurencyjność z celami klimatycznymi. To jest pewne, ale na szczegóły trzeba będzie poczekać.
Hermès nie sprzedaje torebek, lecz opowieść o klasie, dziedzictwie i kunszcie. Chanel nie oferuje perfum – tylko historię, którą można nosić na skórze. Dior nie proponuje sukienek, lecz emocje zapisujące się w pamięci. Najlepsze luksusowe marki traktują marketing, w tym marketing treści jako wehikuł prestiżu.
Prawdopodobieństwo wyginięcia ludzkości przed końcem XXI w. wynosi około 85 proc. – ocenia prof. Jakub Growiec, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz i Badan Ekonomicznych NBP, wykładowca SGH. Jego zdaniem kluczowym zagrożeniem jest niekontrolowany rozwój sztucznej inteligencji ogólnej (AGI), która może przejąć kontrolę nad światem. O losie ludzkości zadecyduje kilka najbliższych lat.
Czy Polska rzeczywiście dokonała gospodarczego cudu? Ostatnie trzy i pół dekady pokazują, że odpowiedź może być tylko jedna – tak. Nowy numer kwartalnika „Obserwator Finansowy” to opowieść o sukcesie, który nie wydarzył się w naszej gospodarce sam, ale był efektem odwagi, determinacji i pracy całego społeczeństwa. A także o wyzwaniach, które dopiero przed nami.
Do wybudowania elektrowni jądrowej na Pomorzu potrzeba m.in. 39 tys. ton stali. Wylewanie tzw. betonu jądrowego w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino rozpocznie się w 2028 r., a pierwszy blok zostanie ukończony w 2035 r.
W ostatnim czasie wiele się mówiło o „metalach ziem rzadkich na terenie Ukrainy”. Wszystko z powodu umowy surowcowej pomiędzy USA a Kijowem. Warto przeanalizować, czym dokładnie są metale ziem rzadkich, jak dużo ich ma Ukraina, a także, dlaczego na tych pierwiastkach tak bardzo zależy Stanom Zjednoczonym.
Pandemia, problemy z łańcuchami dostaw, przemiany klimatyczne, wojna w Ukrainie i napięcia geopolityczne, a także konkurencja technologiczna (zwłaszcza na rynku samochodów elektrycznych i półprzewodników) postawiły pod znakiem zapytania ideę globalnego wolnego handlu. W efekcie coraz więcej państw i organizacji międzynarodowych wdraża rozwiązania interwencjonistyczne – w tym politykę przemysłową.
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
Mija blisko trzydzieści lat od chwili, gdy Narodowy Bank Polski przeprowadził denominację złotego. Jej przygotowanie było złożonym procesem – należało bowiem wszystko zaplanować, zaprojektować nowe monety i banknoty, zlecić ich produkcję, przygotować całą logistykę, a na koniec przekazać je przy pomocy banków do portfeli wszystkich Polaków.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?
Odbudowa gospodarcza kraju i opanowanie chaosu walutowego należały do największych wyzwań, jakie stanęły przed władzami niepodległego państwa polskiego w 1918 r. Sanacja gospodarcza zależała zarówno od skutecznie przeprowadzonych reform finansów publicznych i skarbu państwa, jak również od szybkiego wprowadzenia do obiegu nowej, pełnowartościowej polskiej waluty. A to właśnie dobrze zorganizowany aparat skarbowy, sprawny obieg pieniądza i jego stabilna wartość stanowiły podstawę rozwoju ekonomicznego i społecznego odrodzonej Polski.
Chiny nie są już największą montownią świata, z tanią siłą roboczą, czy producentem tanich produktów codziennego użytku. Kraj stał się eksporterem technologii. Mimo wojny handlowej i nałożonych ograniczeń, Chiny coraz śmielszymi krokami wchodzą ze swoimi rozwiązaniami w świat zachodni. Na milion mieszkańców w 2020 r. przypadało tam 1585 badaczy. Jest to trzykrotny wzrost w czasie zaledwie jednej dekady. Chiny inwestują w technologię, a ta zapewnia im coraz większą dominację na świecie.