Prawdziwa strukturalna hossa na rynku miedzi dopiero przed nami

Po 2027 r. na rynku miedzi podaż projektów inwestycyjnych, które wchodzą w fazę wydobycia, będzie ograniczona. A popyt będzie rósł w większym tempie niż podaż. Dlatego pojawi się na tym rynku poważny deficyt – powiedział w wywiadzie dla „Obserwatora Finansowego” Jakub Szkopek, analityk Erste Securities Polska.
Prawdziwa strukturalna hossa na rynku miedzi dopiero przed nami

Zdjęcie: archiwum własne

„Obserwator Finansowy”: Czy trwa już strukturalna hossa na rynku miedzi? Jeśli tak, to z czego wynika? Jak mocno rośnie w ostatnich latach popyt na ten metal z uwagi na rozwój przemysłu, a szczególnie nowych technologii?

Jakub Szkopek: Prawdziwa strukturalna hossa na rynku miedzi dopiero przed nami. Można powiedzieć, że już się zaczęła, ale ona dopiero będzie się rozpędzała, a to dlatego, że po 2027 r. na tym rynku podaż projektów inwestycyjnych, które wchodzą w fazę wydobycia, będzie ograniczona. A popyt będzie rósł w większym tempie niż podaż, co spowoduje poważny deficyt.

Popyt na miedź rośnie w szybkim tempie z uwagi na rozwój technologiczny, w tym transformację energetyczną. W autach elektrycznych (EV) jest pięć razy więcej miedzi niż w spalinowych. W ładowarkach dla EV także mamy miedź. Centra danych to kolejne konstrukcje, które będą napędzane rozwojem AI, a do budowy których potrzebne są duże ilości tego metalu.

Tymczasem, nie ma zbyt wielu projektów wydobywczych w przygotowaniu. Coraz trudniej jest też je realizować.

Dlaczego? Pewnie, jak zwykle, powodów jest kilka?

Po pierwsze, powoli wchodzi się z wydobyciem na obszary sprawiające problemy techniczne – jak Grenlandia, gdzie praca jest możliwa tylko przez kilka miesięcy w roku. Albo na obszary pustynne lub półpustynne, gdzie właściwie infrastrukturę dla kopalni trzeba tworzyć od zera. Przykładem jest kopalnia Oyu Tolgoi w Mongolii, należąca do Rio Tinto, gdzie trzeba było zbudować całe miasteczko i elektrownię.

Po drugie, żeby w takich miejscach postawić projekt wydobywczy, trzeba zachęcać ludzi do pracy i mieszkania tam. A to oznacza, że trzeba im dobrze płacić. Bo teraz młodzi ludzie nie chcą być górnikami, ale chcą być influencerami.

Po trzecie, występuje coraz mniej łatwo dostępnych złóż, czego przykładem jest projekt w województwie lubuskim, którym zainteresowała się spółka zagraniczna Lumina Metals oraz Electrum Group. Chodzi o cztery nowe złoża rud miedzi i srebra: Nowa Sól, Sulmierzyce Północ, Żary i Mozów. To są duże złoża, ale problemem jest to, że znajdują się na głębokości trzech kilometrów. Potencjalna eksploatacja wygeneruje wysokie koszty wydobycia.

Miedź, piasek i sól ważniejsze niż ropa

Dlatego, prawdopodobnie po 2030 r., będziemy mieć taką sytuację, że popyt może rosnąć w tempie geometrycznym, a ze wzrostem podaży może być problem. Jeśli tak będzie, to splot tych zjawisk doprowadzi do gigantycznego niedoboru miedzi na rynku.

Mamy jednak sposoby, by stronę podażową wspomóc. Istnieje możliwość recyklingu miedzi. Poza tym, są substytuty miedzi.

To prawda. Przy czym obecnie roczna podaż miedzi to około 27 mln ton, ale z tego 24 mln ton to produkcja górnicza, a złom to tylko około 3 mln ton. Owszem, gdyby ceny metalu były bardzo wysokie, to wtedy zachęta do zbierania złomu wzrośnie i recykling w jakiś dość znaczący sposób by się rozwinął. Czy to zasypie deficyt? Raczej nie.

Jeśli chodzi o substytucję metali przemysłowych, to rzeczywiście jest tak, że one potrafią się w pewnych rolach zastępować. Jeszcze 20 lat temu spotykało się miedziane parapety, dziś nikogo nie stać na ich produkcję, więc się ich już nie produkuje. Mamy za to parapety z innych metali czy materiałów. W budownictwie bardzo łatwo jest stosować substytucję, nieco trudniej jest w przemyśle. Aluminium, którego jest dosyć dużo na całym świecie, może zastępować miedź w wielu przypadkach. I z pewnością zobaczymy takie zjawisko, gdy ceny miedzi będą bardzo wysokie.

Czy istnieją estymacje dotyczące tego jaką część popytu na miedź obecnie generują nowe technologie, a jaką część mogą generować za 10 lat?

Zapewne dałoby się takie szacunki znaleźć, a nawet zrobić samemu, bo przecież wiadomo, że na przykład w osobowej hybrydzie jest około 40 kg miedzi, a w autobusie elektrycznym aż 370 kg. Takie obliczenia są jednak obarczone dużą niepewnością. Nie wszystko wiadomo bowiem o popycie na miedź zgłaszanym przez przemysł i energetykę, bo obecnie największym kupującym miedź są chińskie sieci energetyczne, które nie podają dokładnych danych o swoich zakupach. Jeśli już naprawdę trzeba, to można powiedzieć, że energetyka odnawialna i przemysł EV generuje popyt na miedź w okolicach 1–3 mln ton rocznie.

Metale mogą stać się nową ropą naftową

Mamy na horyzoncie dynamiczny rozwój centrów danych. Tutaj popyt dopiero się rozpędza. A jak bardzo się rozpędzi? To pytanie dotyczy tego czy sztuczna inteligencja rzeczywiście będzie opłacalna, czy rzeczywiście będzie rewolucyjną technologią.

Jak wygląda kwestia gry podaży i popytu na rynku miedzi, jeśli chodzi o liczby – mam na myśli spojrzenie bilansowe. Czy w 2025 r. będzie deficyt? Czego można się też spodziewać w kolejnych latach?

Konsensus prognoz analityków ankietowanych przez agencję Reuters zakłada, że w 2025 r. deficyt sięgnie 124 tys. ton. Jeszcze na początku roku konsensus mówił o 40 tys. ton nadpodaży. Jeśli zaś chodzi o 2026 r., to zakłada się, że deficyt pojawi się w I półroczu, ale potem będzie się zmniejszał.

To wina licznych katastrof w kopalniach? Chyba było ich w 2025 r. wyjątkowo dużo?

Tak. Najwięcej szkody wyrządziła lawina błotna w wielkiej kopalni Grasberg w Indonezji. Należy ona do koncernu Freeport-McMoRan, który twierdzi, że kopalnia pracuje na 30–40 proc. swoich mocy, bo wciąż trwa sprzątanie i naprawa. Ale to oznacza, że na rynku w II połowie 2025 r. i w I połowie 2026 r. nie pojawi się około 500 tys. ton miedzi, bo Grasberg produkuje ponad 700 tys. ton rocznie. To jest dosyć istotne wydarzenie dla gospodarki Indonezji, po którym ekonomiści zastanawiali się nad tym, czy bilans płatniczy kraju się domknie.

W 2025 r. zdarzyło się ponadnormatywnie dużo katastrof w kopalniach. Na przykład wstrząsy sejsmiczne doprowadziły do znaczącego ograniczenia wydobycia w kopalni Kamoa-Kakula w Kongo. Na początku sierpnia 2025 r. doszło do wstrząsów w kopalni miedzi El Teniente w Chile, na skutek czego zginęło kilku górników, a koncern Codelco znacznie ograniczył wydobycie. Jakby tego było mało, to doszło do kolejnych protestów lokalnej ludności w Peru i firma Hudbay Minerals miała problem z transportem urobku z kopalni Constancia w Cuzco.

