Gospodarczy as Obamy

Program gospodarczy Baracka Obamy, którym zainaugurował walkę o reelekcję, zdaniem części ekonomistów nie wystarczy, by przyspieszyć wychodzenie z kryzysu gospodarki amerykańskiej. Jednak Obama nie wyłożył jeszcze wszystkich kart na stół.
Gospodarczy as Obamy

Barack Obama, prezydent USA, walczy o reelekcję. (CC By-NC-ND B Still U-mani Tutanka Obwa-Ji)

Zwolennicy prezydenta są przekonani, że program gospodarczy jest mu niepotrzebny. Ten, który został wprowadzony w życie – wystarczy. A przeciwnicy cynicznie odpowiadają, iż mu w niczym nie zaszkodzi, ani nie pomoże, a Obama jest bankrutem politycznym.

Nowy program gospodarczy, który prezydent Obama ogłosił 11 maja 2012 roku w Nevadzie, opiera się na pięciu filarach. Jest to odpowiedź prezydenta na trzy problemy, uznane przez Partię Demokratyczną za najważniejsze: relatywnie wysokie bezrobocie, zwłaszcza wśród weteranów wojennych; uzależnienie gospodarki USA od ropy i paliw kopalnych oraz systematycznie pogłębiający się kryzys na rynku nieruchomości.

W jaki sposób Obama chce walczyć z bezrobociem? Przede wszystkim zmuszając amerykańskie firmy do przeniesienia miejsc pracy z zagranicy do kraju. Impulsem dla zarządów firm do podjęcia takiej decyzji ma być podwyższenie podatku od zysków kapitałowych. Chce tego dokonać poprzez skasowanie dotychczasowych rabatów i ulg.

Z uzyskanych w ten sposób dochodów Kongres miałby stworzyć fundusz na rzecz nowych miejsc pracy w małych i średnich firmach. Obama dodał, że firmy „miałyby wypłacać zatrudnionym wyższe wynagrodzenia”. Drugim elementem walki z bezrobociem, przede wszystkim wśród weteranów, ma być utworzenie Veteran Jobs Core czyli Hufców Pracy Byłych Żołnierzy.

Prezydent jest przekonany, że także „zielony przemysł” może wygenerować wiele nowych miejsc pracy. Ale jego rola „przede wszystkim sprowadza się do „zapewnienia tanich paliw”. Kongres miałby przedłużyć okres przysługiwania ulg podatkowych dla firm z tego sektora.

Ostatnim filarem programu Obamy jest refinansowanie kredytów hipotecznych. Jak napisał w ubiegłym miesiącu Wall Street Journal, amerykańskie banki odrzuciły w pierwszym kwartale 2012 roku dwa na trzy wnioski o refinansowanie kredytów hipotecznych. Prezydent Barack Obama ogłosił, że chce wprowadzić nowy program budżetowego wsparcia w refinansowaniu tych kredytów. Środki na pokrycie tych operacji pochodziłyby z nowej opłaty nałożonej na banki przez regulatora. W efekcie „odpowiedzialni dłużnicy” mogliby oszczędzić średnio 250 dolarów miesięcznie czyli około 3000 dolarów rocznie.

Krytycy porównali pięć filarów programu Obamy do strategii Walki z Biedą prezydenta Lyndona Johnsona. Danny Schechter, ekonomista, były działacz progresistów, kolega Davida Axelroda (szefa sztabu wyborczego Baracka Obamy) z organizacji Students for Democratic Society uznał, że program Obamy to nieudana próba zjednania organizacji lewicowych. Schechter nie dostrzega w nim korzyści dla przeciętnego Amerykanina.

Biały Dom kilka dni przed przemówieniem Obamy opublikował grafikę przedstawiającą jak przeciętna kobieta skorzysta z programu gospodarczego Obamy. Specjaliści sztabu Obamy stworzyli postać Julii – kobiety, która od przedszkola do emerytury korzysta z państwowych programów pomocy.

Był to istotny sygnał, że Obama chce upodobnić amerykańską gospodarkę do rynków socjalnych (der soziale markt) w Europie np. w Szwajcarii. W odpowiedzi na prezentację Obamy fundacja Heritage przedstawiła swoją Julię, jako przedsiębiorczą, niezależną od państwa kobietę w formie analogicznej grafiki. Można było odnieść wrażenie, że Obama wzbudził większą dyskusję wśród zwolenników Romneya niż swoich potencjalnych wyborców.

Pięć filarów Rifkina

Warto zauważyć, że do elementów programu obecnego prezydenta odniósł się Jerry Rifkin (mentor Obamy) w swojej najnowszej książce „The Third Revolution”. W czasie pierwszej kampanii prezydenckiej Barack Obama niejednokrotnie przywoływał koncepcję zielonej rewolucji sformułowaną przez brytyjskiego polityka. Prezydentowi jednak jak dotąd nie udało się doprowadzić do stworzenia nowych miejsc pracy w sektorze energii odnawialnej. Rifkin wyjaśnia dlaczego:

– Obama nie zrozumiał, że rewolucja gospodarcza ma miejsce, gdy rewolucja w dziedzinie informacji łączy się z rewolucją w dziedzinie energii i tworzą nowy system, nową infrastrukturę.

