Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

Francuska energetyka jądrowa walczy o przetrwanie

W czerwcu 2020 r. Francja zamknęła swoją najstarszą elektrownię atomową. Energia jądrowa przez dziesięciolecia była chlubą Francji. Jednak siła zielonego lobby, starzejąca się infrastruktura i trudności finansowe sektora energetyki jądrowej stawiają pod znakiem zapytania jego przyszłość.

Park nuklearny, na który składa się 56 reaktorów działających w 18 elektrowniach, czyni Francję najbardziej znuklearyzowanym producentem energii elektrycznej w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Ponad 3/4 produkcji energetycznej tego kraju pochodzi z rozszczepienia jądra atomu, podczas gdy światowa średnia to 1/10. Energia jądrowa jest niezaprzeczalnie czysta z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych. Wytworzenie jednej kilowatogodziny energii we Francji pociąga za sobą uwolnienie do atmosfery około 50 g CO2 w porównaniu z 600 g CO2 w Niemczech, gdzie węgiel i gaz są nadal szeroko stosowane. Pozostaje jednak problem odpadów radioaktywnych, które choć odpowiednio zabezpieczone, zajmują miliony m3 i będą się rozkładały przez miliony lat.

Cofnijmy się do 2001 r. Doszło wówczas do historycznej konsolidacji francuskiego sektora jądrowego. Trzy odrębne dotąd spółki: Cogema (cykl paliwowy), Framatome (projektowanie i budowa reaktorów tzw. trzeciej generacji we współpracy z niemieckim Siemensem wg rozwijanego od 1989 r. modelu EPR – European Pressurised Reactor) i Technicatome (napędy jądrowe do okrętów podwodnych i lotniskowców oraz komponenty na użytek cywilnej energetyki jądrowej) zaczęły funkcjonować pod szyldem holdingu Areva, odpowiednio jako: Areva NC, Areva NP (konsorcjum francusko-niemieckie) i Areva NT. Autorką koncepcji i akuszerką przedsięwzięcia była szefowa Cogemy, Anne Lauvergeon, zainspirowana architekturą opactwa cystersów z Arévalo w Hiszpanii, która prostotą, rygorem i symetrią oddawała jej wizję nowo utworzonej grupy kapitałowej. Wielka, nowoczesna, z ambicjami podboju świata, skupiała całokształt działalności związanej z energią jądrową: wydobycie uranu, rafinacja, konwersja i wzbogacanie, produkcja i transport paliwa jądrowego, przetwarzanie zużytego paliwa, wycofywanie z eksploatacji reaktorów jądrowych oraz neutralizowanie odpadami radioaktywnymi. Niestety, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała ten sen o potędze.

W 2004 r. Areva NP podpisała wart 4 mld euro kontrakt na budowę nowego reaktora ciśnieniowego EPR w fińskiej elektrowni Olkiluoto. Transakcja, z którą wiązano nadzieje na milionowe zyski, okazała się rujnującym balastem, który zaważył na losie całej grupy. Oddanie do użytku nowoczesnego reaktora EPR, zaplanowane pierwotnie na 2009 rok, opóźniało się z roku na rok, a koszty skokowo rosły. Dość powiedzieć, że projekt wciąż jest w toku, a straty szacuje się na 10 mld euro. Na domiar złego w 2007 r. Komisja Europejska ukarała Arevę grzywną w wysokości 53,5 mln euro. Ówczesna komisarz ds. konkurencji Nelly Kroes dopatrzyła się zmowy cenowej między Areva T&D (pozajądrowy segment grupy, działający w segmencie przesyłu oraz dystrybucji energii) i kilkoma innymi podmiotami rynku: ABB, Alstom, Fuji Electrics, Hitachi i Toshiba. W jej wyniku między 1999 r. a 2003 r. Japończycy zobowiązali się nie sprzedawać transformatorów mocy w Europie, a producenci europejscy w Japonii. Nawiasem mówiąc, rolę świadka koronnego w sprawie odegrał Siemens, dzięki czemu ominęła go kara, choć był uczestnikiem kartelu. Presja finansowa zmusiła Arevę do sprzedaży spółki zależnej Areva T&D Alstomowi i Schneider Electric, które w ten sposób wzmocniły swój core business.