Patrząc na ostatnie 10 lat produkcji na rynku miedzi widzimy, że zwykle około 5 proc. prognozowanej rocznej produkcji nie dochodziło do skutku przez wypadki czy strajki. W 2025 r. z rynku może być „zdjęte” przez takie wydarzenia nawet do 8 proc. produkcji.

Czemu miejscowi mieszkańcy tak często protestują przeciwko kopalniom?

Kopalnie bardzo często korzystają z wód gruntowych, a to powoduje wysuszanie okolicznych pól. Zaczyna brakować wody w okolicy. Jednak coraz częściej w nowych projektach stosuje się wypracowane już inne rozwiązania, na przykład kopalnia Sierra Gorda należąca do KGHM pobiera wodę z oceanu.

Nie chodzi tu tylko o wodę. Generalnie kopalnie mają mniej lub bardziej dewastujący wpływ na środowisko naturalne.

Jak dużo projektów wydobywczych jest w realizacji w skali globalnej? Kiedy zaczną działać, ile mniej więcej ton miedzi mogą dostarczać w skali roku?

Jest ich relatywnie niedużo. Realizacja projektu trwa nawet do 10 lat, a zależy to od stopnia jego skomplikowania. W latach 2015–2024 zrealizowano relatywnie dużo nowych projektów, ale nadchodzi spowolnienie. Każdy projekt ma liczne uwarunkowania: chodzi o dostępność złóż, o kwestię pozwoleń itp.

Trzeba również pamiętać o tym, że nawet jeśli projekty już będą zrealizowane, to z różnych powodów mogą zostać zawieszone. Zdarzają się przecież katastrofy. Kopalnia Kamoa-Kakula dopiero co ruszyła, ale wolno się rozpędza, a miała wydobywać 400–450 tys. ton miedzi rocznie.

Ciekawa historia z tym kobaltem

Warto też pamiętać o polityce. Kilka lat temu ruszyła duża kopalnia Cobre Panama w Peru, ale po dwóch latach funkcjonowania rząd tego kraju po prostu zakazał jej działalności. A to był wielki projekt, umożliwiający wydobycie około 350 tys. ton miedzi rocznie. Wystąpiły tam problemy ze społecznością lokalną, związane z oddziaływaniem kopalni na środowisko.

Jest jeszcze kwestia kondycji finansowej spółek wydobywczych, bo na projekty trzeba mieć fundusze. W ostatnich latach było widać dużą aktywność na rynku fuzji i przejęć w sektorze miedzi. W latach 2021–2024 doszło do 57 dużych transakcji o łącznej wartości 30,63 mld dol., co policzyli eksperci S&P Global Commodity Insights. Duży może bowiem więcej.

Wielcy gracze przejmują mniejszych, którzy mają zasoby nadające się do eksploatacji. Mniej chodzi tutaj o to, aby kupować spółki generujące zyski, a bardziej o to, żeby zabezpieczyć bazę zasobową. Na tym polegało choćby przejęcie przez spółkę BHP Group australijskiej spółki Oz Minerals, dzięki czemu BHP otworzyło cały wachlarz nowych projektów. Wszyscy chcą mieć miedź.

A ile potencjalnie na całym świecie jest miedzi do wydobycia?

To dobre pytanie, ale chyba nie znajdziemy precyzyjnej odpowiedzi. Istnieją zaś pewne estymacje. Według U.S. Geological Survey całkowita zdolność produkcyjna istniejących kopalni to około 28 mln ton rocznie, a ich złoża to około 980 mln ton. Wszystkie zidentyfikowane złoża miedzi na świecie szacuje się na 2,1 mld ton. A tych jeszcze nie odkrytych złóż może być około 3,5 mld ton.

Globalne przejście na gospodarkę niskoemisyjną jest paradoksalnie uzależnione od surowców, których wydobycie generuje wysoką emisję CO2. Jak wygląda kwestia intensywności emisji gazów przez firmy surowcowe? Czy one inwestują w elektryfikację biznesów? Czy mogą mieć coraz większe problemy z uwagi na swoją wysoką emisyjność?

