Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Represje powiększają narkotykową plagę

Walka z plagą narkotykową jest tyle intensywna, ile mało skuteczna. W poszukiwaniach wytwórni amfetaminy w Europie zdołano w 2010 r. zarekwirować jedynie 5,4 ton tej substancji i był to wynik najgorszy od 2002 r. Represja pochłania tysiące zabitych rocznie i niezliczone miliardy. Tymczasem, na perswazję i leczenie ofiar nałogu brakuje pieniędzy. Świat wie, że stoi na rozdrożu.
Represje powiększają narkotykową plagę

Sproszkowana kokaina (fot. Drug Enforcement Administration)

Po narkotyki sięgnęło w 2010 r. ok. 230 mln dorosłych ludzi, czyli 5 proc. globalnej populacji w wieku 15-64 lat. Zażywających ich często lub już uzależnionych było 27 mln, czyli tylko 0,6 proc. dorosłej populacji świata. Patrząc z innej perspektywy, tylko zmienia się w  27 milionów osób narażonych na ciężkie choroby i śmierć z powodu narkomanii.

Po stuleciu bardzo rygorystycznego podejścia do tej plagi zaczynają być formułowane daleko idące wątpliwości w sprawie skuteczności represji jako dominującego środka zaradczego. Po mediach krąży informacja, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych na przeciwdziałanie narkomanii i ściganie obrotu narkotykami wydano przez ostatnie 40 lat ok. 2,5 biliona dolarów. Suma jest wielka i ogromnieje, gdy zestawić ją z niewielką skutecznością tych wydatków.

Na haju

Najintensywniej zażywająca i najbardziej narażona grupa to młodzież w wieku 18-25 lat, która z największym trudem poddaje się jakimkolwiek rygorom. Młodym ludziom nie przemawia, ani do rozsądku ani do wyobraźni, że statystycznie rzecz ujmując, jedna na osiem osób używających narkotyków wpadnie w końcu w nałóg. Wizja młodziaków zniszczonych narkotykami to prawdopodobnie najmocniejszy argument przeciw odchodzeniu od ścigania jako podstawowej metody rozwiązywania problemu cracku.

Heroina, kokaina i inne prochy zabiły dwa lata temu 200 tys. ludzi na całym świecie. Problem jest zatem śmiertelnie poważny, ale z danych autoryzowanych przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że na skutek palenia tytoniu umiera co roku ponad 6 mln osób, czyli jedna co 6 sekund. Tzw. ciężkie, epizodyczne pijaństwa, czyli parodniowe i dłuższe ciągi alkoholowe, zdarzają się 8 razy częściej niż zażywanie narkotyków. Do porównań umożliwiających lepszą, wstępną ocenę problemu dobrze nadaje się też przykład gruźlicy – strasznej choroby, którą ludzkość nauczyła się leczyć, a na którą w 2008 r. umarło jednak aż 1,34 mln ludzi, czyli ponad siedmiokrotnie więcej niż narkomanów.

(CC by SuperFantastic/DG)

(CC by SuperFantastic/DG)

Zestawienie liczb zgonów i lat życia straconych z powodu używek wskazuje wyraźnie, że licząc w jednostkach bezwzględnych dozwolona prawem wódka i papierosy są znacznie groźniejsze dla zdrowia, niż zabronione i ścigane bez pardonu narkotyki. Argument jest prawdziwy i chwytliwy, ale traci sporo na wymowie, gdy przejść do relacji i jednostek względnych.

Według studium WHO z 2008 r., ok. 40,5 mln ludzi na całym świecie miało być dotkniętych umiarkowaną lub wysoką niesprawnością na tle alkoholowym. W tym samym czasie te same stopnie niesprawności wykazywało 11,8 mln narkomanów. Znowu wydaje się, że alkohol czyni większe szkody. Jednak cała grupa narkomanów była 9 razy mniejsza niż grupa ludzi z problemem alkoholowym. Po uwzględnieniu różnic w liczebności obu grup proporcja wynosiłaby jak 4,5 mln do 11,8 mln lub 40,5 mln do 106,2 mln na niekorzyść narkomanów. To nie pierwsze i nie ostatnie niejednoznaczności, dotyczące zresztą wszelkich używek.

