Autor: Robert Stewart

b. wykladowca Stanford University

Państwo opiekuńcze: nowe imperium finansowe

W opisach obecnego kryzysu gospodarczego często pojawiają się terminy „imperia prywatnych korporacji” lub „imperia banków”. Nawołuje się często wprost do ich likwidacji za pomocą restrykcyjnych ustaw. Tak było podczas debaty nt. nowych regulacji finansowych w USA i w Europie. Dr Robert Stewart, przedsiębiorca i ekonomista, uważa, że imperialnych zapędów trzeba obawiać się przede wszystkim ze strony państwa opiekuńczego.
Państwo opiekuńcze: nowe imperium finansowe

(c) PAP/Photoshot/

Britannica Concise Encyclopedia definiuje imperializm jako „politykę zwiększania władzy danego kraju przez zdobycze terytorialne lub przez osiąganie hegemonii politycznej i gospodarczej nad innymi krajami. Ponieważ imperializm zawsze obejmuje użycie siły, często wojskowej, jest powszechnie uważany za moralnie naganny, toteż termin ten bywa używany przez państwa do potępiania i dyskredytowania polityki zagranicznej przeciwników”.

Na przykład Wielka Brytania skolonizowała Północną Amerykę, łącznie z obecnymi Stanami Zjednoczonymi, lecz w 1783 roku Brytyjczyków wyrzucono, bo nałożyli wysokie podatki. Doskonale to ujęli autorzy Deklaracji Niepodległości: „[Król Jerzy III] utworzył całą masę nowych urzędów i nasłał tutaj szarańczę nowych urzędników, aby nękali nasz lud i zjadali jego zasoby”.

W porównaniu do dzisiejszego rządu Stanów Zjednoczonych Jerzy III wychodzi na bardzo oszczędnego. To niesamowite, że w kwestii podatków i swobód państwo amerykańskie skopiowało imperium brytyjskie, a momentami jest od niego bardziej bezwzględne. Trudno uwierzyć, w jakim stopniu wolność gospodarcza została zniszczona w Ameryce i obecnej UE. Można by pomyśleć, że rewolucji amerykańskiej i francuskiej nigdy nie było, a jeśli były, to chodziło w nich o wprowadzenie zarządzania przez państwo naszym życiem od kołyski aż po grób.

Władza amerykańska – federalna, stanowa i lokalna – stwierdza, że zabieranie obywatelom 35-40 proc. dochodów nie wystarcza. Potrzeba więcej, aby móc kontynuować marsz w stronę pełnego państwa opiekuńczego, a w przypadku rządu federalnego – w stronę dominacji militarnej nad światem. W rezultacie obciążenia podatkowe ponoszone przez przeciętnego Amerykanina są około 20 razy większe niż za Jerzego III.

W krajach UE jest jeszcze gorzej – państwo zabiera około połowy dochodu narodowego. Ludwik XVI wypada przy tym na dobrotliwego wujka. Władze USA i UE ingerują w życie finansowe obywateli na wszelkie możliwe sposoby, od podatków przez regulacje po absurdalne prawa, które kształtują i kontrolują życie obywateli.

Imperium państwa opiekuńczego

Głównym motorem napędowym imperializmu finansowego USA i Europy nie jest wojna z narkotykami czy przestępczością zorganizowaną, lecz doskonalenie państwa opiekuńczego. Finansowanie państw opiekuńczych – z których większość w praktyce zbankrutowała z powodu gigantycznych kosztów świadczeń socjalnych, emerytur pracowników sektora publicznego, opieki zdrowotnej i starzenia się ludności – rodzi potężne problemy, toteż USA i Europa łapczywie szukają pieniędzy za granicą.

Thomas Paine, który pisał o „chciwej dłoni państwa, wciskającej się we wszystkie kąty i szczeliny gospodarki”, byłby zdumiony dzisiejszą sytuacją. Niektórzy podatnicy subsydiują innych podatników, odzyskują część własnych podatków w postaci subwencji bądź płacą za usługi, których nie chcą czy nawet są ich przeciwnikami. Miliony urzędników i tysiące stron przepisów regulują wszelkie możliwe branże.

Nie zadowalając się nakładaniem nadmiernych podatków na swoich obywateli, duże państwa za pośrednictwem Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) próbują narzucić mniejszym, mniej wpływowy krajom politykę podatkową, której grzechem głównym jest marnotrawienie dochodów i grabienie bogatych podatników.

Zamiast walczyć z Wielką Brytanią, Stany Zjednoczone przyłączyły się do swego dawnego kolonialnego ciemiężyciela i kilku innych krajów europejskich, próbując zapobiec wielkiemu zagrożeniu dla swoich finansów publicznych. (Przykłady podaje Daniel Mitchell w artykule „In Praise of Tax Havens” w wydaniu czasopisma internetowego Freeman z lipca-sierpnia 2009).

Jest pewna grupa krajów, lekceważąco nazywanych rajami podatkowymi (a bardziej oficjalnie zagranicznymi centrami finansowymi) – w większości małych i o słabej pozycji politycznej, takich jak Bermudy, Monako, Liechtenstein i Kajmany – które rzekomo sabotują amerykańskie i unijne imponujące plany budowy utopijnych państw opiekuńczych i utrudniają prowadzenie kosztownych działań wojskowych w takich odległych krajach, jak Irak i Afganistan.

Co te plamki na mapie świata kombinują?

