Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Mundial nie uratuje gospodarki Brazylii

Polityka gospodarcza Brazylii wymaga korekt, jeśli kraj nie chce utracić solidnych fundamentów sukcesu i kapitału społecznego zbudowanych przez lata reform oraz pragnie odzyskać zaufanie inwestorów. Tracąca poparcie prezydent ma na to mało czasu, a pole manewru zawęził splot niekorzystnych okoliczności. Brazylia może przegrać zbliżający się Mundial. Oby nie przegrała przyszłości.
Mundial nie uratuje gospodarki Brazylii

Neymar (CC By NC SA Amil Delic)

Scenariusz polityczny wygląda tak: 13 lipca 2014 roku między 21.00 o 22.45 (polskiego czasu) Neymar strzela piłkarskiej drużynie ­– powiedzmy Hiszpanii – trzy bramki. Wynik, identyczny jak w zeszłorocznym Pucharze Konfederacji, utrzymuje się do końca meczu. O 23.00 Neymar będzie trzymał w rękach Złotą Nike. Całą Brazylię opanuje szał radości. W rozpoczynającej się lada dzień prezydenckiej kampanii wyborczej nikt nie będzie chciał nawet słuchać opozycji. Prezydent Dilma Rousseff na billboardach i w telewizyjnych spotach będzie obejmować wespół z Neymarem Puchar Świata. 5 października wygra w pierwszej turze, zdobywając przytłaczającą większość głosów.

Piłkarskie mistrzostwa świata, a potem olimpiada, były od lat wpisane w scenariusz polityczny rządzącej lewicowej ekipy, najpierw prezydenta Luiza Inácia Luli da Silvy (2003-2010), a następnie Dilmy Rousseff, jego następczyni od 2011 roku, wychowanki partyjnej i ideowej.

Zgłaszając kandydaturę, rządy te marzyły o unaocznieniu światu pokutującego od pokoleń mitu mocarstwowości „Grandeza Brasileira”. Gdy jednak Brazylię zgłaszano i wybierano na organizatora, czyli w 2007 i 2009 roku, sytuacja była zupełnie inna niż obecnie. Reformy społeczne zaczynały działać, rynki wschodzące zgłaszały ogromny popyt na eksportowane przez Brazylię żywność i surowce, o gospodarka pędziła w tempie ponad 5 proc. rocznie.

Teraz, bez względu na to ile Neymar strzeli bramek i czy Brazylia zdobędzie piłkarskie mistrzostwo świata, scenariusz polityczny pokazuje więcej słabych niż mocnych stron. Przykład Brazylii dowodzi, że nawet w kraju, gdzie „football jest religią”, lud zdecydowanie przedkłada chleb nad igrzyska. Dilma Rousseff musi rozegrać mecz na zupełnie innym boisku i Neymar jej w tym nie pomoże.

„FIFA go home”

Po dekadzie entuzjazmu dla reform w zeszłym roku „głos ludu” po raz pierwszy zabrzmiał nowym tonem. To w czasie Pucharu Konfederacji, w którym startowało zaledwie osiem drużyn a rozgrywki prowadzone były na sześciu stadionach gotowych już na tegoroczne mistrzostwa, doszło do spektakularnych demonstracji, w których uczestniczyło w sumie ok. dwa miliony ludzi w kilkudziesięciu największych metropoliach. Poszło o drobiazg: podwyżkę cen biletów komunikacji miejskiej o 20 centavos, czyli ok. 6-11 proc. Lud wyraźnie oznajmił, że wie, iż mistrzostwa nie są darmowym lunchem, i że to on ma zapłacić rachunek.

Tylko że na ulice wyszedł całkiem inny „lud” niż w czasach rządów junty w latach 70. i 80. zeszłego stulecia, kiedy obecną prezydent skazano na więzienie. Paradoksalnie, zbuntowała się „wyhodowana” podczas ostatniej dekady klasa średnia. Powstała ona w dużym stopniu dzięki takim reformom, jak wsparcie dla rodzin najuboższych, obowiązkowa opieka zdrowotna, bezpłatna edukacja, darmowe studia i subsydiowane kredyty mieszkaniowe.

