Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Dziennikarz specjalizujący się w tematach szeroko rozumianej branży telekomunikacyjnej i nowych technologii.
(CC By NC SA randomwire)
Czebole, czyli południowokoreańskie konglomeraty powstały, gdy w latach 1961-1979 krajem niepodzielnie rządził Park Chung Hee. Wywodziły się z rodzinnych firm, które miały ścisłe powiązania ze światem polityki. To dzięki nim gospodarka znajdującego się od 1950 roku w stanie wojny z północnym sąsiadem kraju odnotowała niebywale szybki wzrost. Jeszcze w 1970 roku dochód narodowy na jednego mieszkańca wynosił 254 dol. W 2000 roku sięgnął ponad 10,8 tys. dolarów, a w 2011 roku – blisko 22,5 tys. dolarów. Korea jest dziś trzecią po Chinach i Japonii gospodarką Azji i 13. na świecie.
Czebolom Korea zawdzięcza to, że w ciągu kilku dekad zmieniła się z kraju, w którym trzon gospodarki stanowiło rolnictwo w wysoko uprzemysłowione państwo, którego gospodarka jest nastawiona na eksport. Korea jest ósmy światowym eksporterem (za 80 proc. eksportu odpowiadają czebole) i mimo, że musi importować większość surowców ma nadwyżkę handlową.
W przemianach gospodarki dużą rolę gra państwo. Jak pisał na łamach Obserwatora Finansowego prof. Bogdan Góralczyk „w Korei Południowej nic nie działo się przypadkiem: państwo interweniowało, planowało, ingerowało”. W ten sposób przeprowadzono kraj od państwa agrarnego do industrialnego, które z czasem stało się technologicznym liderem.
Na sukcesy koreańskiej gospodarki w ostatnim okresie zwracają uwagę polscy ekonomiści i politycy. Prezydent Bronisław Komorowski podczas wizyty w Korei przyznał, że Polska z podziwem obserwuje osiągnięcia gospodarcze i przemiany cywilizacyjne w Korei Południowej. Za wzór, który polska gospodarka może naśladować Koreę Południową kilkakrotnie w swych wypowiedziach stawiał Jarosław Kaczyński, prezes PiS.
– Korea uważana dziś za najbardziej dynamiczny i innowacyjny kraj jeszcze kilka lat temu nie była traktowana nawet jako kandydat do takiej pozycji. Jak to osiągnęła? Przez wysokie oszczędności krajowe, inwestowanie w nowe projekty, edukację oraz eksport. Czy można tak w Polsce? Pewnie. Dlaczego nie możemy choćby wspierać rozwoju parków technologicznych? – mówił Mirosław Gronicki podczas debaty „Konkurencyjność i wzrost gospodarczy Polski” w Pałacu Prezydenckim.
Rozwój Korei nie byłby możliwy bez olbrzymich nakładów na badania i rozwój (B+R). Co prawda – patrząc historycznie – w każdej dziedzinie, w której dziś z podziwem patrzymy na południowokoreańską gospodarkę czebole swą obecność zaczynały od produkcji części wykorzystywanych przez zagranicznych potentatów do wytwarzania gotowych produktów, to szybko zaczynały produkować produkty finalne.
Z danych OECD wynika, że Korea Południowa na B+R wydaje ponad 4 proc. swojego PKB (Polska – 0,9 proc.). Niespełna 30 proc. nakładów finansuje państwo, a resztę koreańskie firmy. Udział zagranicznych firm w finansowaniu B+R w Korei jest śladowy.
Wyższy niż w Korei Południowej udział firm w finansowaniu B+R jest tylko w Izraelu i Japonii. Jednak w Izraelu ponad 60 proc. nakładów firm ponoszą przedsiębiorstwa, których właścicielami są zagraniczne koncerny takie jak Apple, HP, IBM, Intel, Microsoft, Cisco, Google i Samsung. W Polsce na firmy przypada ok. 30 proc. środków wydanych na B+R i podobnie jak w Izraelu duży jest w tym udział zagranicznych firm (centra badawczo rozwojowe mają u nas m.in. ABB, Intel, Google, Nokia Solutions & Networks i Samsung).
