Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Prawdziwa unia bankowa dopiero za kilka lat

Zgoda na rozpoczęcie unii bankowej oznacza, że Berlin nie wyklucza, że niemieccy podatnicy będą w przyszłości wspierać banki poza granicami kraju. Z kolei dla Paryża oznacza ona pewnie większą dyscyplinę budżetową. Mimo to Unia Europejska może podzielić się na trzy bloki, bo kalendarz polityczny nie sprzyja reformom.
Prawdziwa unia bankowa dopiero za kilka lat

Wolfgang Schäuble nie chce, aby EMS od razu pomagał bankom. Fot. CC BY-SA World Economic Forum

„Raz po raz stwarzamy oczekiwania, których nie możemy spełnić i to jest bardzo niebezpieczne. Powinniśmy być bardziej skromni”. W ten jak zawsze szczery sposób niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble skomentował nadzieje niektórych krajów na to, że od wspólnego nadzoru nad europejskimi bankami tylko krok do wspólnego dzielenia ryzyka.

12 grudnia przyjęto wstępny kompromis umożliwiający wejście w życie Jednolitego Mechanizmu Nadzorczego (ang. Single Supervisory Mechanism) od 1 marca 2014 roku. Nie przyjęto natomiast wspólnego mechanizmu rezolucyjnego (reguł uporządkowanej upadłości, łączenia i przejmowania banków), ani systemu ubezpieczeń depozytów. A dopiero te trzy rzeczy razem mają tworzyć unię bankową.

Według przecieków mały krok w stronę kolejnych dwóch filarów tego projektu mają wykonać już nie ministrowie finansów, ale szefowie państw na szczycie 14 grudnia. Jednak tylko na poziomie narodowym, nie europejskim, bowiem jak głosi projekt końcowego komunikatu, do którego dotarł portal EurActiv.com, wszelkie istotne decyzje mają być odłożone do czasu nowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Odbędą się one w maju 2014 roku, a nowa Komisja Europejska będzie powołana jeszcze później. Wcześniej, bo we wrześniu 2013 roku przypada głosowanie w Niemczech, od którego zależy czy kanclerzem nadal będzie Angela Merkel, czy ktoś ideowo bliższy prezydentowi Francji – François Hollandowi.

Ten wyborczy kalendarz to problem biorąc pod uwagę fakt, że dalsze kroki na drodze do unii bankowej wymagają zmiany traktatów europejskich, a więc i maksymalnej politycznej woli. Pewnie dlatego kompromis dotyczący wspólnego nadzoru jest niezły – musi po prostu wystarczyć na długo. Jak wynika z przytoczonego wyżej harmonogramu istotnych politycznie decyzji możemy spodziewać się dopiero pod koniec 2014, albo i w 2015 roku.

Dlaczego jednak ten kompromis uważany jest za dobry? W ciągu ośmiu dni, które upłynęły od szczytu 4 grudnia udało się przezwyciężyć poważne różnice. Jeszcze 4 grudnia Niemcy nie godziły się żeby Europejski Bank Centralny miał w nadzorze europejskim ostatnie słowo, a jeśli już to żeby nie obejmował wszystkich banków i na pewno nie od razu. Francuzi tymczasem chcieli, żeby EBC objął nadzorem 6 tysięcy banków w strefie euro, najlepiej w ciągu niecałego miesiąca. Efektem jest porozumienie zakładające rozdzielenie w EBC polityki monetarnej od nadzorczej i kontrolę przynajmniej 150 największych banków (plus możliwość kontroli mniejszych) od 1 marca 2014 roku.

Kolejna linia sporu przebiegała pomiędzy państwami będącymi w strefie euro, a członkami UE będącymi poza. Chodziło o wpływ na decyzje nadzoru ulokowanego, bądź co bądź, w strukturach banku centralnego strefy euro. Ostatecznie w wyniku mnożenia instytucji i procedur doszło do tego, że głos państwa spoza strefy euro, które do unii bankowej zechce przystąpić, będzie się liczył prawie tak samo jak głos państwa, które już uczestniczy w unii monetarnej. Jak głosi jednak znany slogan: „prawie robi wielką różnicę” dlatego Szwecja i Czechy deklarują, że pozostaną poza europejskim nadzorem. Szczególnie, że zreformowano także zasady głosowania w dotychczasowym wspólnym nadzorze jakim jest EBA. Z tego kompromisu zadowolona jest także Polska, ale póki co minister finansów Jacek Rostowski nie zadeklarował czy chcemy przystąpić do porozumienia o wspólnym nadzorze, a premier Donald Tusk zapowiedział konsultacje w tej sprawie z prezesem NBP, przewodniczącym KNF oraz szefem BFG.

