Impas w negocjacjach WTO
Kategoria: Trendy gospodarcze
Wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i startupów
Getty Images
Formalnie światowy handel opierał się na zasadach wynikających z Układu Ogólnego ds. Taryf Celnych i Handlu (GATT), a następnie Światowej Organizacji Handlu. W 1947 r. 23 kraje zachodnie powołały do życia GATT, a głównym celem było uniknięcie powtórki przedwojennego kryzysu gospodarczego, do którego w znaczącej mierze przyczynił się protekcjonizm gospodarczy lat 20. i 30. XX w., który polegał na maksymalizacji eksportu i ograniczaniu importu. Układ ten, będący rozwiązaniem tymczasowym, przekształcił się w 1994 r. w Światową Organizację Handlu, do której łącznie przystąpiło 128 państw, a w 2024 r. było ich już blisko 170.
Zasady i rezultaty
Państwa członkowskie zobowiązują się do przestrzegania trzech podstawowych zasad w handlu międzynarodowym:
Członkowie WTO deklarowali rozszerzenie korzyści handlowych na siebie nawzajem, a zasada niedyskryminacji stanowiła ponadto, że korzyści i wsparcie przyznane jednemu krajowi muszą być automatycznie przyznane wszystkim państwom członkowskim (zasada wielostronności). Wypracowano także ramy prawne ochrony własności intelektualnej w obrocie międzynarodowym. Uprzywilejowane zasady miały dotyczyć krajów rozwijających się, choć ta kategoria nie została precyzyjnie zdefiniowana. Dotyczyły one dłuższych terminów realizacji zobowiązań wynikających z porozumień handlowych oraz ułatwień w dostępie do rynków państw rozwiniętych. Koncesją, którą udzielały te ostatnie była ochrona interesów krajów rozwijających się w przypadku stosowania narzędzi zagranicznej polityki handlowej oraz środków krajowych wpływających na obrót międzynarodowy. W ten sposób słabiej rozwinięte państwa mogły chronić wyższymi taryfami swoje rynki wewnętrzne.
Zobacz również:
Rezultaty i przyszłość układu handlowego USA-Meksyk-Kanada
Dzięki funkcjonowaniu GATT i WTO świat doświadczył przyśpieszenia wymiany handlowej, wyższej dynamiki PKB i poziomu dobrobytu. Ponad trzy czwarte globalnych obrotów handlowych odbywa się wciąż w ramach zasad ustalonych przez dwie organizacje. W 2023 r. wolumen handlu światowego był około 44 razy większy niż w połowie XX w., a wartościowo aż 370 razy. Z kolei od momentu utworzenia WTO światowy handel towarowo-usługowy wzrósł z 6,2 bln dol. w 1995 r. do 30,4 bln dol. w 2023 r., a średnia dynamika obrotów przewyższała średnioroczną stopę wzrostu PKB. W ten sposób handel w coraz większym stopniu napędzał wzrost światowej gospodarki. Analiza Peterson Institute for International Economics wskazuje, że w 1995 r. jego wkład wynosił 20 proc., w 2023 r. bliski był 30 proc. Oznacza to coraz większe i wielopoziomowe powiązania światowych gospodarek. Przyczyniły się do tego niskie taryfy celne. W 2023 r. cła stosowane w ramach Klauzuli Najwyższego Uprzywilejowania wyniosły średnio 9 proc., a w przypadku krajów rozwiniętych średnio 3 proc. odnośnie do towarów przemysłowych.