Bardzo ciekawa jest struktura nakładów na B+R. Ok. 60 proc. przeznaczone jest na wdrożenia, a reszta – mniej więcej w równej części – na badania podstawowe i stosowane. Podobną strukturę nakładów ma Izrael, w którym na wdrożenia idzie ok. 80 proc. nakładów na B+R. W Polsce 60 proc. wydatków przypada na badania podstawowe i stosowane, a jedynie ok. 40 proc. na wdrożenia.
>>więcej: Izrael to jeden wielki start-up
Badaniami i rozwojem w Korei Południowej zajmuje się ok. 400 tys. osób (w Polsce – 140 tys.). 80 proc. z nich zatrudnionych jest w przemyśle (w Polsce – 23 proc.).
Innowacyjność nie byłaby możliwa bez dobrze wykształconych kadr inżynierów i naukowców. Korea ma bardzo wysokie nakłady na edukację. Tylko na szkolnictwo wyższe wydaje – według danych OECD – ponad 2,5 proc. PKB (Polska poniżej 1,5 proc.). To daje jej trzecie miejsce na świecie po USA i Kanadzie na świecie. Składają się na to pieniądze zarówno państwowe, jak i firm oraz obywateli.
W ocenie niektórych koreańskich ekonomistów Korea Południowa ma zbyt dużo absolwentów szkół wyższych i wielu z nich nie jest w stanie znaleźć pracy odpowiadającej ich kwalifikacjom. W listopadowej, drugiej w tym roku turze przyjęć do pracy o 5,5 tys. etatów w Samsungu ubiega się 100 tys. chętnych.
Z drugiej strony rodzice kładą duży nacisk na kształcenie dzieci i ponoszą związane z tym bardzo wysokie koszty. Nie rzadko już trzyletnie dzieci zaczynają naukę w prywatnych szkołach, z których – jako sześciolatki – trafiają do szkół podstawowych.
O tym jak istotna jest edukacja świadczy to, że w dniu listopadowych egzaminów wstępnych na studia urzędy i firmy rozpoczynają pracę o godzinę później, a czynią to po to by ponad 600 tys. kandydatów bez kłopotów dotarło do blisko 1300 sal egzaminacyjnych.
Samsung Electronic, który jeszcze 20 lat temu był trzecioligowym producentem telewizorów, dziś jest światowym numerem jeden. Ta sama firma najpierw zaczęła produkować pamięci i procesory wykorzystywane w sprzęcie elektronicznym, a teraz jest drugim po Apple graczem na rynku tabletów i największym światowym producentem telefonów komórkowych i smartfonów.
W przypadku tych ostatnich droga na szczyt zajęła firmie mniej niż pięć lat, a sukces był możliwy dzięki temu, że Samsung jako jeden z pierwszych dostawców na świecie postawił na produkowany przez amerykański Google system operacyjny Android. Smartfonom Samsunga konkurencja, a zwłaszcza Apple, zarzuca bezprawne kopiowanie ich rozwiązań, ale telefony są symbolami tej części rynku, która nie uznaje iPhone. Na dodatek w urządzeniach konkurentów wykorzystywane są części, takie jak pamięci, procesory i wyświetlacze produkowane przez Samsunga.
>>film: Samsung siedzi na górze pieniędzy
Dostawcą części dla innych producentów jest też LG Electronic, czwarty producent komórek na świecie. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że ta firma jest światowym liderem w liczbie tzw. istotnych patentów wykorzystywanych w LTE, mobilnej technologii superszybkiej transmisji danych.
Samsung w 2012 r. na B+R wydał prawie 10 mld dolarów. To dwa razy więcej niż nakłady na B+R poniesione w tym samym czasie przez Polskę. To także ponad dwa razy więcej niż wydatki na ten cel poniesione przez Apple w zakończonym we wrześniu 2013 roku finansowym. Nakłady LG Electronic sięgnęły w tym 2012 roku ponad 3,1 mld dolarów.
