Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Ropa tanieje, ale lepiej nie budować na tym planów

Na przełomie lata i jesieni USA zdetronizowały Arabię Saudyjską i stały się w ujęciu dziennym największym światowym producentem węglowodorów płynnych (ropa naftowa plus tzw. ciekłe frakcje gazu ziemnego). To efekt wielkich inwestycji w sektorze naftowo-gazowym. Ważnych konsekwencji będzie wiele.
Ropa tanieje, ale lepiej nie budować na tym planów

(infografika Dariusz Gąszczyk/CC BY-SA Richard MasonerCyclelici)

Dzięki rosnącej eksploatacji skał łupkowych, 26 września 2014 r. dzienne wydobycie samej tylko ropy sięgnęło w USA szczytu w wysokości 8,84 mln baryłek. Do saudyjskiego potentata pozyskującego każdego dnia 9,6 mln baryłek ropy (dane za sierpień) dystans jest nadal spory, lecz stale maleje – dwanaście miesięcy temu amerykańskie wydobycie ropy naftowej było mniejsze o nieco ponad 1 mln baryłek na dzień.

Jednak cenne składniki tworzące razem ropę naftową (crude oil) pozyskiwać można także z gazu ziemnego. Nazywane są ciekłymi frakcjami gazu ziemnego (ang. natural gas liquids – NGL). Ropa + NGL to tzw. węglowodory płynne. Łączna produkcja ropy i NGL wynosi obecnie w USA 11,5 mln baryłek dziennie. W rankingu globalnym daje to Amerykanom minimalną przewagę nad Arabią Saudyjską oraz wyraźną nad Rosją. Ta druga pozyskuje w tej chwili ok. 10,4 mln baryłek płynnych węglowodorów dziennie. Rosnący coraz szybciej przemysł łupkowy sprawia, że za parę lat USA mogą dojść do średniorocznego poziomu 13 mld baryłek dziennie, a to zapewniłoby im pozycję samotnego lidera wyraźnie wyprzedzającego resztę stawki.

Duże nieporozumienia wywołuje określenie „frakcje ciekłe”. Gaz ziemny to mieszanina bardzo różnych węglowodorów – od „najlżejszego” metanu do coraz „cięższych” oraz sporej liczby innych związków traktowanych jako zanieczyszczenia. „Waga” węglowodorów wzrasta wraz z liczbą atomów węgla. Główny składnik gazu, najistotniejszy dla jego funkcji opałowej i przemysłowej to metan mający jeden atom węgla i cztery wodoru. Metanu może być w gazie ziemnym od 50 proc. do ponad 90 proc. masy całkowitej. Po wydobyciu gaz ziemny jest poddawany obróbce w celu podniesienia udziału metanu do ponad 90 proc. i wyodrębnienia innych frakcji, które szkoda byłoby spalać.

Jeśli nie liczyć azotu, wody i innych niepożądanych związków, pozostałe składniki gazu ziemnego to właśnie NGL, czyli węglowodory liczące dwa i więcej atomy węgla (etan, propan, butan, izobutan, pentany, nafta, benzyna naturalna). Nazywane są frakcjami ciekłymi lub kondensatem. Zmiana ich stan skupienia z gazowego na płynny wymaga bardzo niskich temperatur. Dla wyodrębnienia propanu i butanu trzeba schłodzić gaz ziemny do temperatury minus 42 stopni Celsjusza. Inne ciekłe frakcje gazu wymagają niższej. Metan przechodzi natomiast w stan płynny dopiero w temperaturze ok. minus 160 stopni C. i dlatego uzyskiwanie płynnego gazu ziemnego (LNG – liquified natural gas) to proces kosztowny. Łupkowa rewolucja gazowa sprawiła, że istotnie więcej jest zatem nie tylko metanu, ale także równie pożytecznych frakcji ciekłych.

Udział konwencjonalnej ropy naftowej (crude oil) w całości pozyskiwanych w świecie węglowodorów płynnych wynosi obecnie ok. 80 proc. i ma maleć. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) szacuje, że wskutek pozyskiwania wraz z gazem wielkich ilości frakcji ciekłych za 20 lat udział crude oil spadnie do nawet 63 proc.

