Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Nieokiełznana bankowość inwestycyjna

Banki inwestycyjne od początku istnienia tańczą w parze z ustawodawcami, od ściany regulacji do ściany deregulacji, raz wywołując kryzysy, innym razem popychając rozwój branży finansowej do przodu – przekonuje prof. Krzysztof Borowski w książce „Historia bankowości inwestycyjnej”.
Nieokiełznana bankowość inwestycyjna

Prof. Krzysztofa Borowskiego nikomu, kto interesuje się finansami i giełdą, przedstawiać nie trzeba. Jest od kilkunastu lat związany z rynkiem kapitałowym. Wykłada w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej, pracował także w biurach maklerskich, w 2013 roku otrzymał tytuł analityka technicznego za 2012 rok od Gazety Giełdy Parkiet. W 2012 roku został nagrodzony przez Komitet Nauk o Finansach Polskiej Akademii Nauk za wybitne osiągnięcia w dziedzinie badania finansów. Jest autorem kilku książek o tematyce finansowej i inwestycyjnej (m.in. „Metody inwestowania na rynkach finansowych”, „Analiza techniczna. Średnie ruchome wskaźniki i oscylatory”, „Sztuka inwestowania w sztukę”).

Na rynek wydawniczy dopiero co trafiła książka „Historia bankowości inwestycyjnej” (Difin, Warszawa 2019). Jak sam tytuł wskazuje, jest to monografia poświęcona niezwykle ciekawej i drażliwej branży. Była pomyślana najpierw jako uzupełnienie wykładu „Bankowość inwestycyjna”, który autor od lat prowadzi na SGH, ale w trakcie pracy nad nią okazało się, że ze strony polskich środowisk finansowych i akademickich jest zapotrzebowanie na zarys historii tego sektora. Prof. Borowski spróbował tę lukę wypełnić.

W Wenecji w XII wieku pojawił się pierwszy bank w nowożytnym rozumieniu tego słowa.

Monografia nie zaczyna się bynajmniej w Wenecji w XII wieku, gdzie pojawił się pierwszy bank w nowożytnym rozumieniu tego słowa. Prof. Borowski rozpoczyna opowieść już od czasów starożytnych, umieszczając historię bankowości inwestycyjnej w szerokim i głębokim kontekście. Przebiega przez historię powstawania pieniądza, branży kredytowej i ubezpieczeniowej, giełd papierów wartościowych, gorączek złota (Kalifornia, ale także Kolumbia Brytyjska, Kolorado, Australia czy Klondike w Kanadzie), baniek inwestycyjnych (oczywiście jest i o tulipanach, i o Kompanii Missisipi), dochodząc w końcu do prapoczątków bankowości inwestycyjnej (dopiero na s. 81).

Pierwsze banki inwestycyjne powstały w Wielkiej Brytanii pod koniec XVIII wieku. Wywodziły się od tzw. banków kupieckich, które przede wszystkim miały wspierać handel i dystrybuować zagraniczne papiery wartościowe w Londynie. Protoplastami dzisiejszych banków inwestycyjnych były takie instytucje, jak Hope & Co. czy Morgan Grenfell. Rozwijały się one wraz z rynkiem długu i weksli. W chwilę potem ruszyła bankowość w USA, wspierając powstanie państwa federalnego, emisję długu obligacji stanu Pensylwania w trakcie wojny secesyjnej czy rozwój kolei żelaznej (co ciekawe, banki weszły w ten interes z opóźnieniem, początkowo nie dostrzegając jego potencjału). Trzeba jednak pamiętać, że pierwsze banki były w gruncie rzeczy bankami uniwersalnymi, a te, które dystrybuowały papiery wartościowe czy świadczyły usługę gwarantowania emisji na giełdzie mogą uchodzić właśnie za pierwsze banki inwestycyjne w historii.

Pod koniec XIX wieku banki zaczęły obsługiwać transakcje fuzji i przejęć i tu właściwie zaczyna się historia bankowości inwestycyjnej sensu stricto. Banki rosną w siłę i mają coraz więcej do powiedzenia – szczególnie w USA, gdzie w 1907 roku pomogły opanować panikę na rynku finansowym (po spotkaniu bankierów w apartamencie J. P. Morgana).

Regulacje szkodliwe dla rynku

„Zacieśnianie się związków między firmami a finansującymi ich działalność bankami prowadziło do przypadków, kiedy to przedstawiciele banku zasiadali w zarządach lub radach nadzorczych tychże firm. Kiedy spółki chciały przeprowadzić publiczną emisję przedstawiciele banku z zarządu czy rady sugerowali, aby tego dokonać za pośrednictwem współpracującego banku. Taką sytuację określa się mianem active investment banking”, opisuje prof. Borowski. Złota era bankowość inwestycyjnej przypada na lata 1923-1933. Do czego doprowadziła – wiemy. Nadszedł Wielki Kryzys, do którego banki walnie się przyczyniły, m.in. promując spekulację przy użyciu dźwigni czy akceptując jako zabezpieczenie akcje spółek o wątpliwej kondycji finansowej.

