How to Lie with Statistics

W środę dziennikarze szacownej „Wall Street Journal” zdobyli się na kolejny antypolski dowcip. Napisali: „Polska nie jest uznawana za potęgę w sportach zimowych. Polacy prowadzą jednak na tych igrzyskach w kategorii, na którą nigdy nie zwraca się uwagi: ostatnich miejscach”. Niezależnie od faktu, że rzeczywiście powinniśmy zwracać uwagę na to, aby pod „zasłoną” naszych uznanych mistrzów nie wysyłać na olimpiady „znajomych królika”, to jednak kolegom z WSJ należałoby zaproponować lekturę „Business Week” z 15 lutego, gdzie ukazano na str. 17, że USA należy do najsłabiej usportowionych krajów na świecie. Gdyż zdobyły poniżej 1 medalu na 100 mld USD PKB w igrzyskach 2008 r., a na dzień dzisiejszy również nie mają co się porównywać z Polską, gdyż przy 4 naszych medalach sportowcy amerykańscy powinni ich zdobyć 120, a zdobyli ich raptem 5 razy mniej – 24.

Najbardziej poczytną książką do statystyki na świecie jest wydana w 1954 r. przez Darrell’a Huff’a „How to Lie with Statistics”. Każdy student programu doktorskiego, zanim rozpocznie zajęcia ze statystyki, ma obowiązek jej przeczytania. A to po to, aby w przyszłości nie popełniać błędów interpretacyjnych. Wydaje się jednak, że lektura tej lekkiej książki, zresztą napisanej przez osobę nie będącą statystykiem, przydałaby się nam wszystkim po to, aby uodpornić się na różnego typu manipulacje, jakim jesteśmy stale poddawani przy użyciu interpretacji najróżniejszych danych statystycznych.

W zeszłym tygodniu w siedzibie NBP odbyła się prezentacja dorocznego raportu Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju pt.: „Transition Report 2009: Transition in crisis?” podsumowującego przemiany na obszarze działania tego banku, który przedstawił Anatoli Annenkov, starszy ekonomista EBOR. A tym obszarem są kraje byłego bloku sowieckiego, które na początku lat 90. podjęły wysiłek transformacji od gospodarki centralnie planowanej do gospodarki rynkowej. W celu udzielenia im pomocy powołano właśnie EBOR z siedzibą w Londynie i szkoda, że po 20 latach od jego powstania nikt nie uznaje, że właśnie w celu pomocy w rozwoju rynku finansowego właściwszą lokalizacją byłby jeden z krajów beneficjentów, a najlepiej Warszawa.

Tegoroczny 256-stronicowy raport nie wzbudziłby mojej aż tak głębokiej uwagi, gdyby nie próba analizy przyczyn kryzysu w gospodarkach regionu oraz wniosków dla polityki państw. W prezentacji podniesiony został zwłaszcza fakt, że łagodniejszy kryzys zawdzięczamy aktywnej obecności na naszych rynkach zagranicznych banków, która podniosła jego wiarygodność. I to mimo, że to właśnie ekspansja renomowanych banków wcześniej przyczyniła się do kryzysu i to nie tylko w krajach bałtyckich. Co do rekomendacji, to jak zacytowała „Rzeczpospolita”: „Jedną z dróg prowadzących do wzrostu PKB będzie ściąganie jak największej ilości kapitału z zagranicy oraz postępująca integracja finansowa”. Przy czym jako uzasadnienie posłużyły wnioski z regresji i korelacji między poziomem spadku PKB a różnymi czynnikami w krajach działalności EBOR. Co charakterystyczne, przy wielu wykresach nie podano czy dane regresje były „istotne” (wiarygodne) statystycznie, ile ze sfery zmienności wyjaśniały (jaki był ich R2) i czy zostały zachowane wszystkie wymogi wnioskowania statystycznego.

Na moją uwagę, że nawet wizualnie widać, że gdyby wyłączyć z regresji grupę krajów, które nie pasują pod względem danych z regresji dotyczących udziału zagranicznych banków w systemie, nie padła odpowiedź czy wtedy, gdyby w efekcie regresja miała odmienny znak, to równie zdecydowanie postulowano by redukcję udziału zagranicznych instytucji z systemu finansowego. A przecież, po pierwsze, należało udowodnić, że państwa obszaru działania EBOR są reprezentatywne oraz czy Polska jako przykład należy do tej grupy. Bo przecież gdyby tak dowolnie można było sobie ferować wnioski, to w przypadku stworzenia grupy państw obejmujących Chiny, Indie, Polskę i kraje przybałtyckie, wyszłaby bardzo silna odwrotna zależność między poziomem wzrostu gospodarczego a stopniem opanowania systemu bankowego przez kapitał zagraniczny.