Istnieją dwa typy kopalń: głębinowe i powierzchniowe. Jeśli chodzi o głębinowe, to tam powstaje dużo wydatków energetycznych i rzeczywiście ważne jest, by produkcja energii elektrycznej była „zielona”. W Polsce drugi największy konsument energii elektrycznej, czyli KGHM, zużywa energię, która pochodzi z węgla. Ale już kopalnia Sierra Gorda w Chile – też należąca do KGHM – bazuje tylko na energii odnawialnej.

Kopalnie odkrywkowe zużywają więcej paliwa, bo częściej muszą korzystać z ciężarówek. Koncerny chcą automatyzować transport surowca, stąd budowane są taśmociągi, ale to nie jest łatwe do realizacji. Częściej zaczyna się korzystać z ciężarówek EV.

Poza tym, ślad węglowy powstaje w transporcie od producentów do konsumentów. Najwięcej miedzi wydobywa się w Chile, a najwięcej konsumuje się w Chinach. Miedź musi się jakoś przedostać z Chile do Państwa Środka – najczęściej płynie statkiem napędzanym na mazut.

Czyli to jest trochę kwadratura koła. To tak jakbyśmy dziś przyjechali na sushi EV i chwalili się jacy jesteśmy eko, ale to sushi przyleciało do Warszawy wczoraj wieczorem transportem lotniczym. Czy w takim razie tak naprawdę jesteśmy eko?

Jak bardzo rynek miedzi jest wrażliwy na zawirowania geopolityczne? Czy miedź może stać się nową ropą? Czy może kiedyś powstać miedziowy OPEC?

OPEC powstał po to, żeby regulować podaż ropy i żeby ceny nie spadały. W przypadku miedzi nie ma takiego zagrożenia. Poza tym, produkcja miedzi jest jednak dość mocno rozproszona, co najmniej kilku dużych producentów musiałoby dojść do porozumienia, co może być dość trudne. I chyba nigdy nie było nawet plotek o miedziowym OPEC.

Zagłębie Miedziowe może stać się Zagłębiem Atomowym

Rynek miedzi jest dość konkurencyjny. Od dwóch lat widać nadwyżkę mocy technicznych w stosunku do koncentratu. Premie hutnicze są na niskich poziomach, bo huty płacą za koncentrat, który jest właściwie w cenie samej katody miedzi. Mocy hutniczej jest zbyt dużo w stosunku do tego, ile jest koncentratów na rynku i to się szybko nie zmieni, bo Chiny bardzo dużo zainwestowały w nowe huty.

Poza tym, polityka handlowa okazała się nieszkodliwa dla rynku metali. Zobaczyliśmy to w I połowie 2025 r.

Jak obecnie wygląda poziom zapasów miedzi na giełdach? Czy jest on wyższy czy niższy od historycznej średniej? Skąd w ogóle biorą się zapasy miedzi?

Dane o zapasach miedzi, na które zwykle się patrzy, to dane o zapasach monitorowanych przez giełdy. Każdy producent miedzi może swoją miedź sprzedać klientom, albo po prostu dostarczyć do magazynu giełdy – w Europie to magazyny LME. Giełda znajduje się w Londynie, ale ma magazyny na całym Starym Kontynencie. Inne giełdy surowcowe to giełda w Szanghaju i amerykański Comex.

W 2025 r. zobaczyliśmy przysłowiowy rollercoaster odnośnie tych zapasów. Pojawiło się widmo ceł na import do USA, więc zapasy miedzi zaczęły płynąć do Stanów Zjednoczonych. Doszło do drenażu zarówno londyńskich, jak i szanghajskich zapasów. Okazało się jednak, że prezydent USA Donald Trump ostatecznie nie wprowadził ceł na katody, czyli na końcowy produkt miedziowy. Efekt? Ceny na giełdzie Comex właściwie w ciągu jednego dnia spadły do poziomu cen LME i wielu ludzi straciło sporo pieniędzy.

Stany Zjednoczone mają naprawdę duży zapas miedzi. Były oczekiwania, że będą one dość szybko wyjmowane z magazynów, ale tak się nie dzieje. Skoro są zapasy, które szybko nie znikają, to i cena miedzi jakoś dynamicznie nie rośnie.

