Autor: Leon Podkaminer

Profesor ekonomii, doradca prezesa NBP

więcej publikacji autora Leon Podkaminer

Handel międzynarodowy potrzebuje równowagi

Realizujący się na naszych oczach odwrót od „wolnego handlu międzynarodowego” pobudził do krytycznej aktywności licznych u nas zwolenników jeszcze większej globalizacji i zewnętrznej otwartości na handel oraz przepływy kapitału. Dane historyczne nie potwierdzają, że jest za czym tęsknić.
Handel międzynarodowy potrzebuje równowagi

(@Getty Images)

Kawaleryjska taktyka wprowadzania wysokich ceł importowych realizowana przez rząd Stanów Zjednoczonych nie przyniosła niestety dobrych i trwałych efektów. Jako taka może być argumentem za utrzymaniem dotychczasowego, neoliberalnego, modelu międzynarodowych stosunków gospodarczych. Uważam jednak, że model ten, ukształtowany w trakcie ostatniego pięćdziesięciolecia, jest głęboko wadliwy i wymaga zasadniczych zmian. Idzie tu o ograniczenie zakresu różnych swobód usankcjonowanych praktyką ostatnich dziesięcioleci. Cła, zwłaszcza zbyt pospiesznie wprowadzane, mogą oczywiście okazywać się gospodarczo niekorzystne także dla samych Stanów Zjednoczonych – przynajmniej w okresie przejściowym. Moim zdaniem nie zmienia to faktu, że model obecny dopuszcza (a nawet stymuluje) powstawanie głębokich, uporczywych – i szkodliwych – nierównowag w handlu międzynarodowym. I jako taki uzasadnia stosowanie nadzwyczajnych, czasami nieprzyjemnych, środków naprawczych.

Skala nierównowag

Nierównowagi objawiają się pojawianiem się wielkich i trwałych nadwyżek handlowych w jednych krajach – i wielkich deficytów w innych. Skalę nierównowag w wymiarze globalnym i w odniesieniu do strefy euro ilustrują odpowiednio poniższe  wykresy.

Zwraca uwagę to, że przed 1974 r. (gdy obowiązywał system Bretton Woods) suma deficytów handlowych wszystkich krajów świata stanowiła tylko frakcję jednego procenta światowego PKB. Po 1973 r. suma ta początkowo oscylowała wokół jednego procenta. W samym 1974 r. i na początku lat 80. przejściowo osiągała wysokie już wartości, m.in. z powodu szoków naftowych. Triumfalna liberalizacja dokonująca się w skali światowej w latach 90. XX w. i na początku XXI w. jest odzwierciedlona w dalszym szybkim powiększaniu się sumy deficytów. W przededniu światowego kryzysu finansowego i ekonomicznego suma ta sięgnęła 2,4 proc. światowego PKB.

Nowa epoka handlu: protekcjonizm i regionalizacja

Suma deficytów dla strefy euro była stosunkowo niewielka aż do 1997 r. Pamiętajmy, że strefa euro jako całość jest zorientowana na wypracowywanie nadwyżek handlowych (głównie za sprawą wewnętrznej polityki gospodarczej Niemiec). Pomimo tego suma deficytów dla strefy euro potroiła się do 2006 r. Niewątpliwie było to skutkiem wprowadzenia euro i coraz mocniejszej presji konkurencyjnej wywieranej przez Niemcy na swoich partnerów (Włochy, Hiszpanię, Francję) niezdolnych do naśladowania niemieckiej polityki fiskalnej i płacowej. Po wybuchu globalnego kryzysu finansowo-ekonomicznego suma deficytów szybko spadła (do 0,6 proc. PKB w 2009 r.). Właściwa sanacja deficytów handlowych w strefie euro nastąpiła w trakcie kryzysu zadłużeniowego (do którego przyczyniły się także zakumulowane deficyty handlowe „słabszych” krajów strefy euro). Sanacja była poprzedzona bolesną recesją wtórną w latach 2011–2013.