Wydaje się, że właśnie połączenie naiwnej analizy finansowej z różnymi „niechęciami” staje się główną przyczyną  nieracjonalności polityki gospodarczej w Polsce. Szerzej, nie zrozumiemy różnych absurdów gospodarczych ostatniego dwudziestolecia, w tym deklaracji polityków jak najszybszej likwidacji złotego, w czasie kryzysu strefy euro, ani przyczyn, dla których Polski nie ma w grupie krajów G20, bez zrozumienia mechanizmów kształtowania wiedzy finansowej w naszym kraju i prezentowania jej opinii publicznej. A problem ten jest niewątpliwie istotny w swojej złożoności. Zamieszanie na rynku kapitałowym w strefie euro musi prowadzić do kompetentnej diagnozy sytuacji. Odpowiedzi wymaga pytanie, czy ta strefa stanowi optymalny obszar walutowy (OOW) i czy musi stanowić w przypadku UE. Wzrosty poziomu długu greckiego przekroczyły rentowność niemieckich bundów aż o 3 pkt. proc. i 86 punktów bazowych. Niepokojące jest też to, że wzrosty rentowności wystąpiły w Portugalii, w Irlandii i w Hiszpanii, a więc w tych krajach, które są krajami peryferyjnymi strefy euro. To wymusza zastanowienie się nad polskimi decyzjami dotyczącymi wejścia do strefy euro w sytuacji, kiedy strefa euro przeżywa poważny kryzys.

Martin Wolf w „Financial Times” rozprawia się z uproszczeniami dotyczącymi strefy euro, które mówią o błędach w polityce fiskalnej krajów peryferyjnych. Stwierdza on, że przykład Grecji idealnie pasuje do potocznych przekonań kraju, który nie podejmował koniecznych działań, a nawet fabrykował dokumenty finansowe, w tym dotyczące poziomu swojego deficytu. Ale przecież takie kraje jak Hiszpania miały niskie deficyty fiskalne, uelastyczniły rynek pracy, były prymusami UE stawianymi za wzór. Będąc beneficjentami niskich stóp procentowych doprowadziły do olbrzymiego boomu na rynku nieruchomości, stając się pierwszą ofiarą kryzysu. Otóż trudno sobie wyobrazić, żeby te kraje zredukowały wydatki na skalę 10 punktów procentowych PKB, gdyż to prowadziłoby poprzez efekty mnożnikowe do kilkunastoprocentowej redukcji PKB. A Desmond Lachman z American Enterprise Institute zauważył w FT.com, że z tego tytułu spadki PKB musiałyby być nawet głębsze.

Należy  przy tym zwrócić uwagę na różnicę w sytuacji strefy monetarnej USA, która również nie jest do końca dopasowana. Finansowe problemy przeżywa Kalifornia i inne stany. W tym przypadku jednak możliwa jest znacząca pomoc budżetu centralnego dla tych stanów i tych społeczności. Ponadto w USA rząd może powiedzieć pracownikom, którzy tracą pracę w stanach głęboko przeżywających kryzys, że powinni przenieść się do tych stanów, które potrzebują rąk do pracy. Trudno sobie wyobrazić tego typu apele w narodowych krajach europejskich, co świadczy dodatkowo o niedopasowaniu do OOW tej strefy. Podobnie należy przeanalizować na przykładzie jednodniowych asymetrycznych spadków na rynku kapitałowym akcji w krajach peryferyjnych – w Hiszpanii o 5,94 proc., w Portugalii o 4,98 proc., w Grecji o 3,89 proc. – jak często prezentowane założenia dotyczące potanienia kosztów kapitału są w ogóle prawdziwe, jeśli chodzi o kraje peryferyjne. Czy fakt niedopasowania do OOW nie powoduje, że koszty kapitału w tych krajach są jednak wyższe, a więc nie ma eksponowanej przewagi niskich kosztów kapitału bycia w strefie euro.

