Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Oryginalne podejście do przyszłości ekonomicznej starzejących się społeczeństw prezentuje Jeremy Warner. Rynek 65-latków plus to jeden niewielu rynków, który rośnie. Prawdziwym wyzwaniem jest namówienie generacji baby-boomers do wydawania pieniędzy, które zgromadzili na starość. Ich siła nabywcza, jak niedawno podał Financial Times, wynosi globalnie 15 bilionów dolarów do 2020 roku.
Ernst and Young opublikował wyniki badania wpływu internetu i mediów społecznościowych na zachowania prawie 30 tys. konsumentów korzystających z sieci w 34 krajach. Wynika z niego, że polscy internauci są cyfrowymi konsumentami częściej niż Amerykanie. Z komunikatu EY: „62 proc. polskich internautów to tak zwani „cyfrowi konsumenci” – czyli osoby poszukujące w sieci informacji o produktach, które mają zamiar kupić lub po prostu kupujące online. Proporcja ta odpowiada średniej światowej. Najwięcej „cyfrowych konsumentów” wśród internautów jest w Indiach (75 proc.), Chinach (70 proc.) i Holandii (70 proc.), a najmniej w Szwajcarii (45 proc.), Belgii (47 proc.), Austrii (47 proc.) i USA (50 proc.). Firma EY pytała także o nastawienie internautów do mediów społecznościowych jako źródła informacji i interakcji społecznych. Na tle 34 badanych krajów, użytkowników internetu w Polsce wyróżnia sceptycyzm w zakresie możliwości zastępowania kontaktu osobistego – wirtualnym”.
Na marginesie referendum niepodległościowego w Szkocji prof. Nicholas Cachanosky z Uniwersytetu w Denver zastanawia się, czy faktycznie potrzebny jest pożyczkodawca ostatniej instancji. Zwolennicy pozostania Szkocji w Zjednoczonym Królestwie argumentowali, że banki szkockie nie będą miały wówczas wsparcia „pożyczkodawcy ostatniej instancji”, czyli Banku Anglii. Cachanosky przekonuje, że istnienie takiej instytucji stwarza pokusę nadużycia i pogarsza efektywność banków oraz bezpieczeństwo systemu finansowego, a nie poprawia.
Kilka dni temu Ludwik Kotecki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów, powiedział dziennikarzom: „Naszym celem nie jest mocny złoty. Osłabienie polskiej waluty pozytywnie wpływa na eksport, a tym samym na gospodarkę i jej wzrost. Im słabszy złoty, tym lepiej dla sytuacji gospodarczej. Dalsze osłabienie złotego nie budzi naszej obawy”. W poniedziałek, jak zawsze 20 każdego miesiąca, Ministerstwo Finansów opublikowało dane o długu Skarbu Państwa, tym razem po sierpniu 2014 r. W stosunku do lipca wzrósł o 4,4 mld zł do 755,7 mld zł. 4,1 mld złotych przyrosło z powodu zmian kursowych.
Trudno w to uwierzyć, ale w Unii jeszcze bardziej drenują kierowców niż w Polsce. Portal wnp.pl pisze: „Jak wynika z danych unijnego biuletynu Oil Bulletin, opublikowanych przez Polską Organizację Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), średnia cena benzyny Eu95 na polskim rynku wyniosła na koniec września br. 1,27 euro za litr, najmniej ze wszystkich 28 krajów członkowskich UE. Przeciętny poziom ceny tego paliwa wyniósł w Unii 1,46 euro/litr. Cena zbliżona do polskiej zanotowana została jeszcze w Estonii (1,27 euro/litra), na Łotwie, w Bułgarii (po 1,28 euro/litr) oraz w Luksemburgu (1,32 euro/litr). Na przeciwległym biegunie znajdują się ceny we Włoszech i Holandii (po 1,72 euro/litr). W przypadku oleju napędowego polska cena wyniosła 1,24 euro/litr. Taniej było jedynie w Luksemburgu (1,16 euro/litr), co wynika z faktu, że w Luksemburgu obowiązuje najniższa stawka podatku VAT na ON w całej Unii, na poziomie 15 proc”.
Prognozy wzrostu gospodarczego dla Chin zmniejszają się z miesiąca na miesiąc. Zerohedge pokazuje wykres krótkoterminowych prognoz MFW systematycznie weryfikowanych w dół od 2012 roku (ostatnia tylko nieznacznie ponad 7 procent dla 2015 roku). Z kolei według Wall Street Journal za kilka dni analiza znanego think-tanku Conference Board wskaże, że w latach 2015-2019 wzrost gospodarczy w Chinach spadnie do 5,5 proc. a w latach 2020-2025 poniżej 4 procent z powodu zbyt wielkiej obecności państwa w gospodarce, pogarszającej się efektywności i licznych inwestycji w infrastrukturę i nieruchomości, które nigdy się nie zwrócą.
Pięć powodów dlaczego jednak należy obawiać się deflacji, mimo że konsumenci powinni być zadowoleni, wylicza David Wessel z lewocowego think-tanku Brookings. Jeśli tracisz pracę lub masz niższe zarobki to trudno korzystać z obniżonych cen. Producentom jest trudno obniżać płace nawet jeżeli sytuacja tego wymaga; łatwiej w warunkach inflacji podwyższać je mniej niż wynosi wzrost cen. Jeśli płace wykazują tak zwaną „sztywność w dół” pracodawcy zatrudniają mniej ludzi. Jeśli dostatecznie duża liczba konsumentów wstrzymuje się z zakupami licząc na niższe ceny, firmy mniej inwestują. Inflacja jest nieszczęściem dla dłużników. Płace i ceny spadają, ale wartość długu – nie. Według Irvinga Fishera, jeśli dłużnicy bardziej obcinają wydatki niż wierzyciele podwyższają, rozkręca się zła spirala w dół, choć przypadek Japonii i jej deflacji tego nie potwierdza. Wreszcie na koniec – obcięcie stóp procentowych poniżej zera jest trudne.
Na zakończenie dość dramatyczna historia z Grecji (choć z happy endem) jak wygląda życie niektórych rodzin dotkniętych recesją i utratą pracy. Ci opisani w lokalnej gazecie musieli opuścić mieszkanie (nie płacili czynszu i za media) i zamieszkali w samochodzie z dziećmi i kotem. Z happy endem, bo po publikacji mają już stałe lokum. Pro memoria – jak wygląda prawdziwy kryzys, w kraju, gdzie stopa bezrobocia sięga 25 procent.