Pokusiłby się pan o przedstawienie kilku wskaźników, które warto obserwować, by z wyprzedzeniem dostrzec istotne zmiany na rynku miedzi – jeśli chodzi o jej cenę. Rozumiem, że stan zapasów jest jednym z nich.

Tak, poziom zapasów jest jednym z najważniejszych wskaźników. Gdy mało jest monitorowanych zapasów, to mówimy o tym, że rynek jest płytki. Innym ważnym wskaźnikiem jest po prostu kurs dolara, bo miedź jest wydobywana na rynkach wschodzących, a wyceniana w amerykańskiej walucie.

Istotna jest także liczba pozycji spekulacyjnych, czyli liczba zawartych kontraktów na zmianę ceny surowca. Przeważnie jest jednak tak, że gdy zawartych jest około 40 tys. kontraktów na wzrost ceny miedzi, to rynek jest „przegrzany” i to wróży spadki ceny metalu. A jeśli jest zawartych około 80 tys. kontraktów na spadek ceny miedzi, to rynek jest zbyt pesymistyczny i można się spodziewać wzrostów.

Można także patrzeć na konsensus analityków. Banki inwestycyjne prognozują ceny miedzi, głównie zerkając na koniunkturę w Chinach. I to jest kolejny interesujący wskaźnik wyprzedzający dla miedzi, bowiem im lepsza kondycja gospodarki Państwa Środka, im lepsze odczyty PMI, im lepiej dzieje się na tamtejszym rynku budowlanym, tym lepiej dla cen miedzi.

Małe reaktory modułowe w Polsce

To jest w ogóle ciekawa kwestia dotycząca tego, jak realne zużycie miedzi w Chinach jest zależne od wzrostu PKB tego kraju. Otóż, jeśli tempo wzrostu PKB wynosi 5 proc. rocznie to implikowany wzrost popytu na miedź wynosi 5–10 proc. Ale gdy tempo wzrostu PKB Państwa Środka spada do 3 proc. to tempo wzrostu popytu na metal może być ujemne. Tak więc kondycja chińskiej gospodarki jest bardzo istotna dla rynku miedzi.

A jaka jest rola KGHM na rynku miedzi? Koncern z Dolnego Śląska mieści się w dziesiątce największych producentów miedzi na świecie. Dzięki niemu Polska odpowiada za produkcję około 48 proc. unijnej miedzi. Czy pozycja naszej spółki może się poprawiać?

Rzeczywiście, spółka matka KGHM z produkcją niemal 400 tys. ton miedzi rocznie jest znacząca na Starym Kontynencie. Cała grupa KGHM mieści się w drugiej piątce największych koncernów, jeśli chodzi o produkcję miedzi.

Prognozy produkcyjne dla KGHM na najbliższe lata są jednak płaskie, a nawet spadające. To dlatego, że projekt Victoria dopiero za kilka lat zacznie zwiększać produkcję, inwestycja Robinson pożyje jeszcze około 8 lat, a Sierra Gorda to projekt skrojony na 40 lat, który w najbliższych latach będzie zwiększał produkcję, ale potem zacznie ją zmniejszać, bo „nisko wiszące owoce zostaną zerwane”.

Jeśli chodzi o polskie złoża, to trzeba po nie schodzić głęboko, a zawartość czystej miedzi w rudzie miedzi spada z roku na rok. Spółka ogłosiła rozpoczęcie prac w zakresie rozpoznania geologiczno-hydrogeologicznego dla trzech nowych szybów górniczych, ale zanim dojdzie do realnego wydobycia na wysokim poziomie, to będziemy mieli 2040 r. Bo te trzy szyby muszą zostać pogłębione, a to może oznaczać, że tam na miejscu zaistnieje potrzeba powstania zakładu przeróbczego.

Tymczasem polska miedź nie jest tania. Na skutek relatywnie wysokiego podatku miedziowego, czyli od wydobycia, KGHM znajduje się w III kwartylu spółek wydobywczych, jeśli chodzi o skumulowany koszt produkcji. A kopalnia Sierra Gorda jest w I kwartylu.