Wytwarzanie narkotyków jest tanie i najczęściej banalnie proste. Towar nabiera wartości w trakcie ukrywania go przed policjami wszelkiego rodzaju, podczas podróży z kontynentu na kontynent oraz w momencie przekraczania granic. Relatywnie tani w szopie pełniącej rolę przejściowego magazynu, drożeje gwałtownie gdy trafi wreszcie do klubu, dyskoteki, czy na ulicę. Różnicę między kosztem na polu maku, czy grządce konopi indyjskich lub w laboratorium, a ceną detaliczną narkotyków można określić jako rentę kryminalną, odzwierciedlającą cenę oddania się niebezpiecznej i surowo karanej działalności przestępczej. Nic zatem dziwnego, że kilogram kokainy lub heroiny potrafi być kilkakrotnie droższy od ważącej tyle samo sztabki złota, chociaż kosztowałby tyle co paczka kawy, gdyby był produktem w legalnym obrocie.

Można to ująć jeszcze inaczej. W 2010 r. kokaina była sprzedawana w Kolumbii po ok. 2 400 dol./kg. Gdy dotarła już do USA, jej wartość w hurcie wzrastała do ok. 33,3 tys. dol./kg, a w detalu do 120 tys. dol./kg. Koszt przesłania pocztą kurierską 1 kilograma czegokolwiek z Kolumbii do Stanów Zjednoczonych wynosi ok. 50 dol. Renta kryminalna brutto na szczeblu hurtowym wynosiłaby zatem 33 300 minus 2400 minus 50, czyli 30 850 dol. na jeden kilogram kokainy. Na takie pieniądze są setki tysięcy amatorów.

Za ile ten rynek?

W opisach rynków narkotykowych dozwolony powinien być wyłącznie tryb przypuszczający. Nie ma praktycznie żadnych danych zbiorczych, które można byłoby określić mianem „twardych”.

Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (narkotykowej) UNODC np. oceniło, że w 2008 r. światowa produkcja konopi indyjskich na narkotyki mogła wynosić od 13,3 tys. ton do 66,1 tys. ton. Z powodu tak szalonych rozpiętości, w wyniku ukrywania wszelkich informacji przez uczestników nielegalnego przecież obrotu i z setek innych przyczyn, szacowanie rozmiarów rynku narkotyków jest przedsięwzięciem karkołomnym. Próby są zatem bardzo rzadkie. Ostatniej, dużej oceny UNODC dokonało w 2003 r. Całkowita wartość światowego rynku narkotykowego miałaby wynosić wówczas 320 mld dol., czyli 0,9 proc. globalnego produktu brutto.

Gdyby założyć, że przez minione 9-10 lat jedyną zmienną była siła nabywcza dolara, to dzisiaj byłoby to ok. 400 mld dol. Jakie naprawdę są globalne pieniądze z prochów, nikt dokładnie nie wie. W każdym razie UNODC nie czuje się na siłach, aby to liczyć i od tego czasu opublikował jedynie wycinkowe szacunki. Światowy rynek kokainy został wyceniony przez Biuro na 85 mld dol., podczas gdy rynek opiatów, czyli produktów na bazie opium, na 68 mld dol. Obie wartości dotyczą 2009 r.

10 lat temu niemal połowę (44 proc.) przychodów z narkotyków miała zapewniać Ameryka Płn., a jedną trzecią Europa. Według ekspertów UNODC są przesłanki do twierdzenia, że w ciągu minionej dekady udział Ameryki Płn. zmalał, a wzrósł pozostałych kontynentów. Trend ten będzie się pogłębiał w związku z bogaceniem się i swoistą „emancypacją” reszty świata, która lubi naśladować dekadenckie zachowania ludzi z Zachodu.

Według ostatniego wydania „World Drug Report” autorstwa UNODC, najczęściej stosowanym środkiem do samootumaniania są ciągle produkty z konopi indyjskich, czyli marihuana i haszysz. Na drugim miejscu pod względem spożycia są związki syntezy chemicznej w postaci amfetaminy i podobne. Trzecią grupę środków odurzających tworzą opium z maku i koka z liści krzewów porastających zbocza Andów. Najwięcej emocji budzą tradycyjne rynki i tradycyjne produkty. Gdy więc mowa o tendencjach, to globalna produkcja opium jest podobno istotnie mniejsza niż kilka lat temu. Pod krzakami koki jest obecnie o 1/3 ziemi mniej niż w 2000 r., ale oba te narkotyki trzymają się nadal mocno.