Banki po raz kolejny próbowały ratować sytuację w październiku 1929 roku, ale tym razem nie powtórzyły udanej interwencji z 1907 roku. Po Wielkim Kryzysie ustawodawcy zacisnęli mocno regulacyjną pętlę na ich szyjach, uchwalając m.in. słynną ustawę Glassa-Steagalla w 1933 roku.

Już w latach 50. XX wieku jednak gorset nałożony na banki jakby się poluzował. Świetnie widać to na przykładzie banku Merrill Lynch, który przeszedł do historii, bo „wprowadził akcje pod strzechy”. W 1954 roku siejące propagandę znakomitych zysków autobusy wysłane przez bank parkowały przed hipermarketami, obok fabryk czy dworców kolejowych. W dwa lata później Merrill Lynch umieścił swój punkt informacyjny na środku dworca Grand Central w Nowym Jorku. W latach 60. ruszyły pełną parą trading i sprzedaż akcji przez telefon. W 1971 roku Merrill Lynch – jako pierwszy bank typowo inwestycyjny – zadebiutował na amerykańskiej giełdzie. W 1979 roku banki zaczęły zaś inwestować w sztukę, zarówno w imieniu klientów, jak i na własny rachunek – narodził się art banking.

W opinii autora książki, historia bankowości inwestycyjnej dzieli się na kilka etapów, ale tak naprawdę jest niczym wahadło wędrujące od mocnej regulacji do deregulacji. Gdy wahadło dociera do deregulacji, pojawiają się na scenie nieciekawe postaci, takie jak opisywani przez prof. Borowskiego John Law, Michael Milken czy Ivan Boesky. A skutki widać później w postaci bankructw wielkich instytucji finansowych, jak chociażby Drexel Burnham Lambert (1990) czy Lehman Brothers (2008). Liberalizacja przepisów powoduje, że rozkwita chciwość, pchając sektor na skraj przepaści, gdzie znów pojawia się konieczność regulacji – wskazuje prof. Borowski.

Można zaryzykować tezę, że ten taniec deregulacji i regulacji towarzyszy sektorowi bankowemu od narodzin i chyba nieprędko stanie się możliwym udzielenie odpowiedzi na pytanie, w jakim zakresie sektor bankowy powinien zostać uregulowany. Bo to, że powinien, jest chyba oczywiste”.

Bankowość inwestycyjna już niebawem zaskoczy nas wszystkich.

Prof. Borowski pod koniec swojej książki zwraca uwagę na ciekawą sprawę. „Kolejnym wnioskiem, jaki można wyciągnąć, analizując rozwój bankowości inwestycyjnej, jest fakt, iż jest to branża nieustannie rozwijająca się, prężna, prąca naprzód, emanująca pomysłami i chyba nie do końca okiełznana. Ta cecha bankowości inwestycyjnej z pewnością sprawi, że już niebawem zaskoczy ona nas wszystkich” – uważa naukowiec. Rzeczywiście, historia uczy, że bankierzy inwestycyjni nie mają hamulców, za to mają nieograniczoną wyobraźnię.

Ponieważ książka prof. Borowskiego jest nasycona faktami, to znajduje się w niej miejsce nawet dla podrozdziału „Nazwy zwierząt wykorzystywane w bankowości inwestycyjnej”. W nim dowiadujemy się m.in., że „modliszka” to bardzo dobrze sytuowana samotna kobieta, która korzystając z usług private bankingu wybiera strategię inwestycyjną konserwatywną. Albo, że „zabójcza pszczoła” to bankier, który asystuje w firmie w przypadku próby jej wrogiego przejęcia, starając się uczynić spółkę­ celem mniej atrakcyjnym dla korporacji przejmującej (atakującej).

„Historia bankowości inwestycyjnej” jest wielowątkowa. Problem w tym, że czasami ma się wrażenie lekkiego chaosu (po co na końcu publikacji krótka historia analizy technicznej czy funduszy hedge – czy to rzeczywiście mieści się w ramach pojęcia „bankowość inwestycyjna”?). Książka jest przesycona faktami, tak jakby prof. Borowski miał ambicję zmieszczenia jak największej liczby dat, nazwisk i wydarzeń, a nawet wykresów na jednej stronie. Z drugiej strony, widać mocną koncentrację na rynku amerykańskim – inne rynki (Wielka Brytania, Niemcy, Austria, Szwajcaria) są potraktowane nieco po macoszemu.

Najnowsza książka prof. Borowskiego to monografia, która jest na pewno bardzo uczciwa intelektualnie, ale z pewnością nie jest łatwą lekturą do poduszki, czyta się ją z wysiłkiem. Historię bankowości inwestycyjnej można przedstawić w formie wywołującego wypieki na twarzy kryminału, tutaj otrzymujemy napisany zgodnie ze sztuką podręcznik akademicki. Tylko tyle i aż tyle.

Otwarta licencja


Tagi