Zdaniem Rifkina, prezydent zainwestował w izolowane, nie połączone ze sobą inwestycje, które nie przyniosły żadnego efektu.

Rifkin przedstawia, podobnie jak Obama, pięć filarów trzeciej rewolucji przemysłowej, jak nazywa przejście z paliw kopalnych na energię odnawialną:

– po pierwsze podjęcie zobowiązania żeby przejść na energię odnawialną w konkretnym czasie („państwa EU zostały zmuszone do 2020 roku 20 proc. energii czerpać ze źródeł odnawialnych”),

– po drugie gromadzenie energii w budynkach („z dachami z paneli słonecznych, ogrzewanych także geotermią i czerpiących elektryczność z wiatru”),

– po trzecie przechowywanie energii („nadwyżka energii elektrycznej z paneli słonecznych będzie przechowywana w wodzie, która zawierać będzie wodór możliwy do zamiany na elektryczność”),

– po czwarte tak zgromadzona energia znajdzie się w sieci /działającej jak internet/, którą można będzie sprzedać w dowolnym miejscu),

– po piąte stworzenie nowej infrastruktury (przede wszystkim przemysł motoryzacyjny i transportowy oparty na pojazdach napędzanych elektrycznością). Były doradca prezydenta ds. gospodarczych dr Austan Goolsbee nie wyklucza, że prezydent przedstawi podobny program dla USA. Ułatwienia podatkowe dla firm z zielonego sektora przemysłu to jego zdaniem początek.

Niemal wszyscy ekonomiści, którzy wypowiedzieli się na temat propozycji prezydenta zgodnie podkreślają, że gospodarka USA potrzebuje reformy podatkowej i rewizji polityki interwencyjnej na rynku nieruchomości. 31 grudnia 2012 roku traci ważność amerykański kodeks podatkowy. A niepewność przedsiębiorców, jak pokazał sondaż prestiżowego tygodnika Barron’s przeprowadzony wśród inwestorów w drugiej połowie marca, jest jedną z głównych barier dla długoterminowych inwestycji.

Niektórzy komentatorzy obawiają się, że Biały Dom będzie próbował uchwalić nowe prawo podatkowe pomijając zupełnie republikańską opozycję w Kongresie. Można było wywnioskować, że Biały Dom ma taki właśnie plan po spotkaniu szefa FED z senatorami z Partii Demokratycznej. Ben Bernanke ostrzegł, że Stany Zjednoczone zbliżają się do „przepaści fiskalnej”. Demokraci chcą uzyskać 494 mld dolarów dodatkowych dochodów do budżetu. Wzbudziło to zaniepokojenie wielu inwestorów – podkreśla dr Mohamed El-Erian prezes funduszu PIMCO, który zarządza portfolio o wartości kilkunastu miliardów dolarów.

– Przedłużająca się bierność spowoduje, iż nie powstaną nowe fabryki, nie zostanie rozbudowany park maszynowy i nie powstaną nowe miejsca pracy – tłumaczy.

Część ekonomistów twierdzi, że może zostać zmarnowana szansa na wygenerowanie silnego impulsu pro-wzrostowego. Tak się stanie, jeśli zmiana będzie polegała wyłącznie na drastycznym zwiększeniu podatków. (A ich zdaniem to wynika z przedstawionego przez prezydenta zarysów programu. )

Stephen Entin, były zastępca Sekretarza ds. Polityki Gospodarczej w administracji prezydenta Reagana podkreśla, że reforma podatkowa mogłaby także doprowadzić do zmniejszenia deficytu.

– Podatek dochodowy dyskryminuje oszczędzających i inwestorów – podkreśla.

Tłumaczy, że podatek dochodowy jest nałożony wielokrotnie na ten sam dochód: dochód firm po opodatkowaniu CIT jest obciążony podatkiem od zysków, a zysk kapitałowy jest kolejny raz opodatkowany na poziomie akcjonariusza. Podatek od darowizn i nieruchomości może stworzyć czwarty poziom podatku. Entin proponuje wprowadzenie neutralnego podatku od przepływu kapitału (bez względu na konsumpcję czy oszczędzanie), a także likwidację podatków od darowizn i spadków.

Za tą ostatnią propozycją opowiada się też były Comptroller General of the United States David M. Walker.

– Amerykański system podatkowy jest nieuporządkowany, niesprawiedliwy i szkodliwy dla gospodarki – twierdzi.

Jego zdaniem konieczne jest poszerzenie bazy podatkowej, obniżenie najwyższego progu dla osób fizycznych i przedsiębiorstw oraz obniżenie podatku od nieruchomości do 25 proc. Ostrzega jednak, że zła reforma może zepchnąć USA na tory recesji, jaka trapi Japonię od lat 90.

