Finansyzacja – fatum współczesnej gospodarki
Kategoria: Trendy gospodarcze
Czy biała koszula, krawat i elegancka marynarka oraz neseser wypełniony dokumentami mogą stać się symbolami zła? Tak, jeśli należą do finansisty. Lewica od dekad postrzega sektor finansowy jako emanację toksycznego kapitalizmu. „Tylko postawienie się mu w zdecydowany sposób może dać nadzieję na bardziej zrównoważoną gospodarkę” – przekonuje Nick Bernards w swojej książce „Fictions of Financialization: Rethinking Speculation, Exploitation and Twenty-First-Century Capitalism” (Pluto Press, 2024).
W opinii Bernardsa, koncepcja finansjalizacji gospodarki jest źle rozumiana. Warto przypomnieć, że finansjalizacja to po prostu zjawisko rosnącej roli rynków i instytucji finansowych oraz upowszechniania kryteriów finansowych w funkcjonowaniu życia gospodarczego i społecznego. Zdaniem autora książki, finansjalizacja to coś, co wykwitło obok prawdziwego kapitalizmu i obrosło w mity – niesłusznie.
Ten profesor pracujący na Uniwersytecie w Warwick postanowił kontynuować serię swoich książek uderzających w kapitalizm, liberalizm i finanse, bo to jego kolejna już pozycja o podobnym charakterze i wymowie, po „A Critical History of Poverty Finance: Colonial Roots and Neoliberal Failures” oraz „The Global Governance of Precarity: Primitive Accumulation and the Politics of Irregular Work”.
Finansjalizacja to wyzysk?
Kryzys finansowy 2008 r. pamiętamy do dziś. I po dziś dzień trwają jego reperkusje. Rola sektora finansowego we współczesnym kapitalizmie jest poddawana coraz bardziej dogłębnej analizie i trwa już 17 lat. Jak wiadomo, na Północy sektory usługowy i finansowy wypierają sektor produkcyjny – spekulacja ma coraz większe znaczenie, a wytwarzanie dóbr coraz mniejsze. Na Południu produkcja i rolnictwo jeszcze się trzymają, ale rozwój sektora finansowego także postępuje i to niekoniecznie z zyskiem dla społeczeństw. Dynamiczny rozwój sektora finansowego stworzył przekonanie, że wkraczamy w nową fazę historii kapitalizmu, w której spekulacja oraz poszukiwanie odsetek od kapitału wyparły produkcję jako siłę napędową wzrostu gospodarczego, o czym przekonuje Bernards.
Zobacz również:
Finansyzacja – fatum współczesnej gospodarki
W jego opinii, to właściwie nie jest nic dziwnego. Uważa, że ryzyko i spekulacja są podstawą działania całego kapitalizmu, a nie tylko „chorego” sektora finansowego. Dlatego rozpoczyna książkę niezwykle zabawną i wiele dającą do myślenia wypowiedzią słynnego inwestora Warrena Buffetta, który często krytykował tzw. ekonomię kasyna: „Zawsze fantazjowałem o tym, że łódź z 25 brokerami rozbija się i trafiają na wyspę, z której nie byłoby ucieczki. Zastanawiam się, czy w obliczu konieczności rozwoju mikro-gospodarki, która zmaksymalizowałaby ich konsumpcję i przyjemność, przydzieliliby się w ten sposób, że 20 z nich delegowano by do produkcji żywności, odzieży, schronienia itp., a 5 do niekończącego się handlu opcjami na przyszłą produkcję tych 20?”. I dlatego już na samym początku przypomina drażliwą kwestię tzw. wykupów lewarowanych, która stała się zarzewiem konfliktu między szefem Fed Paulem Volckerem a prezydentem USA Ronaldem Reaganem. Ten pierwszym martwił się, że naruszają one stabilność systemu finansowego, a ten drugi stał na straży wolności i kapitalizmu, nawet jeśli miałby on przybierać twarz Gordona Gecko z filmu „Wall Street”.
O ile jednak metafora kasyna nadawała się – według Bernardsa – do potępienia chciwości i moralnej degradacji współczesnych finansów, to nie dawała zrozumienia co tak naprawdę się dzieje i jak to zmienić. Bernards zauważa także, że tak jak w latach 80. XX w., tak i dziś daje się odczuć powszechny niepokój o stan globalnego kapitalizmu i poczucie, że kasyno finansowe działa w amoku kosztem „prawdziwej” gospodarki, a także wszechobecność „złowieszczych ostrzeżeń” o dalszym jej losie.
Dlatego, według naukowca z Uniwersytetu w Warwick, spoglądanie oczami marksisty na relacje między wyzyskiwaną siłą roboczą a kapitałem finansowym jest uprawnione. Uważa również, że głównym problemem związanym z rozwojem sektora finansowego jest to, że umożliwia on większy wyzysk oraz działanie biznesu ze szkodą dla społeczności lokalnych (np. wysiedlenia) oraz środowiska naturalnego (np. budowa nowych fabryk blisko natury) i że właściwie proponuje „więcej kapitalizmu w kapitalizmie”.
„Portfele największych zarządzających aktywami – takich firm, jak BlackRock i Vanguard – wzrosły do dziesiątek bilionów dolarów. Towarzyszy im rosnąca liczba wyspecjalizowanych podmiotów zarządzających aktywami, które kontrolują coraz szerszy zakres naszego codziennego życia, począwszy od infrastruktury wodnej, energetycznej i transportowej, a skończywszy na wynajmie mieszkań osobom o niskich dochodach. Rozwój finansów nastąpił równolegle do wzrostu liczby miejsc pracy, które dają niepewny dochód, i postępuje w środowisku stagnacyjnym, nie przejmując się pogłębiającą się przepaścią między biegunami bajecznego bogactwa i dojmującej deprywacji oraz przyspieszeniem załamania klimatu” – utyskuje Bernards.