Samsung ma długoterminową politykę związaną z nakładami na B+R. W 2011 roku ogłosił np. że do 2020 roku wyda 20 mld dolarów na rozwój nowych kierunków badań w takich dziedzinach jak rozwój aparatury medycznej, panele słoneczne, biotechnologie i baterie do samochodów elektrycznych. W listopadzie 2013 roku Samsung przedstawił kolejną wizję swego rozwoju. Chce m.in. przez przejęcia przesunąć profil swego biznesu z producenta nowoczesnego sprzętu w kierunku produkcji innowacyjnego oprogramowania.
>>więcej: Trudno tańczyc w rytmie gangnam
Koreańskiej gospodarki nie omijają kryzys. To tu zaczął się w końcu lat 90. XX wieku tzw. kryzys azjatycki, którego powodem było astronomiczne zadłużenie czeboli i ich nieefektywność. Także globalny kryzys, który zaczął się w 2008 roku dotknął nastawioną na eksport gospodarkę Korei Południowe.
Efektem kryzysu z lat 1997 – 98, w wyniku którego przestała istnieć około połowa czeboli były – wymuszone przez międzynarodowe instytucje finansowe – zmiany w gospodarce i jej otwarcie na zagraniczne inwestycje. Dziś firmy mające zagranicznych właścicieli odpowiadają za 13 proc. przychodów koreańskich przedsiębiorstw, 12 proc. eksportu i zatrudniają 6 proc. pracujących w przemyśle. Wymuszono też zmiany w strukturach czeboli – plątaninę powiązań kapitałowych między spółkami zastąpiono strukturami holdingowymi. Także po tym kryzysie na światowych rynkach elektroniki rozbłysły gwiazdy LG i Samsunga, a na rynku motoryzacyjnym zaczął liczyć się Hundai.
Kryzys lat 2008-2010 wykorzystano do zmian w systemie podatkowym (obniżono podatki dla firm), poprawiono rozwiązania prawne dotyczące własności intelektualnej, zredukowano biurokrację, zwiększono limity dotyczące zagranicznych pożyczek, których nie trzeba raportować i wprowadzono międzynarodowe standardy rachunkowości.
Korea się zmienia także teraz. Tuż po zaprzysiężeniu w lutym tego roku prezydent Korei Park Geun-hye stworzyła nowy resort o bardzo długiej nazwie: Ministerstwo Nauki, Technologii Teleinformatycznych i Planowania. Ministerstwo ma z jednej strony przyspieszać rozwój kraju w kierunku nowych technologii przyszłości, a z drugiej wspierać rozwój małego biznesu, w tym zwłaszcza technologicznych startupów, które mogą się stać alternatywnym do czeboli miejscem pracy dla inżynierów i naukowców, z których wielu kończy zagraniczne uniwersytety.
Co prawda nikt nie spodziewa się, że dominacja czeboli szybko się skończy, ale analitycy i ekonomiści są zdania, że kraj powinien mieć bardziej zdywersyfikowaną gospodarkę mniej uzależnioną od przemysłu wytwórczego.
Korea, w której jest najszybszy na świecie internet, jedne z najnowocześniejszych sieci komórkowych i silne parcie na innowacje oraz dużo osób z dobrym wykształceniem wydaje się wymarzonym miejscem dla startupów. I tak się dzieje. W 2008 roku w kraju działało 15,4 tys. takich firm, a w końcu 2012 r. było ich już prawie 29 tys. Te najbardziej znane skupione są na elektronicznej rozrywce, w tym wideo i aplikacjach internetowych nastawionych głownie na lokalny rynek. Niektóre swe siedziby przenoszą do USA, gdzie łatwiej o kontakty z globalną branżą internetową i zajmującymi się finansowaniem nowych firm funduszami Venture Capital.
O pobudzaniu i zabijaniu innowacyjności więcej w 5 numerze magazynu Spot On na tablety:
OF