Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Czy Mario Draghi, prezes EBC, powinien zająć się także nadzorem bankowym? (EuropeanParliament CC BY-NC-ND)
Gdy w 1997 r. Bank Anglii uczyniono politycznie niezależnym, odebrano mu jednocześnie moc nadzoru nad systemem bankowym. Użyto wtedy dwóch argumentów. Pierwszy opierał się na stwierdzeniu, że pomiędzy prowadzeniem polityki pieniężnej a prowadzeniem nadzoru bankowego zachodzi konflikt interesów. Drugi – że nadzór bankowy nie może być równie niezależny politycznie, co polityka pieniężna i jego działanie musi być rozliczane przez władze państwowe.
Oba argumenty okazały się błędne w teorii i w praktyce. Nie tylko w Anglii. Okazało się, że pomiędzy polityką pieniężną a nadzorem konfliktu nie ma, wręcz przeciwnie – mamy do czynienia z ich wspólnotą. Natomiast nadzór bankowy pozostający w rękach państwa utrudnia bankom centralnym pozyskiwanie danych koniecznych do prowadzenia skutecznej polityki pieniężnej.
Argument, że nadzór potrzebuje innego rodzaju nadzorcy niż ten zajmujący się polityką pieniężna, bo chodzi tu o pieniądze podatnika, także nie wytrzymuje krytyki. Przecież to samo możnaby powiedzieć o banku centralnym. Jego decyzja, żeby podnieść stopy procentowe może być równie kosztowna dla gospodarki, a wiec w rezultacie dla podatnika, co decyzja nadzoru o ratowaniu upadającego banku.
Dlaczego zatem, pomimo przytłaczających dowodów i przy braku wystarczającej analizy, nietrafne argumenty są wciąż w użyciu, na przykład w dyskusji o przyznaniu uprawnień nadzorczych Europejskiemu Bankowi Centralnemu? Dlaczego pojawiające się propozycje tak duży nacisk kładą na rozdział polityki pieniężnej i nadzoru bankowego?
Najprawdopodobniej wynika to ze strachu polityków przed utworzeniem silnej instytucji w centrum Europy, na która nie mieliby żadnego wpływu.