Zarówno Dr Walker jak Entin zachowują dystans do propozycji Baracka Obamy odebrania amerykańskim firmom inwestującym za granicą rabatów i ulg. Jednak zdaniem prof. Chrisa Meyera z Columbia Business School wprowadzając de facto podatek minimum dla tych firm prezydent uniemożliwi im wyprowadzanie kapitału do rajów podatkowych.

Być może uda się przeprowadzić w terminie poważną reformę podatkową. Ale nawet dekada nie wystarczy na odbudowanie zniszczonego rynku nieruchomości twierdzą ekonomiści, którzy specjalizują się tej dziedzinie – Peter J. Wallison i Edward J. Pinto. Trend systematycznego spadku wartości nieruchomości cały czas się utrzymuje.

Ich zdaniem refinansowanie kredytów hipotecznych zaproponowane przez Obamę rozbuduje biurokrację ale nie wpłynie „nawet w minimalnym stopniu na odwrócenie tego trendu”.

– Amerykański rynek nieruchomości znajduje się obecnie w najgorszej kondycji wśród wszystkich gospodarek rozwiniętych wskutek polityki interwencyjnej państwa – twierdzi Wallison.

Od 2006 do 2011 roku nieruchomości we wszystkich stanach USA straciły średnio 30-40 proc. wartości. Prywatny system finansowania kredytów hipotecznych, jak twierdzą „praktycznie nie istnieje”.

– Najgorsze, że żaden z programów interwencyjnych, który zrujnował rynek nieruchomości nie został zlikwidowany – podkreśla Wallison.

Były doradca prezydenta ds. gospodarczych Austan Goolsbee podkreśla, że potrzebna jest „finansowa forma pomocy” rodzinom, które nie są w stanie spłacać kredytów hipotecznych. Dodaje jednak, że należy skorzystać z już istniejących narzędzi jak np. programów państwowych ubezpieczycieli Freddie Mac i Fannie Mae.

Prezydent Obama w Nevadzie, jednym z trzech stanów, w którym banki przejęły najwięcej nieruchomości za długi, przekonywał potencjalnych wyborców, że jego reformy przyspieszą wychodzenie z recesji. Gdy prezydent kończył swoje przemówienie, na stronie internetowej Departamentu Pracy, pojawiła się korekta do opublikowanej dzień wcześniej informacji na temat zmniejszenia stopy bezrobocia: w kwietniu wielkość siły roboczej zmniejszyła się o 342 tys. pracowników.

– Dlatego nieznacznie zmniejszyła się stopa bezrobocia – napisał Departament Pracy.

Apatia, a także, jak wskazywał prof. Gary Becker, zbyt łatwa dostępność bonów żywnościowych i zasiłków dla bezrobotnych zniechęca do poszukiwania pracy i w ten sposób systematycznie psuje rynek pracy.

Nowy pakiet stymulacyjny

Jednak ekonomiści sympatyzujący z Partią Demokratyczną uważają, że państwo powinno interweniować w większym stopniu. prof. Paul Krugman i prof. Bradford Delong zaapelowali do Białego Domu w czasie dyskusji w telewizji Bloomberg o stworzenie dodatkowego programu stymulacyjnego.

Wydaje się jednak, że w tym momencie wydaje kończy się ekonomia, a rozpoczyna się polityka. Szef sztabu Obamy David Axelrod już w styczniu mówił, iż prezydent rozważa nowy pakiet stymulacyjny. Kilka dni temu tę informacje powtórzył. Mimo, że Obama zgromadził trzykrotnie więcej funduszy na kampanię niż jego rywal, to jednak nie są gwarancją reelekcji. Prezydent nie zdołał zapełnić sali w Nevadzie. Podobnie jest w innych stanach. A program gospodarczy, jak wskazał sondaż CBS, zainteresował jedynie 23 proc. jego zwolenników.

Dlatego stymulus musi spowodować natychmiastowy, trwały wzrost poparcia dla Obamy. Jeśli prezydent by się nań zdecydował, to zdaniem jego doradców, będzie to wykup zadłużenia z tytułu kredytów studenckich. Coraz częściej nazywany jest w mediach „bombą zegarową”. Na ten cel administracja musiałaby wyasygnować ze środków budżetowych ponad bilion dolarów. Tyle wynosi zadłużenie z tytułu kredytów studenckich.

Według raportu agencji ratingowej Fitch z marca 2012 roku 27 proc. studentów jest spóźnionych z wpłatą raty o co najmniej 30 dni. Kredyty stanowią nieodzowne narzędzie finansowania edukacji wyższej w USA. Fitch podkreślił, że trudno przewidzieć jak szybko trend psucia portfela kredytów studenckich się pogłębi. I kiedy bańka może znaleźć się na granicy pęknięcia.

Niepewność powoduje wzrost niechęci i obaw inwestorów. Na to prezydent nie może pozwolić, bo utrata zaufania do tych narzędzi jednak byłaby trudną do odrobienia stratą dla amerykańskiej gospodarki.

Autor mieszka i pracuje w USA

Barack Obama, prezydent USA, walczy o reelekcję. (CC By-NC-ND B Still U-mani Tutanka Obwa-Ji)

Otwarta licencja


Tagi