Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Przypomnienie narodzin wielkiej idei

Problemy konkretne przestają być nierozwiązywalne w chwili, gdy podchodzi się do nich z punktu widzenia wielkich idei. Tymi słowami Jean Monnet zwrócił się wiosną 1950 r. do kanclerza Konrada Adenauera, gdy w ściśle poufnym trybie referował mu opracowaną pod swoim kierunkiem konstrukcję Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali - protoplasty Unii Europejskiej.
Przypomnienie narodzin wielkiej idei

Dziś widać na tym tle, że obecne problemy Europy stają się tym poważniejsze, tym trudniejsze i tym bardziej groźne, że wielka idea europejska jest dziś w dość bezładnym odwrocie pod naporem tłumów ludzi małej wiary, przenikliwości, a zwłaszcza mądrości. Dobry to punkt wyjścia do przypomnienia drogi od zgliszcz wojennych po dwóch wielkich pożogach do Unii 28 już państw, których bieżące współdziałanie i zdolności do poruszania się naprzód są teraz w narastającym kryzysie.

Staraniem Waldemara Kuczyńskiego, który księgę przetłumaczył i opatrzył bardzo licznymi przypisami, ukazały się „Wspomnienia” Jeana Monneta (1888-1979) – znanego luminarzom i erudytom, nieznanego ogółowi człowieka-orkiestry. Monnet grał wirtuozersko przez ponad pół wieku w polityce i gospodarce Francji, Europy i Zachodu. Nie jest bohaterem tłumów, bo nie był solistą. Grywał zazwyczaj w zespołach kameralnych, ale w latach tuż po II wojnie stworzył również niesamowicie skuteczny duet z Robertem Schumanem (1886-1963). Obaj są uważani za ojców założycieli Wspólnot Europejskich, funkcjonujących dziś w formie i pod postacią Unii.

Jako dwukrotny premier, minister finansów, minister spraw zagranicznych Francji oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Schuman miał świetną pozycję do działania (oraz PR) z urzędu. Jednak przewodnikiem ideowym i ekspertem od narzędzi był w tym tandemie ten drugi, dziś cokolwiek zapomniany.

Szlifów światowca i bywalca Monnet nabywał najpierw podczas intensywnego stażu w londyńskim City, a potem w podróżach poświęconych zdobywaniu rynków dla rodzinnego koniaku. Ponieważ jest to trunek szlachetny, spotykał ludzi nietuzinkowych, przyszłych członków ścisłych elit politycznych i gospodarczych swoich państw, ludzi dzierżących niebawem klucze do spraw bieżących i przyszłości świata. Kapitał ten stanie się wkrótce niezbędnym zasobem uzupełniającym wiedzę, doświadczenie, a zwłaszcza kreatywność, operującego głównie za kulisami Jeana Monneta.

Już jako młodzieniec zdobył olbrzymie doświadczenie koordynując w małej grupie speców wysiłek wojenny aliantów od strony optymalnego wykorzystania topniejących zasobów materialnych. Po I wojnie zaangażowano go do służby na rzecz Ligi Narodów. Brał m.in. udział w podziale Górnego Śląska na część polską i niemiecką, a w 1927 r. już jako bankier inwestycyjny negocjował w Warszawie pożyczkę dla Polski w celu podtrzymania gospodarki (67 mln ówczesnych dolarów, tj. ponad 900 mln dolarów według ich obecnej siły nabywczej).

Do wielkiej polityki Jean Monnet powrócił na dobre po katastrofalnym ustępstwie monachijskim. Zaczął od misji, której celem było przekonanie prezydenta Roosevelta o potrzebie dostaw wielkiej liczby samolotów bojowych dla Francji i Anglii. Wiosną 1940 r. usiłował przekonać swoich rodaków i sojuszników po drugiej stronie Kanału, że można jeszcze wymazać perspektywę klęski Francji i osamotnienia Anglii w zmaganiach z Hitlerem. Proklamowana mogła być wtedy unia totalna Wielkiej Brytanii i Francji (Anglo-French Unity). Jej namacalnym wyrazem byłby wspólny parlament, jeden rząd, jedna armia i jedno (sic) obywatelstwo dla Brytyjczyków i Francuzów.

