Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Akcjonariusze Jukosu wygrali, ale pieniędzy długo nie zobaczą

Stały Trybunał Arbitrażowy z siedzibą w Holandii uznał przejęcie jego aktywów byłych akcjonariuszy byłego koncernu Jukos przez podmioty podporządkowane państwu rosyjskiemu za „oszukańcze i wykalkulowane wywłaszczenie”. Trybunał zasądził od Rosji na rzecz skarżących 50 mld dolarów odszkodowania. No i co z tego.
Akcjonariusze Jukosu wygrali, ale pieniędzy długo nie zobaczą

Chodorkowski trafił na murale, był przyjmowany za granicą, ale firmy, ani odszkodowania prędko nie odzyska. (CC By thierry ehrmann)

Parę dni później decyzja haskich arbitrów zyskała rodzaj potwierdzenia, gdy skład sędziowski Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przyznał 55-tysięcznej rzeszy mniejszościowych akcjonariuszy niegdysiejszego Jukosu odszkodowanie w łącznej wysokości ok. 1,87 mld euro.

W Strasburgu zadecydował argument nadużycia przez władze rosyjskie siły prawa, ponieważ sędziowie nie znaleźli dowodów na potwierdzenie tezy skarżących, że zasadniczym powodem formalnej likwidacji Jukosu w 2007 r. były niestosowne i krzywdzące działania rosyjskich władz podatkowych. Gdyby takie znaleźli i uznali za zasadnicze, to rekompensata dla byłych akcjonariuszy byłaby zapewne znacznie bliżej kwoty 37,98 mld euro, o której zasądzenie zwrócono się do Trybunału w pozwie.

Wyrok Izby Trybunału strasburskiego jest nieprawomocny i podlega zaskarżeniu oraz ewentualnemu rozpatrzeniu przez tzw. Wielką Izbę Trybunału procedującą w składzie 17 sędziów, o ile wcześniej tzw. Panel Wielkiej Izby uzna zasadność takiej potrzeby. Orzeczenia międzynarodowego arbitrażu w Hadze są z kolei ostateczne w tym znaczeniu, że strona niezadowolona z ich treści może jedynie zwrócić się do holenderskiego sądu powszechnego o ich uchylenie z powodu „drastycznego uchybienia prawu”, co jest jednak scenariuszem pozbawionym nawet krztyny prawdopodobieństwa.

Po 10 latach od początków końca Jukosu Rosja poniosła więc dotkliwą porażkę wizerunkową. Bezpośrednie uderzenie po kieszeni jest na razie do uniknięcia, ponieważ Rosja imać się może tysięcznych sposobów uniknięcia zapłaty zasądzonych rekompensat. Konsekwencje i tak będą jednak bardzo dotkliwe.

Pogorszy się przede wszystkim klimat dla inwestycji zagranicznych w Rosji, a nad Wołgą nie ma wolnych kapitałów własnych. Poza zdekapitalizowanym w dużej części sektorem surowcowym, gospodarka i przemysł rosyjski są w stanie ogromnego zapóźnienia, więc nie generują żadnej poważniejszej gotówki. Inwestorów, głównie zachodnioeuropejskich, żądnych wielkiego tam zarobku jest w związku z tym mnóstwo, ale rozsądni i przewidujący mogą się zacząć teraz powstrzymywać z oczywistym negatywnym skutkiem dla rachunków narodowych Rosji.

Obrona przed konsekwencjami orzeczeń będzie więc zajadła. Komentarz odnoszący się do przyszłych trudności z egzekucją pieniędzy zasądzonych od Rosji przez Arbitraż w Hadze wygłosił m.in. Tim Osborne – dyrektor firmy GML, która dawniej nosiła nazwę Grupa Menatep i o której będzie jeszcze mowa. Występując jako reprezentant większościowych akcjonariuszy byłego Jukosu stwierdził, że „Bezpieczniej jest mówić, że nikt nie jest dziś bezpieczny. Będziemy zaglądać wszędzie”. Zasugerował przy tym od razu, że celem egzekutorów nie muszą być wcale sejfy w Rosji. Adresatem roszczeń może być np. koncern BP, który jest posiadaczem 20 proc. akcji zbudowanego na zgliszczach Jukosu państwowego koncernu Rosnieft.

Batalia prawna byłaby w takim przypadku oczywiście długa, ale w obliczu krociowych honorariów, kancelarii prawnych chętnych do jej stoczenia w imieniu b. akcjonariuszy b. Jukosu byłyby setki. Sądy anglosaskie twardo zaś bronią praw własności, czego jaskrawym przykładem jest orzeczenie sędziego z Nowego Jorku, które wydane w odpowiedzi na zabiegi prawne tzw. sępich funduszy (vulture funds) doprowadziło Argentynę do kolejnej już w tym stuleciu niewypłacalności.