Planowana jest obniżka podatku miedziowego. W 2026 r. współczynnik 0,85 we wzorze służącym do obliczania wysokości należnego podatku zostanie obniżony do 0,74, natomiast w latach 2027–2028 będzie wynosił 0,68. To ma zmniejszyć daninę od KGHM o kilkaset milionów złotych rocznie. W ostatnich latach spółka płaciła po około 3 mld zł tego podatku…

Tym niemniej nasz miedziowy gigant powinien inwestować poza granicami Polski, gdyby chciał walczyć o globalną pozycję i rentowność. Połowa wyniku EBITDA grupy KGHM jest wypracowywana z aktywów zagranicznych, mimo że dają one około 25 proc. produkcji w grupie. A to oznacza, że są to aktywa superdochodowe.

Problem w tym, że KGHM jest spółką Skarbu Państwa. Zagraniczne akwizycje są mało prawdopodobne. Dlaczego? Nikt nie będzie chciał się narażać. Inwestycja w Sierra Gorda przyczyniła się do znacznego wzrostu zadłużenia grupy KGHM, co było wykorzystywane do gier politycznych. Menedżerowie o tym pamiętają.

Jaka może być prognoza cenowa dla miedzi w krótkim, średnim i długim terminie?

W 2025 r. tona miedzi może kosztować 12 tys. dol. W perspektywie nadchodzących kilku miesięcy na rynku będzie deficyt, głównie spowodowany tym, że z produkcji wypadła kopalnia Grasberg. Klienci Freeport-McMoRan, którzy nie odbiorą miedzi od tego koncernu, będą go musieli kupić gdzie indziej i zapłacić każdą cenę. Do tego włączą się do gry spekulanci, którzy przewidują różne wydarzenia i chcą zarobić.

W II połowie 2026 r. rynek zapewne się ustabilizuje, a deficyt zniknie. Wtedy ceny surowca ustabilizują się, choć nie wykluczałbym, że w tym okresie zobaczymy spadki w okolice 10 tys. dol. za tonę miedzi.

Co stanie się z ceną miedzi po 2027 r.? Może się pojawić strukturalna hossa na rynku. Uważam, że cena znów pójdzie w górę do 12 tys. dol. za tonę, albo nawet znacznie wyżej.

Rozmawiał Piotr Rosik

Zdjęcie: archiwum własne

Tagi


Artykuły powiązane

Obraz tegorocznych zbiorów w niezbyt różowych barwach

Kategoria: Sektor niefinansowy
Niższe zbiory zbóż, znacznie mniej zebranych owoców, więcej ziemniaków i buraków cukrowych, a także podobna wielkość zbiorów warzyw do tych z 2023 r., to prognoza Głównego Urzędu Statystycznego na 2024 r. Wszystko to z powodu zróżnicowanych warunków pogodowych. Na rynkach hurtowych ceny niektórych owoców znacząco wzrosły.
Obraz tegorocznych zbiorów w niezbyt różowych barwach

Rosyjskie narzędzia nacisku straciły moc

Kategoria: Analizy
Surowce, w tym przede wszystkim ropa i gaz, od zawsze postrzegane były jako podstawowe czynniki siły ekonomicznej Rosji i jej atrakcyjności jako partnera gospodarczego. W samej Federacji Rosyjskiej zasobom energetycznym przypisano dodatkowo rolę narzędzia wspierającego rodzimą politykę zagraniczną.
Rosyjskie narzędzia nacisku straciły moc

Produkty rolno-spożywcze w umowie UE–Mercosur

Kategoria: Sektor niefinansowy
Przedstawiciele Unii Europejskiej i państw Mercosur, tj. Argentyny, Brazylii, Paragwaju i Urugwaju, 28 czerwca 2019 r. osiągnęli porozumienie polityczne w sprawie ambitnej i kompleksowej umowy handlowej. Wbrew licznym spekulacjom umowa nie została podpisana podczas szczytu państw G20 w Rio de Janeiro. Wiele wskazuje na to, że bilans tej umowy będzie niekorzystny dla polskiego sektora rolno-spożywczego.
Produkty rolno-spożywcze w umowie UE–Mercosur