Ponadto tak jak to zauważył Martin Wolf,  fakt, że niemieckie PKB aż w 70 proc. wzrost  od 1999 r. do 2007 r. zawdzięcza wzrostowi eksportu, powoduje, że w krajach peryferyjnych strefy euro jest bardzo duża trudność, i to nawet po obniżeniu nominalnych wynagrodzeń, w zrekompensowaniu utraty popytu wewnętrznego poprzez eksport. W sytuacji, kiedy siła euro zależy od niemieckiego potencjału eksportowego, a nie bilansu płatniczego tych krajów. Dlatego też ta część niedopasowania, zgodnie z tezą Martina Wolfa związana z niedopasowaniem, jeśli chodzi o OOW wymogu solidarnościowego, powinna polegać na założeniu wyższej ekspansji gospodarki niemieckiej. Przejęcie tego obowiązku przez podatników naszych zachodnich sąsiadów będzie jednak utrudnione, jeśli już nie tylko opozycja, ale i przywódca niemiecki Hans-Peter Friedrich otwarcie przypomina o trudności przekonania niemieckich wyborców do pomocy, w sytuacji gdy oni przechodzą na emeryturę w wieku 67 lat, a potrzebujący pieniędzy Grecy 55 lat.

Patrząc na problemy z narastającym długiem, musimy pamiętać o konieczności optymalizacji wydatków zarówno w skali kraju, jak i rozwiniętego świata. Same państwa G20 w celu walki z kryzysem zwiększyły wydatki o 2 biliony 220 mld USD. Dług publiczny jako procent PKB w roku 2014 przekroczy w krajach wysokorozwiniętych G20 118 proc. Wzrost zadłużenia będzie niemal dwukrotny – z 78,2 proc. w 2007 r. Niekorzystnym efektem może być wypychanie możliwości pozyskania kapitału przez prywatne podmioty, co zredukuje wzrost gospodarczy. Pojawi się niebezpieczeństwo konieczności podniesienia podatków, jak też redukowania wydatków społecznych. Te kraje mają jednak świadomość, że tego typu działania ograniczą bezpieczeństwo społeczne i mogą zredukować konkurencyjność w długim czasie. Japonia jest przykładem sytuacji, gdzie starzejące się społeczeństwo wydało 30 bilionów jenów, równoważność 329 mld USD w celu przeciwdziałania kryzysowi z bardzo ograniczonymi rezultatami. Historycznie niskie bezrobocie w tym kraju wzrosło do 5,2 proc. Przestraszeni starzejący się obywatele coraz więcej oszczędzają i wydają mniej. Redukuje to bazę podatkową i zwiększa koszt socjalny, negatywnie odbijając się nie tylko na poziomie wzrostu PKB, ale też powodując wzrost długu publicznego do poziomu około 200 proc.

 Gdy podnosimy alarm na temat wzrostu zadłużenia w Polsce, warte lektury są opublikowane w zeszłym miesiącu badania o relacji między długiem a wzrostem gospodarczym. W styczniu Kenneth Rogoff z Harvardu i Carmen Rainhart z Uniwersytetu w Maryland w opracowaniu „Growth In a Time of Debt” analizowali poziom długu w rozwiniętych krajach i zauważyli, że wzrost zwalniał znacząco w sytuacji, kiedy dług przekraczał poziom 90 proc. PKB. Zgodnie z projekcjami administracji amerykańskiej dług wynosił w roku 2009 83 proc. PKB i zwiększy się do 94 proc. w tym roku, osiągając 99 proc. w 2011 r. i 101 proc. w 2012 r. A przyrastać może nawet szybciej, jeżeli zapowiedzi związane z podwyższeniem podatku, który został obniżony w erze Busha dla najwyżej zarabiających, jak też zamrożenie wydatków dyspozycyjnych w ciągu najbliższych trzech lat nie zostaną zrealizowane. Analizowana sytuacja jest odmienna od tej po II wojnie światowej, kiedy to był wysoki poziom długu, ale szybki wzrost liczby pracowników powodował bardzo wysoki przyrost PKB. Biorąc pod uwagę specyficzną sytuację USA, kraju mającego kontrolę nad walutą światową, wydaje się, że poziom 90 proc. jest poziomem ustalonym bardzo konserwatywnie. Ponadto, jak zauważyli Nancy Marion z Dartmouth i Joshua Aizenman z Uniwersytetu Kalifornii w opracowaniu „Using Inflation to Erode the US Public Debt”, inflacyjna redukcja długu jest możliwe w przypadku USA. Ponieważ po II wojnie światowej, mimo że inflacja była na wyższym poziomie, to jednocześnie spowodowała zmniejszenie wartości długu publicznego, zmniejszając obciążenia dla podatników,  uważają oni, że ta sama sytuacja może wystąpić obecnie.

