Od czasów II Wojny Światowej politycy pocieszali się myślą, że trudności fiskalne uda im się za każdym razem pokonywać dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu. Cud rosnącego standardu życia zachęcał bogate kraje do życia na kredyt. Chciano spłacać go zyskami z rynku nieruchomości i giełdy. Była to iluzja, liczby w arkuszach kalkulacyjnych przestały się zgadzać.
Dla Zachodu nadszedł koniec życia w dostatku. W latach 2000-2007 amerykańska gospodarka rozwijała się w średnim tempie 2,4 proc. rocznie, o wiele wolniej niż w latach 1980-1990, gdy tempo to wynosiło 3,4 proc. Od 2007 r. do 2012 r. tempo wzrostu spadło jeszcze bardziej – do 0,8 proc.
W Europie jest jeszcze gorzej. Jesteśmy u progu „straconej dekady”
oprac. SS