Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Wysoka cena ekonomicznego cudu

„W ciągu zaledwie 30 lat Chiny, jak błyskawicznie zmieniający maski aktor opery syczuańskiej, przeobraziły się z kraju, w którym polityka góruje nad wszystkim, w kraj, gdzie rządzi pieniądz” – pisze chiński pisarz Yu Hua, autor książki „Chiny w dziesięciu słowach”.
Wysoka cena ekonomicznego cudu

Kult Mao jest wciąż żywy (fot. A. Kaliński)

Aby lepiej zrozumieć skalę zmian, jakie zaszły w Chinach w ostatnich trzech dekadach, warto sięgnąć po tę pozycję, która ukazała się w tłumaczeniu Katarzyny Sarek nakładem Wydawnictwa Akademickiego Dialog. Autor kreśli obraz współczesnych Chin, odnosząc go zwłaszcza do okresu rewolucji kulturalnej, kiedy to dosłownie wszystkie dziedziny życia były podporządkowane myśli Mao Zedonga. Kto go nie popierał, był bezwzględnie niszczony. Nikt nie mógł stać obok, starając się zachować neutralność.

Frapujące jest to, jak silny jest dziś sentyment do tamtego okresu mimo wyrządzonych wtedy ludziom krzywd. Autor tłumaczy to szokującą ceną, jaką współczesne Chiny płacą za „zadziwiający cud ekonomiczny”. W książce powołuje się na wynik internetowej sondy, w której 85 proc. ankietowanych uznało, że gdyby Mao „dziś się obudził”, byłaby to pomyślna wiadomość. Tylko 10 proc. uznałoby takie wydarzenie za niepomyślne. Yu Hua pisze: „Biorąc pod uwagę proporcje wiekowe użytkowników Internetu w Chinach, podejrzewam, że większość z nich to młodzi ludzie”. Ich fascynację tamtymi latami tłumaczy nikłą wiedzą o Mao Zedongu.

Yu Hua nie ukrywa także swojej dziecięcej i młodzieńczej fascynacji „Wielkim Sternikiem”. Opis tamtych lat z jednej strony zawiera wiele zabawnych scen, lecz z drugiej, jeśli pamiętać o dziesiątkach milionów ofiar ideologicznych i ekonomicznych eksperymentów – sprawia, że cierpnie skóra. Tak jak zainicjowana przez Mao w latach 1958–1960 utopijna polityka Wielkiego Skoku Naprzód, dzięki której Chiny miały dogonić, a nawet przegonić gospodarczo Zachód, skończyła się wielkim głodem, jakiego dotąd świat nie widział. Pochłonął on 42 mln ofiar (część badaczy uważa, że zmarło wtedy 60 mln ludzi).

Od niedostatku do marnotrawstwa

Yu był nie tylko naocznym świadkiem rewolucji kulturalnej, lecz również jej aktywnym uczestnikiem, czego nie ukrywa i czego do dziś się wstydzi. Dzisiejsze czasy, kiedy kult Mao został wyparty przez powszechny kult mamony, a urynkowienie objęło większość dziedzin życia, także poddaje druzgocącej krytyce. Dobrze pokazuje to przykład rynku książki. Autor opisuje, sceny, kiedy to w 1977 r. w Chinach wznowiono wydawanie światowych klasyków, a ludzie koczowali pod księgarniami, czekając kupony na książki. Ci, dla których talonów nie starczyło, cierpieli katusze i „wyrzucali z siebie potoki przekleństw…”. W czasach nam współczesnych, na jednym z targów autor widział, jak sprzedawcy usilnie namawiają do kupowania całych paczek książek klasyków za jedyne 10 juanów (około 5 zł). Hasłem promocyjnym było: „Paczka klasyków w cenie makulatury!”. Yu Hua konstatuje: „Za pomocą jednego olbrzymiego skoku przenieśliśmy się z ery niedostatku do ery ekstrawagancji i marnotrawstwa (…)”.

Ten szybki skok do obecnych, rynkowych reguł, które określa jako czas „chaosu i zagmatwania”, zaowocował ogromnymi dysproporcjami społecznymi opisanymi szerzej w rozdziale pt. „Różnice”. Dotyczą one we współczesnych Chinach wszystkiego: „Różnice między bogatymi a biednymi, między wsią a miastem, różnice w rozwoju, w dochodach, w przydziałach, itd.”.

„Dzisiejsze Chiny – czytamy – to kraj gigantycznych różnic. Przypomina to „chodzenie ulicą, której jedna strona lśni neonami i witrynami, a druga to opuszczone ruiny (…)”. Zdaniem Yu ten nierówny i nieproporcjonalny rozwój szkodzi chińskiemu społeczeństwu oraz skutkuje załamaniem jego etyki i moralności, bo zasady nic już nie znaczą.

Nie wszystko się zmienia

Choć autor krytycznie wyraża się o aberracjach „pochodu socjalizmu w czasach Mao”, to przyznaje, że w tamtym okresie „nierówności społeczne naprawdę nieustannie się zmniejszały”. Obecnie – zwraca uwagę – choć wartość gospodarki (PKB) Chin wzrosła niemal stukrotnie (z 364,5 mld juanów w 1978 r. do ponad 33,5 bln juanów w 2009 r.), to różnice między miastem a wsią „nie dość, że nie przestały się zmniejszać, to zaczęły się powiększać”.