Według szacunków ekonomicznego think-tanku Fundacao Getulio Vargas z 2012 roku, liczba osób żyjących w gospodarstwach domowych o średnich dochodach (w przedziale od 1734 do 7475 reali miesięcznie, czyli według ówczesnego kursu od 600 do 2590 dolarów) wzrosła w latach 2003-2011 o bez mała 40 milionów, do 105,6 miliona, i stanowi ponad połowę populacji kraju. FGV definiuje tę grupę społeczną jako klasę średnią. To ona, a nie biedota z faveli czy wieśniacy z interioru, wyszła na ulice. I krzyczała: „FIFA go home”.

Badania Datafolha Institute, niezależnego think-tanku z Sao Paulo, pokazują, że poparcie dla organizacji rozgrywek piłkarskich spadło do ok. 50 proc w lutym tego roku z ok. 80 proc. w listopadzie 2008 r. Nad spokojem na imprezie ma czuwać 170 tys. policjantów, a koszt utrzymania porządku ma sięgać blisko 800 mln dolarów.

Czego jeszcze domagali się protestujący dwa dni po tym jak Brazylia rozgromiła Japonię 3:0? Walki z korupcją obarczaną odpowiedzialnością za rosnące niebotycznie koszty przygotowania mistrzostw, poprawy usług publicznych i właśnie – poskromienia inflacji. Gdy rozpocznie się Mundial, minie rok od tych wydarzeń. Obecnie już widać, że nikt nie wyklucza kolejnej fali protestów. Dilma Rousseff musi pokazać, że gra w jednej drużynie z nową klasą średnią. Ma na to bardzo mało czasu.

Ile pożarły mistrzostwa

W świetle narracji władz Brazylii, organizacja Pucharu Świata FIFA oraz Igrzysk Olimpijskich 2016 roku miała być okazją do realizacji jednego z najważniejszych przedsięwzięć, których potrzebuje tamtejsza gospodarka. To budowa infrastruktury transportowej. W kraju żyjącym z w dużym stopniu z eksportu surowców i żywności trzeba je przewozić tysiące kilometrów do portów Itaqui czy Santos, zanim stamtąd popłyną do Chin.

Ponad 45 proc. eksportu Brazylii stanowią surowce. Kraj ma największe na zachodniej półkuli złoża ropy i drugie co do wielkości na świecie rezerwy rudy żelaza. Jest drugim producentem soi i trzecim kukurydzy, był w 2012 roku największym eksporterem soku pomarańczowego, kawy i cukru.

Niewydolna infrastruktura powoduje, że cena soi załadowanej na statek w Itaqui jest nieporównywalnie wyższa od zapłaconej w interiorze. Według raportu Banku Światowego z 2009 r., koszty transportu i logistyki stanowią średnio w państwach Ameryki Łacińskiej ok. 20 proc. ceny FOB (towaru przeznaczonego do załadunku), a średnie koszty logistyczne – od 18 do 32 proc. jego wartości, podczas gdy przeciętny wskaźnik dla państw OECD wynosi 9 proc. O ile niesprawność kolejowego i drogowego transportu jest zabójcza dla żywności, o tyle na koszty innych towarów wpływa brak systemów magazynowania – mała pojemność, słabe zabezpieczenia oraz nieefektywne metody finansowania zapasów.

„Zmniejszenie kosztów logistyki poprzez wzrost wydajności portów, poprawę jakości dróg,

przyspieszenie odprawy celnej, lepsze praktyki inwentaryzacyjne oraz konkurencja w magazynowaniu może zmniejszyć koszty logistyczne o 20 do 50 proc. Oznaczałoby to trwałe zmniejszenie kosztów bazowych produktów spożywczych od ok. 5 do 25 proc.” – napisano w raporcie.

Rządy Luli i Dilmy Rousseff dobrze zdawały sobie z tego sprawę. Według danych PWC, inwestycje w infrastrukturę rosły w Brazylii o kilkanaście procent rocznie od 2008 roku, do kwoty 160 mld reali w 2011 r. I miały rosnąć dalej, bo organizacja kolejnych wielkich imprez miała je wspierać. Według deklaracji ministra sportu Aldo Rebelo, wydatki na Mundial powinny dodać do PKB dodatkowe 0,4 proc. rocznie aż do 2019 roku, a wraz z igrzyskami olimpijskimi do 2016 roku powstać ma 3,6 miliona nowych miejsc pracy.