Przez kilka lat, do 2010 r., ceny żywicy konopnej na haszysz z pola w Afganistanie utrzymywały się w okolicach 50 dol./kg. W 2011 r. wahały się wokół linii trendu na poziomie 150 dol./kg. Średnie ceny suszonego opium kupowanego od afgańskich rolników skoczyły w 2011 r. do ok 240 dol./kg, podczas gdy w 2010 r. wynosiły ok. 170 dol. Przychód brutto z uprawy maku na opium miał wynosić w 2010 r. w Afganistanie 10,7 tys. dol. z jednego hektara. Ponieważ w tym samym czasie spadła opłacalność uprawy pszenicy, to dochody z maku na opium były 11 razy wyższe niż z zasiewów pszenicy. Afganistan jest głównym światowym dostawcą tego surowca do produkcji heroiny. Eksport opiatów mógł przynieść w 2011 r. ok. 2,4 mld dol., a przy takiej wartości stanowiłby 15 proc. PKB Afganistanu. Średnioroczne ceny hurtowe kokainy o nieznanej jakości miałyby na plantacji w Peru wynosić od 823 dol./kg w 2006 r. do 1021 dol./kg w 2009 r.

Najtrudniejsze jest wniknięcie z aparatem mierniczym w produkcję środków narkotycznych powstających w wyniku syntezy chemicznej. Jest w tej grupie przede wszystkim amfetamina i jej pochodne. Do ich wytwarzania stosuje się tzw. prekursory, czyli związki chemiczne, z których po przekształceniach da się wydobyć potrzebne właściwości. Stopień postępu i wynalazczości jest wysoki. W 2010 r. w USA wynaleziono metodę błyskawicznej syntezy metamfetaminy, podobno w ciągu 10 minut. Doskonalone są narzędzia typu „eintopf”, czyli „jednego garnka” wystarczającego do wytworzenia narkotyku. Postęp techniczny umożliwił też np. przekształcanie głównego półproduktu amfetaminy P-2-P z postaci płynnej w łatwiejszy do transportu i ukrycia biały proszek. Efekty przyszły szybko. Według amerykańskich agencji rządowych, w okresie 2007-2008 cena 1 grama czystej metamfetaminy dochodziła w USA do 300 dol., aby w połowie 2010 r. spaść do ok. 100 dol.

Setki barier, które trzeba pokonać, żeby dotrzeć w końcu do użytkownika, podnoszą ceny trywialnych w wytwarzaniu produktów do absurdalnych rozmiarów. Jeśli przyjąć maksymalne poziomy szacunków, to „przebicie” na 1 kg brązowej heroiny, uzyskane na drodze z pola w Afganistanie na ulicę np. w Londynie, było w 2010 r. ponad tysiąckrotne.

(CC BY epSos.de/DG)

(CC BY epSos.de/DG)

Koszty społeczne

Nie ma dobrej miary do oceny kosztów zażywania przez ludzi narkotyków. UNODC podlicza, że koszty procedur medycznych związanych z narkomanią powinny wynosić w skali całego świata od 200 do 250 mld dol. rocznie, a to oznaczałoby, że usuwanie następstw i leczenie skutków zażywania mogłoby pochłaniać 0,3-0,4 globalnego produktu brutto. Mogłoby, ale nie pochłania. Rzeczywiste koszty medyczne są z pewnością o wiele mniejsze, tyle tylko, że nikt nie wie, ile wynoszą. Wiadomo jedynie z grubsza, że pomoc medyczną uzyskuje nie więcej niż 1 osoba na 5 potrzebujących.

Niemało jest już zwolenników poglądu, że obecna dystrybucja wydatków jest co najmniej nierozsądna i korzystniej dla wszystkich byłoby przekierowanie środków, przeznaczanych obecnie na zwalczenie produkcji i handlu narkotykami, na leczenie a także anty-propagandę.

W USA oceniono kiedyś, że koszt społeczny narkomanii wyrażony w obniżeniu produktywności wynosi tam 0,9 proc. PKB. Badania prowadzone w innych krajach ustalały ten koszt na równowartość 0,3-0,4 proc. PKB. Studia przeprowadzone w Wielkiej Brytanii pozwoliły natomiast oszacować koszty działalności przestępczej powiązanej z narkotykami (oszustwa, włamania, kradzieże i grabieże, podbieranie towarów w sklepach). Miałyby stanowić równowartość 1,6 proc. brytyjskiego PKB, a w innym ujęciu – 90 proc. wszystkich społecznych i ekonomicznych kosztów ponoszonych w związku z nadużywaniem prochów.

Ostatni szacunek, sprowadzający szkody niemal wyłącznie do materialnych skutków przestępczości, jest charakterystyczny. Uwidacznia nie tylko ogromne problemy metodologiczne w ocenie skutków powszedniejącego zażywania narkotyków, ale przede wszystkim konsekwencje wynikające z oceny aksjologicznej: im bardziej purytańskie podejście, tym ważniejsze są łatwiej policzalne skutki łamania prawa własności, z pola widzenia giną np. trudniejsze do uchwycenia i dalekosiężne skutki społeczne.