Druga uwaga dotyczy sposobu pomiaru i pozwala uniknąć nadinterpretacji doniesień o amerykańskim prymacie w węglowodorach płynnych. W Polsce jesteśmy przyzwyczajenie do pomiaru w tonach i w skali roku. Nafciarze mierzą jednak ten surowiec w jednostce objętości, którą jest baryłka (1 baryłka = 159 litrów lub 42 galony amerykańskie). Różne gatunki ropy mają różne ciężary właściwe, więc jedna baryłka jest lżejsza, a inna cięższa. W USA przyjmuje się, że 1 tona ropy to 7,33 baryłek, a IEA stosuje przelicznik 1 tona = 7,37 baryłek.

Bieżące dane produkcyjne ujmowane są tradycyjnie w baryłkach dziennie i tygodniowo. Ważne jest, żeby mieć świadomość, że zwłaszcza w warunkach dynamicznego rozwoju wydobycia, wysoka produkcja dzienna, nie musi się przekładać na równie dużą w skali całego roku, bo jedne otwory akurat „wysychają”, a jeszcze liczniejsze są dopiero w fazie rozruchu. Dlatego USA są już liderem bieżącym na obecny moment, ale ustępują jeszcze pola innym i sobie z przeszłości pod względem całkowitej produkcji rocznej.

200 mld dol. inwestycji rocznie

Przez ostatnie lata krajobraz naftowy zmienił się w USA diametralnie. Ledwo dekadę temu, jesienią 2005 r., dzienne wydobycie ropy spadało okresowo poniżej 4 mln baryłek dziennie (bbl/d), a Ameryka kłaniać musiała się głęboko w pas dostawcom z Półwyspu Arabskiego. Tymczasem w 1970 r. średnioroczne wydobycie dzienne ropy naftowej wyniosło w USA aż 9,64 mln bbl/d, a produkcja całoroczna przekroczyła 3,5 mld bbl/d, czyli ok. 480 mln ton. W 2013 r. wydobycie ropy wyniosło 2,7 mld bbl/d, tj. ok. 370 mln ton. Na pobicie rekordu rocznego USA wszechczasów w tym roku się jeszcze nie zanosi. W ocenie Departamentu Energii, w 2015 r. średnioroczna produkcja ropy naftowej wynieść może 9,53 mln bbl/d, więc do największej produkcji sprzed 45 lat pozostanie już bardzo niewiele.

W sektorze gazu ziemnego jest za Atlantykiem jeszcze lepiej. Stany Zjednoczone stały się jego największym światowym producentem już w 2010 r. Był to oczywiście efekt fenomenu łupkowego. Jeśli w 2006 r. gaz z łupków stanowił tylko ok. 5 proc. całego wydobycia gazu ziemnego w USA, to obecnie udział ten wynosi 40 proc. i będzie coraz większy. Wg ocen ekspertów rządowych przyrost wydobycia gazu łupkowego ma wynosić w następnych latach 1,6 proc. średniorocznie i rosnąć w takim tempie aż przez następne ćwierć wieku.

Manna nie spadła sama z nieba. Ekspert Bank of America Francisco Blanch podkreśla, że inwestycje w amerykańskim sektorze gazowo-naftowym przekroczyły właśnie próg 200 mld dolarów rocznie i stanowią po raz pierwszy w historii 20 proc. ogółu prywatnych wydatków na środki trwałe, czyli budowli oraz maszyn i urządzeń.

Z powodu ogromnego zużycia paliw i surowców petrochemicznych Stany Zjednoczone długo jeszcze nie uzyskają samowystarczalności naftowej, ale spada zależność od dostaw zagranicznych, zwłaszcza z rejonów i państw mało przychylnych Ameryce. W latach 2004 – 2007 import ropy przekraczał 10 mln bbl/d, a w 2013 r. było to 7,73 mln baryłek dziennie. Wg. rządowej agencji ds. energii EIA, udział importu w krajowym zużyciu węglowodorów płynnych spadł w USA z 60 proc. w roku 2005 do 32 proc. w 2013 r. Tempo spadku przyspiesza, bowiem prognoza na 2015 r. mówi o udziale importu zaledwie 21-procentowym, a więc najniższym od 1968 r.

