Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

W Chinach emigrują zamożni. Z pieniędzmi.

Według raportu „Huron” – chińskiego odpowiednika „Forbesa” – ponad 60 proc. Chińczyków, którzy odnieśli finansowy sukces deklaruje chęć ulokowania pieniędzy na Zachodzie lub już to zrobiło. Szukają państw o stabilnym systemie politycznym i prawnym oraz o wysokim poziomie edukacji.
W Chinach emigrują zamożni. Z pieniędzmi.

(Fot. Adam Kaliński)

Na wielu zamożnych Chińczyków padł blady strach, zwłaszcza kiedy rok temu ruszyła nowa kampania antykorupcyjna zapoczątkowana przez ekipę prezydenta Xi Jinpinga. O tym, że nikt nie może czuć się bezpieczny, świadczy choćby głośna sprawa Bo Xilaia. Ten uchodzący za jednego z czołowych kandydatów do kierownictwa Komunistycznej Partii Chin (KPCh) polityk został uznany za winnego m.in. przyjmowania łapówek, defraudacji publicznych pieniędzy oraz innych przestępstw i skazany na dożywocie.

Choć w Pekinie do dziś nie milkną spekulacje, że popularny w konserwatywnych kręgach partii Bo padł ofiarą politycznych intryg, to sprawa uzmysłowiła wielu uwłaszczonym na państwowym majątku dygnitarzom, że nie mogą czuć się zbyt pewni siebie. Ostatnie dane (np. World Luxury Association) pokazują nawet 50-proc. załamanie sprzedaży niektórych rodzajów dóbr luksusowych. Jeszcze rok wcześniej notowano 30 proc. wzrost.

Czerwona szlachta

Związki biznesu z polityką są za Wielkim Murem Chińskim powszechne, co nie znaczy, że wszyscy tutejsi milionerzy swoje fortuny zawdzięczają tylko politycznym koneksjom, nieuczciwości i łamaniu prawa. Prawo jednak można w Chinach naginać do bieżących potrzeb i dość dowolnie interpretować, zaś sądy podlegają organom władzy politycznej, czyli KPCh. Budzi to nieufność tych, którzy mają wiele do stracenia, choć jest również prawdą, iż wielu z nich nie zrobiłoby tak oszałamiającej kariery w biznesie, gdyby nie dobre znajomości (guanxi), polityczne powiązania i opłacanie się urzędnikom, co w Chinach jest powszechne.

Do tzw. czerwonej szlachty zalicza się w Państwie Środka zwłaszcza dzieci i wnuki byłych i obecnych chińskich działaczy partyjnych wysokiego szczebla. Wszyscy oni dobrze sobie radzą, zwłaszcza w biznesie – prowadzą prosperujące firmy, wyjeżdżają na zagraniczne studia albo trwonią bez umiaru rodzinne fortuny (tym, którzy chcieliby bliżej poznać przebieg takich karier, polecam stronę tajwańskiego anglojęzycznego portalu Want China Times, który w zakładce China’s Red Nobility na bieżąco śledzi wzloty i upadki takich osób).

Choć władze wzięły korupcję na celownik, to jednocześnie reagują bardzo nerwowo na jakiekolwiek oskarżenia ze strony zagranicznych mediów, jeśli te dotyczą osób z politycznego świecznika. Blokują np. dostęp do stron internetowych mediów, które o nich informują i odmawiają akredytacji w Chinach dziennikarzom i korespondentom piszącym o takich wypadkach.

Przecieki tzw. China Leaks, na które powołuje się hongkońska gazeta „South China Morning Post”, mówią o tym, że również najbliżsi obecnych przywódców ChRL posiadają ukryte konta zagraniczne. Zarzuty te dotyczą nie tylko członków rodzin partyjnych notabli, lecz również osób z listy najbogatszych chińskich biznesmenów.

Słowem: walka z korupcją – tak, ale wyłącznie pod egidą komunistycznych władz, zaś chińskie media mogą najwyżej informować o aferach małego kalibru, np. ujawniać jakieś lokalne kliki, co także nie jest łatwe. Ku przestrodze sąd skazał na kary od 2 do 3,5 roku więzienia pekiński czterech działaczy antykorupcyjnego Ruchu Nowych Obywateli, którzy w ulicznych akcjach wzywali urzędników do ujawnienia majątków oraz apelowali do Chińczyków, by brali udział w życiu publicznym i korzystali z wolności wypowiedzi, co – teoretycznie – gwarantuje im konstytucja.

Niedawno głośna była w Chinach – zwłaszcza w internecie, bo to on jest tutaj w miarę wolną platformą wymiany opinii – wiadomość o wciągnięciu na „czarną listę” rosyjskich notabli zaangażowanych w aneksję Krymu. Wielu blogerów uważa, że skorumpowani chińscy urzędnicy, których liczbę szacuje się na 1 mln i którzy trzymają pieniądze na zagranicznych kontach, mogą się poczuć zagrożeni, zaś władze powinny lepiej przyjrzeć się zagranicznym aktywom swych kadr.

