Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Dyrektor brukselskiego think tanku Ośrodek Badań Polityki Europejskiej, publicysta Project Syndicate.
Daniel Gros
W miarę jak kryzys finansowy przekształcał się w kryzys strefy euro, między Stanami Zjednoczonymi a tym regionem pojawiła się jednak luka. W ciągu trzech lat (2011-2013) gospodarka amerykańska odnotowała o około 6 punktów procentowych większy wzrost. Nawet jeśli uwzględnić narastające zróżnicowanie demograficzne, na które przypada do pół punktu procentowego rocznie, to i tak w Stanach Zjednoczonych przyrost PKB w ujęciu per capita był przez te trzy lata o około 4,5 punktu procentowego większy.
Głównym powodem tej luki jest różnica w konsumpcji prywatnej, która w Stanach Zjednoczonych wzrosła, a w strefie euro – zwłaszcza na jej peryferiach – spadła. Zmniejszenie popytu wskutek ograniczeń konsumpcji publicznej było natomiast silniejsze w USA (o 0,8 pkt proc.) niż w Unii Europejskiej (o 0,1 pkt proc.). Z uwagi na całą tę gadaninę o narzuconych przez Brukselę wyrzeczeniach wydaje się to trochę zaskakujące.
Przez minione trzy lata konsumpcja publiczna w strefie euro de facto utrzymała się na niemal stałym poziomie, a w USA znacznie zmalała. Tak samo jest z inwestycjami publicznymi, choć tworzą one tak mały ułamek PKB, że w okresie trzyletnim transatlantyckie różnice między nimi nie miały istotnego wpływu na skalę wzrostu.
Także spadek inwestycji prywatnych w Europie tylko w niewielkiej części (około jednej trzeciej) odpowiada za lukę pod względem łącznego przyrostu PKB. Choć bowiem towarzyszące kryzysowi euro napięcia na rynkach finansowych miały silny, negatywny wpływ na inwestycje w peryferyjnych krajach strefy euro, to i w Stanach Zjednoczonych popyt inwestycyjny był słaby, co powoduje zmniejszenie różnic pod tym względem.
Luka wzrostu wynika więc głównie z prężności konsumpcji prywatnej w USA. Nie powinna ona dziwić, gdyż zadłużenie amerykańskich gospodarstw domowych – tuż przed kryzysem sięgające szczytowego poziomu ponad 90 proc PKB – wyraźnie zmalało. Oczekuje się, że także w tym i w przyszłym roku to mniejsze obciążenie długiem będzie stanowić główną przyczynę, dla której wzrost w USA będzie znacznie szybszy niż w strefie euro.
Kluczowe – i rzadko zadawane – pytanie brzmi zatem: jakim sposobem amerykańskie gospodarstwa domowe zdołały w okresie wysokiego bezrobocia i braku podwyżek płac zmniejszyć zadłużenie, a jednocześnie utrzymać wzrost konsumpcji? Odpowiedzi trzeba szukać w połączeniu zasady „no recourse” [bez roszczenia zwrotnego] przy kredytach mieszkaniowych oraz szybkich procedurach upadłościowych.
W ostatnich latach wierzyciele zajęli miliony domów, zakupionych za kredyty, których nabywcy nie byli w stanie spłacać i musieli je opuścić. W efekcie znikał wtedy cały zaciągnięty na nie dług hipoteczny. Obowiązująca w wielu stanach USA zasada „no recourse” sprawia bowiem, że nawet jeśli wartość domu nie pokrywa niespłaconego kredytu, wierzyciel nie może dochodzić różnicy.
Ponadto nawet w stanach, w których takie roszczenia są możliwe (czyli gdy wierzyciel może dochodzić różnicy między kwotą kredytu do spłaty a kwotą odzyskaną przez sprzedaż domu), amerykańskie procedury upadłości konsumenckiej umożliwiają dłużnikowi stosunkowo szybkie wybrnięcie z sytuacji. Od 2008 roku wnioski o upadłość konsumencką złożyły miliony Amerykanów, którzy tym samym pozbyli się osobistych długów. To samo dotyczy setek tysięcy drobnych firm.
Fala bankructw konsumenckich pojawiła się oczywiście także i w peryferyjnych krajach strefy euro. We Włoszech, Hiszpanii czy Grecji trwanie postępowania upadłościowego mierzy się jednak w latach, a nie – jak w USA – w miesiącach czy nawet tygodniach. Ponadto w większości krajów Europy kontynentalnej osobie prywatnej można darować dług tylko wtedy, jeśli spłaca go ona przez długi okres (często 5-7 lat), przeznaczając na jego obsługę większość dochodów.
W USA natomiast okres ten trwa w większości przypadków niespełna rok. Co więcej, w USA wymóg redukcji zadłużenia traktuje się poważniej niż w Europie. Przypadek skrajny stanowi pod tym względem Hiszpania, gdzie dług hipoteczny nigdy nie wygasa, nawet po ogłoszeniu upadłości osoby prywatnej.
Ta właśnie zasadnicza różnica między USA i Europą (kontynentalną) wyjaśnia odporność gospodarki amerykańskiej na załamanie tamtejszego boomu kredytowego. Dużo szybciej pozbyto się tam nadmiernego zadłużenia gospodarstw domowych; no a skoro straty zostały już załatwione, ludzie mogą zaczynać od nowa.
Przyczyn transatlantyckiej „luki we wzroście” nie należy się więc doszukiwać w stosowaniu w strefie euro nadmiernych oszczędności czy też w zbyt ostrożnej polityce Europejskiego Banku Centralnego. Powody wolnego odżywania gospodarki strefy euro po załamaniu finansowym na jej peryferiach mają charakter strukturalny. Najważniejsze zaś jest to, że pozbycie się nagromadzonego w latach boomu nadmiernego zadłużenia jest znacznie trudniejsze niż w USA.
Funkcjonariusze Unii Europejskiej słusznie zalecają krajom członkowskim reformy rynku pracy i rynków towarowych. Powinni się jednak zająć także uproszczeniem i przyspieszeniem procedur upadłościowych, żeby można było szybciej uznawać straty i żeby nadmiernie zadłużonych gospodarstw domowych nie zakuwać na lata w kajdany, ale umożliwić im zaczęcie od nowa.
© Project Syndicate, 2014
Zobacz także >>Parlament liberalizuje przepisy o upadłości konsumenckiej<<