„Rzeki czerwienieją od chemicznych ścieków, rankiem na samochodach osiada różnokolorowy pył. Jeśli rano budzisz się z zatkanym nosem i kaszlesz to znaczy, że nocą zakłady koksochemiczne coś wypuściły w powietrze” – tak ukraińskie media opisują sytuację w przemysłowym Dnieprze na wschodzie Ukrainy. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia z powodu katastrofy ekologicznej nad Dnieprem każdego dnia umiera 36 osób.
Pod koniec zeszłego roku ukraińskie ministerstwo ekologii i zasobów naturalnych opublikowało rating 100 największych przedsiębiorstw zatruwających środowisko naturalne. Dwie trzecie największych trucicieli zlokalizowanych jest na wschodzie kraju – w obwodzie dniepropietrowskim działa ich 30, w donieckim 22, zaporoskim 9, a w ługańskim 6. Liderem jest działający w Krzywym Rogu kombinat metalurgiczny Arcelor Mittal, który w 2017 r. wyemitował do atmosfery 273 tys. ton szkodliwych substancji. Drugie miejsce przypadło kombinatowi metalurgicznemu MMK im. Ilicza w Mariupolu ze 100 tys. ton, a trzecie elektrowni w Bursztynie w obwodzie iwano-frankowskim na zachodzie kraju.
Swoje badania opublikowało też Centralne Geofizyczne Obserwatorium Ukrainy – poziom formaldehydu w 14 ukraińskich miastach przekracza normę od 2,7 do 4,3 razy. Trzy miasta z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem to Dniepr oraz oddalone od niego o 40 km Kamenske i Odessa. W ukraińskiej stolicy, Kijowie, stężenie dwutlenku azotu trzykrotnie przekracza dopuszczalny poziom.
Główne źródła zanieczyszczeń atmosfery nad Dnieprem to metalurgia i energetyka węglowa. W 2017 r. na Ukrainie było 220 dużych emitentów, z czego 175 to jednostki emisji działające w sektorze generacji węglowej. Organizacje ekologiczne wystąpiły do firm metalurgicznych o ujawnienie wewnętrznych danych dotyczących emisji szkodliwych substancji – te jednak odmówiły. List ekologów otrzymały m.in. Arcelor Mittal, Interpipe, Metinvest, DCH i Ferrexpo.
Teoretycznie sprawą emisji zanieczyszczeń powinna zajmować się specjalna, rządowa jednostka – inspekcja ekologiczna, ale w praktyce od lat zajmuje się tylko drobnymi przedsiębiorcami, omijając szerokim łukiem największych trucicieli korzystających z pozycji, jaką wywalczyli sobie ich właściciele.
Nadzór ekologiczny na Ukrainie to w wielu przypadkach fikcja albo źródło korupcyjnych dochodów urzędników. W porcie w Odessie spotkanie prezydenta Wołodymyra Zelenskiego z armatorami zakończyło się w lipcu decyzją o wstrzymaniu na dwa miesiące kontroli statków handlowych przez inspektorów ekologicznych, w związku z oskarżeniami o wymuszanie haraczy. Armatorzy i właściciele odprawianych towarów skarżyli się, że w zamian za pozytywne orzeczenie o zgodności statków z normami ekologicznymi inspektorzy domagają się łapówek. Armatorzy, którzy nie chcą płacić są przetrzymywani na redzie portu niekiedy wiele dni, a nawet tygodni, co generuje poważne straty.
Z kolei w Dnieprze kierownictwo tamtejszej elektrociepłowni przez kilka lat po prostu nie wpuszczało inspektorów ekologicznych na teren zakładu, tłumacząc, że wchodzi ona w skład koncernu i skoro inspekcja ekologiczna kontrolowała już inną należącą do niego elektrownię to przez trzy lata nie ma prawa pojawiać się w kolejnych. Kiedy inspektorzy w końcu weszli do elektrociepłowni wykryli tam 33 naruszenia.
Węgiel pod ochroną
W 2017 r. rząd zdecydował się na wprowadzenie programu ograniczenia emisji przez elektrownie węglowe. “Dla Ukrainy zmniejszenie wielkości emisji szkodliwych substancji do atmosfery jest nie tylko ważnym eurointegracyjnym projektem. Przede wszystkim chodzi o zdrowie i życie obywateli. Zrozumiałe, że ukraińskie przedsiębiorstwa nie zmniejszą szkodliwej emisji z dnia na dzień. Dlatego został opracowany plan zakładający dla nich okres przejściowy” – komentował decyzję minister ekologii i zasobów naturalnych Ostap Semerak.
