Autor: Bruce Bartlett

b. doradca ds. ekonomicznych prezydenta USA

Wyższe podatki sfinansują ObamaCare

Nawet najstarsi Amerykanie nie pamiętają tak burzliwej debaty, jaka odbywała się przez całą niedzielę, 21 marca, w Izbie Reprezentantów. Prezydent Obama odniósł w końcu sukces - Kongres uchwalił jego ustawę zdrowotną, choć większością tylko 7 głosów. Zwolennicy mówią, że będzie kosztować 0,9 bln USD w ciągu 10 lat. Ale przeciwnicy twierdzą, że trzy razy więcej i że administracja, zmuszona znaleźć dodatkowych 500 mld, zwiększy deficyt. Ostrzegam jednak opozycję przed szafowaniem argumentem nieodpowiedzialności fiskalnej.

Ludzka zdolność do samooszukiwania się jest przeogromna, toteż nie powinno mnie zaskakiwać, że tak wielu republikanów najzupełniej szczerze uważa swoje ugrupowanie za partię odpowiedzialności fiskalnej. Może kiedyś tak było, ale te czasy dawno minęły.

Fakt ten stał się dla mnie porażająco oczywisty sześć lat temu, kiedy republikański prezydent i republikański Kongres uchwalili ustawę o refinansowaniu leków przez Medicare, którą były główny księgowy Stanów Zjednoczonych David Walker nazwał „najbardziej fiskalnie nieodpowiedzialnym aktem legislacyjnym od lat sześćdziesiątych”.

Przypomnijmy sobie sytuację z 2003 r. Administracja Busha już przewidywała najwyższy deficyt w dziejach Ameryki – 475 mld USD w roku fiskalnym 2004 r., jak wynikało z prognozy z lipca 2003. Zbliżały się jednak wybory i Bush z ekipą strasznie bali się przegranej. Postanowili więc kupić głosy amerykańskich emerytów, którym dali kosztowny nowy program refundacji leków.

Przypomnijmy sobie również, że Medicare już było bankrutem w każdym sensownym znaczeniu tego słowa. Jak wynika z raportu rady nadzorczej Medicare z 2003 r., prognozowane wydatki miały rosnąć znacznie szybciej niż wpływy ze składek, ponieważ pokolenie powojennego wyżu demograficznego odchodziło na emeryturę. Racjonalnym krokiem byłoby zatem poszukanie przez Kongres sposobu na obniżenie kosztów. Tymczasem republikanie przegłosowali ich podniesienie – a tym samym również zwiększenie deficytu budżetowego – o 395 mld w latach 2004-2013.

Administracja Busha wiedziała jednak, że suma ta może być wyższa, ponieważ jeszcze przed uchwaleniem ustawy główny aktuariusz Medicare Richard Foster oszacował ją na 534 mld. Tom Scully, republikański nominat polityczny w Departamencie Zdrowia, zagroził mu, że zostanie zdymisjonowany, jeśli ośmieli się upublicznić tę informację przed głosowaniem.

Warto pamiętać, że kongresowa komisja budżetowa wyznaczyła górny limit programu refundacji leków na poziomie 400 mld USD w ciągu 10 lat. Gdyby szacunki Fostera były oficjalnie znane, ustawa prawdopodobnie zostałaby utrącona przez jednego z posłów lub senatorów, który zgłosiłby naruszenie regulaminu. Ówczesny szef senackiego klubu republikanów Trent Lott powiedział później, że żałuje, iż tego nie zrobił.

Nawet przy znacznie zaniżonych szacunkach kosztów programu refundacji, w Izbie Reprezentantów znalazło się paru republikanów, którzy nie chcieli sprzeniewierzać się swoim zasadom dla kupienia sobie reelekcji. 22 listopada 2003 r., kiedy doszło do ostatecznego głosowania, po upływie tradycyjnych 15 minut na oddanie głosu ustawa przegrywała 216 do 218. Wtedy doszło do jednego z najbardziej zadziwiających wydarzeń w dziejach Kongresu. Głosowania nie zamykano przez trzy godziny i republikańskie prezydium w Izbie Reprezentantów naciskało na garstkę ideowych republikanów, którzy mieli czelność postawić potrzeby kraju przed potrzebami partii. Wyłączono nawet kamery telewizji kongresowej, żeby nikt z zewnątrz nie widział, co tam się dzieje.

Dla porządku przypomnijmy, że program refundacji leków był prezentem, który będzie kosztował więcej niż rozpatrywane obecnie projekty reformy systemu opieki zdrowotnej. Ich koszty szacuje się na około 900 mld USD w ciągu najbliższych 10 lat, a za Medicare Part D podatnicy zapłacą bilion.

Są jednak jeszcze ważniejsze różnice – program refundacji leków nie miał wskazanego źródła finansowania i nie niósł ze sobą żadnych korzyści rekompensujących wydatki. Jego koszty po prostu podnosiły deficyt, podczas gdy omawiane obecnie reformy mają być sfinansowane cięciami kosztów oraz podwyżkami podatków, a tym samym neutralne dla budżetu. Jest więc jak najbardziej fiskalnie odpowiedzialna.

Oczywiście, objęcie opieką zdrowotną obecnie nieubezpieczonych w taki czy inny sposób zwiększa obciążenia dla przyszłych pokoleń, nawet jeśli jest neutralne dla budżetu. Ponadto konserwatyści mają powody sprzeciwiać się proponowanym zmianom ze względu na ich etatystyczne skutki. Ale wiarygodność osoby, która głosowała za refundacją, zwłaszcza jeśli dała się namówić do zmiany „poglądu”, żeby ustawa przeszła, jest zerowa. Tacy ludzie powinni siedzieć cicho i nie zrzucać winy za zwiększanie długu publicznego na wszystkich innych.

Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy ważni republikanie nadal bronią programu refundacji. Były przywódca większości senackiej Bill Frist wychwalał ją niedawno, a były szef komisji budżetowej Bill Thomas zmył mi głowę za jej krytykowanie podczas dyskusji w American Enterprise Institute. Obaj argumentowali przede wszystkim, że koszt okazał się trochę mniejszy, niż pierwotnie przewidywano. Wątpię, czy Frist i Thomas mówiliby tak samo, gdyby ich żony postanowiły kupić całą szafę bardzo drogich butów tylko dlatego, że nieznacznie obniżono ich ceny. 

Nie zamierzam sugerować, że demokraci są lepsi w kwestii deficytu, chociaż znaleźliby argumenty za taką tezą, a mianowicie porównanie fiskalnych dokonań Billa Clintona i George’a W. Busha. Kolosalny dług publiczny jest dziełem obu partii, ale demokraci przynajmniej nie występują codziennie w telewizji i nie deklarują, jacy są konserwatywni fiskalnie i nie organizują bankietów, na których biadolą nad poziomem deficytów, ale nie przedstawiają żadnych propozycji ich zmniejszenia. Nie udają też, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za prognozowane deficyty, których co najmniej połowa bezpośrednio wynika z polityki republikanów, jak podaje dyrektor kongresowego Biura Budżetowego Peter Orszag.

Zdumiewa mnie, że partia, która przeforsowała refundację leków, ma czelność uważać się za fiskalnie odpowiedzialną. Jak dla mnie żaden republikanin, który głosował za tym programem, nie ma prawa krytykować demokratów za jakiekolwiek działania zwiększające dług publiczny.

A obecna reforma zdrowia jest rzeczywiście wydarzeniem historycznym.


Tagi