Marks na ratunek?
Autor „Fictions of Financialization” podkreśla również, że do naprawiania błędów i wypaczeń postępującej finansjalizacji używane są… narzędzia finansowe. Są one stosowane i do zwalczania kryzysu klimatycznego, i do zmniejszania skali globalnego ubóstwa, i do łatania rozpadających się dróg oraz naprawiania sieci elektrycznych. „Dostęp do kredytów, oszczędności, płatności i ubezpieczeń dla najbiedniejszych pozostaje w czołówce globalnych propozycji rozwojowych, pomimo dziesięcioleci pełnych niepowodzeń w zmniejszaniu ubóstwa na drodze finansjalizacji. Bank Światowy i Fundacja Billa Gatesa promują korzystanie z cyfrowych usług finansowych w celu dostarczania pomocy społecznej, skutecznie przekształcając systemy ochrony socjalnej w mechanizmy zmuszające coraz więcej osób do korzystania z prywatnych cyfrowych usług finansowych” – grzmi Bernards.
Zobacz również:
Kulisy zgromadzenia w hotelu Mount Washington
Zauważa także, że duże instytucje finansowe – takie jak Blackrock czy Vanguard – generalnie niechętnie inwestują w projekty rozwojowe w krajach globalnego Południa. To kontrastuje z powszechnym przekonaniem o ich wszechobecnej dominacji rzucają nowe światło na ograniczenia finansjalizacji w kontekście globalnego rozwoju, co może być zaskakujące dla osób spodziewających się, że sektor finansowy jest wszechobecny. Nie jest, gdyż widać duże „niedofinansjalizowanie” Południa, w porównaniu z Północą, nawet jeśli zachowamy wszelkie proporcje i weźmiemy pod uwagę uwarunkowania historyczne i geograficzne.
Naukowiec wzywa do ponownego umieszczenia pracy (produkcji) w centrum narracji o gospodarce, wskazując, że spekulacja kapitałem to jest odwieczna i niezbyt chwalebna, delikatnie mówiąc, cecha toksycznego kapitalizmu. Autor „Fictions of Financialization” apeluje o zwiększenie roli finansowania publicznego w inwestycjach oraz o ustanowienie dokładnej demokratycznej kontroli nad sektorem finansowym.
Zdaniem Bernardsa, zbyt częste mówienie w kategoriach finansjalizacji sugeruje, że rozwiązania problemów społecznych i gospodarczych mogą polegać na demokratyzacji finansów i budowaniu lepszego systemu finansowego. Według niego to fantazja, że droga do sprawiedliwych i zrównoważonych gospodarek oraz społeczeństw się otworzy, jeśli uda się usunąć kapitał finansowy z krajobrazu. „Grozi to przeoczeniem wyzysku i niezrównoważonego charakteru kapitalizmu. […] Mówienie w kategoriach finansjalizacji jest więc ostatecznie ślepą uliczką, jeśli chcemy zrozumieć naturę współczesnego kapitalizmu” – ostrzega.
W swojej książce autor rozwija także alternatywne podejście do finansjalizacji, angażując myśl marksistowską. Zdaje sobie sprawę z tego, że „angażowanie Marksa w te kwestie może wydawać się powierzchownie raczej bezproduktywne”, bo „Marks oferuje szereg spostrzeżeń na temat pieniądza, które mogą wydawać się niemal boleśnie przestarzałe”, gdyż w swoich pracach bardzo skupia się na złocie, lekceważąc abstrakcyjny charakter pieniądza. Według Bernardsa jednak, Marks ma rację, mówiąc, że stosunki pieniężne w ramach kapitalizmu sprzyjają alienacji jednostek i fetyszyzacji kapitału. Nie ukrywa, że podziela marksistowskie podejście, iż ryzyko i spekulacja są podstawą funkcjonowania kapitału, a ten ma w naturze wyzysk pracy w określonym miejscu i czasie. „To właśnie fakt bycia w ciągłym obiegu w spekulacyjnym poszukiwaniu zysków odróżnia kapitał jako taki od własności w ogóle lub od bezwładnego zasobu pieniędzy. Bezosobowa logika konkurencji napędza rozwój kapitalistyczny, ale indywidualni kapitaliści nie wiedzą i nie mogą wiedzieć z wyprzedzeniem, czy określone inwestycje lub strategie akumulacji zakończą się sukcesem” – napisał Bernards i podkreślił, że to z tego powodu kapitał musi być w ciągłym ruchu, w poszukiwaniu „ofiar”.
„Fictions of Financialization” to ciężkostrawna lektura. I nie dla wolnorynkowców o słabym sercu (należy jednak przypuszczać, że niewielu z nich sięgnie po tak niszową i wrażą pozycję). Pisząc ją Nick Bernards z pewnością aspirował do roli wskrzesiciela myśli Marksa i odczytania jej oraz zastosowania na nowo, ale w dobie rozwijającej się sieciowości w finansach, a także ich postępującej równolegle demokratyzacji, jego tezy i porady naprawdę nie przekonują. Książka dowodzi tego, że w marksizmie wciąż tkwi jakaś dziwna, uwodzicielska siła, niż przełomowa praca, która nakreśla rozwiązanie problemów związanych z finansjalizacją. Warto też pamiętać, że Marks nie widział w kapitalizmie potencjału do autokorekty. Uważał natomiast, że system ten musi upaść – ale on trwa, mimo że nie jest idealny.