Niemniej należy pamiętać, że inwestorzy bardzo szybko zorientują się w przypadku podjęcia tego typu polityki i w obecnym czasie zglobalizowanej gospodarki zmienić kierunek inwestycji jest zdecydowanie łatwiej niż to było dawniej. Tego typu działania mogą spowodować zarówno obniżenie rankingu, jak i podnoszenie wszelkich kosztów dla całej gospodarki. Ponadto bardzo luźna polityka monetarna powoduje, że balon spekulacyjny na wszystkich rynkach światowych pęcznieje, nie mając pokrycia w przyszłych wzrostach gospodarczych. Ponadto pamiętajmy, że starzejące się społeczeństwa zachodnie mierzą się z takimi krajami, jak Indonezja, Indie, Filipiny, gdzie młode pokolenie nie jest obciążone olbrzymimi zobowiązaniami emerytalno-zdrowotnymi. Pamiętajmy, że jeśli w grupie G20 wysoko rozwiniętych gospodarek poziom długu wzrośnie do 2014 r. prawie dwukrotnie, to od początku 2000 r. w krajach wschodzących G20 poziom długu utrzymuje się na poziomie nieznacznie przekraczającym 40 proc., a w 2014 r. nawet obniży się.

Te nierównowagi, jak i przesunięcie się gospodarki prowadzą do tego, że przewidywania dotyczące USA, gdy chodzi o długoterminowy wzrost, spadają do 2 proc. w przyszłości w porównaniu do 2,5-proc. wzrostem w ostatnich 20 latach. Tego typu zmiany powodują, że gospodarka amerykańska będzie tylko z powodu spowolnienia w ciągu najbliższych 5 lat mniejsza o 400 mld USD, a więc o wielkości PKB Argentyny. Będzie tu następowało również zwolnienie sprzedaży, jak  też zyskowności. Kevin Gardiner z Barclays szacuje, że przy historycznym 7-proc. zwrocie z kapitału, obecnie zakładany przez Pimco wynosi on mniej, bo 5 proc. Wolniejszy wzrost będzie też oznaczał konieczność wyższego opodatkowania i niższych wydatków, w sytuacji gdy bezrobocie jest najwyższe od 26 lat. Obecny kwartalny skok PKB jest związany ze zmianami pozycji zapasów. W chwili gdy zostaną one dopasowane do potrzeb, ten wzrost niewątpliwie spadnie. Mimo to Robert MacIntosh, główny ekonomista Eaton Vance Management jest optymistą – twierdzi, że jesteśmy Amerykanami i planujemy nadal konsumować. Optymistą jest też Stephen Stanley z RBS Securities, twierdząc, że potencjalny wzrost przychodzi ze wzrostu produktywności, jak  też przyrostu siły roboczej wraz ze zwiększeniem liczby mieszkańców, które w Ameryce następuje.

 Niestety w Polsce nie toczy się analogiczna debata na temat tego, w jaki sposób zwiększyć konsumpcję krajową. Nie prowadzi się też odpowiedniej polityki instytucjonalnej, która powodowałaby wzrost innowacyjności gospodarki. Nie ma też działań prorodzinnych, przeciwdziałających załamaniu demograficznemu, a przecież sytuacja Japonii i gospodarczy efekt starzenia się tamtejszego społeczeństwa powinien być dla nas olbrzymią przestrogą. Na dodatek w sytuacji osiągania wyjątkowych sukcesów sportowych w Vancouver nie wyśmiewamy różnych uszczypliwych komentarzy dotyczących „klasyfikacji metalowych”. 
 
Powyższy tekst stanowi wyraz osobistych opinii i poglądów autora i nie odzwierciedla stanowiska instytucji, z którą jest związany zawodowo.


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?