Energetyczna rewolucja: czekają nas problemy czy świetlana przyszłość?

Zła passa zdawała się nie mieć końca: opóźnienia w budowie reaktora we Flamanville nad Kanałem La Manche, utrata na rzecz koreańskiego konkurenta wartego 40 mld dolarów kontraktu w Abu Dhabi, wreszcie katastrofa w Fukuszimie, która zadała potężny cios całemu lobby jądrowemu, przypieczętowując decyzję Niemiec o wygaszaniu produkcji energii z atomu. Notabene już dwa lata wcześniej, bo w 2009 r., niemiecki Siemens ogłosił wycofanie się z tandemu z Francuzami w ramach spółki-konstruktora reaktorów, Areva NP. W związku z tym francuski holding musiał wyasygnować 1,62 mld euro na sfinansowanie zakupu udziałów zbywanych przez Niemców. Gwoździem do trumny Anne Lauvergeon stała się tzw. afera UraMin. Ta kanadyjska spółka, notowana na giełdzie w Toronto i zajmująca się poszukiwaniem uranu w kilku lokalizacjach na świecie, została kupiona przez Arevę w 2007 r. za kwotę 1,8 mld euro. Krótko po transakcji rzekome złoża uranu okazały się bezużyteczne. W czerwcu 2011 r. ówczesny prezydent Nicolas Sarkozy odsunął „atomic Anne”, jak prasa ochrzciła niepodzielnie dotąd panującą szefową giganta jądrowego.

Straty piętrzyły się, mimo cięcia kosztów i drastycznego ograniczania zatrudnienia. W 2015 r. Areva, już pod nowym kierownictwem, porozumiała się z EDF – kluczowym francuskim producentem energii elektrycznej i operatorem wszystkich francuskich elektrowni jądrowych, podobnie jak ona kapitałowo zależnym od skarbu państwa – w sprawie zwiększenia jego udziału w segmencie grupy odpowiedzialnym za konstrukcję reaktorów (wówczas Areva NP, pierwotnie i obecnie Framatom). Kwota 2 mld euro, która w rezultacie zasiliła sumę bilansową Arevy, nie zaspokoiła jednak potrzeb spółki rosnących w miarę kumulujących się strat, stawiając na porządku dziennym kwestię dalszego dokapitalizowania. Dlatego zaledwie kilka miesięcy później, przy okazji wizyty w Chinach prezydenta François Hollande’a, nowy prezes zarządu Arevy, Philippe Varin, podpisał memorandum z China National Nuclear Corporation, otwierające drogę do nabycia mniejszościowego pakietu akcji Arevy przez CNNC (do czego nigdy ostatecznie nie doszło) oraz współpracy w szerokim zakresie: od wydobycia uranu po demontaż obiektów jądrowych i przetwarzanie zużytego paliwa.

Tymczasem sytuacja finansowa systematycznie się pogarszała. Łączna strata Arevy za okres 2011-2016 wyniosła ponad 10 mld euro. W ramach planu naprawczego, któremu patronował rząd, w czerwcu 2016 r. doszło do istotnej zmiany w strukturze holdingu: segment budowy reaktorów jądrowych został do reszty przejęty przez EDF i powrócił do nazwy Framatome, tak aby Areva skupiła się wyłącznie organizacji i obsłudze cyklu paliwowego (segment znany wówczas Areva NC, pierwotnie i obecnie Cogema), który wyodrębniono w strukturze pod przejściową nazwą Areva Newco. Ponadto grupa całkowicie odsprzedała skarbowi państwa i stoczni Naval Group udziały w segmencie produkcji napędów jądrowych do okrętów podwodnych i lotniskowców oraz komponentów na użytek cywilnej energetyki jądrowej (wówczas Areva NT, pierwotnie i obecnie Technicatom). Rok później skarb państwa wyłożył 4,5 mld euro na dokapitalizowanie dwóch spółek, które ostały się w zreformowanej strukturze: Areva SA, w której zgrupowano aktywa obciążone wysokim ryzykiem (w tym Olkiluoto), oraz Areva Newco, czyli kluczowy i docelowo jedyny segment działalności. Dodatkowo pozyskano japońskich inwestorów, którzy wyłożyli 500 mln euro w zamian za 10-proc. udział w kapitale. Zwieńczeniem głębokiej restrukturyzacji grupy była zmiana nazwy w styczniu 2018 r. z Areva Newco na Orano. Nowa spółka, będąca sukcesorem Arevy, zachowała kontrolę wyłącznie nad produkcją i recyklingiem paliwa jądrowego opartego na uranie, co znalazło odzwierciedlenie w logo i nazwie.