W zamian za odroczenie realizacji unijnej dyrektywy 2010/75 / ЕС operatorzy, do których należą najwięksi emitenci zobowiązali się do dobrowolnego zmniejszenia emisji. Zgodnie z zatwierdzonym wówczas planem w ciągu 16 lat, począwszy od 1 stycznia 2018 r., powinni stopniowo zmniejszać emisję szkodliwych substancji i doprowadzić do wypełnienia norm zawartych w unijnej dyrektywie. Dla emisji pyłu i dwutlenku siarki graniczny termin osiągnięcia zawartych w niej wskaźników wyznaczono na 31 grudnia 2028 r., a dla tlenków azotu 31 grudnia 2033 r. Po upływie wyznaczonego w programie terminu działające nad Dnieprem przedsiębiorstwa powinny wypełniać wymogi dyrektywy. Sam plan włączono do Energetycznej Strategii Ukrainy do 2035 r. – głównego dokumentu rządowego opisującego plan rozwoju energetyki naszego sąsiada oraz do planu implementacji umowy stowarzyszeniowej UE i Ukrainy.
Rząd wskazywał, że realizacja planu ważna jest nie tylko dla ekologii, ale i dla bezpieczeństwa energetycznego Ukrainy i że został przygotowany z uwzględnieniem unijnych dyrektyw, które Kijów zobowiązał się realizować w ramach stowarzyszenia z UE. Zwracano także uwagę że Ukraina jest członkiem Wspólnoty Energetycznej i powinna realizować wzięte na siebie zobowiązania w ramach tej organizacji.
Pod koniec lipca odchodzący rząd Wołodymyra Hrojsmana zrobił jednak Ukraińcom i UE nieprzyjemną niespodziankę. Postanowił bowiem wstrzymać realizację planu ograniczania emisji szkodliwych substancji przez elektrownie węglowe. W efekcie unijna dyrektywa, podobnie jak wynikające z niej zobowiązania, została na papierze, a pieniądze unijnych podatników przeznaczone na sfinansowanie planu po prostu zostały zmarnowane.
Rząd zapowiedział też nowelizację ustawodawstwa ekologicznego, która w praktyce oznaczałaby odciążenie prywatnych właścicieli firm-trucicieli i przełożenie finansowego ciężaru ochrony środowiska na budżet państwa. Zgodnie z przedstawioną koncepcją państwo miałoby finansować proekologiczne rozwiązania w działających przedsiębiorstwach. Z drugiej strony rząd proponuje obniżenie płaconego dziś przez firmy emitujące zanieczyszczenia podatku ekologicznego. To oznacza, że za poprawę stanu środowiska mieliby zapłacić z własnej kieszeni ukraińscy podatnicy, a właściciele firm liczyliby w tym czasie zyski.
Metalurgia pod lupą służb
W lipcu Służba Bezpieczeństwa Ukrainy przeprowadziła rewizję w kombinacie metalurgicznym światowego giganta Arcellor Mittal. SBU prowadzi postępowanie w sprawie przestępstwa „ekocydu” – spowodowania zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi naruszaniem norm ochrony środowiska. Jest to zagrożone karą więzienia od 7 do 15 lat.
Do działań służb doszło kilka dni po wizycie w Krzywym Rogu prezydenta Zelenskiego, podczas której krytykował ministerstwo ekologii za tolerowanie naruszania norm ochrony środowiska przez wielkie firmy. „Dlaczego mają cierpieć ludzie? Rozumiem, że podatki i tak dalej, ale ile kosztuje ludzkie życie? Czy ono jest warte wszystkich podatków? Dlaczego liczba zachorowań na raka w Krzywym Rogu powinna zależeć od waszych strategicznych planów” – cytowały Zelenskiego agencje.
Zdania stron mocno się różniły – przedstawiciele firmy przekonują, że spełniają wszystkie wymagania dotyczące ochrony środowiska, a w kwietniu tego roku z pozytywnym rezultatem przeszli kontrolę ekologiczną. Przedstawiciele Arcellor przekonywali także, że mają szeroko zakrojony plan inwestycyjny na najbliższych 5 lat zmierzający do zwiększenia produkcji, który ich zdaniem pozytywnie wpłynie także na sytuację środowiska.
W obronie metalurgicznego giganta wystąpiła Unia Europejska
Mieszkańcy Krzywego Rogu z kolei wskazują, że w kilkuset tysięcznym mieście z powodu wyziewów z huty nie da się żyć, a zachorowalność na raka jest jedną z najwyższych na Ukrainie. Nie są odosobnieni – trujące wyziewy to temat codziennych rozmów mieszkańców przemysłowego wschodu Ukrainy. W czerwcu zeszłego roku około tysiąca osób protestowało na ulicach Mariupola przeciwko wyziewom z zakładów metalurgicznych im. Illicza, zajmujących drugie miejsce na rządowej liście największych ukraińskich trucicieli.