Jak to jest à la russe?

Ponieważ losy batalii między wywłaszczonymi właścicielami dawnego Jukosu, a Rosją rozstrzygną się ostatecznie jednak raczej w czasie długim, a nie średnim i krótkim, zaś jak zauważył John M. Keynes, w długim okresie wszyscy będziemy nieżywi, to zamiast dalszych spekulacji co będzie i co być może, lepiej skupić się nad tym jak do wszystkiego doszło. Krótka historia Jukosu, to wyczerpująca lekcja polityki, ekonomii i biznesu.

Państwowe przedsiębiorstwo naftowe Jukos (późniejsza oficjalna nazwa angielska – Yukos Oil Company) utworzone zostało w 1993 r. z połączenia aktywów kombinatu Jugansknieftiegaz eksploatującego zachodniosyberyjskie złoża ropy w Tiumeni i rafinerii w Samarze (za czasów ZSRR – Kujbyszew) oraz centrali handlu produktami naftowymi KujbyszewnieftieOrgSintez. Państwowy Jukos radził sobie równie źle jak cała świeżo powstała Federacja Rosyjska. Niedługo po zawiązaniu długi nowego przedsiębiorstwa sięgnęły 3,5 mld dolarów.

Gospodarka rosyjska obarczona skutkami 70 lat „budowy komunizmu” i konfrontacji z resztą świata była praktycznie stale w bardzo głębokim kryzysie. PKB wzrósł tam (o 1,4 proc) po raz pierwszy dopiero w 1997 r. Wielkim problemem była inflacja, która spadła do 11 proc. dopiero w 1997 r., podczas gdy jeszcze w 1995 r. wyniosła 131 proc. Słońce zaświeciło w 1997 r. tylko na krótko. Już w roku następnym Rosję nawiedził ogromny kryzys walutowy będący pokłosiem wszelkich możliwych problemów i trudności (wszechstronna niewydolność państwa, gospodarki i społeczeństwa, narastający dług publiczny i prywatny, koszty pierwszej wojny czeczeńskiej, spadek popytu światowego na surowce w wyniku kryzysu finansowego w Azji). W ciągu jednego dnia sierpnia kurs spadł z 6 do 18 rubli za dolara, by po pół roku zatrzymać się na ówczesnym dnie na wysokości 21 rubli.

do Cipiura, Rosja jpg

W 1994 r. przeprowadzono w Rosji masową prywatyzację, z której wyłączono jednak sektor naftowo-gazowy, wydobycie i przerób metali, telekomunikację oraz ziemię. Efekt dla gospodarki był niezauważalny, bo poza enklawą lotniczo-kosmiczną, rosyjski przemysł był (i nadal jest) karykaturą dominujących w świecie standardów, więc wykrzesać coś z niego graniczyło by z cudem.

Była jednak grupa, która skorzystała na tej operacji. Akcje prywatyzowanych przedsiębiorstw skupione za bezcen lub wydębione podstępem od otumanionych obywateli stworzyły nieliczną kastę tzw. oligarchów, czyli właścicieli wielkiej części rosyjskiej gospodarki. Pierwszym celem oligarchów nie było podniesienie zdolności wytwórczych zdobytych aktywów, lecz szybkie odessanie z nich najcenniejszych składników i skonstruowanie osobistych fortun. Kraj stał więc na skraju katastrofy.

W tej sytuacji i w obliczu zupełnie pustej kasy państwa prezydent Borys Jelcyn wdrożył w 1995 r. program „pożyczka (dla rządu) w zamian za akcje” sreber rodowych. Srebrami były firmy eksploatujące ropę, gaz i surowce metaliczne oraz przedsiębiorstwa telekomunikacyjne. Akcje miały być teoretycznie jedynie zastawem zabezpieczającym interes pożyczkodawców. Takich którzy wierzyli, że państwo będzie w stanie odebrać zastaw po zwróceniu długu w ustalonym terminie, tj. we wrześniu 1996 r., albo nie było wcale, albo byli naprawdę nieliczni.

Warunki pożyczki były paskarskie, co dla jednych jest dowodem ogromnego przekrętu, a dla innych głównie potwierdzeniem tragicznej wówczas sytuacji państwa. Przykładem jest transakcja akcjami firmy naftowej Sidanco, której pakiet większościowy zmienił wtedy właściciela za 130 mln dolarów, podczas gdy już dwa lata później koncern BP zapłacił za transzę ledwo 10-procentową ok. 550 mln dol., co oznacza, że cała firma mogła być wówczas warta ok. 5 mld dol.

