Jedna ze słabości PKB jako miernika: nie uwzględnia prac domowych (Jeanie-f1uffster, CC BY-NC-ND)
Planowanie strategii rozwoju gospodarczego to nie tylko wyznaczanie celów i sposobów ich osiągnięcia. Ta czynność wymaga przede wszystkim pomiaru dotychczasowych dokonań. By pomiar był efektywny, trzeba mieć dobre narzędzia do jego wykonania. Pytanie, czy wskaźnik PKB jest takim narzędziem zadawane jest już od lat 50. XX wieku.
„Pomiar dokonań gospodarczych i osiągnięć społecznych oraz bogactwa narodowego jest jednym z najważniejszych zagadnień zarówno w teorii ekonomii, jak i w praktyce gospodarczej. Jednak kwestia ta nie dość, że wciąż jeszcze nie znajduje w pełni satysfakcjonującego rozwiązania, to w dodatku, w miarę postępu globalizacji i rosnącej złożoności powiązań społeczno‑gospodarczych oraz pod wpływem przemian jakie przynosi rewolucja cyfrowa i związane z nią przesilenie cywilizacyjne, coraz bardziej się komplikuje. […] Podstawowa obecnie miara wzrostu gospodarczego, jaką jest produkt krajowy brutto (PKB) zawodzi, wykazując wiele ułomności, które negatywnie rzutują na racjonalność decyzji podejmowanych przez głównych aktorów życia społeczno‑gospodarczego” – zwraca uwagę prof. Elżbieta Mączyńska w artykule „Strategiczne znaczenie pomiaru społeczno‑gospodarczych dokonań” opublikowanym na łamach Biuletynu Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (nr 4/2017).
Wynik działalności produkcyjnej
Czym w ogóle jest wskaźnik PKB? Najprościej rzecz ujmując to miara produkcji. Wskaźnik ten próbuje pokazać wynik końcowy działalności produkcyjnej podmiotów będących rezydentami danego kraju za dany okres (najczęściej kwartał lub rok) w cenach rynkowych. Inna definicja mówi, że jest to nowo wytworzona wartość produktów i usług, w określonej jednostce czasu, na terenie danego kraju, pomniejszona o zużycie zasobów.
Do PKB wlicza się wydatki prywatne na zakup towarów i usług, wydatki publiczne na różne dobra i usługi (np. na infrastrukturę, spłatę zadłużenia, uzbrojenie), wartość eksportu pomniejszoną o wartość importu, wartość dóbr kapitałowych. Istnieje kilka podejść do szacowania wartości PKB, o czym można się przekonać na stronach Głównego Urzędu Statystycznego (GUS).
Początki wskaźnika PKB mają swoje źródło w działaniach brytyjskiego urzędnika Williama Petty’ego, który pod koniec lat 60. XVII wieku próbował oszacować, czy wyspiarskie królestwo podoła finansowo wojnie z Niderlandami. Metody Petty’ego udoskonalił w XVIII wieku Francuz Antoine Lavoisier. Przełom nastąpił w latach 40. XX wieku za sprawą amerykańskiego ekonomisty pochodzącego z Białorusi Simona Kuznetsa, który za swoje badania nad wykorzystaniem miernika produktu narodowego brutto (PNB) otrzymał w 1971 roku ekonomiczną Nagrodę Nobla. W Polsce rachunki narodowe były przedmiotem prekursorskich prac Ludwika Landaua i Michała Kaleckiego.
Od lat 50. XX wieku sposób obliczania PKB wykrystalizował się. Powstały dwa systemy: System of National Accounts (SNA) stosowany przez ONZ oraz European System of Accounts (ESA) zalecany przez Unię Europejską. Przy czym stopniowo zbliżają się one do siebie metodologicznie i w obecnej chwili różnią się tylko „kosmetycznie”.
Słabości narzędzia
PKB nie jest więc miarą taką, jakie występują – na przykład – w fizyce. Jest ułomnie skonstruowany, a z jego nietrwałością (niestabilnością) wiąże się szereg problemów.
Pierwsza krytyka wskaźnika PKB pojawiła się już w 1959 roku, ze strony ekonomisty Mosesa Abramovitza. Dziś naukowcy potrafią podać całą listę słabości tego narzędzia ekonomicznego. – PKB jest i zawsze będzie szacunkiem. Jest to misterna konstrukcja intelektualna, a jej precyzja zależy od dyscypliny i kultury statystycznej społeczeństwa i jakości pracy narodowych agencji statystycznych – uważa dr Bohdan Wyżnikiewicz, prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych.