Fatalne skutki nierównowagi

Wśród propagatorów ekonomii międzynarodowej, zwłaszcza przed globalnym kryzysem lat 2007–2009, dominujące było przekonanie, że nierównowagi handlowe są czymś naturalnym – a nawet zgoła optymalnym. Do wniosku tego dochodzi się poprzez analogię z „racjonalnie funkcjonującym gospodarstwem domowym”. Indywidualne kraje – tak jak owe „gospodarstwo” – miałyby oto planować przejściowe zadłużanie się (ewentualnie udzielanie pożyczek) i w ten sposób optymalizować poziom użyteczności (płynącej m.in. z konsumpcji) w długim (nieskończenie) czasie. Realizacja tego planu zapewniałaby wygładzenie trajektorii konsumpcji (consumption smoothing). Oczywiście plan ten nie rozważa możliwości bankructwa bądź nieobsługiwania zadłużenia.

Powyższa bajeczka się nie realizuje – ani w odniesieniu do rzeczywistych gospodarstw domowych, ani w odniesieniu do krajów. Wzrost gospodarczy w warunkach dopuszczających – wbrew jakiemukolwiek planowi – nadmierną akumulację zadłużenia zagranicznego okazuje się dramatycznie niestabilny. Nie dostrzega się żadnych śladów „wygładzania” konsumpcji. Wręcz przeciwnie (por. wykres poniżej).

To właśnie postępujące niezrównoważenie handlu światowego (skądinąd dynamicznie rosnącego) należałoby uznać za jedną z bezpośrednich przyczyn słabego i nieregularnego tempa wzrostu światowego PKB po 1973 r. Przypomnijmy, że deficyty handlowe reprezentują jednocześnie powstawanie finansowych zobowiązań krajów „deficytowych” wobec krajów wykazujących nadwyżki handlowe. W liberalnej gospodarce światowej kumulujące się deficyty handlowe dają się przejściowo finansować „płynnym kapitałem”, którego jest nadmiar w okresach dobrej koniunktury. Prędzej lub później jednak napompowany kredytem boom musi się skończyć mniejszym lub większym kryzysem. Jest więc oczywiste, że systematyczne i masywne kumulowanie się zobowiązań z tytułu deficytów handlowych z reguły kończy się fatalnie – nie tylko dla krajów deficytowych. Cierpią też kraje nadwyżkowe, zmuszone do pogodzenia się z niewypłacalnością krajów nadmiernie zadłużonych i w dodatku pozbawione dotychczasowych rynków zbytu.

To właśnie postępujące niezrównoważenie handlu światowego (skądinąd dynamicznie rosnącego) należałoby uznać za jedną z bezpośrednich przyczyn słabego i nieregularnego tempa wzrostu światowego PKB po 1973 r.

W końcowym okresie obowiązywania układu z Bretton Woods (lata 1960–1973, dla których posiadamy wiarygodne statystyki) globalne PKB na osobę wzrastało średniorocznie o 3,1 proc. W całym następnym okresie (lata 1974–2023) średnioroczne tempo było dwakroć niższe, wynosząc tylko 1,5 proc. (PKB na osobę w strefie euro wzrastało odpowiednio 4,5 proc. i 1,6 proc.). Co gorsza, o ile wzrost w pierwszym okresie był w miarę stabilny, o tyle w drugim charakteryzował się głębokimi, dewastującymi wahaniami. W tym okresie nie uniknięto bolesnych recesji i ogólnego spowolnienia wzrostu. Średnia stopa bezrobocia dla pierwszego okresu to 4,9 proc. dla USA, 1,3 proc. dla Japonii i 2,4 proc. dla strefy euro (12 krajów). W drugim okresie średnie stopy bezrobocia wyniosły odpowiednio: 6,3, 3,2 oraz 8,7 proc.

Od ładu z Bretton Woods do geopolityki Bretton Woods 3.0

Recesje nie były skutkiem szoków egzogenicznych. Były one efektem zachodzących po 1973 r. stopniowych zmian systemowych (liberalizacja, deregulacja, prywatyzacja i finansjalizacja gospodarek) i politycznych (odwrót od przyjaznej współpracy ze związkami zawodowymi, ograniczanie zakresu polityki społecznej, przywrócenie priorytetu polityki pieniężnej i tzw. walki z inflacją za cenę rosnącego bezrobocia). O ile recesję z 1976 r. można częściowo przypisać efektom pierwszego „szoku naftowego”, o tyle następne recesje (w latach: 1982, 1991, 2009 i 2012) powstały już za sprawą niejako wrodzonych mechanizmów coraz bardziej liberalizujących się gospodarek narodowych i coraz głębszej liberalizacji międzynarodowych stosunków gospodarczych.