W czasie posiedzenia swego rządu w tej wielkiej sprawie sceptyczny Churchill nie ukrywał obiekcji, ale był za, a za nim rząd Jego Królewskiej Mości. Skrewili Francuzi. Zakończyło się to dla nich upokarzającą kapitulacją i upiorem „państwa” Vichy, a mogło być tak, jak ujmuje to jedno ze zdań niedoszłej deklaracji: „Oba rządy oświadczają, że Francja i Wielka Brytania nie będą już, w przyszłości, dwoma narodami, lecz jedną Unią francusko-brytyjską.” W tym i innych zdaniach projektu proklamacji niezwykle ważne okazałyby się prawdopodobnie przecinki podkreślające np., że mowa o przyszłości, a więc wskazujące, że droga do takiej Unii może być długa, kręta lub wręcz ślepa. Nie można też jednak wykluczyć, że dość twarde jądro unii (federacji) europejskiej mogłoby powstać i zestalić się w twardy organizm już na początku II wojny.

Doświadczenia II wojny światowej umocniły już i tak silną wiarę Monneta w konieczność spojenia państw europejskich w jeden współdziałający jak najściślej wewnątrz i jednorodny na zewnątrz organizm, stworzony najlepiej w formule federacji. Pragmatyzm podpowiadał, że potrzebne jest owo namacalne i wiarygodne jądro, które uruchomi siły przyciągające kolejne państwa. Naturalny byłby związek dwóch podupadłych zachodnioeuropejskich kolosów, tj. Wielkiej Brytanii i Francji.

Spełnienie marzeń Monneta wymagało jak najwznioślejszej deklaracji politycznej przyjętej przez polityków najważniejszych państw, ale również pozyskania wpływowego patrona, który będzie usuwał lub przekraczał przeszkody wszelkiej natury. Patronem tym został Robert Schuman, który stał się nie tylko główną twarzą, lecz także aktywnym promotorem idei europejskiej rodzącej się za przyczyną Monneta i innych.

Gospodarka ówczesnego świata oparta była na przemyśle ciężkim. O sukcesie gospodarczym państw decydował zatem dostęp do energii (węgiel) i podstawowego materiału (stal). Dwie wielkie wojny toczyły się w wielkiej mierze o dostęp do zagłębi węglowo-hutniczych Lotaryngii, Ruhry, Saary i Belgii. Kto miał te surowce miał nie tylko możliwości wzrostu, ale też czołgi, armaty, okręty i samoloty, które były ostatecznym straszakiem lub wręcz narzędziem w zmaganiach o rynki zbytu.

Ponieważ Brytyjczycy chodzili jeszcze z głowami w chmurach i bardziej wypatrywali pogody polityczno-społecznej w Indiach, czy na innych rubieżach swego globalnego imperium, niż szans w Europie, to w staraniach o podwaliny dla jakiejś formy federacji mowa była najpierw o Fritalux (Francja, Włochy i państwa Beneluksu), aż w końcu padło na Niemcy Zachodnie, które w 1949 r. zaczynały być od nowa samodzielnym państwem.

Proces poszukiwań doprowadził w końcu do niesłychanego przełomu. Niesłychanego, bo w jego wykuwaniu wzięli w 5 lat po straszliwej wojnie i zbrodniach Niemcy, którzy zastąpili – na późniejsze wielkie szczęście Europy – Brytyjczyków niechcących się pogodzić, że ich imperium się wali. 9 maja 1950 r., dzięki staraniom Monneta, Schumana i Adenauera podpisana została deklaracja w sprawie powołania Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a dzień ten jest teraz Dniem Europy, czyli świętem Unii Europejskiej.

Wbrew sugestywnej nazwie, nie należy utożsamiać tego przedsięwzięcia z regulowaniem rynku na podobieństwo kartelu. Czynnik gospodarczy dominował w wierzchniej warstwie, więc w zamyśle Monneta był rodzajem naskórka pokrywającego właściwą tkankę. Świadczy o tym fragment stanowiska francuskiego zredagowanego przez Monneta i jego współpracowników, zanim jeszcze Robert Schuman dowiedział się, że będzie jego orędownikiem z osobnym miejscem w historii. Fragment ten uwypuklony we „Wspomnieniach” przez autora brzmi w ten sposób:

„Przez połączenie podstawowych produkcji i ustanowienie nowej Wysokiej Władzy, której decyzje zwiążą Francję, Niemcy oraz inne przyłączające się kraje, propozycja ta stworzy pierwsze konkretne podłoża europejskiej federacji niezbędnej dla zachowania pokoju” (podkreślenie redakcji).

Dość niezręczne określenie Wysoka Władza było konsekwencją potrzeby schowania pod przykryciem słów nieprecyzyjnych tego, że wskutek powołania wspólnoty węglowo-stalowej dojdzie w przyszłych państwach członkowskich do oddania części ich suwerenności narodowej na rzecz nowego związku państw. Pierwszym prezydentem Wysokiej Władzy został właśnie Jean Monnet.