Wielka nuklearyzacja Francji rozpoczęła się w latach 1970. w ramach tzw. Planu Messmera (Pierre Messmer był premierem Francji w latach 1972-74), który powstał w odpowiedzi na szok naftowy. Ów strategiczny wybór, polegający na dominacji energetyki jądrowej, stał się odtąd niepodważalnym elementem francuskiej racji stanu. Funkcjonujący przez lata we francuskiej polityce konsensus w sprawie strategicznej i niepodważalnej roli energetyki jądrowej został przełamany przez socjalistę François Hollande’a, który, zabiegając o głosy Zielonych w kampanii prezydenckiej w 2012 r., obiecał istotne wzmocnienie sektora energii odnawialnych kosztem atomu. We współpracy ze sprzyjającym mu lewicowym rządem (tzw. większość prezydencka) przeforsował on w 2015 r. Ustawę o transformacji energetycznej, przewidującą obniżenie udziału energii jądrowej w bukiecie energetycznym Francji z 75 do 50 proc. w perspektywie 2025 r.

Z kolei Emmanuel Macron, przejąwszy pełnię władzy po zwycięskich wyborach prezydenckich i parlamentarnych wiosną 2017 r., utrzymał proekologiczną agendę zainicjowaną przez socjalistów, z tym że wydłużył horyzont czasowy jej wdrażania do 2035 r. Do tego czasu ma zostać wygaszonych 14 reaktorów, które pamiętają prezydenturę Valéry’ego Giscard-d’Estainga. Dwa najstarsze, zlokalizowane w miejscowości Fessenheim w dolnym biegu Renu przy granicy z Niemcami i Szwajcarią, zostały wyłączone z końcem czerwca br. Pozostałe 44 reaktory, z których większość uruchomiono w latach 1980., wymagają  głębokiej i kosztownej modernizacji, umożliwiającej wydłużenie ich żywotności do 2050 r.

Emmanuel Macron utrzymał proekologiczną agendę zainicjowaną przez socjalistów, z tym że wydłużył jej wdrażanie do 2035 r. Do tego czasu ma zostać wygaszonych 14 reaktorów atomowych.

Zgodnie z prognozami Unii Europejskiej popyt na energię elektryczną wzrośnie w perspektywie 2050 r. nawet o 75 proc. Przede wszystkim za sprawą rewolucji cyfrowej, której dzieci, takie jak transmisja strumieniowa i blockchain, konsumują upiorne ilości prądu. Czynnikiem prądożernym będzie ponadto zapowiadana reindustrializacja Europy, która zapewne nabierze tempa po COVID-19. I wreszcie dekarbonizacja transportu też zrobi swoje, bo wyeliminowanie ropy zwiększy z kolei zapotrzebowanie na prąd. Dlatego też, równocześnie z rewitalizacją wybranych elementów starego parku jądrowego, prowadzone będą prace nad nową generacją reaktorów, tak aby były gotowe do eksploatacji w drugiej połowie stulecia. W szczególności kontynuowany będzie projekt EPR, mimo że budowa jego prototypu w elektrowni Flamanville nad Kanałem La Manche trzykrotnie przekroczyła i budżet, i planowany termin oddania do użytku.

