Autor: Marcin Jendrzejczak

Dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.

Fundusze private equity – paliwo wzrostu czy korporacyjny flipping

Zdaniem jednych ratunek dla firm, zdaniem innych maszyna do drenażu firm kosztem pracowników. To tutaj wielkie pieniądze spotykają się z brutalną rzeczywistością biznesu. Restrukturyzacja, cięcia, szybki wzrost wartości, sprzedaż – czy to świetny sposób na efektywność, czy tylko „flipping” na poziomie korporacyjnym?
Fundusze private equity – paliwo wzrostu czy korporacyjny flipping

(@Getty Images)

Private equity (PE) to kapitał prywatny trafiający do firm nienotowanych na giełdzie. Fundusze PE przejmują przedsiębiorstwa, poprawiają ich efektywność, aby później sprzedać je z zyskiem. A schemat działania wygląda następująco:

  1. Firma private equity zarządzana przez General Partners (GPs) tworzy fundusz private equity – inwestycyjną strukturę należącą do tej samej firmy PE.
  2. Kapitał pochodzi zarówno od zarządzających funduszem (GPs), jak i – na ogół w większej części – od inwestorów instytucjonalnych, głównie funduszy emerytalnych i ubezpieczycieli (LPs).
  3. Fundusz wyszukuje przedsiębiorstwa do przejęcia, zazwyczaj niedowartościowane lub wymagające restrukturyzacji. W przeciwieństwie do venture capital celem są dojrzałe biznesy.
  4. Zakup tych przedsiębiorstw w znacznej części pochodzi z długu (leveraged buyout). To jednak nie fundusz PE go spłaca – robi to przejęty biznes z przyszłych zysków.
  5. General Partners, zarządzające funduszem, pobierają dwie opłaty: stałą (zwykle 2 proc. rocznie od aktywów) i premię za sukces (zazwyczaj 20 proc. zysków powyżej ustalonego progu). Koszty te pokrywają Limited Partners (LPs).
  6. GPs dążą do wzrostu wartości przejętych przedsiębiorstw – wymieniają zarząd, wdrażają nowe technologie, ekspandują na nowe rynki lub tną koszty.
  7. Gdy wartość biznesu wzrośnie, GPs go sprzedają – kolejnemu funduszowi PE, inwestorowi strategicznemu lub poprzez IPO (debiut giełdowy). Proces ten trwa średnio 7 lat.
  8. Zyski trafiają do funduszu i podlegają podziałowi: większość otrzymują Limited Partners jako zwrot z inwestycji, a General Partners pobierają swoją część w formie premii za sukces (carried interest).

Fundusze private equity inwestują głównie w firmy nienotowane na giełdzie, ale przejmują też spółki publiczne, by zdjąć je z parkietu i przekształcić w prywatne. Czasem bywa odwrotnie – fundusz wprowadza firmę na giełdę, sprzedaje udziały i stopniowo wycofuje się z inwestycji.

Jak PE wypracowuje wysokie zwroty?

Private equity maksymalizuje zwrot na kapitale własnym, wykorzystując dźwignię finansową. Często jest to szczególnie zyskowne. Zwiększona wartość przejętej i skutecznie zrestrukturyzowanej firmy przewyższa bowiem koszty odsetek.

Zobacz również:

Od chciwości do życzliwości – ewolucja private equity

Dane historyczne potwierdzają skuteczność modelu biznesowego PE. W ciągu ostatnich 25 lat Global PE Index (obejmujący kilkadziesiąt notowanych publicznie spółek PE) przewyższył MSCI World Index o ponad 500 punktów bazowych rocznie po uwzględnieniu opłat („on a net basis”).

Z kolei analitycy FS Investments zwracają uwagę, że PitchBook North American Private Equity (indeks śledzący bezpośrednie inwestycje funduszy private equity w spółki prywatne) konsekwentnie przewyższa S&P 500 (duże amerykańskie spółki giełdowe). I to w różnych przedziałach czasowych.