Niezwykle istotna dla Ameryki i brzemienna w skutki dla globalnego rynku ropy naftowej jest wyraźna zmiana struktury importu. USA zawsze starały się korzystać z jak największej liczby źródeł zakupów, ale nie były w stanie uniknąć sporej zależności od państw arabskich i pozostałych wielkich i dużych eksporterów skupionych w OPEC. W ostatnich latach największym dostawcą pozostaje niemal siostrzana Kanada (2,58 mln bbl/d w 2013 r.), a jeśli dodać Meksyk (850 tys. bbl/d w 2013 r.), to najbliżsi sąsiedzi zapewnili w ub.r. aż 44 proc. ropy sprowadzanej z zagranicy. Kanada jest największym eksporterem do USA od długiego czasu, a eksport ten rośnie z roku na rok, w przeciwieństwie do malejących systematycznie dostaw z innych krajów. Druga jest stale Arabia Saudyjska, która w ub.r. dostarczyła w przeliczeniu 1,33 mln bbl/d. (najwięcej w 2003 r. – 1,73 mln bbl/d).

Konsekwencje globalne

Działając wespół w zespół  z kryzysami, żywiołami i ekscesami realnej gospodarki przełomu tysiącleci amerykańska rewolucja łupkowa naruszyła konstrukcję globalnego rynku ropy naftowej. Początek października przyniósł nie tylko informacje o wychodzeniu USA na czoło producentów, ale także doniesienia o istotnym spadku cen ropy. Baryłka amerykańskiej mieszanki West Texas Intermediate (WTI) zamawiana na nadchodzący listopad kosztowała 3 października 2014 r. w Nowym Jorku poniżej 90 dol. za baryłkę. Cena ropy spadła zatem w USA do poziomu najniższego od wiosny ubiegłego roku. Ponieważ WTI nie jest przedmiotem intensywnego obrotu międzynarodowego, znacznie dotkliwsze dla producentów światowych jest nurkowanie cen ropy europejskiej. Mieszanka BRENT kosztowała na początku października br. 92,31 dol/bbl i była to jej najmniejsza cena od końca czerwca 2012 r. Sytuacja zmieniła się dość szybko, bowiem jeszcze w połowie czerwca WTI i BRENT były na średniookresowych szczytach. Od tego czasu ich ceny spadły jednak o bardzo znaczące, odpowiednio, 16 proc. i 20 proc.

Ceny przerabianej w Polsce i pozostałych państwach naszego regionu rosyjskiej mieszanki Urals (inaczej REBCO od Russian Export Blend Crude Oil) są od kilku lat niższe od BRENT o dwa, góra trzy dolary na baryłce. 6 października baryłka Urals notowana była po 90,82 dol/bbl.

Wśród najbardziej doraźnych przyczyn obniżki cen ropy na czoło wysuwa się wzmocnienie dolara po publikacji niespodziewanych dobrych ocen i prognoz amerykańskiej gospodarki. Silniejszy dolar jest zły dla wszystkich kupujących ropę, bo ogromna większość kontraktów rozliczana jest w walucie amerykańskiej, więc wraz ze wzrostem jej kursu rośnie też rachunek w walucie krajowej.

Na dłuższą metę znacznie istotniejsze są oczywiście czynniki strukturalne i wydarzenia polityczne. Rosnąca podaż krajowej ropy i rosnące jej zakupy w sąsiedniej Kanadzie sprawiają, że maleje amerykański popyt zgłaszany na rynkach światowych. O możliwym tego przełożeniu na ceny światowe pisaliśmy w Obserwatorze już ponad półtora roku temu. Rynek globalny nie wie w dodatku, czy wzrost gospodarczy w Chinach nie spowolni na dobre, co byłoby bardzo złą wiadomością dla prognoz światowej sprzedaży ropy i produktów naftowych. Warto bowiem wiedzieć, że w kategorii importu netto definiowanej jako różnica między krajową konsumpcją a importem węglowodorów płynnych, Chiny wyprzedziły już USA. Stało się to po raz pierwszy we wrześniu 2013 r. Obecne zużycie w Chinach wynosi obecnie 11 mln bbl/d, a w USA – ok. 18,9 mln bbl/d, przy czym USA eksportują dużo i coraz więcej – w okresie 2005 -2013 amerykański eksport produktów rafineryjnych wzrósł o ponad 173 proc. Większy eksport wpływa zaś na obniżenie wskaźnika importu netto. Producenci ropy martwią się zatem, kto kupi ropę po dobrych cenach, tak żeby obyło się bez dalszych przecen.