W branży coraz głośniej mówi się o małych reaktorach modułowych (ang. small modular reactor, SMR) o mocy od 10 do 300 MW, które są pomyślane jako tańsza alternatywa lub rozwiązanie komplementarne wobec konwencjonalnych reaktorów jądrowych. Obecnie są one wykorzystywane do zasilania w energię elektryczną i cieplną odizolowanych miejsc lub statków (okręty podwodne, lotniskowce, lodołamacze). Z punktu widzenia konstruktora zasadniczym atutem SMR w porównaniu z pełnowymiarowymi reaktorami jest ekonomia skali, możliwa do osiągnięcia dzięki prefabrykacji w zakładzie producenta (reaktory konwencjonalne muszą być budowane od razu w miejscu instalacji). Kompaktowa konstrukcja SMR-ów otwiera ponadto nowe rynki zbytu: miejsca w odległych i słabo zaludnionych rejonach świata oraz małe sieci dystrybucji energii elektrycznej. Natomiast z punktu widzenia inwestora technologia SMR radykalnie obniża koszty i czas inwestycji, co przekłada się na mniejsze ryzyko finansowe inwestora (budżet budowy konwencjonalnego reaktora EPR w elektrowni Flamanville we Francji wzrósł drastycznie z 3 do 10 mld euro, wielokrotnie przekraczając także ramy czasowe) i czyni energetykę jądrową bardziej dostępną.

Według szacunków Agencji Energii Jądrowej działającej w ramach OECD moc zainstalowana w ramach technologii SMR osiągnie 20 GW w perspektywie 2035 r. (dla porównania Elektrownia Bełchatów – największa elektrownia węglowa w Europie i czwarta na świecie – ma moc 5102 MW). Przy poziomie produkcji od 70 do 100 reaktorów SMR rocznie koszt budowy 1 kilowata energii elektrycznej (kWe) wyniósłby ok. 4 000 euro.

Jak dotąd, spośród 50 projektów SMR zgłoszonych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej tylko 3 są w użyciu: na Syberii (SMR zainstalowany na pływającej platformie „Akademik Łomonosow”), w Indiach i Chinach; 5 innych jest w budowie, a znakomita większość w fazie badań i rozwoju. Liderami technologii SMR są Stany Zjednoczone i Rosja, każdy z 18 projektami, daleko przed Japonią (4), Chinami (4) i Europą (3, w tym 1 we Francji). Jeśli chodzi o Francję, we wrześniu 2019 r. konsorcjum, złożone z EDF, Technicatome, Naval Group i Komisariatu Energii Atomowej, przedstawiło projekt reaktora modułowego NUWARD o mocy 170 MW. Będzie on oferowany komercyjnie jako mała elektrownia, złożona z dwóch lub czterech identycznych reaktorów o mocy 170 MW.

Szanse na czystą gospodarkę są także poza OZE

Podsumowując, na horyzoncie francuskiej energetyki rysują się trzy gigantyczne wyzwania. Po pierwsze, mimo intensywnego lobbingu Francuzów w ramach unijnych negocjacji nad tzw. taksonomią, „zieloni” radykałowie przeforsowali surowe kryteria oceny, które w praktyce mogą uniemożliwić zaliczenie energetyki jądrowej do zrównoważonych form działalności gospodarczej. Piłka jest ciągle w grze, bowiem unijne rozporządzenie w sprawie taksonomii ma charakter ramowy i kwestię atomu pozostawia otwartą. Rozstrzygające dla sprawy będą wnioski Technicznej Grupy Ekspertów, a na te trzeba będzie poczekać co najmniej do końca roku. Po drugie, nie wiadomo, jakimi konkretnie środkami uda się osiągnąć idealnie zbilansowany bukiet energetyczny z 50-proc. udziałem atomu i 50-proc. udziałem źródeł odnawialnych. Na dzień dzisiejszy nie ma mapy drogowej, nie ma harmonogramu, ani nawet listy reaktorów przeznaczonych do wyłączenia w pierwszej kolejności. Poruszamy się w sferze ogólnikowych deklaracji i perspektywy czasowej, która bez wątpienia będzie przesuwana, tak jak z roku 2025 zrobił się rok 2035. Po trzecie, więcej pytań niż odpowiedzi budzi kwestia restrukturyzacji zatrudnienia w sektorze energetycznym w związku ze zmniejszeniem zależności od atomu. O tym, jak wielkie to wyzwanie, niech świadczy fakt, że energetyka jądrowa jest trzecim największym sektorem przemysłowym we Francji, który zatrudnia 220 tys. ludzi.

Otwarta licencja


Tagi