Ranking skarbców

Do państw, w których chińscy milionerzy chcą ukryć posiadany majątek, należą Kanada, Australia, Singapur, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. W ostatnim czasie dołączyły do tego grona kraje, które silnie odczuły kryzys finansowy i teraz próbują przyciągnąć do siebie zagraniczny kapitał, aby podratować budżet. Są to m.in. Portugalia, Irlandia, Grecja, Łotwa, Cypr, Litwa, Bułgaria oraz karaibskie wyspy San Kitts i Nevis, choć w ostatnich dwóch przypadkach decydują względy podatkowe.

Na Cyprze poza Rosjanami to właśnie głównie Chińczycy kupują luksusowe wille, a przy okazji też prawo do swobodnego poruszania się po Unii Europejskiej. Aby uzyskać stosowne dokumenty, trzeba zainwestować 300 tys. euro. Obywatelstwo wymaga już złożenia w jednym z cypryjskich banków 15 mln dol. Bardzo natomiast zaostrzyły wymagania finansowe stawiane bogatym przybyszom odnośnie tzw. „inwestycji imigracyjnych” Kanada i Australia.

Władze Chin mają pretensje, zwłaszcza do UE, że o ile stara się ona zapobiec praniu pieniędzy u siebie, kontrolując ich transfer, to na podobne praktyki chińskich obywateli na terenie Unii patrzy przez palce. Unia broni się, tłumacząc, że nie ma pewności, czy ścigając swojego obywatela za przestępstwa finansowe i wywóz fortuny, chińskie władze nie kierują się np. motywami politycznymi lub zemstą za to, że ten nie podzielił się w Chinach swym majątkiem, z kim należy.

Skala wywozu

Global Financial Integrity (GFI) szacuje się, że w latach 2000–2011 nielegalnie wywieziono z Chin 3,8 bln dol. Natomiast Centralna Komisja Inspekcji i Dyscypliny, na której czele stoi członek stałego komitetu chińskiego politbiura Wang Qishanem (to jemu partia poleciła stanowczo rozprawić się z korupcją), szacuje, że kwota ta jest dużo wyższa i sięga nawet kilkunastu procent PKB Chin (ponoć tylko w 2012 r. z tego kraju wyciekło około 1 bln dol.).

Jeśli chodzi o formy i sposoby nielegalnego wywozu kapitału, niektórzy Chińczycy, tak jak tamtejsze firmy, są mistrzami. Chiński Urząd Wymiany Zagranicznej podaje, że spora część lewych transferów odbywa się za pomocą sfałszowanych faktur eksportowych. Wpisywanie do nich nieprawdziwych, zawyżonych wartości ma ułatwić legalizowanie, czyli pranie, pieniędzy pochodzących z szarej strefy. Gdyby nie te praktyki, to – jak twierdzi urząd – prawdziwa nadwyżka w chińskim handlu zagranicznym byłaby kilka razy mniejsza, niż jest. Cytowany już Global Finacial Integrity podaje, że od 2006 roku z Chin w wyniku samych manipulacji dokumentami handlowymi wyciekło 400 mld dol., zaś Clark Gascoigne – przedstawiciel GFI – uważa, że kraj już dawno „stał się głównym eksporterem nielegalnego kapitału na świecie”.

Są jednak inne i dużo prostsze sposoby transferu lewych pieniędzy, np. wysyłanie ich za granicę pocztą kurierską, lub po prostu w walizkach. Wykorzystywane są również kasyna w Makau, gdzie większość graczy stanowią Chińczycy. Znamienne, że – jak podaje Forbes – dochody kasyn w tym specjalnym regionie administracyjnym wyniosły w 2013 roku około 45 mld dol. (18,6-proc. wzrost r./r.), przeganiając kilkakrotnie urobek kasyn w Las Vegas. Tajemnica tego finansowego sukcesu tkwi w tym, że w przeciwieństwie do amerykańskich kasyn w Makau nie krępują przepisy mające zapobiegać praniu pieniędzy.

Ponieważ lokaty bankowe lub inwestycje w papiery wartościowe podlegają na świecie ścisłej kontroli, najłatwiej i najbezpieczniej jest ulokować wywiezioną gotówkę w nieruchomościach, ponieważ agencje pośredniczące w takich transakcjach nie są objęte aż tak ścisłą kontrolą. To właśnie m.in. tym należy tłumaczyć ostatni boom zakupów przez Chińczyków domów za granicą – zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Ostatnio dołączyli oni do Rosjan na londyńskim rynku drogich nieruchomości, gdzie ceny domów rosną w tempie 12 proc. rocznie.

Boston Consulting Group szacuje, że chińscy bogacze trzymają w zagranicznych aktywach 450 mld dol., natomiast WealthInsight, że jest to 658 mld. Magazyn „Huron” podaje, iż 1/3 mieszkańców Państwa Środka mających na koncie przynajmniej 16 mln dol. opuściła już kraj. Dodać trzeba, że wraz z nimi także uczciwie i nieuczciwie zdobyte fortuny.

OF

(Fot. Adam Kaliński)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem

Kategoria: Analizy
Mimo wzrostu wzajemnych obrotów handlowych, podpisywania umów na nowe projekty energetyczne i prób ograniczenia roli dolara w handlu zagranicznym Chiny jeszcze długo nie zajmą miejsca zachodnich państw w gospodarce Rosji.
Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem