Panorama Warszawa fot. Shutterstock/marchello74
Oprócz Węgier (od 1968 r.) kraje socjalistyczne nie liczyły PKB według zachodnich reguł (wymyślonych zresztą przez emigranta z Polski Simona Kuznetsa, za co w 1971 r. dostał on Nagrodę Nobla.). Wzrost gospodarczy rachowano w sposób, który nie uwzględniał m.in. usług świadczonych przez sektor prywatny i państwo (te ostatnie nie są wyceniane przez rynek, więc w krajach zachodnich ich wartość szacuje się podstawie pensji pracowników rządowych). Brytyjski ekonomista Angus Maddison (1926–2010) poświęcił jednak dużą część życia na obliczanie statystyk historycznych PKB, m.in. tych państw, które – tak jak kraje socjalistyczne – ze względów politycznych prowadziły statystykę niezgodnie z zachodnią metodologią. Opublikował je w wydanej w wydanej w 2003 r. pracy „The World Economy: Historical Statistcs” (część danych z tego opracowania jest dostępne w sieci).
Kłopotliwe początki
Maddison używa tzw. międzynarodowych dolarów (dollars Geary-Khamis) z 1990 r. To hipotetyczna jednostka waluty, która ma taką samą wartość nabywczą, jaką miały amerykańskie dolary w 1990 r.
Niestety dane Maddisona o powojennej Polsce zaczynają się w 1950 r. PKB na obywatela wynosiło wtedy 2447 dol. Ponieważ zależy nam na obliczeniu wzrostu PKB w ciągu pierwszych 25 lat PRL, należałoby oszacować ten wskaźnik w 1945 r. Tutaj pomocą może informacja podana przez prof. Jane Hardy w książce „Nowy polski kapitalizm”. Według niej w latach 1947–1950 dochód narodowy wzrósł o 76 proc., a produkcja rolnicza i przemysłowa podwoiła się. Oznaczałoby to, że w 1947 r. polski PKB na mieszkańca wynosił 1390 dol.
Dopiero w 1947 r. przystąpiono do realizacji pierwszego powojennego planu odbudowy gospodarki (tzw. planu trzyletniego), tak więc dla naszych obliczeń za poziom wyjściowy dla PRL możemy przyjąć 1390 dol. Z danych Maddisona wynika, że w 1938 r. PKB Polski per capita wynosił 2182 dol. Z innych źródeł wiemy, że w wyniku II wojny światowej majątek narodowy zmniejszył się o 38 proc. Wydaje się więc, że poziom 1390 dol. w 1945 r. to rozsądne przybliżenie.
Ale czy szacowanie wzrostu PKB w Polsce w latach 1947–1950 na 76 proc. to nie jest przesada? Wydaje się, że nie, ponieważ odbudowa kraju ze zniszczeń jest łatwiejsza niż rozwój w czasie pokoju. Wystarczy odbudować fabryki, które mają klientów na swoje produkty. Nie trzeba testować rynku, szkolić pracowników, inwestować w reklamę marki. Z danych Maddisona wynika zresztą, że Niemcy rozwijały się podobnym tempie. W ciągu czterech lat ich PKB wzrósł o 75 proc. (z 2217 dol. w 1946 r. do 3881 dol. w 1950 r.).
Wygrywa Polska Ludowa?
Punkt wyjścia PRL-u to zatem 1390 dol. w 1945 r. Po 25 latach, w 1970 r., wskaźnik ten wynosił według Maddisona 4428 dol. To oznacza wzrost gospodarczy o 219 proc. w ciągu pierwszego ćwierćwiecza PRL.
W przypadku III Rzeczypospolitej punktem wyjścia jest 1989 r. z PKB per capita 5684 dol. Dane Maddisona kończą się na 2010 r., kiedy to Polska miała 10 762 dol. W kolejnych latach wzrost PKB wynosił: 4,5 proc. (2011), 1,9 proc. (2012), 1,6 proc. (2013) i szacunkowo 3,6 proc. w 2014 r. To pozwala nam oszacować PKB na mieszkańca Polski na koniec 2014 r. na 12062 dol. (w walucie używanej przez Maddisona).
To oznacza, że przez 25 lat po przełomie politycznym PKB wzrosło o 112 proc. Wzrost gospodarczy w PRL był więc prawie dwukrotnie wyższy (219 proc.). Musimy tylko pamiętać, że ten wynik zawiera w sobie okres odbudowy powojennej gospodarki, który jest mało reprezentatywny.
Dlatego warto uwzględnić też wzrost gospodarczy, którego punktem wyjścia będzie moment w pięć lat po zmianie władzy. W przypadku PRL to 1950 r. (wówczas PKB wynosił 2447 dol.). Do 1970 r. wzrósł do 4428 dol., czyli o 81 proc. w ciągu 20 lat. Z kolei w III RP r. początkiem będzie rok 1994 (5265 dol.), a końcem 2014 r. (12 062 dol.), co oznacza wzrost o 129 proc. Tym razem wyraźnie wygrywa III RP. W tym jednak przypadku wynik poprawia fakt, że w wyniku wprowadzenia terapii szokowej PKB spadł, a za punkt wyjścia bierzemy rok po spadku.
Co z tego wynika? Otóż to, że w pierwszych dekadach PRL notował przyzwoity wzrost gospodarczy, nawet jak na standardy zachodnich krajów kapitalistycznych. Z danych Maddisona wynika, iż w latach 1950–1973 średnie tempo wzrostu gospodarczego w Polsce wynosiło 3,4 proc. rocznie (i jest to wzrost per capita, czyli uwzględniający silny wzrost liczby ludności po II wojnie światowej). To oznacza, że w tym okresie biliśmy pod względem tempa rozwoju większość krajów rozwiniętych, m.in. Wielką Brytanie (2,5 proc.), Szwecję (3,1 proc.), Szwajcarię (3,1 proc.), Danię (3,1 proc.), Norwegię (3,2 proc.), Australię (2,4 proc.), Kanadę (2,9 proc.), Nową Zelandię (1,7 proc.) i USA (2,4 proc.).
Nie wykorzystywaliśmy jednak wszystkich możliwości, jakie mieliśmy w ramach gospodarki planowej, bo np. Bułgaria rozwijała się w tym okresie w tempie 5,2 proc., a zatem więcej niż Niemcy Zachodnie, które rzekomo po II wojnie światowej doświadczały cudu gospodarczego (wzrost gospodarczy w latach 1950–1973 wynosił tam średnio 5 proc. rocznie).
To nie jest przypadek. Mało kto wie, że w latach 1928–1970 Związek Radziecki był drugim najszybciej rozwijającym się państwem świata (po Japonii). Laureata Nagrody Nobla z ekonomii Paul Samuelson jeszcze w wydaniu z 1980 r. podręcznika „Ekonomia” przewidywał, że najdalej do 2012 r. ZSRR przegoni pod względem PKB USA.
Przy ocenie gospodarki nie warto koncentrować się tylko na wzroście PKB. Po ćwierćwieczu PRL ten wskaźnik nie zapowiadał 15-letniej stagnacji gospodarczej, która doprowadziła do upadku systemu. Tymczasem o tym, że w gospodarce socjalistycznej nie dzieje się dobrze, można było wnioskować chociażby z problemów z jakością produktów i powtarzających się braków w sklepach.
OF