Ryzyko i pułapki private equity

Obowiązuje jednak zasada Pareto – w uniwersum private equity, podobnie jak w uniwersum S&P500, również jedynie nieliczne fundusze generują większość zysków. Najlepsi zarządzający osiągają ponad 20 proc. zwrotu, podczas gdy inni notują skromne wyniki lub straty, co zaznaczono w analizie dostępnej na stronie NASDAQ.

Wiele zależy od branży, koniunktury i strategii. PE nie zawsze wygrywa z indeksami akcji giełdowych – w 2023 r. przyniosło 9 proc. zwrotu, podczas gdy S&P 500 wzrósł o 25 proc. Liczy się timing – inwestycje w recesji często dają najwyższe zyski, gdy gospodarka odbija. Ważny jest też sektor, gdyż nie każda branża dysponuje takim samym potencjałem wzrostu.

Inwestycje (nie) dla każdego

Bezpośrednie inwestowanie w private equity jako Limited Partner (LP), wymaga wysokiego progu wejścia – często milionów dolarów – i zamrożenia kapitału na lata, bez łatwej możliwości wcześniejszego wyjścia. Istnieje jednak prostszy, choć wciąż ryzykowny sposób na ekspozycję na PE.

Niektóre firmy PE są bowiem notowane na giełdzie. Kupując ich akcje, inwestorzy detaliczni mogą pośrednio uczestniczyć w zyskach (i stratach) private equity – bez konieczności angażowania wielkich sum i blokowania kapitału.

Czy zyski usprawiedliwiają koszty?

Mimo szans na zyski, private equity budzi kontrowersje. Choćby dlatego, że dążąc do wzrostu wartości przejmowanych firm, fundusze PE często tną koszty i to bez sentymentów. Zwolnienia, minimalizacja wydatków na personel, przerzucanie długu na przejęte firmy – dążenie do zysku usprawiedliwia wszystko. Jeśli nowy właściciel poprawi rentowność, biznes może przetrwać. Jeśli nie, firma dusi się pod ciężarem kredytu zaciągniętego przez PE na jej zakup.

Zobacz również:

Światowe rynki kapitałowe w świetle ryzyka geopolitycznego

Do tego dochodzi drenaż kapitału z często znajdujących się w opłakanym stanie wykupionych przedsiębiorstw (portfolio companies). Opłaty za zarządzanie, za sukces, a niekiedy wypłacane ,,po drodze” sowite dywidendy – nierzadko miliardy – wypływają do funduszy, zasilając kieszenie GPs, zamiast wzmacniać przejęte biznesy.

Tego typu mechanizm np. w opiece zdrowotnej czy edukacji prowadzi do dehumanizacji i degraduje jakość usług. To niebagatelny problem – w krajach takich jak USA private equity intensywnie się angażuje w sektor zdrowia psychicznego. Kapitał trafia choćby do zakładów opieki psychiatrycznej, telemedycyny, terapii online, na co wskazuje dr Frederic G. Reamer na łamach International Journal of Social Work Values and Ethics (2024 r.).

Cięcia kosztów często oznaczają redukcję personelu i gorsze standardy leczenia. W placówkach stacjonarnych presja finansowa sprzyja przyjmowaniu pacjentów niewymagających konkretnego leczenia, nieuzasadnionemu przedłużaniu pobytu chorego w placówce, a także oszczędnościom na wykwalifikowanym personelu medycznym.

Dr Peter A. Ubel zauważa także, że fundusze PE często przejmują placówki, po czym wywierają presję na lekarzach, a to służy śrubowaniu wyników finansowych – więcej pacjentów, więcej procedur, więcej sprzedaży produktów nierefundowanych (choćby kosmetyków do skóry). Po przejęciu przez PE ceny leczenia szybują w górę, a pacjenci dostają coraz więcej rachunków spoza sieci ubezpieczeniowej i „niespodziewanych opłat”. Zmusza ich to niekiedy do zadłużenia, a w skrajnych przypadkach do rezygnacji z dalszego leczenia. Model ten trudno uznać za etyczny i efektywny na dłuższą metę.

Chirurdzy czy grabarze biznesu?