Po pierwsze, PKB niby jest miernikiem produkcji, ale nie mierzy całej realnej produkcji, jaka zachodzi w gospodarce.
– Problemem szczególnie znaczącym, którego nie rozwiązują także alternatywne mierniki, jest nieuwzględnianie tych aktywności, które nie mają ceny, bo nie są wyceniane w sposób obiektywny, rynkowy – wskazuje prof. Marek Góra ze Szkoły Głównej Handlowej (SGH).
Chodzi tu m.in. o prace domowe czy wolontariat. Często jest tu podawany przykład milionera żeniącego się ze swoją służącą: małżeństwo to przyczynia się do spadku PKB (bo milioner jako mąż przestaje płacić swojej obecnej żonie za pranie czy sprzątanie). – Dobrze byłoby uwzględniać w PKB prace domowe, ale chyba się nie da. Praca domowa nie ma obiektywnej ceny i raczej jej nie będzie miała. Próby wykorzystywania cen podobnych usług, wycenianych przez rynek, zawsze będą subiektywne – zwraca uwagę prof. Marek Góra.
– Wskaźnik PKB nie uwzględnia też produkcji na własny użytek – dodaje prof. Piotr Krajewski z Katedry Makroekonomii Uniwersytetu Łódzkiego.
Po drugie, do wskaźnika PKB wlicza się wartość kapitału zużytego na wyprodukowanie finalnych towarów i usług.
Wielu ekonomistów wskazuje, że dokładniejszym wskaźnikiem jest produkt krajowy netto (PKN), czyli PKB pomniejszony o zużycie maszyn. Problem w tym, że nie ma jednej, powszechnie akceptowanej metody obliczania amortyzacji.
Zdaniem prof. Krajewskiego, granice w statystyce – co uwzględniać, a czego nie – trzeba gdzieś postawić. – Problem dotyczy szczególnie usług. Z wykonywaniem usług na własny użytek jest problem taki, że trudno je wycenić i trudno precyzyjnie postawić granicę, co jest pracą, a co nie. Jak potraktować pielenie własnego ogródka: czy to praca czy już czas wolny? I jak to wycenić? – pyta prof. Krajewski.
Do PKB wliczane są usługi świadczone przez państwo, takie jak edukacja i służba zdrowia, ale wyceniane są one na podstawie nakładów ponoszonych przez podmioty publiczne (bo przecież usługi te nie są dostępne na rynku, nie mają swojej ceny). To oznacza, że np. zwiększone wydatki na pensje dla pielęgniarek czy nauczycieli przekładają się na wzrost PKB.
PKB nie ujmuje transferów dochodów poza granice kraju. „Część dochodu wypracowanego w kraju jest transferowana za granicę (np. transfer zysków korporacji ponadnarodowych i płac pracowników z zagranicy). Z drugiej strony, napływają też w rozmaitych formach dochody polskich firm i polskich obywateli oraz innych osób funkcjonujących za granicą. Te przepływy nie są jednak uwzględniane w PKB, tylko w produkcie narodowym (dochodzie narodowym). […] W warunkach globalizacji rola tego czynnika rośnie. Zyski transferowane za granicę uwzględniane w PKB nie zwiększają jednak siły nabywczej obywateli danego kraju i generalnie popytu krajowego. Stąd też powiedzenie, że PKB nie da się włożyć do garnka” – pisze prof. Mączyńska w cytowanym już artykule.
Pozostaje jeszcze kwestia, na którą zwracają zawsze uwagę ekonomiści wrażliwi społecznie. PKB per capita nie mówi nic na temat nierówności dochodowych. Mierzy on dochód przeciętny, ale nie pokazuje, jak ten dochód „rozchodzi się” po społeczeństwie.
Waga czasu wolnego
Kolejnym niezwykle poważnym problemem, jaki stoi przed ekonomistami, jest kwestia mierzenia postępu gospodarczego osiąganego w wyniku rozwoju technologicznego. Coraz większa powszechność i coraz lepsza jakość sprzętu elektronicznego oraz darmowych usług elektronicznych, a także rosnąca ekonomia współdzielenia nie są ujmowane w PKB.