Wątpliwe przywileje
Erozja zasad handlu międzynarodowego ustanowionych przez WTO trwa i nasila się praktycznie od początku XXI w. Głównie za sprawą ChRL i niektórych państw rozwijających się, które nadużywały swojego uprzywilejowanego statusu. Chiny przystąpiły do WTO w 2001 r. Wkrótce zaczęły dotować i chronić swoje szybko rosnące gałęzie przemysłu, stosowały nieujawnione subsydia i wspierały firmy państwowe. Były kilkakrotnie oskarżane przez USA o manipulowanie swoją walutą i wymuszały transfer technologii od firm z państw zachodnich, tak że podmioty te musiały wchodzić w spółki joint ventures z lokalnymi firmami, dzieląc się swoją technologią i własnością intelektualną. To umożliwiało Państwu Środka rozwijać konkurencyjną produkcję i zdobywać międzynarodowe rynki. Jako przykład mogą posłużyć panele fotowoltaiczne, których produkcja rozwijała się w Niemczech, a branża ta nie istniała w Chinach do 2005 r. Kopiując jednak innowacje i korzystając z państwowych dotacji w 2022 r. udział chińskich firm w globalnej sprzedaży przekroczył 80 proc. Podobnych przykładów można podać znacznie więcej, a koszty firm międzynarodowych sięgają przynajmniej dziesiątek miliardów dolarów. Pekin zamknął też swój rynek dla innowacyjnych, szybko rozwijających się technologicznych firm amerykańskich, co dotknęło m.in. Alphabet (Google) i Meta (Facebook i Instagram). Dodatkowo chińskie prawo antymonopolowe umożliwia Pekinowi nakładanie kar na dużych zagranicznych graczy. Każdy z nich, legitymując się patentem i pobierając opłaty licencyjne za jego wykorzystanie, może zostać uznany za monopolistę. Spotkało to producenta smartfonów – koncern Qualcomm, który musiał zapłacić grzywnę w wysokości blisko miliarda dolarów za rzekome żądanie nadmiernych opłat licencyjnych od chińskiego konkurenta.
Zobacz również:
Napięcia w globalnych łańcuchach dostaw, inflacja a implikacje dla polityki pieniężnej
W 2018 r. administracja Donalda Trumpa rozpoczęła proces nakładania kar na chińskie firmy, a część z nich została objęta embargiem, przez co nie mogły one sprzedawać swoich produktów na amerykańskim rynku. Wynikało to z negatywnych praktyk handlowych Pekinu, ale także ze względów bezpieczeństwa narodowego USA. Dotyczyło to takich telekomunikacyjnych chińskich potentatów, jak ZTE i Huawei. W odpowiedzi na amerykańskie sankcje Państwo Środka zaczęło „dobrowolnie” obniżać część swoich taryf, ale odrzuciło taką możliwość odnośnie do produktów rolnych, chemikaliów i wyrobów przemysłowych, domagając się amerykańskich cięć subsydiów rolnych. Z dzisiejszego punktu widzenia wiele krajów i komentatorów uważa, że utrzymywanie statusu Chin jako kraju rozwijającego się ze wszystkimi wyjątkami i zwolnieniami, które się z tym wiążą, było zasadniczym błędem, zważywszy, iż państwo to stało się drugą gospodarką świata!
USA i WTO
W czasie pierwszej kadencji, administracja Trumpa wyrażała niezadowolenie z funkcjonowania Światowej Organizacji Handlu. Dotyczyło ono przede wszystkim roli dedykowanych do rozstrzygania sporów między państwami członkowskimi sądów arbitrażowych, które z reguły nie potępiały subsydiów eksportowych i naruszeń zasad wolnego handlu, orzekając często na niekorzyść USA. Wobec powyższego Trump zablokował mianowanie sędziów do organu WTO zajmującego się rozstrzyganiem sporów (Appellate Body). Organ ten przestał funkcjonować, ponieważ kadencje sędziów wygasły, co uniemożliwiało wydawanie wiążących wyroków. Nie zmienił tego też były prezydent USA Joe Biden, zatem rozwiązywanie sporów między członkami WTO nie jest możliwe od 2019 r. Na paradoks zakrawa fakt, że to właśnie USA składały ponad jedną trzecią wszystkich wniosków odwoławczych od decyzji WTO do sądu arbitrażowego organizacji. Ten stan rzeczy otworzył szerzej furtkę do wprowadzania ograniczeń handlowych przez więcej państw. Dla przykładu, Indonezja nałożyła zakaz eksportu surowego niklu, kluczowego składnika stali nierdzewnej i akumulatorów do pojazdów elektrycznych. Ten azjatycki kraj kontroluje ponad połowę światowych dostaw niklu i chce w ten sposób zmusić firmy przetwarzające nikiel do przeniesienia się do nich. Indie podjęły podobne kroki, wprowadzając rozbudowany system subsydiów powiązanych ze specjalnymi strefami ekonomicznymi. W rezultacie amerykański przemysł stalowy i farmaceutyczny został zalany tanim, dotowanym importem z Indii.