Wobec niepewnego popytu i zjazdu cenowego część producentów byłaby za obniżeniem wydobycia, ale żeby nie stracić więcej przychodów niż inni musieliby to zrobić w grupie. Tymczasem z wiedeńskiej siedziby OPEC docierają potwierdzone informacje i pogłoski wskazujące, że państwa eksportujące skupione w tej organizacji są bliżej konfliktu niż zgody. Arabia Saudyjska dołączyła do Kuwejtu i jednostronnie, tj. bez zwyczajowych konsultacji z innymi członkami OPEC obniżyła cenę dostaw ropy na listopad. Ocenia się, że jest to wyraz wielkiego zamieszania politycznego wywołanego ogromnym rozgardiaszem w świecie arabskim, w tym m.in. działaniami tzw. Państwa Islamskiego. Ponieważ sytuacja w tym rejonie świata jest odległa od normalizacji o lata świetlne, a wszyscy gracze potrzebują stałego dopływu gotówki, to ceny ropy mogą się nie podnieść, a być może nawet dalej spadać.

OPEC dostarcza ok. 40 proc. globalnej produkcji ropy. We wrześniu wydobycie państw członkowskich wyniosło 30,94 mln bbl/d i było jedynie nieznacznie wyższe niż w sierpniu 2014 r.

(infografika Dariusz Gąszczyk)

(infografika Dariusz Gąszczyk)

W sprawie rozumowania Arabii Saudyjskiej można jedynie spekulować. Jedna ze ścieżek spekulacji prowadzi do tezy, że tamtejszej rodzinie królewskiej i jej wasalom bardzo źle służą przykłady anarchii i nieposłuszeństwa będące teraz chlebem powszednim na większości terytoriów arabskich. Wspomaganie przez Saudyjczyków cen ropy byłoby dramatycznym błędem, bo służyłoby to rebelii.

Arabia Saudyjska i Kuwejt nie tracą zresztą na niższych cenach tyle, co inni, bo mają bardzo niskie koszty wydobycia. W okresie 2007 – 2009 koszty poszukiwań i wydobycia ropy oraz gazu wyniosły w USA średnio prawie 34 dolary za jedną baryłkę ekwiwalentu ropy, podczas gdy na Bliskim Wschodzie było to wtedy niecałe 17 dol./boe (boe = barrel of oil equivalent, uniwersalny przelicznik ropy na inny surowiec, albo na jednostki energii; 1 boe = m.in. 5798,6 stóp sześciennych gazu ziemnego lub 6,12 gigadżuli).

(infografika DG)

(infografika DG)

W obiegu publicznym nie ma niestety świeższych porównań, bowiem EIA zaniechała wydawania tej publikacji. Z dużym prawdopodobieństwem można wszakże domniemywać, że z uwagi na wielkie koszty eksploracji łupków rozziew między kosztami amerykańskimi a bliskowschodnimi jest dziś jeszcze większy.

Z uwagi na bardzo liczne czynniki wpływu oraz wielką podatność na wydarzenia i perspektywy polityczne, przewidywanie cen ropy na okresy dłuższe niż nawet kwartał to zajęcie dla kaskaderów. Przekonał się o tym tygodnik The Economist, który dostrzegając wielki postęp technologiczny w wydobyciu i widząc pod koniec 1998 r. ceny ropy na historycznym dnie w wysokości ok. 11 dol./bbb prorokował, że niedługo zejdą one do 5 dolarów za baryłkę. Pomyłka w ocenie była szpetna, bo zaledwie 10 lat później, latem 2008 r. cena ropy osiągnęła dziejowe szczyty na poziomie 145-147 dolarów (w zależności od gatunku, rynku i czasu dostawy). Z brytyjskich redaktorów naśmiewają się jednak wyłącznie małoduszni laicy, bo reszta wie, że w obliczu szarpania się światowej gospodarki i mocno jeszcze niedojrzałych prób z tzw. energią odnawialną to towar prawie nieprzewidywalny. Na radość z taniej ropy jest zatem zbyt wcześnie.

OF

(infografika Dariusz Gąszczyk/CC BY-SA Richard MasonerCyclelici)
(infografika Dariusz Gąszczyk)
(infografika DG)

Otwarta licencja


Artykuły powiązane

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Co z tą ropą?

Kategoria: Analizy
Po ataku Rosji na Ukrainę cena ropy naftowej przebiła barierę 100 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od 2014 r. Obecny wzrost cen powodują przede wszystkim czynniki podażowe.
Co z tą ropą?