Problemem jest też postęp technologiczny w wymiarze materialnym. – Wraz z upływem czasu jakość wytwarzanych dóbr ulega poprawie. Widać to świetnie na przykładzie komputerów. Być może należy skonstruować wskaźnik, który będzie mierzył np. intensywność współdzielenia różnych dóbr. Nie wydaje mi się jednak, aby tego rodzaju wskaźnik dobrze odzwierciedlał aktywność gospodarczą – zastanawia się prof. Marek A. Dąbrowski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Zdaniem prof. Krajewskiego rozwój technologiczny nie jest najważniejszym elementem, który wpływa na potencjalne odejście PKB „do lamusa”. – Bardziej istotna jest zmiana wag, jakie nadajemy różnym aspektom życia. Kiedyś ważne było, ile kto zarabia i jakie ma auto, a teraz coraz bardziej istotne stają się wykorzystanie czasu wolnego czy styl życia, a tego w PKB nie ma – uważa naukowiec z Uniwersytetu Łódzkiego.
– Wiele sektorów gospodarki wytwarza dobra, które są półproduktami, albo dobrami niematerialnymi. Tak jest z sektorem finansowym, tak jest z sektorem IT. Kłopot, jaki statystycy mają z uchwyceniem tego w danych nie oznacza, że stanowi to wielki problem w kontekście PKB – mówi “Obserwatorowi Finansowemu” prof. Charles Steindel, były wiceprezes nowojorskiej Rezerwy Federalnej, obecnie redaktor naczelny pisma “Business Economics” i autor świeżo wydanej książki „Economic Indicators for Professionals. Putting the Statistics into Perspective” (Routledge, 2018).
Niektórzy publicyści zwracają uwagę, że obecnie rozwój technologiczny stał się „trywialny”. Nie jest już tak znaczący, jak w poprzednich dekadach, nie podnosi w widoczny sposób produktywności. Taką tezę stawia m.in. Robert Gordon na łamach książki „The Rise And Fall of American Growth”. Tak twierdził ekonomista Robert Solow, który ukuł powiedzonko: „Wiek komputeryzacji widać wszędzie, tylko nie w danych o produktywności”.
Według prof. Dąbrowskiego, w przyszłości rozwój technologii może pozwolić na zbieranie znacznie większego zakresu danych niż w tej chwili. To jednak nie rozwiąże wszystkich problemów z mierzeniem wzrostu gospodarczego. – Stopa wzrostu obliczona z wykorzystaniem niedoskonałych danych nie będzie się znacznie różniła od tej obliczonej na podstawie pełnych danych – sądzi naukowiec z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Kolejną słabą stroną wskaźnika PKB jest to, że jest miarą produkcji, ale nie miarą dobrobytu czy zadowolenia społecznego.
Znane są liczne przykłady okresów w historii gospodarczej różnych krajów, kiedy PKB znacząco rósł rok do roku, ale poziom życia niekoniecznie. Wzrost wskaźnika wynikał z pojedynczych zdarzeń, takich jak doszacowanie przemysłu telekomunikacyjnego w obliczeniach (Nigeria), likwidacja kanału transferu należnych danin do rajów podatkowych (Irlandia) czy też wzrost wydobycia ropy z prywatnych złóż (Gwinea Równikowa). Oczywiście, żadne z tych zdarzeń nie miało przełożenia na dobrobyt obywateli wymienionych państw.
– Nieporozumienia w kwestii oceny użyteczności PKB biorą się z mieszania mierzenia wzrostu gospodarczego i postępu społecznego. Nie ma i nie będzie miary tego drugiego, która nie wzbudzi kontrowersji – tłumaczy dr Wyżnikiewicz, który na łamach „Wiadomości Statystycznych” (nr 3/2017) opublikował tekst pokazujący, że przypisywanie PKB roli miernika poziomu życia jest nieporozumieniem o daleko idących konsekwencjach politycznych, społecznych i ekonomicznych.
Podobnie sądzi prof. Steindel. – Oczywiście, można podejmować próby uzupełnienia PKB o miary zadowolenia z życia. Problem w tym, że to, jak te miary będą wyglądały, będzie zależeć od widzimisię ich twórców. Będą to miary nawet bardziej subiektywne niż wskaźnik PKB – podkreśla autor „Economic Indicators for Professionals”.