W czasie pierwszej kadencji obecnego prezydenta USA nałożone też zostały jednostronne cła na towary z Chin (25 proc.) oraz 25 proc. na stal i 10 proc. na produkty aluminiowe od wszystkich partnerów handlowych, z wyjątkiem Kanady i Meksyku, które zostały objęte strefą wolnego handlu. Co prawda, chroniły one amerykańskie sektory produkcji stali i aluminium, ale podnosiły też zauważalnie ceny w branżach przemysłowych, które były ich odbiorcami. To z kolei zmniejszało amerykański eksport wyrobów gotowych i uderzało w konsumentów na rynku krajowym. Cła na towary z Państwa Środka doprowadziły natomiast do spadku amerykańskiego deficytu w handlu z tym krajem, ale część z chińskich półproduktów i tak trafiła na rynek amerykański poprzez inne państwa, głównie Meksyk, na co wskazuje analiza NBER (National Bureau of Economic Research).
Nowa polityka handlowa USA
Obejmując ponownie urząd prezydenta, Trump zapowiedział szerokie stosowanie ceł w handlu międzynarodowym, które mają znacząco zredukować deficyt handlowy USA (w 2024 r. wyniósł on 920 mld dol.). Cła to instrument, za pomocą którego partnerzy handlowi mają być motywowani do unikania rzekomo nieuczciwych praktyk handlowych. Pierwsze decyzje dotyczyły przywrócenia ceł na stal i aluminium, podniesienia o 10 proc. wymiaru ceł na towary chińskie i 25 proc. na import z Kanady i Meksyku. Wymiana z tymi krajami stanowi 40 proc. handlu USA. Cła wobec Kanady i Meksyku, oznaczające zerwanie układu o wolnym handlu z 2020 roku z sąsiadującymi krajami, zostały jednak czasowo zawieszone po deklaracji tych krajów odnośnie uszczelnienia ich granic. To ma osłabić napływ migrantów i zabójczego fentanylu do USA. Jednak z dniem 4 marca Donald Trump postanowił je niespodziewanie uruchomić.
Zobacz również:
Chiny wzmacniają swoją pozycję w wojnie technologicznej z USA
O wiele poważniej dla handlu międzynarodowego i zasad WTO wygląda zapowiedź Trumpa z połowy lutego 2025 r., która sprowadza się do przeglądu stosunków handlowych z głównymi partnerami handlowymi do końca kwietnia i doprowadzenia do ich zbilansowania. Realizacja tego planu, zgodnie z dokumentem Białego Domu, „ma zapewnić kompleksową sprawiedliwość i równowagę w całym międzynarodowym systemie handlowym, uwzględniając straty będące wynikiem zastosowania środków niekorzystnych dla USA, niezależnie od tego, jak się je nazywa i czy są zapisane w formie pisemnej czy nie”. Stany Zjednoczone mają więc zamiar całkowicie odejść od zasad wielostronności w handlu międzynarodowym i stosować instrumenty polityki celnej w zależności od oceny praktyk konkretnego kraju. Oznacza to też zakwestionowanie zasady gospodarki kapitalistycznej sformułowanej na początku XIX w. w postaci teorii kosztów komparatywnych. Według jej twórcy – Dawida Ricardo – wolny handel polega na tym, że nabywcy kupują towary od producentów o relatywnie najniższych kosztach. Jednostronne podejście Waszyngtonu zmierza do porzucenia uzgodnionych zasad w handlu międzynarodowym i uzyskania w oparciu o posiadaną siłę ekonomiczną przewagi i możliwości stosowania środków polityki handlowej. Zakłada ono, że środki retorsyjne podjęte przez partnerów handlowych będą wstrzemięźliwe i ograniczone. Ale wcale nie musi tak być, bo podmioty uczestniczące w handlu międzynarodowym mogą szukać alternatywnych rynków zbytu i zaopatrzenia. Niektóre państwa mogą się też zdecydować na zwiększenie importu z USA, osiągając pożądany przez Waszyngton efekt.