Nieunikniona ekspansja na nowe obszary i państwa

Czynników i zależności mających wpływ na intensywność i rozprzestrzenianie użycia narkotyków jest mnóstwo. Takie spośród nich jak wzrost tzw. dochodów rozporządzalnych (pozostałych po pokryciu kosztów podstawowych potrzeb bytowych), postępująca urbanizacja oraz uniformizacja zachowań młodzieży w skali globalnej, np. wskutek ekspansji mediów społecznościowych, to przesłanki narastania narkomanii oraz przesuwania jej zasięgu do krajów dorabiających się.

W przeglądzie czynników sprawczych nie należy gubić z pola widzenia postępu technicznego. Ocenia się, że Internet lepiej służy przestępcom niż ścigającym. Nieocenione korzyści dla nielegalnego biznesu daje posługiwanie się sms-ami i anonimowymi numerami telefonicznymi w systemach pre-paid. Bez odpowiedniej dozy refleksji trudno też dostrzec, jakie możliwości daje niesamowity rozwój handlu międzynarodowego, któremu towarzyszy zmniejszanie, czy wręcz zanikanie barier celnych. W okresie 1990-2010 tonaż światowego eksportu towarowego rósł w średniorocznym tempie 5 proc. Dostępny w ciągu roku tonaż kontenerów używanych w żegludze wynosi 1,1 mln ton. Gdyby wszystkie narkotyki świata były szmuglowane w ten sposób, to do ich przewozu potrzeba byłoby nawet mniej niż 0,005 proc. tegoż tonażu. Ten przykład obrazuje trudności z oceną prawdziwej wielkości rynku i z przeciwdziałaniem, lub choćby jedynie obserwacją, ekspansji.

Organizacje i osoby powołane do ograniczania plagi narkotykowej przywołują dane potwierdzające, że wysoka dostępność narkotyków (w tym m.in. niskie ceny) sprzyjają wzrostowi używania. Równolegle działa inna współzależność – im większe ryzyko, tym spożycie mniejsze. Większe ryzyko przekłada się na wzrost cen. Mniej eksponowany jest natomiast paradoks, że wszelkie straty z powodu używania narkotyków sprowadzane są do wspólnego mianownika w wyrazie pieniężnym. Im zatem wyższe ceny, będące głównie, jeśli nie wyłącznie, skutkiem represji, tym większe straty z powodu narkomanii.

Paradoks ten jest tyleż efektowny, co demagogiczny, ale zasługuje na rozważenie, bowiem jest jeden pewnik – prowadzona od 100 lat polityka zakazów i represji nie daje rezultatów w tym sensie, że nie prowadzi do zanikania zjawiska. Okupione ogromnym kosztem sukcesy w niszczeniu biznesu narkotykowego są niestety pozorne. Zrujnowane i wytępione zostały np. kolumbijskie kartele narkotykowe z Cali i Medellin. Co z tego, skoro biznes przeniósł się w nowe miejsce i od kilku lat pustoszy teraz tkankę społeczną Meksyku. Ofiary meksykańskich wojen narkotykowych idą w dziesiątki tysięcy rocznie. W jednym tylko stanie Chihuahua zabitych zostało w ub.r. 2350 ludzi.

To m.in. dlatego grupa bardzo wpływowych osób powołała Światową Komisję ds. Polityki Narkotykowej. Są wśród nich m.in. pisarze Carlos Fuentes, Mario Vargas Llosa, byli prezydenci Brazylii Fernando Cardoso i Meksyku – Ernesto Zedillo, były grecki premier Jorgos Papandreu, były szef ONZ – Kofi Annan, a niedawno dołączył nasz były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który kaja się za zaostrzenie represji w Polsce i sądzi, że trzeba odejść od karania za posiadanie narkotyków na własny użytek. Cel Komisji daje się wyrazić w jednym zdaniu jej autorstwa: –Rządowe wydatki na nieskuteczne strategie, mające na celu ograniczenie dostępności i penalizację, można by przeznaczyć na oparte na naukowych dowodach strategie ograniczania popytu i redukcję szkód.

Im więcej czytać na ten temat i im bardziej zgłębiać ponad stuletnią historię międzynarodowej krucjaty antynarkotykowej, tym trudniej się z tym zdaniem nie zgadzać.

Sproszkowana kokaina (fot. Drug Enforcement Administration)
(CC by SuperFantastic/DG)
Zgony-i-stracone-lata-życia-w-podziale-na-czynniki-sprawcze CC by SuperFantastic
(CC BY epSos.de/DG)
Ceny-detaliczne-narkotyków-w-krajach-Europy-w-2010-r. CC by epSos.de

Otwarta licencja


Tagi