Złota rezerwa na trudne czasy
Kategoria: Polityka pieniężna
Władimir Putin, premier Rosji, który zamierza kolejny raz zostać prezydentem. (CC BY-SA World Economic Forum)
Konsensus w sprawie nieuczciwości prywatyzacji lat 90., szczególnie tzw. aukcji zastawnych, utrzymuje się w społeczeństwie od czasu tych aukcji. Badania socjologiczne przeprowadzone już w obecnym stuleciu regularnie wskazywały, że znaczny odsetek osób opowiada się za ponownym przejrzeniem wyników prywatyzacji (ponad 75 proc.). Podobnie jest z właścicielami i top menedżerami wielkiego. Zamknąć ten temat trzeba było już dawno.
Niejednokrotnie były proponowane warianty rozwiązania tego problemu. W szczególności, pobranie od beneficjentów prywatyzacji lat 90. specjalnego podatku wyrównawczego (w wysokości obrotów spółki w roku prywatyzacji) jako jeden z pierwszych zaproponował Michaił Chodorkowski – na ironię losu zakrawa to, że zniszczenie Jukosu znalazło poparcie w społeczeństwie właśnie z powodu wyobrażenia o nieuczciwości aukcji. Władimir Putin [na zjeździe przedsiębiorców] powoływał się przy tym na Grigorija Jawlinskiego.
Jawlinski jeszcze w 2007 r. proponował poza podatkiem typu brytyjskiego Windfall Tax (wprowadzony przez laburzystów w 1997 r. w celu wyrównania zbyt niskich dochodów z prywatyzacji przeprowadzonej przez Magaret Thatcher na początku lat 80.) kompleksowe porozumienie polityczne między państwem, biznesem i społeczeństwem, które powinno znaleźć wyraz w pakiecie ustaw. Niejednokrotnie można było usłyszeć żądania renacjonalizacji, propozycje uzupełniającej powszechnej prywatyzacji itd.
Putin, będąc całe pierwsze dziesięciolecie obecnego stulecia u władzy, publicznie oświadczał, że rewizja wyników prywatyzacji jest niedopuszczalna. Ale nie można nie zauważyć, że brak legitymizacji tych wyników był Putinowi na rękę. Na tym była budowana lojalność wielkiego biznesu – nikt nie chciał podzielić losu Chodorkowskiego.