Podobny mechanizm wprowadzono w brytyjskiej sieci domów opieki Southern Cross Healthcare. Po przejęciu przez fundusz PE Blackstone firma sprzedała swoje nieruchomości i zaczęła wynajmować je w ramach długoterminowych umów leasingowych – rozwiązanie korzystne podatkowo, bo ówczesne przepisy sprzyjały zadłużeniu. Początkowo wartość Southern Cross Healthcare rosła, co pozwoliło funduszowi i zarządzającym (GPs) na sprzedaż z zyskiem. Niestety warunki rynkowe, takie jak wzrost czynszów pogorszyły sytuację. W efekcie przychody spadły, model się załamał, firma stała się niewypłacalna, a tysiące pensjonariuszy stanęło w obliczu utraty opieki. Ostatecznie brytyjski rząd musiał ratować sytuację publicznymi środkami, by uniknąć katastrofy społecznej. Fundusz PE i jego menedżerowie skasowali natomiast zyski, a koszty pokryli podatnicy. Słowem – klasyka.

Działania PE nie ograniczają się oczywiście tylko do sektora zdrowia i opieki. Pokazuje to przykład przejęcia producenta zabawek Toys „R” Us przez konsorcjum KKR. W 2005 r. nowi właściciele kupili sieć za 6,6 mld dol., a większość sfinansowali z pożyczek. Od początku cięli etaty i zmuszali sprzedawców do ,,wciskania” klientom wysoko marżowych kart kredytowych i planów ochrony płatności. Ponadto, sprzedali firmowe nieruchomości, spieniężyli aktywa, a Toys „R” Us zmusili do wynajmowania własnych budynków. Zanim jednak całe przedsięwzięcie zbankrutowało – KKR i jego partnerzy nie omieszkali wypłacić sobie 250 mln dol. w formie opłat za zarządzanie i w bonusach dla wybranych menedżerów. W efekcie 33 tys. pracowników straciło pracę, ale fundusze PE zdążyły zrealizować swoje zyski.

Politolog Katz Olson w rozmowie z Lynn Parramore ostro podsumował model PE, mówiąc: „przejmują za cudze pieniądze, rabują, co się da, a potem zostawiają zgliszcza”.

Nie tylko drapieżcy

Z drugiej strony private equity to nie tylko cięcia i drenaż kapitału, lecz także realne wsparcie dla pogrążonych w kryzysie przedsiębiorstw. Niekiedy inwestycje PE napędzają innowacje, usprawniają zarządzanie, zmniejszają koszty i zwiększają elastyczność na trudnych rynkach. Nawet w sektorze zdrowia psychicznego kapitał prywatny poszerzył dostęp do usług, finansując rozwój aplikacji mobilnych, terapii online i platform telemedycznych, umożliwiających pacjentom korzystanie z pomocy poza standardowymi godzinami pracy placówek.

Zobacz również:

Inwestowanie zrównoważone – wielkie kłamstwo czy nadzieja na lepsze jutro

Działania PE bywają brutalne. Ale czasem to jedyna droga do uratowania firmy. Private equity często wspomaga biznesy na skraju bankructwa, przywracając im rentowność. Stosuje terapię szokową – cięcie kosztów, zmianę strategii, wymianę kadry. Skalpel finansowy potrafi ciąć koszty, ale może też posunąć się zbyt głęboko.

Istotne jest też to, że w ostatnich latach rynek wymusza bardziej pozytywną społecznie postawę PE. Dla zarządzających funduszami private equity presja na realne tworzenie wartości jeszcze nigdy nie była tak duża, co podkreślają Alexander Edlich, Christopher Croke, Fredrik Dahlqvist i Warren Teichner w opublikowanym w lutym 2025 r. raporcie McKinsey („Global Private Markets Report 2025: Private equity emerging from the fog”).

Ceny przejęć rosną, okresy posiadania aktywów się wydłużają, a sprawdzone metody generowania zwrotów tracą skuteczność. Analitycy twierdzą też, że przez dekadę głównym motorem zysków był wzrost wycen, ale wyższe mnożniki wejścia i droższy dług sprawiają, że ta strategia przestaje działać.