2 marca 2009 roku senator Carl Levin z Michigan przedstawił projekt ustawy „stop rajom podatkowym” (której wcześniejszą wersję poparł ówczesny senator Obama). Senator powiedział, że raj podatkowy to zagraniczna jurysdykcja, w której obowiązują przepisy o tajemnicy handlowej, bankowej i podatkowej oraz praktyki gospodarcze utrudniające innym krajom ustalenie, czy ich obywatele nie wykorzystują raju podatkowego do oszukiwania na podatkach. „Przepisy o tajemnicy rodzą unikanie płacenia podatków. Unikanie płacenia podatków niszczy tkankę społeczną, nie tylko dlatego, że odbiera środki na opiekę zdrowotną, edukację i inne usługi publiczne, ale również dlatego, że podważa zaufanie – uczciwi ludzie czują się wykorzystywani, kiedy płacą tyle, ile powinni”.

Istnieją wątpliwe wyliczenia, z których rzekomo wynika, że na ucieczce obywateli do rajów podatkowych amerykański skarb państwa traci 100 mld USD rocznie. („Liczba ta jest wyssana z palca”, twierdzi Mitchell). „Raje podatkowe prowadzą wojnę ekonomiczną ze Stanami Zjednoczonymi i uczciwymi, ciężko pracującymi Amerykanami”, powiedział Levin. Sugeruje to, że żaden kraj nie powinien czerpać korzyści ekonomicznych z korzystniejszej dla podatników polityki fiskalnej, którą należy zharmonizować z polityką fiskalną takich krajów, jak Stany Zjednoczone.

Senatorowi można odpowiedzieć, że zamiast znikać w czarnej dziurze wydatków publicznych, te 100 mld USD jest lokowanych w produktywne inwestycje, które tworzą miejsca pracy, bogactwo i możliwości dla Amerykanów, albo że o polityce podatkowej nie powinni decydować urzędnicy OECD.

W ciągu minionych dwóch stuleci świat się naprawdę zmienił – nie zawsze na lepsze. Dzisiaj wysokie podatki są dobre, a niskie złe. Wolność wydawania pieniędzy w sposób, który uznasz za najlepszy, nie jest już cnotą, tylko grzechem. Różnorodność ustąpiła miejsca jednorodności. Miliony mieszkańców Stanów Zjednoczonych i Europy otrzymują dochody, świadczenia medyczne czy zasiłki dla bezrobotnych z podatków innych ludzi.

Największym wrogiem współczesnego państwa nie jest terrorysta, przestępca, chuligan ani nawet obcy agresor, tylko obywatel, który zwyczajnie chce zachować dla siebie swoje dochody czy chronić swoje bogactwo. Człowiek „potrzebujący” ma prawo do cudzych pieniędzy, a chciwość oznacza dzisiaj naturalne pragnienie ochrony swojej własności przed zarekwirowaniem przez państwo.

Dżihad przeciwko krajom z niskimi podatkami oraz imperialistyczna polityka podatkowa realizowana przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską mają co najmniej cztery negatywne konsekwencje.

  • Zmniejsza się prywatność. Prawo do bycia zostawionym w spokoju czy powiedzenia państwu „pilnuj swoich spraw” w coraz większym stopniu jest postrzegane jako dziwaczny XVIII-wieczny atawizm. Ale czy prywatność i wolność nie są fundamentalnymi zasadami?

Finansowa i osobista prywatność należą do filarów wolnego i cywilizowanego społeczeństwa. Wolność oznacza prawo do wydawania naszych pieniędzy tak, jak nam się podoba, i do rozmawiania z naszymi prawnikami i bankierami bez obawy, że działają w imieniu państwa.

  • Rośnie władza państwa. Przepisy podatkowe większości krajów są tak rozbudowane, że nawet prawnicy i księgowi mają kłopoty z ich interpretacją. Wszyscy nieświadomie je naruszają. Im więcej przepisów, tym większa władza państwa i proporcjonalnie mniejsza wolność jednostki. John Mitchell, prokurator generalny za prezydenta Nixona, miał powiedzieć swemu szefowi: „Powiedz mi, kogo trzeba aresztować, a ja znajdę przepis, który złamał”. Prawdopodobnie nie musiałby wychodzić poza prawo podatkowe. W odniesieniu do każdego.

Smutna i tragiczna historia władzy państwowej wygląda tak, że im większa władza, tym większe prawdopodobieństwo jej nadużywania. Taką tezę postawiono niedługo po wprowadzeniu podatku dochodowego. Richard E. Byrd, przewodniczący wirgińskiej legislatury stanowej, przewidywał: „Waszyngton wyciągnie rękę i położy ją na interesach każdego człowieka. […] Wysokie grzywny nakładane przez odległe i nieznane trybunały będą nieustanną groźbą wiszącą nad podatnikiem. Na stany spadnie armia federalnych urzędników, szpiegów i detektywów”.

Podatek dochodowy zmienił stosunki między podatnikiem i państwem. Podatnicy zatrzymują część swoich zarobków, a państwo zagarnia resztę. Władze podatkowe wedle własnego uznania wydają nasze ciężko zarobione pieniądze.

  • Zmniejsza się kapitał inwestycyjny. Jedna z fundamentalnych i ugruntowanych tez zdrowej ekonomii brzmi, że poziom życia obywateli zależy od inwestycji kapitałowych, przy czym dzisiaj kapitał oznacza nie tylko narzędzia, fabryki i sprzęt, ale również kapitał ludzki. Inwestycje kapitałowe wymagają, aby środki były oszczędzane, a nie konsumowane. Najlepiej ujął to Ludwig von Mises: „Konfiskowanie zysków biznesu nie jest korzystne dla mas. