O zdrowy rozsądek w polityce pieniężnej
Kategoria: Analizy
Inflacja systematycznie spada we wszystkich państwach Europy Środkowej
Wstępny szacunek CPI wskazuje, że w maju tempo wzrostu cen wynosiło 13 proc. Oznacza to spadek o ponad 1,5 pkt proc. w przeciągu miesiąca oraz prawie 5,5 pkt proc. od szczytu w lutym. Zmiany widoczne w Polsce pokrywają się z tendencjami widocznymi w najbliższym regionie – w Czechach ostatnie dane z kwietnia wskazują, że inflacja była zbliżona do 13 proc., w Rumunii spadła poniżej 12 proc. Każde z państw doświadczyło regularnego spowolnienia tempa wzrostu cen żywności i energii w pierwszej połowie roku.
Projekcja Narodowego Banku Polskiego (NBP) czy prognozy komercyjnych ekonomistów wskazują, że kolejne miesiące przyniosą kontynuację tych tendencji – w wakacje tempo wzrostu cen powinno zwalniać o około 1 pkt proc. na miesiąc.
Inflacja bazowa wciąż jest bardzo wysoka
Maj przyniósł pierwsze pozytywne zaskoczenie – wskaźnik inflacji bazowej obniżył się z 12 do 11,3-11,4 proc. To podobna wielkość jak w państwach Europy Środkowo- Wschodniej. Proste przeliczenie danych Eurostat wskazuje, że w większości państw regionu ceny odpowiadające za 80 – 85 proc. wydatków konsumenckich rosną w tempie przekraczającym 5 proc. Wyhamowanie wzrostu cen w tej grupie towarów i usług będzie raczej długotrwałe – oczekiwania inflacyjne przedsiębiorstw wyraźne spadły, ale wciąż są na poziomach odpowiadających szczytom standardowych cykli gospodarczych. Dlatego inflacja zacznie stabilizować się w drugiej połowie roku.
Inflacja spadnie poniżej 10 proc. w IV kwartale, ale wciąż będzie podatna na szoki
Dzisiejsze możliwości dostosowania polityki gospodarczej do kolejnych wyzwań są zdecydowanie mniejsze niż na początku wojny w Ukrainie. W wyniku wzrostu wydatków militarnych oraz zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia deficyt budżetowy przekroczy w tym roku 4 proc. PKB, a konsolidacja finansów publicznych będzie długotrwała. W efekcie zdecydowanie trudniej będzie o działania osłonowe na wypadek kolejnego wzrostu światowych cen żywności i energii. To zagrożenia, które wciąż są obecne.
Nie można wykluczyć ponownego wzrostu inflacji na początku 2024 r. z uwagi na wzrost cen energii
Począwszy od nowego roku Urząd Regulacji Energetyki przedstawi nowe taryfy dotyczące cen energii elektrycznej oraz gazu dla gospodarstw domowych. Te prawdopodobnie będą niższe niż obowiązujące w 2023 r., jednak rząd zakończy bądź ograniczy subsydiowanie cen dla gospodarstw domowych. W efekcie zdrożeją rachunki płacone za podstawowe media. Skala zmian jest trudna do przewidzenia z trzech powodów. Po pierwsze, wciąż narażeni jesteśmy na szoki na rynkach energetycznych Europy – ceny hurtowe mogą zmieniać się dynamicznie podobnie jak rok temu. Po drugie, proces i skala wyznaczanych taryf nie raz zaskakiwała ekonomistów. Po trzecie, wciąż nie znamy końcowego kształtu decyzji rządu dotyczących wsparcia. Możemy jedynie domniemywać, że zgodnie z rekomendacjami Komisji Europejskiej czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego skala wydatków znacząco zmniejszy się.
Dodatkowym zagrożeniem jest wzrost presji płacowej w strefie euro
W państwach strefy euro wynagrodzenia rosły zdecydowanie wolniej w stosunku do inflacji – w Austrii i Włoszech dochody gospodarstw domowych w 2022 r. skurczyły się o 1 proc., w Hiszpanii o 3,5 proc. Dlatego dzisiaj pracownicy w zachodniej Europie domagają się dwucyfrowych podwyżek wynagrodzenia, kiedy widzą, że ich zamożność maleje. Historia pokazuje, że związki zawodowe na zachodzie skutecznie egzekwują takie postulaty – wskaźnik płac negocjowanych Europejskiego Banku Centralnego już w I kwartale sięgnął 4,3 proc., co jest najwyższym wynikiem od 1991 r. Niemniej dopiero zaczynamy okres rokowań, a najnowsze żądania podwyżek w Niemczech są dwucyfrowe – podobne do tych z państw Europy Środkowej. Ich realizacja podniesie europejską inflację.
Warto zauważyć, że to nieco odmienna sytuacja niż w Polsce. Dane OECD wskazują, że dochody rozporządzalne gospodarstw domowych w naszym kraju wzrosły w 2022 r. o około 2 proc., co było ewenementem na skalę Europy. Projekcja NBP sugeruje, że okres, kiedy siła nabywcza wynagrodzenia spadała to około 2-3 kwartały. W efekcie oczekiwania są nieco bardziej stabilne, choć mimo to generują inflację. Jednak podobne podwyżki wynagrodzeń na Zachodzie w znacznie większym stopniu wpłyną na wzrost cen w Europie. Chociaż nominalnie wynagrodzenia w Polsce rosną bardzo szybko to towarzyszy im dwukrotnie bądź nawet trzykrotnie większa poprawa produktywności niż na Zachodzie. Pozwala ona częściowo zamortyzować presję inflacyjną, czego nie zobaczymy w strefie euro. Dlatego dochodzimy do sytuacji, w której obok krajowych czynników, zaczniemy importować inflację z reszty Europy.
Zwalczanie tak rozpowszechnionej inflacji będzie trudnym wyzwaniem gospodarczym
Restrykcyjna polityka pieniężna czy fiskalna pomagają szybciej obniżyć inflację, ale nie są w stanie jej całkowicie zwalczyć. Dobrym przykładem są tu Czechy – państwo, które prowadzi bardzo konserwatywną politykę fiskalną i jako jedyne w regionie ma obniżyć deficyt poniżej progu 3 proc. PKB w przyszłym roku. Prognozowana inflacja w tym kraju ma spaść do 3,3 proc. w 2024 r. i być o około 2-3 pkt proc. mniejsza niż w reszcie państw Europy Środkowej. Odbywa się to jednak kosztem znacznego spowolnienia gospodarczego. Czechy wciąż nie odrobiły pandemicznego ubytku i pozostają w ogonie najsłabszych państw Unii Europejskiej. Dla porównania wzrost PKB w Polsce sięgnął 10 proc. od czasu pandemii i jest drugim najwyższym w UE, po Irlandii. Różnica między wzrostem gospodarczym Polski i Czech przekracza 10 pkt proc., co jest wielkością dużo bardziej zauważalną niż różnice w inflacji.
Polityka pieniężna powinna pozostać konserwatywna
Bieżący poziom stóp procentowych z jednej strony zaczyna przynosić skutki w obniżaniu inflacji, a z drugiej nie szkodzi strukturze gospodarczej. Dodatkowo w przyszłym roku transmisja polityki pieniężnej powinna wzmocnić się wraz z ograniczeniem skali wakacji kredytowych, co pomoże w stabilizacji inflacji. Wydaje się to być dobrym kompromisem między jastrzębimi, a gołębimi ekonomistami na bieżące trudne czasy.