Okazało się jednak, że już sam piłkarski Mundial kosztuje tyle, iż inne projekty infrastrukturalne trzeba było albo znacząco okroić, albo w ogóle wyrzucić do kosza. Już dwa lata temu Ministerstwo Sportu podało, że 41 ze 101 projektów nie zostanie rozpoczętych. Pieniędzy zaczyna brakować nawet na stadiony – budowa przynajmniej dwóch na pewno nie zostanie zakończona na miesiąc przed rozpoczęciem rozgrywek.

Wzrost kosztów organizacji dużych międzynarodowych imprez sportowych to nie tylko brazylijska specjalność: >>>> Na zimowych igrzyskach można tylko stracić

Wracając do Brazylii – w 2012 roku prezydent poinformowała, że rząd zamierza do końca 2014 roku zainwestować 69 mld dolarów w poprawę systemu transportu. Pole manewru do zwiększenia wydatków publicznych jest jednak niewielkie, gdyż nadwyżka pierwotna w budżecie ze średnio 3 proc. w latach 2000-2012 skurczyła się do 1,5 proc. w 2013 roku, a w lutym było już 3 mld reali deficytu.

Na dodatek zupełnie nie wiadomo, ile w końcu będzie kosztował Mundial. Władze podają albo cząstkowe szacunki, np. koszt budowy konkretnego stadionu, albo też bardzo ogólne kwoty na „projekty infrastrukturalne”. W ramach przygotowań do mistrzostw rząd zapowiedział w 2010 roku, że kraj zainwestuje 18,7 mld dolarów w infrastrukturę taką jak stadiony, hotele i lotniska. Na remonty siedmiu i budowę pięciu kolejnych stadionów wydatki miały wynieść zaledwie miliard dolarów.

Teraz pewne jest tylko, że stadiony kosztują znacznie więcej niż zakładano. Portal2014.org. prowadzony przez stowarzyszenie brazylijskich inżynierów i architektów SINAENCA policzył, że koszt samej budowy i modernizacji stadionów osiągnął w marcu tego roku poziom 8 mld reali (ok. 3,5 mld dolarów), wobec – w przeliczeniu – 4,15 mld reali, które wydano na stadiony w 2010 r. w RPA, i 4,2 mld reali w 2006 roku w Niemczech. Szacunki agencji Bloomberg mówią o 30 mld reali na organizację mistrzostw, czyli po aktualnym kursie – 13,5 mld dolarów. Skutek rosnących kosztów budowy obiektów sportowych jest taki, że np. władze stanowe Mato Grosso przeniosły planowane wydatki 250 mln reali z budowy dróg na budowę stadionu w mieście Cuiaba.

Prezydent musi przegrać, żeby wygrała Brazylia?

Brazylia uległa globalnemu spowolnieniu po kryzysie bardziej niż inne rynki wschodzące, ale nie był on główną przyczyną napięć widocznych w gospodarce. Przez ostatnie trzy lata rosła ona poniżej 3 proc. rocznie, a w tym roku bank centralny prognozuje 2 proc. wzrostu. Od 2008 roku pogłębia się deficyt na rachunku bieżącym, który wynosi 3,68 proc. PKB. W styczniu kraj odnotował rekordowy deficyt handlowy – 4,1 mld dolarów, a po dwóch miesiącach 2014 r. jest on wyższy o 43,7 proc. niż przed rokiem.

Do spadku popytu na surowce doszło rozpoczęcie przez Fed zmniejszania programu skupu amerykańskich obligacji, co powoduje wycofywanie płynności z rynków wschodzących. Według wyliczeń agencji Bloomberg, w ciągu dwóch tygodni poprzedzających 7 lutego odpłynęło z nich 12 mld dolarów. Zdaniem Arminia Fragi, byłego szefa banku centralnego z czasów Fernando Henrique Cardoso, prezydenta w latach 1995-2002, obecnie doradcy ekonomicznego Aécio Nevesa, głównego kontrkandydata Dilmy Rousseff w wyborach, kraj może nie być w stanie sfinansować deficytu na rachunku bieżącym kurczącym się napływem –  także z powodu decyzji Fed – inwestycji zagranicznych.