Ograniczone oddziaływanie kursów wymiennych

W „klasycznym” modelu gospodarczym pojawianie się nierównowag handlowych dość automatycznie uruchamia stosowne wolnorynkowe dostosowania kursów wymiennych: waluty krajów „nadwyżkowych” umacniają się względem walut krajów „deficytowych”. Ma to skutkować tendencją do samoistnej, stopniowanej eliminacji nierównowag. Niezależnie od siły tego mechanizmu w odniesieniu do gospodarek funkcjonujących w „klasycznych” warunkach, należy zauważyć, że w warunkach postępującej liberalizacji przepływów kapitałowych (oraz dalszej finansjalizacji gospodarek) reakcja rynków walutowych i kursów wymiennych na narastanie nierównowag handlowych jest z reguły bardzo trudno zauważalna. Transakcje bezpośrednio związane z obsługą handlu międzynarodowego stanowią znikomą część obrotów całkowitych. Ich lwią część pochłaniają transakcje finansowe (w dużej mierze bezproduktywne spekulacje) całkowicie niepowiązane z handlem międzynarodowym. W ostatnich dziesięcioleciach, wraz z usuwaniem kolejnych ograniczeń na transakcje kapitałowe i walutowe, kursy walutowe stały się wynikiem zmiennych sentymentów rynków zdominowanych przez finansowych graczy. Nie od rzeczy będzie tu przypomnienie następującej opinii Keynesa: „Spekulacja jako pęcherzyk na strumieniu przedsiębiorczości, nie może wyrządzić żadnej szkody. Ale sytuacja staje się poważna, gdy przedsiębiorczość staje się pęcherzykiem w wirze spekulacji”.

Recesje nie były skutkiem szoków egzogenicznych. Były one efektem zachodzących po 1973 r. stopniowych zmian systemowych (liberalizacja, deregulacja, prywatyzacja i finansjalizacja gospodarek) i politycznych (odwrót od przyjaznej współpracy ze związkami zawodowymi, ograniczanie zakresu polityki społecznej, przywrócenie priorytetu polityki pieniężnej i tzw. walki z inflacją za cenę rosnącego bezrobocia)

Warto zauważyć, że kursy wymienne nie mogą odgrywać żadnej roli w odniesieniu do wzajemnych relacji handlowych krajów strefy euro. Pojawiające się handlowe nadwyżki/deficyty w stosunkach wzajemnych (np. Niemiec i Włoch) mogą być ograniczane tylko poprzez tzw. dewaluację wewnętrzną (tj. obniżkę cen i płac, a więc i recesję gospodarczą) we Włoszech lub przyspieszenie inflacji i wzrostu płac (a także popytu i PKB) w Niemczech.

Hipotetycznie wyobrażalne jest zwiększenie korzystnego wpływu deficytów handlowych na kształtowanie się kursów wymiennych (w skali globalnej oczywiście). Pierwszą drogą mogącą prowadzić do tego celu byłoby stopniowane i międzynarodowo zharmonizowane ograniczanie swobody przepływu kapitału. Drogą drugą, prawdopodobnie komplementarną do pierwszej, byłoby zharmonizowane działanie głównych banków centralnych podejmujących interwencje walutowe, które skutkowałyby rewaluacją walut krajów wykazujących nadmierne i permanentne nadwyżki handlowe. Przykładem takiej (skutecznej) interwencji walutowej były wspólne działania zgodne z porozumieniem pięciu głównych banków centralnych (tzw. Plaza Accord) zawartym w 1985 r. (w tamtym okresie do G5 należały Francja, RFN, USA i Wielka Brytania). Działania te pozwoliły podwoić kurs japońskiego jena w stosunku do dolara USA (z 240 do 120). Zapobiegło to wybuchowi regularnej protekcjonistycznej wojny handlowej, do której szykowała się wówczas amerykańska administracja (w pierwszej połowie lat 80. XX w. japońskie nadwyżki handlowe niepokoiły USA nie mniej niż nadwyżki chińskie teraz).

Zwiększenie odporności i bezpieczeństwa łańcuchów dostaw w UE

Wydaje się oczywiste, że obecne warunki geopolityczne (i gospodarcze) mogą uniemożliwiać zgodną współpracę głównych banków centralnych, obejmujących Bank Chin. Alternatywą pozostaje więc uciekanie się do różnych praktyk faktycznie protekcjonistycznych.

To brzydkie słowo na „p”

Dla większości ekonomistów (i komentatorów) tym słowem jest protekcjonizm.

Często nie pamięta się jednak, że w okresie nazwanym złotym wiekiem kapitalizmu (1950–1973) gospodarka światowa funkcjonowała w środowisku mało liberalnym. Samo zadekretowanie obowiązujących kursów wymiennych było międzynarodowo uzgodnioną decyzją administracyjną. Co ważne, poszczególne kraje partnerskie prowadziły agresywnie „egoistyczne” polityki przemysłowe. W większości z nich realizowano wieloletnie plany rozwojowe. Wymagały one użycia narzędzi protekcjonistycznych – w tym subsydiowania, a nawet faktycznej nacjonalizacji, poszczególnych gałęzi gospodarki. W polityce makroekonomicznej pierwsze skrzypce odgrywała polityka fiskalna. Regułą była wysoka progresja podatków osobistych i wysokie opodatkowanie zysków. Polityka pieniężna miała rolę drugorzędną. Banki podlegały różnorakim ograniczeniom. Co najistotniejsze, przepływy kapitału prywatnego były ograniczone i kontrolowane. Wpływało to na utrzymywanie w ryzach nierównowag w międzynarodowym handlu towarami (handel usługami wtedy raczkował – i bywał ściśle reglamentowany). Dodatkowo, obroty handlu zagranicznego były ograniczane niezwykle rozbudowanymi systemami wysokich ceł i ograniczeń pozataryfowych.

Oczywiście, skutkiem tych wszystkich ograniczeń swobody gospodarczej i braku otwartości zewnętrznej był stosunkowo niski (ale stabilny) poziom handlu międzynarodowego (wykres poniżej).

Paradoksalnie (z przywołanego już „klasycznego” punktu widzenia) wzrosty światowego PKB na osobę oraz wzrost PKB na osobę w strefie euro były najszybsze właśnie w tym okresie. W warunkach pełznącej liberalizacji wraz z postępującą od 1974 r. ekspansją handlu międzynarodowego realny wzrost PKB po pierwsze wyraźnie spowolnił, a po drugie stał się niezwykle niestabilny.

Kryzys WTO, cła i perspektywy handlu światowego

Wykonane przeze mnie badania ekonometryczne dowodzą, że już od 1993 r. zwiększanie udziału handlu (reprezentowanego przez sumy eksportu) w PKB nie ma żadnego wpływu na dynamikę realnego PKB na osobę – tak w odniesieniu do świata, jak i strefy euro. Inaczej mówiąc, dokonujący się od tej pory wzrost handlu międzynarodowego nie służył światowej gospodarce. Był więc on nieefektywny, jeśli pod uwagę weźmiemy „tworzenie PKB”. Najwyraźniej dobrze służył on natomiast zwiększeniu zysków kosztem płac, co sugeruje, że rozumny protekcjonizm jest lepszy od bezrozumnej, neoliberalnej, globalizacji.

David Ricardo (i jego epigoni) są w błędzie

Standardowe teorie ekonomiczne dowodzą za pomocą obliczeń, że liberalizacja handlu musi skutkować dodatkowymi korzyściami osiąganymi sumarycznie przez całą społeczność międzynarodową (tj. przez wszystkich lub większość uczestników wymiany handlowej). Korzyści te powinny być tym większe, im bardziej maleją koszty handlowe (w tym np. transportowe). Dlaczego zatem liberalizacja handlu (i ekspansja jego rozmiarów) nie przyniosła światu przyspieszenia wzrostu PKB?