Coś w zamian
Od kilkunastu już lat co jakiś czas pojawiają się próby stworzenia wskaźnika alternatywnego dla PKB. Ponad 10 lat temu prezydent Francji Nicolas Sarkozy takie zadanie powierzył grupie ekonomistów, na czele której stanęli Joseph Stigliz i Amartya Sen. Rezultatem był ciekawy raport „Mis-Measuring Our Lives: Why GDP Doesn’t Add Up”, ale alternatywny wskaźnik nie powstał. Obecnie głowią się nad tym problemem w Organizacji ds. Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
Tymczasem jako alternatywa dla PKB starczyć muszą Wskaźnik Rozwoju Społecznego (Human Development Index, HDI), liczony przez ONZ, oraz OECD-owski Better Life Index (BLI). Ten pierwszy sumuje oczekiwaną długość życia, średnią liczbę lat edukacji, dochód narodowy per capita. Ten drugi bierze pod uwagę aż różnych kryteriów, m.in. bezpieczeństwo, poziom szczęścia, jakość środowiska itd., a w dodatku może być kształtowany poprzez indywidualne nadawanie wagi poszczególnym zmiennym. Kilka innych wskaźników alternatywnych do PKB zostało bliżej przedstawionych w ciekawym raporcie Credit Suisse „The Future of GDP”.
Ze wskaźnikami „ekonomii szczęścia” też jest jednak problem. Na przykład oczekiwana długość życia może się w danym kraju wydłużać, ale jeśli nie będzie za tym szła poprawa jakości służby zdrowia, to de facto poziom szczęścia mieszkańców nie będzie rósł. Poza tym skupianie się na poprawie jednego kryterium może skutkować pogorszeniem się lokaty w ramach innego (np. rozwój infrastruktury może skutkować ograniczonym dostępem do środowiska naturalnego).
Prof. Krajewski potwierdza, że sam wskaźnik PKB coraz słabiej oddaje kondycję gospodarczą i poziom życia danego kraju. – Jeśli porównamy dwie gospodarki, to ta z wyższym PKB, ale z większym zanieczyszczeniem środowiska, słabą infrastrukturą, brakiem poszanowania praw człowieka, dużymi nierównościami jest zapewne gorsza do życia niż ta z niższym PKB, ale czystym środowiskiem i dobrą infrastrukturą. Dla większości ludzi lepszym miejscem do życia będzie Francja niż typowy kraj naftowy – wskazuje prof. Krajewski.
Migracje najbardziej miarodajne
Niektórzy ekonomiści uważają, że jedynym miarodajnym wskaźnikiem kondycji gospodarczej krajów są migracje, takie jak z krajów afrykańskich do krajów zachodnich Unii Europejskiej czy z Wenezueli do Kolumbii.
Czy należy się więc spodziewać, że jakiś wskaźnik zajmie miejsce PKB? Czy możliwe jest w ogóle stworzenie „idealnego” miernika rozwoju gospodarczego, kiedy chyba nigdy nie będzie sytuacji idealnego dostępu do danych?
Prof. Krajewski uważa, że stworzenie nowego wskaźnika, który zastąpi PKB, jest możliwe. – Zależy to od tego, jak szybko będą zachodziły zmiany w podejściu do tego, co jest ważne – przekonuje uczony.
– Rozwiązania idealne nie istnieją. Można więc jedynie mówić o mierniku lepszym od PKB. Pamiętajmy, że musi on być także nie gorszy od niego – uważa prof. Góra.
Problem wskaźnika PKB jawi się więc jako prawdziwy ekonomiczny węzeł gordyjski. PKB to jest miara daleka od doskonałości, a jej ułomność zwiększa się wraz z postępującą globalizacją i rozwojem gospodarki cyfrowej. Ale jednocześnie, jak przekonuje prof. Mączyńska, „w najbliższej, dającej się przewidzieć przyszłości, PKB raczej nie zostanie zastąpione przez inną, mniej ułomną miarę. Wynika to ze złożoności problemu. Z pewnością nie może być substytutem PKB nawet tak pociągająca, ale zarazem tak niedookreślona, wieloznaczna miara, jaką jest indeks szczęścia”. Trawestując powiedzenie o demokracji Winstona Churchilla można więc napisać, że PKB nie jest idealnym wskaźnikiem rozwoju gospodarczego, ale jest najlepszym, jaki do tej pory wymyślono.