Wobec tych faktów Morgan Stanley zaliczył Brazylię (obok Indii, Indonezji, RPA i Turcji) do „kruchej piątki” państw najbardziej narażonych na zmniejszanie ilościowego łagodzenia polityki monetarnej w USA. Bank uważa, że krajom tym najbardziej zagraża połączenie niskiego wzrostu z wysoką inflacją.

Słabnący wzrost i rosnąca inflacja to powód, dla którego agencja Standard and Poor’s obniżyła 24 marca rating Brazylii do BBB minus. To była pierwsza obniżka ratingu po 11 latach stabilizacji. Inwestorzy nie zareagowali na to cięcie. Dlaczego? Niższy rating brazylijskiego długu był już zdyskontowany. Papiery Brazylii w krajowej walucie przy ratingu BBB były wyceniane o 500 punktów bazowych słabiej od długu Rosji, a nawet gorzej od długu Grecji w euro – napisał Michael Gomezraporcie „Emerging Markets Watch” globalnego funduszu obligacji PIMCO.

Brazylia była przez całą swą historię krajem o bardzo wysokiej inflacji, sięgającej w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia nawet 2,5 tys. proc. rocznie. Zdecydowaną walkę wydały jej dopiero rządy Cardoso, poprzednika Luli. Obecnie cel banku centralnego wynosi 4,5 proc. z pasmem wahań +/- 2 punkty proc. W zeszłym roku inflacja CPI wzrosła do 5,9 proc., a po spadku w styczniu, ponownie skoczyła w lutym do 5,68 proc. Inna jej miara, miesięczny indeks cen konsumpcyjnych i budowlanych wzrósł w lutym o 1,67 proc., co było największym skokiem od lipca 2008 roku.

Stabilizacji cen nie tylko nie sprzyja susza. Z jej powodu ceny żywca wołowego, jednego z głównych towarów żywnościowych eksportowanych przez Brazylię i mające duży udział w indeksie CPI, wzrosły w lutym do 7,93 reala (wówczas ok. 3,3 dolara) za kilogram, czyli o 17 proc. rok do roku. Inflację wzniecają też wahania kursu reala, który w zeszłym roku należał do dwóch najbardziej osłabionych walut na świecie.

W raporcie kwartalnym opublikowanym w marcu Banco Central do Brasil podniósł prognozę inflacyjną na ten rok do 6,1 proc. z wcześniejszej 5,6 proc., przy założeniu, że w tym roku nie nastąpią podwyżki głównej krótkoterminowej stopy Selic o 25 punktów bazowych. Od kwietnia zeszłego ta główna stopa procentowa wzrosła o 350 punktów bazowych, najwięcej na świecie po Turcji.

Równocześnie rząd Dilmy Rousseff silnie subsydiował kredyt udzielany przez państwowe banki. W ciągu pięciu lat podaż kredytu z sektora prywatnego w zasadzie nie uległa zmianie, a z publicznego wzrosła o 10 punktów proc. w relacji do PKB. Krótkoterminowa stopa Selic jest obecnie o ponad 500 punktów bazowych wyższa od długoterminowej stopy kredytu udzielanego korporacjom przez państwowe banki. Dlatego – zdaniem Michaela Gomeza z PIMCO – podwyżka stopy Selic o 100 pb zmniejsza oczekiwania inflacyjne o zaledwie 30 pb, a więc polityka monetarna staje się mało efektywna. Uważa on, że to zasadniczy powód rosnącej inflacji, niestabilności reala, zahamowania inwestycji sektora prywatnego i oczekiwanej przez inwestorów premii za ryzyko zakupu brazylijskich papierów.

– Zbliżamy się do momentu wielkiej frustracji i wielkiego niebezpieczeństwa – powiedział Arminio Fraga, cytowany przez portal emergingmarkets.org.

Marcowy sondaż związku przemysłowców CNI pokazał spadek poparcia dla Dilmy Rousseff do 51 proc. z 56 proc. w grudniu, a dla działań rządu – do 36 z 43 proc. To najsłabszy wynik od czasu zeszłorocznych protestów. Rynki przyjęły z entuzjazmem spadek notowań rządu – umocnieniem reala i największym od pół roku wzrostem indeksu giełdowego Ibovespa. Może się okazać, że dopiero przegrana obecnej prezydent pozwoli zwyciężyć Brazylii.

 

Jacek Ramotowski

Neymar (CC By NC SA Amil Delic)

Otwarta licencja