Otóż standardowe teorie przekonujące o korzyściach wolnego handlu nie przystają do rzeczywistości. U ich podstaw kryje się założenie, że wymiana handlowa odbywa się na zasadzie barteru. W archetypicznym modelu np. Portugalia i Anglia wymieniają się winem i suknem. Ale wymiana barterowa jest z natury zrównoważona – nie prowadzi do powstania nadwyżek (i deficytów) handlowych. Tymczasem celem rzeczywistej wymiany handlowej realizowanej przez konkretne podmioty (a nie kraje) jest zarobienie pieniędzy jako takich, gromadzenie aktywów finansowych – a nie wymienianie się przysłowiowym winem i suknem.

Teoria niestandardowa, dopuszczająca pojawianie się nierównowag handlowych, nie uzasadnia tezy o koniecznej dobroczynności wolnego handlu. Zauważmy, że na szczeblu narodowym deficyt handlu pomniejsza wielkość PKB – a nadwyżka handlu wielkość PKB powiększa. W warunkach nierównowagi PKB krajów wykazujących deficyt handlowy jest stosownie pomniejszone – a PKB krajów „nadwyżkowych” powiększone. Straty PKB krajów deficytowych mogą przewyższać korzyści krajów nadwyżkowych. Sumarycznie, handel niezrównoważony może więc pomniejszać łączny PKB dla całego świata. (zob. Leon Podkaminer: „Trade imbalances are undesirable: a note”, Real-World Economics Review, issue 80, 2017).

Koszty pracy: „race to the bottom”

W protekcjonistycznym systemie Bretton Woods udział płac w PKB był wysoki. Tym samym niski był udział zysków. Nie stało to w sprzeczności z wysokimi stopami inwestycji, niskim bezrobociem i inflacją oraz szybkim wzrostem gospodarczym.

Od 1975 r. udział płac spadał: w USA – od 62,4 proc. w 1974 r. do 54 proc. w 2024 r., w Europie Zachodniej (12 krajów strefy euro) – od 65,5 proc. w 1974 r. do 56,6 proc. w 2024 r., w Japonii – od 72,2 proc. 1980 r. do 58,5 proc. w 2024 r., w Polsce – od 62,5 proc. w 1992 r. do 50,5 proc. w 2024 r. W Meksyku, który charakteryzuje się bardzo niskim udziałem płac, spadek tego wskaźnika rozpoczął się od 45,5 proc. w 2002 r. (już w ramach północnoamerykańskiego porozumienia o wolnym handlu) do 38,4 proc. w 2018 r.

Spadający udział płac jest naturalną konsekwencją liberalizacji (i deregulacji) gospodarek rynkowych. Recesje i słabe tempo wzrostu gospodarczego spowodowały odrodzenie się wysokiego bezrobocia i przyczyniły się do degradacji roli związków zawodowych. Zmieniły się też priorytety polityki ekonomicznej. Do łask wróciła polityka pieniężna kierująca się imperatywem walki z inflacją – nawet za cenę masywnego bezrobocia. Polityka fiskalna, mająca stabilizować wzrost i ograniczać rozmiary bezrobocia, straciła na znaczeniu. Wszystkie te zjawiska sprzyjały ograniczaniu wzrostu płac. Płace przestały nadążać za rosnącą wydajnością.

Sam spadek udziału płac w PKB sprzyja ograniczaniu tempa wzrostu PKB. To proste: skłonność do konsumpcji z płac jest wyższa od skłonności do spożycia z zysków i dochodów ponadprzeciętnie wysokich.

Wyścig „w dół”, do jak najniższych poziomów płac i kosztów, jest istotnym źródłem słabości zliberalizowanej gospodarki światowej. Zatrzymanie tego wyścigu wydaje się trudne – bez restytucji przynajmniej niektórych rozwiązań nieliberalnych obowiązujących w systemie Bretton Woods

Słabe tempo wzrostu spożycia w skali narodowej zachęca do szukania zbytu (i zysków) na rynkach zagranicznych. Jest to jedna z przyczyn tendencji w handlu światowym. Sukces na rynkach zagranicznych jest jednak warunkowany m.in. niskimi krajowymi kosztami pracy. Mamy tu więc do czynienia z błędnym kołem – ponieważ popyt krajowy jest słaby, trzeba zdobywać rynki zagraniczne; aby je zdobyć i utrzymać, dobrze jest obniżyć koszty produkcji – tj. jednostkowe koszty pracy (w ostateczności oferując płace niekompensujące wzrostu wydajności). Ale obniżając jednostkowe koszty pracy spowalnia się jednocześnie wzrost popytu krajowego… itp.