Późniejsze wydarzenia są już lepiej znane. Sukces Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali oraz fiasko projektu Europejskiej Wspólnoty Obronnej, który upadł za przyczyną Francji, przyczyniły się do powołania w 1958 r. Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej EWG. Na dzisiejszym krańcu tej drogi jest Unia Europejska z jej dokonaniami, ale też słabościami i problemami.

Staranny opis procesów integracyjnych doprowadzony został w książce do 1975 r., kiedy w wieku 87 lat Jean Monnet postanowił przejść w stan spoczynku. Przedtem, przez 20 lat stał na czele „Komitetu na rzecz Stanów Zjednoczonych Europy” (Action Committee for the United States of Europe), którego był inicjatorem i twórcą. Idea USE jest dziś mrzonką z baśni dla nazbyt ufnych dzieci. W opinii bardzo wielu mądrych ludzi główna tego przyczyna to brak dziś na Zachodzie i w ogóle w świecie, a w tym w Polsce, przywódców zdolnych wyjść z grajdoła ciasnych myśli, przebrzmiałych poglądów i zakurzonych koncepcji. Dziś przeżywamy w Europie wzmożenie narodowe, którego tak bał się Monnet – gorący patriota Francji, ale jeszcze większy orędownik wspólnej dla ogółu Europejczyków Europy.

„Wspomnienia” były kanwą bardzo ciekawej dyskusji zorganizowanej niedawno przez Fundację Centrum Prasowe dla Krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Waldemar Kuczyński zwrócił uwagę na różnice między współdziałaniem a wspólnotą. Współdziałanie odbywa się od przypadku do przypadku i paraliżowane jest prawem większości głosów, a jak to nie wystarczy do storpedowania czegoś, to sięga się do weta. Podstawowym wyróżnikiem wspólnoty jest więc delegowanie suwerenności, a im szersza jest ta delegacja, tym ściślejsza wspólnota. Zdaniem tłumacza „Wspomnień”, nie trzeba porzucać nadziei na ewolucję Unii w kierunku efektywnej wspólnoty i państwa federacyjnego, choć z dzisiejszej perspektywy wygląda na to, że będzie to niesłychanie długi proces.

Paweł Kowal uznał, że pole na którym rozgrywa się dzień dzisiejszy i przyszłość UE zdominowali z jednej strony tzw. przyspieszacze, a z drugiej hamulcowi. Brakuje natomiast pragmatycznego środka, który wziąłby za podstawę dalszych potencjalnych kroków badanie, czy i jak funkcjonuje traktat lizboński. W jego ocenie, w krótkiej perspektywie o sprawach UE zadecyduje wynik referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii, ewentualne zawieszenie lub całkowite odstąpienie od zasady wolności poruszania się w Unii (Schengen) oraz podejście Europy Środkowej.

Profesor Roman Kuźniar podkreślił, że UE straciła zdolność oddziaływania na własne otoczenie zewnętrzne i ześlizguje się w tej narastającej niezdolności na podobieństwo Ligi Narodów, która jest symbolem przedwojennej porażki pokojowego świata i Europy. Przypomniał bulwersujące słowa posłanki, lecz także, a może przede wszystkim, doktor habilitowanej o szmacie pod postacią flagi Unii. Uznał, że w odniesieniu do Unii mamy dziś w dużej części polskiego społeczeństwa do czynienia z czymś w rodzaju reakcji pogańskiej. Tym określeniem nazywane są wydarzenia na ziemiach polskich po śmierci pierwszych historycznych Piastów. Ich kulminacyjnym punktem było w 1038 r. powstanie ludowe wymierzone przeciw władzy feudałów spajających zalążki ówczesnego państwa, a zwłaszcza przeciw zaprowadzaniu chrześcijaństwa.

Słowa profesora skomentować można tak, że optymiści uznaliby, że reakcja pogańska miała przykre skutki dla ówczesnych mieszkańców ziem nad Wartą, Odrą i Wisłą, ale w gruncie rzeczy było to zawracaniem Wisły kijem, więc i tym razem kij na Unię nie wystarczy. Dyskutanci byli zatroskani obrotem spraw w Europie, lecz wierzą, że Unia się obroni. Różnił ich jedynie horyzont czasu w jakim wpłynie na mniej wzburzone wody.

W ramach artykułu opartego na książce i dyskusji o niej streścić można ledwie jakieś centymetry z kilometrów treści zawartych we „Wspomnieniach”. Nic zatem nie zastąpi uważnej, samodzielnej lektury memuarów Monneta, które dla zrozumienia teraźniejszości i zarysowania możliwej przyszłości Europy i świata są jak wykłady z prawa rzymskiego dla adeptów prawa.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?