W programie Jelcyna znalazła się również sprzedaż 45 proc. akcji zapyziałego jak niemal cała reszta Jukosu. W bezwzględnej przepychance z trzema innymi bankami starania o ten pakiet wygrał bank Menatep założony i kontrolowany przez młodego wilczka biznesu, komsomolca ze stolicy, Michaiła Chodorkowskiego. Menatep zapłacił za kontrolę nad Jukosem 159 mln dol. i zobowiązał się do zainwestowania przez 5 lat 350 mln dol. w rozwój firmy. Wkrótce, w szemranych okolicznościach, Menatep dokupił za 150 mln dol. dalsze 33 proc. akcji, zwiększając swój pakiet do 89 proc., co dawało właścicielom nieograniczoną już niczym swobodę.

Gwoli sprawiedliwości dodać trzeba wszakże, że Chodorkowski i jemu podobni ponosili jednak spore ryzyko. Dekret Jelcyna o pożyczkach ustalał datę (hipotetycznego w założeniu) formalnego przejęcia tytułów własności dopiero jesienią 1996 r., a więc po wyborach, w których wściekłe społeczeństwo mogło wybrać komunistów, dla których wywłaszczenie świeżych nabywców majątku bez odszkodowania to bułka z masłem i łagodny w sumie wstęp do dalszej części rozprawy. Poza tym, nabywcy Jukosu musieli spłacić ogromne długi kompanii.

W ciągu niedługich lat Chodorkowski i jego partnerzy doprowadzili Jukos do rozkwitu. Koncern dokonywał licznych przejęć i fuzji, a prawnicy zajmowali się „przemieszczaniem” jego aktywów do rajów podatkowych. Jukos, podobnie jak inne spółki przejęte przez oligarchów, stosował ceny transferowe, realizując zyski poza zasięgiem rosyjskiego fiskusa.

Bezczelne wystawianie do wiatru zagranicznych (mniejszościowych) akcjonariuszy Jukosu, poprzez wysysanie zysków poza ich plecami w ramach przeróżnych sztuczek kontraktowych i forteli stosowanych podczas walnych zgromadzeń, wywołało oburzenie na Zachodzie. Akcje Jukosu spadły z 6 dolarów w 1997 r. do 15 centów w 1999 r., a wartość rynkowa koncernu z 13,5 mld dol. do 335 mln dol. Czy to z wyrachowania, czy z nagłego oświecenia Chodorkowski wówczas zmienił strategię o 180 stopni, czyniąc z Jukosu najbardziej przejrzystą spółkę rosyjską. Wprowadzono amerykańskie standardy rachunkowości, zaczęto wypłacać regularne dywidendy nie tylko wybranym, lecz wszystkim akcjonariuszom.

Trzeba mu było siedzieć cicho, a może padło by na innego.

W 2003 r. Jukos był już firmą szanowaną na Zachodzie, a przede wszystkim największym rosyjskim producentem ropy. Wydobycie wyniosło wówczas 80,8 mln ton, tj. 19,5 proc. całego wydobycia w Rosji, a Jukos miał w dodatku najniższe koszty pozyskiwania surowca w całym kraju. W tymże roku prasa zachodnia zaczęła wręcz pisać o możliwości przejęcia za nawet 25 mld dol. połowy akcji Jukosu przez amerykańskiego olbrzyma naftowego ExxonMobil. Są tacy, którzy twierdzą, że ta właśnie perspektywa przypieczętowała późniejsze losy firmy i jej głównego właściciela. W każdym razie szczyt potęgi Jukosu zbiegł się w czasie z tym, że Chodorkowski zaczął krytykować następcę Jelcyna – prezydenta Putina, przejawiał własne ambicje polityczne i miał w dodatku ogromny dorobek biznesowy w firmie więc mógł zyskać (lub kupić) istotne poparcie społeczne.

Stało się jednak inaczej. Wcześniej jego współpracownicy, a potem sam Chodorkowski trafił jesienią 2003 r. najpierw do aresztu, potem na salę sądową, a wkrótce za kraty na Syberii. Putin chciał – jak się okazało – postawić oligarchów do pionu i zmusić ich do jedzenia mu z ręki. Przykład losów Chodorkowskiego podziałał jak trzeba, a pamięć o nim w tych szeregach nie gaśnie, z coraz mocniejszymi skutkami już nie tylko wewnętrznymi, ale także dla Europy i reszty świata.

Na podstawie dętych w lwiej części oskarżeń o przestępstwa podatkowe Jukos został ubezwłasnowolniony, a następnie wyznaczony przez Kreml syndyk sprzedał najcenniejsze aktywa na poczet zaległych podobno podatków.