Ponadto firmy PE nie pozostają głuche na głosy ,,etycznego oburzenia”. Po krytyce, jaka spadła na PE po tym, co się stało z Southern Cross Healthcare czy Toys „R” Us, angażują się coraz bardziej w działania związane z odpowiedzialnością społeczną (ESG). W efekcie, jak podkreśliła Maria Flynn na lamach Forbes (grudzień 2024 r.), np. czołowy PE Blackstone stworzył program zatrudniania osób z trudniejszym dostępem do rynku pracy, a inny amerykański gigant – KKR od 2011 r. promuje pracowniczą współwłasność.

Stary Kontynent nową szansą PE

Choć najbardziej rozwinięty rynek firm PE istnieje w USA, to fundusze te działają także w innych częściach globu, w tym w Europie. Finansują ekspansję, restrukturyzują firmy i napędzają innowacje, a największe z nich – BC Partners, Nordic Capital, Vitruvian Partners, Ardian – inwestują w nowe technologie, medycynę, finanse i przemysł.

Private equity w Europie Środkowo-Wschodniej nabierało tempa po globalnym kryzysie finansowym (2007–2008), a prawdziwy boom nastąpił w 2022 r. W 2014 r. odnotowano 44 transakcje, a osiem lat później – aż 94. W 2023 r. tempo nieco spadło do 79 transakcji, ale to wciąż mocny wynik, pokazujący, że region trzyma się świetnie na inwestycyjnej mapie.

Szczególnie atrakcyjnym rynkiem dla PE jest Europa Środkowa i kraje bałtyckie. A to dzięki szybszemu wzrostowi PKB i większemu dynamizmowi gospodarki niż w krajach starej UE. W Europie Środkowo-Wschodniej aktywność PE się podwoiła w ciągu dekady, a Polska odpowiada za niemal 1/3 transakcji. Skala naszego PKB i siła nadwiślańskiej gospodarki przyciąga prywatny kapitał.

Sine ira et studio

Private equity nie są z zasady ani dobre, ani złe. Jeśli jednak fundusze PE działają jako spółki publiczne, to nie podlegają giełdowym standardom przejrzystości, nie muszą publikować raportów finansowych, a luki prawne i chciwość zarządzających często prowadzą do maksymalizacji krótkoterminowych zysków kosztem realnej wartości firm.

Aby private equity działało w sposób zrównoważony, potrzebne są i dokładniejszy nadzór, i większa transparentność. Inwestorzy powinni także weryfikować spółki PE pod kątem etyki – nie tylko dla spokoju sumienia, ale i ochrony portfela przed finansowymi skutkami kryzysów reputacyjnych.

Tekst powstał w celu edukacyjnym i powinien być traktowany tylko jako ciekawa lektura. Nie jest poradą inwestycyjną. Warto pamiętać, że wyniki historyczne nie muszą się powtórzyć w przyszłości.

(@Getty Images)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Inwestowanie czynnikowe – inteligentny sposób na nieprzeciętne zyski?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Inwestowanie w uznane międzynarodowe indeksy giełdowe uchodzi za najlepszą metodę budowania majątku na giełdzie przez zwykłych zjadaczy chleba. Dla szczególnie ambitnych istnieje jednak metoda dająca szansę na uzyskanie nawet nieco lepszych wyników, a przy tym uniknięcia ryzyka związanego z wybieraniem pojedynczych spółek. Tą metodą jest tak zwane inwestowanie czynnikowe (ang. factor investing).
Inwestowanie czynnikowe – inteligentny sposób na nieprzeciętne zyski?

Fundusze ETF coraz popularniejsze

Kategoria: Trendy gospodarcze
Inwestowanie za pośrednictwem ETF-ów jest proste i tanie, pozwala też zaoszczędzić sporo czasu, pieniędzy i nerwów na wyboistej drodze do budowania majątku.
Fundusze ETF coraz popularniejsze

Niewykorzystany potencjał polskiej giełdy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Warto przyjrzeć się kondycji warszawskiej giełdy, analizując efektywność jednej z jej podstawowych funkcji, czyli umożliwiania sprzedaży akcji przedsiębiorstw w ramach ofert publicznych (pierwotnych i wtórnych).
Niewykorzystany potencjał polskiej giełdy