Globalna ekspansja chińskiego sektora motoryzacyjnego

Dodatkowo, w warunkach liberalizacji handlu i przepływów kapitałowych firmy minimalizują koszty (głównie pracy) przenosząc wiele działalności produkcyjnych do krajów uboższych, cechujących się jeszcze niższymi kosztami pracy (i/lub niskim opodatkowaniem zysków). Naturalną konsekwencją staje się tzw. race to the bottom, wyścig w działaniach zmniejszających koszty pracy – w tym przede wszystkim same płace.

Potrzeba nowego protekcjonizmu

Wyścig „w dół”, do jak najniższych poziomów płac i kosztów, jest istotnym źródłem słabości zliberalizowanej gospodarki światowej. Zatrzymanie tego wyścigu wydaje się trudne – bez restytucji przynajmniej niektórych rozwiązań nieliberalnych obowiązujących w systemie Bretton Woods.  Warto tu odnotować pojawianie się retoryki protekcjonistycznej w Stanach Zjednoczonych – a nawet w Unii Europejskiej. Z drugiej strony, wewnętrzna organizacja gospodarcza samej Unii (a zwłaszcza strefy euro) nadal sprzyja nasilonej wewnątrzunijnej konkurencji płacowej. Anemiczny i nieregularny wzrost gospodarczy całej Unii jest w dużym stopniu pokłosiem niezdrowej rywalizacji płacowej. Słabości tej nie wyleczy jeszcze bardziej rygorystyczne stosowanie się do różnorakich obostrzeń fiskalnych koncypowanych przez polityków i ekonomistów hołdujących starym dogmatom. Dynamizacja UE wymaga uświadomienia sobie potrzeby rozumnego ograniczania zasad liberalnych w polityce poszczególnych krajów członkowskich – a zwłaszcza w ich stosunkach wzajemnych.

Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

Artykuł pochodzi z 21.wydania kwartalnika „Obserwator Finansowy” – czerwiec-sierpień 2025 r.

(@Getty Images)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Od systemu Bretton Woods do globalnej stagnacji

Kategoria: Instytucje finansowe
Opisując system Bretton Woods, z reguły przywołuje się jego najbardziej dostrzegalne aspekty: imperatyw stałości (negocjowanej) wzajemnych kursów wymiennych walut narodowych oraz stałą dolarową cenę złota z zasobów USA (dostępnego dla władz publicznych innych krajów – uczestników systemu). Przez dłuższy czas układ ten zdawał się funkcjonować całkiem dobrze, pomimo okresowych napięć.
Od systemu Bretton Woods do globalnej stagnacji

Globalna R*

Kategoria: Polityka pieniężna
Artykuł analizuje długoterminowe czynniki globalnego trendu stopy procentowej, czyli globalnej R*, w ciągu 70 lat poprzedzających pandemię. Od szczytu w połowie lat 70. XX wieku globalna R* obniżyła się o ponad trzy punkty procentowe, co wynikało z wolniejszego wzrostu produktywności i rosnącej długowieczności społeczeństw. Bez odwrócenia tych trendów czy pojawienia się nowych sił mogących je zrównoważyć, długoterminowa globalna wartość R* prawdopodobnie pozostanie niska.
Globalna R*

Siła i słabość gospodarki Niemiec

Kategoria: Analizy
Mnożą się objawy słabości gospodarki niemieckiej. Rok 2024 nie przyniósł zauważalnego wzrostu (a w 2023 r. niemiecki PKB skurczył się o 0,3 proc.). Ale anemiczny wzrost tej gospodarki nie jest kwestią ostatnich kilku lat. Datuje się on od dość dawna – wyraźniej zaś w ostatnich latach.
Siła i słabość gospodarki Niemiec