Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

Od chciwości do życzliwości – ewolucja private equity

Kiedyś królowało hasło „chciwość jest dobra”; teraz w modzie jest jego pozorne przeciwieństwo: „życzliwość jest dobra”. Pozorne, bo w istocie wcale nie są to rzeczy sprzeczne.
Od chciwości do życzliwości – ewolucja private equity

(©Envato)

Chciwość jednostek wiedziona przez niewidzialną rękę rynku prowadziła do pomnażania dobrobytu w skali makro, natomiast życzliwość idzie w tym samym kierunku, ale o krok dalej. Patrząc przez pryzmat życzliwości, pieniądze to forma energii, której moc ujawnia się w miarę dzielenia się nią. Im więcej się nią dzielimy, tym bardziej rośnie.

W początkach private equity w latach 1980-2000 w doktrynie panował rodzaj naturalnego egoizmu, który popychał do klasyfikowania ludzi, w szczególności w finansach, według zarobionych pieniędzy. Obecnie popularność zyskuje idea kształtowania życzliwych i obywatelskich ekosystemów, które formują przedsiębiorców, wprowadzając innowacje, tworząc miejsca pracy i napędzając wzrost. W ciągu czterdziestu lat sektor private equity urósł z 3 proc. do 25 proc. łącznej kapitalizacji biznesu na całym świecie. Wielką zaletą private equity jest to, że kształci przedsiębiorców w perspektywie długoterminowej. Uczy przetrwania kryzysów: ropy, stóp procentowych, kredytów subprime, strefy euro. Techniki zmieniały się z biegiem czasu, ewoluowały metody finansowania, pojawiły się efekty dźwigni, doprowadzono do perfekcji instrumenty finansowania zewnętrznego. Ale jedno pozostaje niezmienne: bycie dobrym inwestorem to niekoniecznie wybór najlepszego projektu, ale zawsze wybór najlepszego zespołu. We wszystkich branżach powstały ogromne zespoły: inwestorzy, banki inwestycyjne, prawnicy.

Narodzinom private equity towarzyszył grzech pierworodny. Zbyt długo wartości społeczne i środowiskowe były lekceważone, a nawet ignorowane.

Narodzinom private equity towarzyszył grzech pierworodny. Zbyt długo wartości społeczne i środowiskowe były lekceważone, a nawet ignorowane. Powstaniu private equity towarzyszyło przekonanie, że finanse polegają na „zarabianiu pieniędzy za pomocą pieniędzy”, tak jakby pieniądze były jedynym dobrem. Dopiero po latach przyszła refleksja, że jeżeli nie umieścimy w centrum swojego modelu ekonomicznego życzliwości, to wyścig o rentowność za wszelką cenę będzie fatalny. Oparcie funduszu inwestycyjnego na współdzieleniu i życzliwości – i wszystko, co z tego wynika: parytet, zrównoważony rozwój itp. – nie oznacza jego upośledzenia. Wręcz przeciwnie, może okazać się idealnie opłacalne.

Rewolucja życzliwości

Ciekawy model życzliwego kapitalizmu zaproponowali twórcy francuskiego funduszu PE pod nazwą Raise. Jego efektywność skłoniła amerykańskie firmy private equity do sięgnięcia po te same wzorce. A model wznosi się na trzech filarach:

  1. spotkanie filantropii ze światem inwestycji, by wspólnie pomnażać pieniądze;
  2. spotkanie wielkich międzynarodowych grup kapitałowych, rekinów giełdowych, ze świeżo powstałymi startupami – pozwala to wejść na wyższy etap rozwoju niż fundusz, na etap całego ekosystemu, który kształtuje interakcje między jego członkami i tym samym wywiera znacznie większy wpływ niż choćby największy fundusz;
  3. spotkanie międzypokoleniowe – połączenie konserwatywnego myślenia starszych z dziarskim, odważnym podejściem młodych, którzy nie obawiają się przełomowych rozwiązań finansowych.

Fundusze PE inwestują w tym roku ostrożniej

Private equity stale się rozwija, tworząc życzliwy ekosystem, wspierający firmy na każdym etapie ich życia. Zespoły PE przeznaczają określony procent zysków na finansowanie wsparcia dla młodych firm, aby utrzymać ich rozwój. PE buduje mosty między wszystkimi graczami: od giełdy przez MŚP po startupy. Chodzi o rozwijanie innowacyjnego i hojnego ekosystemu firm z misją, aby wspierać wizjonerskich przedsiębiorców i budować z nimi odpowiedzialną i zrównoważoną gospodarkę. Z równości i różnorodności czyni się tu źródło efektywności i harmonii. Życzliwość jest nie tylko principium, ale stanowi prawdziwy czynnik produkcji, na równi z kapitałem czy pracą.

W dzisiejszych czasach inwestowanie zaangażowane stało się normą, niezbędną siłą napędową private equity. Wzrost popularności impact investingu wynika z upowszechniania się koncepcji ESG (ang. environmental, social and corporate governance), czyli inwestowania z uwzględnieniem potrzeb środowiska, społeczeństwa i ładu korporacyjnego. Ta koncepcja, niegdyś będąca w mniejszości, staje się powszechna wraz z popularnością zielonych finansów. ESG nie ogranicza się już do gołosłownych przemówień o czymś, co jest luksusem. Przeciwnie, stanowi o głębokiej transformacji kapitalizmu. Motorem tych zmian jest młode pokolenie, świadome problemów, z jakimi zmaga się współczesny świat. Millenialsi będą mieli coraz większy wpływ na ewolucję private equity w kierunku ESG, ponieważ z roku na rok będą stanowili rosnący odsetek inwestorów. Jakkolwiek patetycznie to brzmi, private equity zyskuje głębszy sens.

Astronomiczne wzrosty w sektorze fintech

Kiedy inwestujemy z ideą dzielenia się, pieniądze nabierają nowej wartości, pozwalają propagować dobry przykład. Powstaje swego rodzaju perpetuum mobile. Inwestorzy muszą mierzyć swoje wyniki, a to skłania do tego samego spółki portfelowe. Jest to mechanizm znacznie skuteczniejszy niż jakiekolwiek regulacje. To energia pieniędzy: dobry przykład rozprzestrzenia się lotem błyskawicy. Wpływ ten wykracza daleko poza świat private equity i MŚP. Bardziej niż kiedykolwiek spółka handlowa staje się przestrzenią pewnego bonum commune, w której powstają więzi społeczne; w której każdy chce znaleźć swoją rację bytu.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi