Gospodarka hiszpańska bliżej spirali zadłużenia

Luis de Guindos, szef hiszpańskiego resortu gospodarki, zapewnia inwestorów, że jego rząd będzie dążył do tego, aby w ciągu dwóch lat o dwie trzecie zmniejszyć deficyt budżetowy. Mało już jednak kto wierzy w te zapewnienia.
Gospodarka hiszpańska bliżej spirali zadłużenia

coraz wyraźniej widać, że i rząd, którym kieruje Mariano Rajoy i banki potrzebują pomocy z zewnątrz. (CC By-NC Contando Estrelas)

Luis de Guindos musiał niedawno przyznać, że ubiegłoroczny deficyt okazał się większy nawet od kwoty już podanej do wiadomości. Zapowiedział do tego, że w drugim kwartale tego roku hiszpańska gospodarka po raz kolejny się skurczy. Hiszpanie organizują masowe protesty przeciwko cięciom budżetowym. Nauczyciele strajkują np. w reakcji na bezprecedensowe redukcje wydatków na szkolnictwo. Nie wydaje się w tej sytuacji prawdopodobne, że uda się zrealizować zamiar tak wielkiej redukcji deficytu.

Przyznając, że w ubiegłym roku deficyt wyniósł 8,9 proc. produktu krajowego brutto (a nie 8,5 proc., jak wcześniej ogłoszono), Luis de Guindos stwierdził, że mimo to nie trzeba zmieniać planów i w tym roku uda się go zmniejszyć do 5,3 proc. PKB, a w przyszłym doprowadzić do tego, by spadł poniżej 3 proc.

– Po raz pierwszy od wielu lat władze regionów autonomicznych i administracja państwowa zgodnie dążą do poprawy sytuacji w dziedzinie deficytu budżetowego – powiedział minister.

Zapewnił jednocześnie, że ogłoszone w trzecim tygodniu maja rygorystyczne budżety regionalne umożliwią redukcję deficytu pomimo większej dziury budżetowej w ubiegłym roku. Władze czterech z siedemnastu regionów autonomicznych przyznały, że ich wydatki budżetowe przekroczyły planowane w większym stopniu, niż ogłoszono wcześniej.

Na poziomie lokalnym i państwowym istnieje konsensus w sprawie konieczności redukcji deficytu. Pozostają jednak pytania, czy przy rozjuszeniu wyborców uda się wprowadzić w życie tak brutalny plan redukcji wydatków i czy te zamierzenia okażą się wystarczające, gdy w gospodarce znów zapanowała recesja.

Władze państwowe informują, że władze regionalne zgodziły się na zmniejszenie wydatków o 13 mld euro (16,5 mld dolarów) i zwiększenie wpływów do budżetu o 5 mld euro. Taki plan można jednak zrealizować tylko poprzez obcięcie wydatków na służbę zdrowia i szkolnictwo, dziedziny budzące silne emocje społeczeństwa, a ponadto istotne dla rozwoju Hiszpanii w dłuższej perspektywie.

Na przykład w większości kraju nauczyciele zatrudnieni w szkołach i uczelniach zastrajkowali, aby zaprotestować przeciwko zmniejszeniu budżetu na szkolnictwo o 20 proc. Planowane reformy oznaczają, że nauczycielom wzrośnie pensum, będą uczyli liczniejsze grupy, a do tego o jedną czwartą wzrośnie czesne. Nauczyciele zadają zasadne pytanie, czy nie wpłynie to negatywnie na poziom nauczania, który już jest niski w porównaniu z innymi państwami europejskimi. Z danych zebranych przez OECD wynika, że tylko 74 proc. hiszpańskich dzieci kończy szkołę średnią (średnia w UE wynosi 85 proc.).

Może być jeszcze gorzej

Cięcia budżetowe już pogarszają sytuację w gospodarce nękanej skutkami pęknięcia bańki na rynku nieruchomości. Luis de Guindos przyznał 21 maja, że w drugim kwartale tego roku gospodarka ponownie się skurczy. Będzie to trzeci kolejny kwartał spadku PKB. Minister gospodarki spodziewa się spadku tego wskaźnika mniej więcej o 0,3 proc., takiego samego jak w pierwszym kwartale. Jest to wielkość zgodna z prognozą rządu, że w tym roku PKB zmaleje o 1,7 proc.

W przekonaniu analityków z ośrodka Economist Intelligence Unit należy jednak oczekiwać głębszego spadku PKB – o 2,2 proc., ponieważ nie wzrasta popyt krajowy, a przez recesję w strefie euro spada wartość eksportu. Jeżeli istotnie gospodarka skurczy się w większym stopniu, niż zakłada to rząd hiszpański, to przez mniejsze wpływy do budżetu władze znów nie osiągną zakładanej wielkości deficytu. Podniesiono ją w tym roku, gdy zaczęto dostrzegać, jak bardzo ubiegłoroczne wydatki przewyższyły podane kwoty. Nadal prognozujemy, że w tym roku deficyt budżetowy przekroczy 6 proc. PKB, a to oznacza, że jest bardzo małe prawdopodobieństwo osiągnięcia zakładanego celu również w przyszłym roku.

Hiszpania pozostaje w klasycznej spirali zadłużenia nękającej państwa obszaru euro. Aby zmniejszyć deficyt, władze chcą redukować wydatki, to jednak prowadzi do recesji, przez którą znów wzrastają i deficyt, i zadłużenie. Gdy patrzy się na sprawę realistycznie, trzeba dojść do wniosku, że Hiszpania niewiele więcej może zrobić, aby zredukować deficyt. Rząd uporczywie nadal twierdzi, że podwyżka stawek VAT (stosunkowo niskich) spowodowałaby jedynie dalszy spadek wydatków na konsumpcję, a przez to wcale nie wzrosłyby wpływy do budżetu.

W ostatnim miesiącu oprocentowanie dziesięcioletnich hiszpańskich obligacji rządowych przekroczyło 6 proc., ponieważ na rynkach panuje obawa, że deficytu nie uda się zmniejszyć. Oprocentowanie niebezpiecznie się zbliża do 7 proc., a ta stopa to w przekonaniu wielu analityków wielkość, przy której rząd nie będzie mógł pozyskiwać funduszów na rynkach, gdyż nie zdoła obsłużyć zadłużenia. Jeżeli Hiszpania przyzna, że nie zrealizuje rygorystycznego programu redukcji wydatków budżetowych, należy się spodziewać dalszego wzrostu kosztów zadłużenia.

Kolejna wielka niewiadoma to koszt ratowania banków zrujnowanych przez krach na rynku nieruchomości. Może się bowiem okazać, że hiszpański rząd temu nie podoła. I znów władze hiszpańskie optymistycznie głoszą, że poradzą sobie z tym problemem, a banki mogą samodzielnie ponieść przynajmniej większość kosztów przez zwiększenie środków na rachunkach służących do pokrycia strat w razie nieterminowych spłat kredytów.

– Nie potrzeba żadnej pomocy z zewnątrz – powiedział dziennikarzom Luis de Guindos 21 maja.

Zaledwie dziesięć dni wcześniej rząd nakazał bankom odłożyć w tym roku dalsze 30 mld euro na wypadek braku terminowych spłat większej liczby kredytów hipotecznych. W pakiecie reform przyjętym w lutym nakazano odłożyć na ten cel 53,8 mld euro.

Rząd hiszpański zlecił dwóm firmom audytorskim ustalenie rzeczywistej wielkości ekspozycji banków na straty powodowane przez spadek cen nieruchomości i nieściągalne kredyty hipoteczne po napędzanym przez pożyczki dziesięcioletnim szaleństwie budowlanym trwającym do lat 2008–2009, kiedy wybuchł kryzys finansowy. Bank centralny twierdzi, że pod koniec 2011 roku powiązane z nieruchomościami problematyczne aktywa banków komercyjnych (w tym kredyty hipoteczne i przejęte nieruchomości) miały wartość 184 mld euro. Ta kwota to 60 proc. wszystkich aktywów mających związek z nieruchomościami.

François Hollande, nowy prezydent Francji, jako pierwszy przywódca europejski wyraził w trzecim tygodniu maja przypuszczenie, że Hiszpania może sobie nie poradzić z tak wielkimi problemami samodzielnie. Można się obawiać, że z portfelami banków będzie jeszcze gorzej, jeżeli spadną ceny nieruchomości, a bezrobocie przekraczające 24 proc. spowoduje wzrost liczby nieterminowo spłacanych kredytów. Ponad 8 proc. wszystkich pożyczek udzielonych przez banki hiszpańskie już należy do kategorii złych długów.

W połowie maja informowano (rząd zaprzeczył tym doniesieniom), że wielu depozytariuszy zabiera swoje pieniądze z banku Bankia, czwartego pod względem wielkości banku hiszpańskiego, który w maju częściowo znacjonalizowano. Przez obawy przed panicznym wycofywaniem pieniędzy i nabrzmiewającymi problemami wskutek nieściągalnych kredytów agencja ratingowa Moody’s w połowie maja obniżyła oceny 16 banków hiszpańskich.

Rząd ciężko pracuje, ale co to da

Władze hiszpańskie usilnie się starają rozwiązać problemy sektora bankowego. Planuje się wydzielenie problematycznych aktywów z bilansów banków i zwiększenie środków na rachunkach służących do pokrycia strat w razie nieterminowych spłat. Przedstawiciele branży bankowej (zresztą nie tylko oni) nie mają jednak pewności, czy sytuacja nie pogorszy się jeszcze bardziej.

Biorąc pod uwagę wielkość strat, do których doszło w Irlandii (tam także pęknięcie bańki na rynku nieruchomości wywołało ogromne problemy gospodarcze), Instytut Finansów Międzynarodowych, światowa organizacja branżowa, uważa, że straty z powodu kredytów mogą łącznie wynieść 260 mld euro.

Bardzo trudno sobie wyobrazić, jak przy ograniczonym budżecie władze hiszpańskie miałyby przeprowadzić akcję ratunkową na tak ogromną skalę. Choć Hiszpanie kategorycznie temu zaprzeczają, coraz wyraźniej widać, że i rząd, i banki potrzebują pomocy z zewnątrz, a władze unijne ogłoszą uruchomienie pakietu dopiero wówczas, gdy depozytariusze i inwestorzy działający na rynkach finansowych spanikują na całego.

111

© [2012] The Economist Intelligence Unit Limited.

Wszystkie prawa zastrzeżone. Artykuł opublikowany na licencji, tłumaczenie NBP. Oryginał w j. angielskim znajduje się w bazie www.viewswire.com

coraz wyraźniej widać, że i rząd, którym kieruje Mariano Rajoy i banki potrzebują pomocy z zewnątrz. (CC By-NC Contando Estrelas)
111
111

Tagi