Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Po kolejnej fali spekulacji, co powinna zrobić Rezerwa Federalna, ostatecznie Fed zrobiła to, czego wszyscy się spodziewali – utrzymała oprocentowanie na poziomie 0,5 pkt i zapowiedziała możliwość podwyżki stóp jeszcze w tym roku. Po decyzji obszernie komentowano politykę banku. Najczęściej mówi się, że utrzymanie oprocentowania pomaga prezydentowi Obamie nie popaść w kryzys na koniec kadencji, a więc tym samym pomaga Hillary Clinton nie zaczynać prezydentury od kryzysu (zakładając, że wygra, jak wskazuje obecnie większość sondaży).
Decyzja Banku Japonii (BoJ) o pogłębieniu dotychczasowej polityki monetarnej zaskoczyła analityków. Dlatego, że – jak ujął to były szef Fed Ben Bernanke – jest wewnętrznie nieco sprzeczna. Bank ogłosił, iż będzie chciał docelowo utrzymać zerową rentowność 10-letnich obligacji rządowych, ale jednocześnie chce utrzymać program dofinansowywania bazy monetarnej o 80 bilionów yenów rocznie. W ten sposób japońscy bankierzy chcą kontrolować krzywą rentowności. Bernanke uważa, że jeden z tych celów jest niepotrzebny.
Ruch BoJ sprowokował także analizy programów towarzyszących, czyli skupywania obligacji banku centralnego dla obniżenia kosztów i dodatkowego stymulowania gospodarki. Bloomberg przedstawił przegląd opinii na temat tej polityki, która jest albo nieskuteczna (jak w Japonii) albo średnio skuteczna (jak w USA) a alternatywy powoli się wyczerpują. Co więcej, japoński program ma negatywny wpływ na rynek kredytowy (brak motywacji dla pośredników finansowych i fala refinansowań zamiast nowych kredytów) a długoterminowe prognozy wskazują na niską inflację. Bankierzy wskazują także, że niskie stopy procentowe i nisko oprocentowane lokaty długoterminowe zmniejszają zwrot na inwestycjach, co osłabia wyniki obniżania kosztów.
Co mogą jeszcze zrobić banki centralne, które wydają się być w pułapce płynności? Autorzy 18. Raportu Genewy z londyńskiego Centre for Economic Policy Research i genewskiego International Center for Monetary and Banking Studies uważają, że banki mają jeszcze pole manewru. Generalnie – pogłębiając obecne trendy, tak w obniżce stóp (poniżej zera), jak i poszerzeniu programów luzowania ilościowego oraz podniesieniu, choćby tymczasowo, celu inflacyjnego. Raport przedstawia szczegółowe zastosowanie takich polityk oraz zawiera ciekawe obserwacje na temat gospodarek odchodzących od gotówki.
>>Dyskusja ekonomistów w Peterson Institute for International Economics w Waszyngtonie
Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju OECD ostrzegła w najnowszym raporcie, że światowa gospodarka pozostaje w „pułapce słabego wzrostu” i słabe wyniki będą się utrzymywać także w 2017 roku. Zdaniem ekspertów OECD w tym roku wzrost wyniesie 2,9 proc. – najmniej od finansowego kryzysu.
The Economist zastanawia się, jak żyć w czasach niskich stóp procentowych, kiedy coraz więcej wskazuje, że przynoszą one więcej złych niż pozytywnych skutków. Na przykład banki nie mają swych zwykłych dochodów z różnicy pomiędzy krótko i długoterminowym oprocentowaniem, a fundusze emerytalne przedsiębiorstw i lokalnych rządów są na najgłębszych w historii minusach.
Aby być bezpiecznym w takich realiach autorzy sugerują receptę, o której krytycy banków mówią od dawna — czas przestać polegać na centralnych bankach a podjąć strukturalne reformy gospodarek.
Czy można jednak spodziewać się, że rządy, zwłaszcza te zależne od demokratycznych wyborów, istotnie wprowadzą potrzebne i często niewygodne politycznie strukturalne reformy? Sceptycyzm rośnie niestety, kiedy czyta się bardzo słuszne uwagi Roberta J. Barro z Harvard University i American Enterprise Institute na temat wychodzenia amerykańskiej gospodarki z kryzysu 2008 roku.
Ślamazarne tempo wielu ekonomistów tłumaczy tym, że recesja i kryzys były wyjątkowo głębokie. Barro przeczy tej opinii — nie głębokość kryzysu finansowego, ale polityki rządu federalnego są winne słabemu wzrostowi, przede wszystkim transfery pieniędzy z budżetu państwa na osłony dla dotkniętych kryzysem w ramach programów opieki społecznej, zdrowotnej i kartek żywnościowych.
Pieniądze te w oczywisty sposób nie generowały wzrostu produkcji, która stanowi o szybkości wzrostu. Więcej argumentów na rzecz tej hipotezy można znaleźć w analizie również autorstwa Barro oraz Tao Jin z Tsinghua University w Pekinie, która demonstruje historię kryzysów od 1870 roku (ponad 10-proc. skurczeń gospodarki) w 42 krajach.
W kontekście wyborów prezydenckich w USA najciekawszą publikację w ubiegłym tygodniu przedstawił Peterson Institute for International Economics — były to analizy i oceny idei na temat handlu zagranicznego obojga kandydatów. Hillary Clinton wyraziła sceptycyzm wobec międzynarodowego handlu, ale nie zapowiada zmian. Wprowadzone w życie idee Donalda Trumpa nie tylko wywołają wojny handlowe pomiędzy krajami, ale przede wszystkim zatopią gospodarkę USA — twierdzą ekonomiści think-tanku.
Źle na ochronne taryfy celne zareagują przemysły zależne od eksportu w sektorze technologii informacyjnej oraz aerospace i inżynierii. I jeśli ktoś ma wątpliwości iż Trump nie wprowadzi swoich rewolucyjnych pomysłów, drugi ekonomista PIIE, Gary Cyde Hufbauer wskazuje, że precedensowe polityki poprzednich prezydentów dają wysokie prawdopodobieństwo iż prezydent Trump może być z łatwością nowatorski i wprowadzić wysokie taryfy jednostronnie, albowiem ewentualne kontry tak w prawodawstwie i jak i w sądownictwie mogą nastąpić długo, długo potem. Na stronie PIIE dostępne także linki do danych jakie są podstawą do oceny.
W kontekście nieformalnego spotkania szefów 27 państw Unii Europejskiej w Bratysławie Bloomberg dał czytelny wykres, jakie kraje należą do jakich paktów – od Unii Europejskiej, przez strefę euro i Schengen do EFTA, EEA i Unii Celnej. To ilustracja analizy zatytułowanej „Wielka Brytania ma zero szans na to, aby mieć ciastko i je jeść”. Zero szans, aczkolwiek, jak pokazuje artykuł, nie ma zgodności, jak traktować Wielką Brytanię po Brexicie.
Wprawdzie amerykańskie tech-giganty nie mają ciągle sobie równych, ale banki-giganty z Wall Street zaczynają czuć oddech Chin. Finansowy holding chińskiego przedsiębiorcy Jacka Ma, właściciela Alibaba Group, który właśnie został mianowany specjalnym doradcą handlowym ONZ-u, jest więcej warty niż Goldman Sachs Group, jeden z największych amerykańskich banków inwestycyjnych.
Wartość Alipay, popularnego w Chinach serwisu płatniczego, wynosi ponad 75 mld dol.; wartość Goldman Sachs 70 mld dol. >>więcej