Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.
Daniel Gros
Ten problem został w końcu rozwiązany za pomocą typowego europejskiego kompromisu, który umożliwił kontynuację rozszerzenia, choć budżet (w relacji do unijnego PKB) został zmniejszony. Obecnie rolnictwo właściwie zniknęło z harmonogramu prac UE. Co więcej, w planach realizacji unijnej Wieloletniej Perspektywy Finansowej przewiduje się, że kwestię: kto w rolnictwie płaci za kogo? będzie się poruszać tylko raz na siedem lat.
Ostatecznym celem integracji gospodarczej jest pobudzenie wzrostu PKB i poprawa warunków życia. Jeśli na rozszerzenie patrzeć z tej perspektywy, to dobrze się ono udało. Kraje transformujące gospodarkę dokonały w minionej dekadzie znacznego postępu.
W połowie lat 90. XX wieku w wielu z tych państw PKB na osobę (mierzony według parytetu siły nabywczej) wynosił zaledwie od jednej czwartej do jednej trzeciej poziom z krajów starej unijnej „piętnastki”. Nowe państwa część tego dystansu pokonały jeszcze przed ostatecznym wejściem do UE, jednak proces konwergencji trwa nadal, nawet mimo kryzysu finansowego.
Dochód na osobę w nowych krajach członkowski sięga obecnie około dwóch trzecich poziomu unijnej „piętnastki”. Co istotne, najwięcej zyskali najbiedniejsi z nowych członków (w odróżnieniu od najbiedniejszych państw starej „piętnastki”, jak Portugalia i Grecja, gdzie poziom dochodu na osobę jest dziś taki, jak w latach 90. zeszłego stulecia). Właśnie dzięki tej postępującej zbieżności [ekonomicznej] rynki pracy w UE-15 nie zostały zalane przez poszukujących zajęcia mieszkańców krajów członkowskich ze wschodu.
To, że te nowe kraje członkowskie były znacznie biedniejsze, stanowiło z początku źródło napięć, rychło jednak dla obu stron okazało się to źródłem korzyści ekonomicznych, gdyż firmy z państw „piętnastki” (szczególnie niemieckie) mogły tam przenosić pracochłonne zadania. Zyskiwały przez to konkurencyjność w skali globalnej, podczas gdy kraje, do których przenosiły te zadania, otrzymywały bardzo im potrzebne inwestycje bezpośrednie, miejsca pracy oraz transfer wiedzy. Tak więc w ujęciu czysto ekonomicznym rozszerzenie było ewidentnie posunięciem wzajemnie korzystnym.
Z innymi aspektami rozszerzenia oczywiście nie poszło już tak dobrze. Duża część pomocy, płynącej z unijnego budżetu do nowych państw członkowskich, została wykorzystana na prestiżowe projekty, które wzbogaciły miejscowe firmy budowlane. I choć nie jest to problem specyficzny dla nowych państw członkowskich — to samo zdarza się w krajach takich jak Włochy czy Grecja, gdzie system administracyjny jest powolny i nieefektywny, a korupcja rozpowszechniona —to wskutek rozszerzenia stał się bardziej dotkliwy; rzeczywiście bowiem wielu tych wschodnich członków ma administrację znacznie niższej jakości niż ta, z jaką można się zetknąć w krajach rdzenia UE.
Tak więc rozszerzenie powinno być traktowane jako sukces połowiczny. Nie sprawdziła się też jedna z największych obaw — że jednoczesne przyjęcie dziesięciu nowych członków przytłoczy instytucje unijne. Włączanie się nowych państw członkowskich do instytucji unijnych przebiegło gładko, a dziś bronią tam one swoich narodowych interesów prawie tak samo, jak starzy członkowie. Doświadczane przez UE w ostatnich latach trudności niewiele mają wspólnego z rosnącą liczbą jej członków, która obecnie wynosi 28 państw.
Najważniejszą konsekwencją rozszerzenia UE na wschód okazało się coś, o czym 10 lat temu mało kto myślał: przybliżyło ono Unię do Rosji. Dla Rosji z kolei Europa jest teraz za blisko, żeby czuła się ona z tym wygodnie: Rosja stała się bowiem autorytarna, a tymczasem widzi, że pogrążone w kłopotach i przechodzące transformację kraje przynależność do UE mogła przekształcić w rozkwitające demokracje (choć jeszcze niedoskonałe). Ta perspektywa relatywnego dobrobytu i wolności okazała się tak atrakcyjna dla ludności Ukrainy, że obaliła ona prezydenta, który wolał „Unię Euroazjatycką” pod przewodem Rosji od układu stowarzyszeniowego z UE.
Niestety, na wschodzie Ukrainy istotna mniejszość nie podziela tego „europejskiego powołania” i czuje się zdradzona przez niedawny obrót wydarzeń. Rosja popiera te tendencje i używa wojska oraz innych narzędzi siłowych do podsycania napięć; czyni tak dlatego, że żywy przykład „europejskiej” Ukrainy —kwitnącej i demokratycznej— stanowiłby dla niej zagrożenie.
Tak więc po dziesięciu od rozszerzenia jego skutki okazują się odmienne niż oczekiwano. Okazało się, że z problemami wewnętrznymi UE dała sobie radę, teraz jednak musi się ona zmierzyć z wyzwaniem zewnętrznym, a do tego jest słabo przygotowana. Nie możemy przecież przez dziesięć lat czekać na zorientowanie się, czy Unia może pomóc ustabilizować Ukrainę bez konfrontacji z Rosją, której kierownictwo czuje się zagrożone przez fundamentalne wartości UE — demokrację i rządy prawa.
©Project Syndicate
www.project-syndicate.org