Wydumane w olbrzymiej większości długi podatkowe osiągnęły rozmiary niebotyczne i egzekwowano je mimo wcześniejszych potwierdzeń prawidłowości rozliczeń podatkowych przez rosyjskiego fiskusa. W 2006 r. zaległe zobowiązania wobec państwa miały wynosić wraz z odsetkami ponad 50 mld dolarów, czyli przekraczać o jakieś 10 mld dol. wartość firmy sprzed „sprawy Jukosu”. O rzetelności ich wyliczenia świadczyć może świadectwo, według którego rzekome zobowiązania podatkowe Jukosu za lata 2001 i 2002 przekraczały wartość skonsolidowanych przychodów brutto (tj. przed odliczeniem kosztów działalności) koncernu za te lata, a w 2003 r. stanowiły 80 proc. skonsolidowanych przychodów brutto.

W ustawionym przetargu syndyk masy Jukosu sprzedał 77 proc. akcji Jugansnieftiegaz, która to spółka była perłą w koronie Jukosu, firmie-widmo Baikal Finance Group zarejestrowanej w budynku sklepowym w mieście Twer. Do zagadkowego nabywcy przyznał się po krótkiej chwili państwowy koncern Rosnieft – dziś najpotężniejsza firma naftowa Rosji, zapewniająca samodzielnie ponad 40 proc. całkowitego krajowego wydobycia ropy.

Potem działo się wiele, aż doszło do zajęcia przez Rosję Krymu i do zakamuflowanej tylko jako tako militarnej interwencji Rosji we wschodniej Ukrainie. Robić duże interesy z Rosją i w Rosji to zatem wyzwanie nawet dla najbardziej niefrasobliwego hazardzisty.

Będąc już w więzieniu Michaił Chodorkowski zrezygnował z funkcji szefa Jukosu. Batalie prawne w sądach USA, Holandii oraz przed trybunałami międzynarodowymi toczyli jego amerykańscy i rosyjscy wspólnicy oraz podwładni. Sam Chodorkowski zrzekł się statusu pokrzywdzonego, więc nie będzie uczestniczył w podziale zasądzonych odszkodowań. Został wypuszczony przez Putina na wolność dopiero po 10 latach w syberyjskich kazamatach i prawdopodobnie Putin pluje sobie teraz z tego powodu w brodę.

Tyle co 14 tysięcy czołgów

Hascy arbitrzy zasądzili na rzecz dawnych właścicieli Jukosu 50 mld dolarów, a więc około połowy odszkodowania postulowanego w pozwie. Sędziowie ze Strasburga przyznali jedynie 1,9 mld euro, czyli 20 razy mniej. Obie rekompensaty są najwyższe w historii tego rodzaju spraw. W przypadku rozstrzygnięcia w Strasburgu najwyższa do tej pory rekompensata zasądzona tam na rzecz przedsiębiorstwa była 69 razy niższa, a najwyższa dotychczas w ogóle była 20 razy mniejsza.

Rosyjska gazeta gospodarcza RBK oszacowała, że 50 mld dolarów to równowartość 13 proc. tegorocznych dochodów budżetowych Rosji lub 58,2 mln przeciętnych rosyjskich wynagrodzeń miesięcznych, albo 162 mln średnich rosyjskich emerytur lub też pieniądze, za które można byłoby kupić 14 tys. czołgów T-90. Chociaż czołgów trochę jednak żal, to takie straty nie zmienią obecnego podejścia Kremla, bowiem na widoku jest całkowite podporządkowania sobie społeczeństwa omamionego wielkorosyjską wizją imperialną. Nie zmienią tego podejścia tym bardziej, że ewentualna wypłata, jeśli w ogóle nastąpi, to w najlepszym razie za wiele lat.

Są też jednak oceny mniej mroczne. Cytowany przez The Economist, będący obecnie w opozycji były rosyjski wiceminister ds. energii Władimir Miłow stwierdził, że liczy na to, że w obliczu werdyktu ogłoszonego w Hadze, rząd rosyjski przedefiniuje stosunek do swej głównej systemowej słabości, jaką jest obojętność wobec własnych powinności oraz skwapliwość z jaką łamie porozumienia z przeszłości. Dalej napisał w oświadczeniu: „Jeśli po tej decyzji wszyscy dzisiejsi i przyszli władcy Rosji zyskaliby powód do poważnych przemyśleń zanim w sposób arbitralny złamią swoje własne zobowiązania tylko dlatego, że tak im się podoba, to decyzja podjęta przez haski trybunał arbitrażowy będzie naprawdę historycznym dniem dla naszego kraju.”

Ładnie powiedziane, tylko kim jest i co dziś może Władimir Miłow?

 

Chodorkowski trafił na murale, był przyjmowany za granicą, ale firmy, ani odszkodowania prędko nie odzyska. (CC By thierry ehrmann)
do Cipiura, Rosja jpg

Otwarta licencja


Tagi