Yu Hua twierdzi, że chińskiemu cudowi gospodarczemu towarzyszy także marnotrawstwo na ogromną skalę. Oskarża o to głównie władze lokalne, które mimo nastania w Chinach rynku i dziś, tak jak za czasów Mao, kierują się „rewolucyjnym zapałem”. Wszędzie, jak zauważa, można się natknąć na takie niepraktyczne, ekstrawaganckie i duplikujące się inwestycje, np. porty, lotniska, autostrady.

„Nasz cud ekonomiczny, albo raczej finansowe profity, z których tak jesteśmy dumni, wywodzą się z absolutnej władzy rządów lokalnych, które za pomocą jednego papierka są w stanie spowodować gigantyczne zmiany. Może są one prymitywne i brutalne, ale za to pod względem gospodarczym przynoszą natychmiastowe wyniki. Dlatego chcę powiedzieć zachodnim intelektualistom” to właśnie brak politycznej przejrzystości spowodował szaleńczy rozwój ekonomiczny Chin” – kontynuuje Yu Hua.

Rewolucja albo pieniądze

Dla mnie najciekawsze jest w tej książce to, co zdaniem autora stanowi rzeczywistą siłę sprawczą chińskiego cudu gospodarczego, a co często umyka różnym naukowym analizom. Yu Hua twierdzi, że obecny model rozwoju Chin, tak jak i poprzedni, opiera się na „rewolucyjnej przemocy zaczerpniętej z czasów rewolucji kulturalnej”. Jego zdaniem „nawet, jeśli społeczeństwo się zmieniło, to pewne psychologiczne aspekty pozostały szokująco podobne”. „Tak jak wcześniej cały naród uczestniczył w masowym ruchu rewolucyjnym, tak teraz wszyscy są zaangażowani w kolejny masowy ruch – rozwój gospodarki”. Autor zauważa nawet podobieństwo gwałtownego zakładania prywatnych firm do powstawania niegdyś niezliczonych rewolucyjnych kwater. Zapał do robienia pieniędzy zastąpił w Chinach dawny zapał rewolucyjny.

Opis tego zapału i jego wpływu na realną gospodarkę znajdziemy w takim oto fragmencie: „Ludzie z dołów społecznych mieli odwagę myśleć i działać, na fali wzrostu gospodarczego sięgali po każdą dostępną metodę i byli zdeterminowani na tyle, by robić rzeczy zakazane prawem, a nawet zbrodnicze. Równocześnie system prawny dopiero powoli się rozwijał i istniało sporo luk, stwarzając prostym ludziom okazję do ich wykorzystania. Uzbrojeni w bezgraniczną odwagę, nie lękali się strat, bowiem zaczynali od zera”.

W ten sposób pisarz tłumaczy wiele chińskich karier typu „od zera do milionera”, które czasami kończą się w… więzieniu. „Nic dziwnego, że rankingi najbogatszych są nazywane [w Chinach – przyp. red.] także listami świń na rzeź” – czytamy. W swojej książce Yu podaje przykłady takich biznesowych wzlotów i upadków w ostatnich latach.

Wolność bez demokracji

Autor wyjaśnia też zjawisko, które ludzie Zachodu uznają za niezwykłe: to, że chińska gospodarka może rozwijać się w tak szokującym tempie mimo braku pełnej demokracji w państwie. Pisze, iż mamy obecnie do czynienia z jednej strony z koncentracją władzy politycznej, z drugiej z wolnością w pogoni za zyskiem ekonomicznym. „W dzisiejszych Chinach w niektórych obszarach brakuje wolności, w innych zaś jest jej tak dużo, że ciężko w to uwierzyć” – zwraca uwagę Yu.

Nie oszczędza przy okazji elit biznesu, które na tak pojmowanej wolności korzystają. Dostało się zwłaszcza wywodzącym się często z nizin społecznych nuworyszom, którzy zaczęli wieść życie w stylu zachodniej arystokracji – piją drogie wina, noszą markowe ubrania, a nawet znają kilka zdań po angielsku („wymawianych z koszmarnym akcentem”). Polecam w tym kontekście świetny opis wizyty starego wieśniaka z gromadką dzieci i wnuków w salonie BMW w mieście Yiwu. „Dla siebie kupił model 760 Li, (bo przekonało go, że na jedno siedzenie w tym aucie poszły dwie krowie skóry), dla synów i synowych po modelu z Serii 5, dla wnucząt z Serii 3 – każdy dostał swoje BMW”. Za auta zapłacono gotówką wyciągniętą z kilku kartonowych pudeł. Takich scen prosto z życia współczesnych Chin skonfrontowanych z czasami, kiedy marzeniem wielu ludzi był rower albo wręcz najedzenie się do syta, jest w tej książce wiele.

Mieszkałem przez kilka lat w Chinach i byłem świadkiem wielu podobnych do opisanych w książce sytuacji. Uważam jednak, że obraz współczesnych Chin jest w niej zbyt pesymistyczny – to tak, jakby koncentrować się tylko na negatywnych stronach naszej polskiej transformacji oraz jej kosztach, które też były, choć na pewno dużo mniejsze niż w Państwie Środka. Może jednak chiński cud gospodarczy oglądany z pewnej perspektywy (podobnie jak i polskie przemiany) robi większe wrażenie na cudzoziemcach niż na samych Chińczykach?

OF

Kult Mao jest wciąż żywy (fot. A. Kaliński)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1