Po co jednak jest nowy nadzór? Głownie po to, żeby Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (EMS), a więc fundusz pomocowy strefy euro mógł dokapitalizować zagrożone banki, bez pośrednictwa krajowych rządów, a tym samym bez powiększania ich deficytu. Okazuje się jednak, że nie można postawić znaku równości między wstępnym uzgodnieniem wspólnego nadzoru (formalnie nastąpi to w lutym 2013 roku po konsultacjach z Parlamentem Europejskim i głosowaniu w niektórych parlamentach krajowych), a dostępem do pieniędzy z EMS. Tego właśnie dotyczyła cytowana na początku wypowiedź Wolfganga Schäuble. Podkreślał on, że dostęp do owych 500 mld euro będzie dla banków „wykluczony aż do 2014 roku”.

Te słowa nie ucieszyły pewnie premiera zmagającej się z kryzysem bankowym Hiszpanii, ani prezydenta potencjalnie zagrożonej problemami Francji. Na pewno kwestia ta będzie jeszcze przedmiotem sporu. Z politycznego punktu widzenia niezwykle ważne jest jednak, że Niemcy z Francją mimo wszystko się porozumiały. Po fiasku szczytu z 4 grudnia pojawiły się bowiem głosy, że oba kraje stanęły na czele konkurencyjnych bloków – bogatych członków strefy euro żądających dalszych oszczędności (Niemcy) oraz biedniejszych krajów, które chciałyby unii bankowej, euroobligacji i jak najwięcej transferów socjalnych (Francja).

Zgoda na rozpoczęcie projektu unii bankowej oznacza, że Berlin nie wyklucza, że niemieccy podatnicy będą w przyszłości wspierać banki poza granicami ich kraju, z kolei dla Paryża oznacza to zapewne ustępstwa w dziedzinie kontroli oraz dyscypliny budżetowej.

Wciąż pozostają jednak różnice dotyczące walki z recesją w strefie euro. „Financial Times” donosi, że Niemcy spodziewając się trudności związanych ze zmianą traktatów chciałyby, aby Komisja Europejska podpisywała bilateralne porozumienie z każdym z krajów strefy euro, w których zawarto by warunki dotyczące reform rynku pracy, systemu podatkowego a także wskaźniki dotyczące konkurencyjności. Wzorem w tej ostatniej kategorii miałyby być… Chiny, Indie i Brazylia. François Hollande oczywiście wolałby co innego – wspólny budżet strefy euro, ze zgodą na wykorzystywanie tych pieniędzy na pobudzenie koniunktury.

Mimo wszystko od sporów o źródła wzrostu ważniejsza jest zgoda obu krajów na unię bankową. Open Europe przypomina, że aktywa banków całej Unii Europejskiej przekraczają 47 bilionów euro, co jest odpowiednikiem 366 proc. PKB wszystkich 27 krajów. Banki są większe niż europejskie państwa i coś z tym trzeba zrobić. Jednak moim zdaniem to właśnie skala tego wyzwania czyni porozumienie niemal niemożliwym.

Skoro zmiana traktatów europejskich aby wprowadzić mechanizm rezolucji, a potem ubezpieczenia depozytów nie będzie szybko możliwa Unia Europejska może zacząć się dzielić. Niemcy i Francja będą zapewne forsować dokończenie unii bankowej, Szwecja, Czechy i Wielka Brytania pewnie staną poza („Chcieliśmy mieć pewność, że wspólny rynek będzie chroniony. To zostało osiągnięte” – tak streścił brytyjskie stanowisko 12 grudnia minister George Osborne), a Portugalia, Irlandia, Włochy, Grecja i Hiszpania nadal będą walczyć o przetrwanie w strefie euro. To oczywiście niewesoła wizja, ale Polska powinna mieć ją na uwadze rozważając ewentualne przystąpienie do wspólnego nadzoru bankowego.

Wolfgang Schäuble nie chce, aby EMS od razu pomagał bankom. Fot. CC BY-SA World Economic Forum

Otwarta licencja


Tagi