Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Abdullah Gul, prezydent Turcji. (CC BY-SA World Economic Forum)
Przemawiając na dorocznym zjeździe największego brytyjskiego zrzeszenia pracodawców, zrzeszającego ponad ćwierć miliona spółek Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu (CBI) prezydent Abdullah Gül ostrzegł, że „kraje o upadłej gospodarce” mogą pociągnąć za sobą całą Unię Europejską. Biorąc pod uwagę wyłaniający się rozłam między państwami strefy euro, a tymi państwami, które do niej nie należą – powiedział on – że stawką w obecnym kryzysie jest wręcz jedność samej Unii. Dlatego też, najwyższą wagę ma usprawnienie G20. Forum to jest bowiem najlepszym, dostępnym mechanizmem, który można wykorzystać, aby zapobiec takiemu biegowi wydarzeń, o fatalnych skutkach dla światowej gospodarki.
Cztery lata po wybuchu globalnego kryzysu finansowego – stwierdził Gül – świat znowu wszedł w groźną fazę. Czynniki takie jak kryzys zadłużenia skarbowego w Europie i słabe w ostatnich miesiącach wyniki ekonomiczne, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, wzbudzają niepokój, że ogólnoświatowa recesja może powrócić.
Według Güla, główne płaszczyzny obecnego globalnego kryzysu, to zadłużenie i deficyt budżetowy, problemy rynku pracy oraz problemy sektora finansowego.
W sposób nie pozbawiony politycznej ironii, zważywszy, że zarzuty te wychodzą od przywódcy państwa nie będącego członkiem UE, stwierdził on, że obecna sytuacja zaistniała z winy Unii Europejskiej. Nie przestrzegała ona bowiem własnych kryteriów ekonomicznych z Maastricht. W strefie euro – ostrzegł on – kryzys zadłużeniowy, który rozpoczął się w Grecji, Irlandii i Portugalii, wkroczył obecnie w nową, bardziej alarmującą fazę i zagraża Włochom, Hiszpanii i nawet Francji.
Ponieważ nie dopuszczono do bankructwa żadnego z lekkomyślnych aktorów kryzysu rozgrywającego się w strefie euro – zarzucił prezydent Turcji – pojawiła się tam, niestety, pokusa nadużycia. Niepokój o wypłacalność jej krajów zwiększa też zagrożenie dla gospodarki wszystkich krajów europejskich jako całości…
Za drugi ważny problem, wymagający rozwiązania, uznał on to, iż w wielu krajach nie udalo się zmniejszyć wysokiej stopy bezrobocia. Poprzez oddziaływanie na popyt i poczucie ufności ze strony konsumentów zaostrza ona zagrożenie dla wzrostu gospodarczego. Wiele krajów musi więc pilnie dokonać dostosowań strukturalnych, aby zwiększyć elastyczność rynku pracy i mobilność siły roboczej.
W bezkompromisowych słowach prezydent Turcji zarzucil, ze sytuacja w krajach strefy euro uległa pogorszeniu w wyniku „braku woli politycznej i nieudolności w podejmowaniu odważnych decyzji i działań, dla uporania się z tymi problemami… W procesie tym zadłużenie prywatne stało się zadłużeniem publicznym a ciężar zadłużenia, jaki spadł na państwa, stał się nie do utrzymania. W poprzednich kryzysach – stwierdził on – sektor publiczny ratował banki i spółki z sektora prywatnego. Obecnie, państwa widzą, że same muszą się ratować”…
Wezwał on, aby wnioski wyciągnąć bez zwłoki i podjąć zdecydowane i szybkie działania. Dla pokonania globalnych trudności gospodarczych – powiedział – potrzebujemy mocnej i skoordynowanej reakcji międzynarodowej. W sposób, który zdobył mu owację na forum CBI, ale może nie przyporzyć mu poklasku w City, Gül zaapelował, aby dla ustabilizowania światowej gospodarki, nie przeznaczać środków publicznych na wykupienie „toksycznych aktywów”, lecz na „produktywną działalność gospodarczą”.
Niejako sypiąc sól na rany, prezydent Turcji podkreślił też, że w okresie od roku 2009 wielu krajom rozwiniętym gospodarczo obnizono klasyfikację wiarygodności kredytowej. W przypadku jego kraju, została ona tymczasem podniesiona trzykrotnie.
W subtelny sposób, bo przez przemilczenie, Gül dokonał w CBI pewnej demonstracji. W tym miesiącu właśnie przypada 10 rocznica „wynalezienia” przez Jima O’Neilla, szefa Goldman Sachs Asset Management, koncepcji BRIC (Brazylia, Rosja, Indie i Chiny), porządkującej wybuchowy wzrost gospodarczy owych krajów i ich rolę w przetasowaniu ekonomicznej mapy świata. Choć miejsce Rosji w tej grupie może wydawać się z różnych względów wątpliwe, skrót przyjął się.
Termin ten nie schodzi tu z łam gazet, a O’Neill we własnej osobie podsumował ową dekadę w tej samej sali parę godzin wcześniej. Turecki przywódca, który szczyci się 9-procentowym wzrostem PKB w jego kraju w r. 2010 i 11,6 proc. w I kwartale b.r., nie użył jednak go ani razu, mówił jedynie o rynkach nowych jako całości, („wspierają ogólnoświatowy wzrost gospodarczy, gdy kraje rozwinięte gospodarczo muszą sztormować”) i o własnym kraju, „pod względem produktu krajowego brutto plasującym się na 6 miejscu w Europie”.
Zarówno sama wizyta Güla w Londynie, jak i ostre zarzuty z jego strony pod adresem Unii Europejskiej, z jakimi wystąpił on na zjeździe CBI, dobrze wpisują się w linię Londynu wobec Unii Europejskiej, w szczególności w kontekście spięć między Davidem Cameronem i Angelą Merkel. Gość z Turcji odwiedził CBI w przeddzień rozpoczynającej się jego wizyty państwowej w Londynie, która jest pierwszą wizytą prezydenta Turcji od 23 lat. Rzecz jasna, została ona zaaranżowana o wiele wcześniej (jest rewizytą po odwiedzeniu Stambułu przez królową Elżbietę w 2008 r.), ale moment, w którym pojawia się on w brytyjskiej stolicy nie mógł być bardziej symboliczny i brzemienny politycznie.
Od paru tygodni w Partii Konserwatywnej narasta presja na Camerona, aby „zagospodarował” polityczny potencjał tych państw Unii Europejskiej, które nie są członkami Unii Gospodarczej i Walutowej i zorganizował je w klub, którego by został przywódcą (choć dla mnie osobiście niezrozumiałe jest, dlaczego z taką inicjatywą nie wystąpi – na takim czy innym szczeblu – mająca obecnie do niej tytuł formalny Polska). Jednym z wątków owej kampanii jest zawsze trafiający na żyzny grunt w Wielkiej Brytani apel, aby odeprzeć próby zdominowaniu kontynentalnej części Europy przez Niemcy.
Kampania ta w widoczny sposób nie jest przez Downing Street podejmowana. Zamiast tego, Cameron, który tego dnia również przemawiał na zjeździe CBI, zademonstrował kartę turecką, a jego słowa o „alarmującym paraliżu w strefie euro” znakomicie współbrzmiały z apelem ze strony jego gościa o mocną i skoordynowaną reakcję międzynarodową, bezzwłoczne wnioski oraz zdecydowane i szybkie działania. Co do tego, które stolice są ich adresatem, nie ma wątpliwości.
Autor jest korespondentem Obserwatora Finansowego w Londynie.