Rekonfiguracja strumieni wymiany
Firmy międzynarodowe już od kilku miesięcy przygotowują się do zapowiadanej zmiany w amerykańskiej polityce handlowej. Wskazuje na to badanie przeprowadzone przez Economist Impact po elekcji Trumpa. Aż 40 proc. z nich planuje w większym stopniu uwzględniać rynek USA w swoich łańcuchach dostaw, a 46 proc. uznaje ich większą geograficzną dywersyfikację jako najbardziej odpowiednią strategię, jedna trzecia natomiast deklaruje dążenie do obniżania kosztów, aby choć w części zrekompensować spodziewane wyższe cła. Dominuje jednak klimat niepewności wynikający z coraz bardziej sfragmentyzowanego świata i konieczności dostosowywania się do wymogów na największych jego rynkach, do których należą Stany Zjednoczone. Oznacza to także to, że geopolityka będzie znacznie mocniej niż poprzednio wpływać na korporacyjne marże. W tych warunkach cenne jako źródła dostaw staną się państwa neutralne politycznie, takie jak Wietnam, Meksyk czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Tego zdania jest ponad 70 proc. badanych dyrektorów globalnych przedsiębiorstw. Rośnie też znaczenie friendshoringu, czyli korzystanie z łańcuchów dostaw w krajach przyjaznych. W kształtujących się warunkach handel będzie znacznie częściej niż do tej pory narażony na ciągłe zmiany i wyzwania, również dlatego, że zasady WTO będą tracić na znaczeniu lub w ogóle nie będą respektowane przez dominujących graczy.
Firma konsultingowa BCG, biorąc pod uwagę zachodzące i oczekiwane w strumieniach handlu zmiany, zdefiniowała kluczowe trendy w geografii handlu światowego do 2033 r. W tym czasie średnioroczne tempo wymiany międzynarodowej ma wynieść 2,9 proc., tj. mniej niż w ubiegłej dekadzie. Chiny staną się najsilniejszym dla reszty świata poza Zachodem partnerem handlowym. W dużej mierze dzięki nim wzrośnie znaczenie relacji gospodarczych Południe-Południe (Afryka, Ameryka Łacińska i Państwo Środka), które coraz bardziej będą się opierać na towarach przemysłowych niż surowcach naturalnych. Handel Chin z Zachodem ma maleć rok do roku w tempie 1,2 proc., a największym beneficjentem wymiany międzynarodowej będą Indie. Handel tego subkontynentu będzie rósł w najwyższym tempie z głównymi rynkami świata: z USA – 7,5 proc. średniorocznie, z Rosją – 6,5 proc. i Unią Europejską – 6 proc. Dynamika rocznych obrotów handlowych USA–Europa ma być o połowę niższa. Analitycy BCG zakładają też dalszy i głęboki spadek handlu w relacji UE–Rosja – aż o 17 proc. średniorocznie do 2033 r. Wydaje się zatem, że geopolityka zadecyduje w znacznie większym stopniu niż w przeszłości o tym, jak będzie wyglądał globalny handel.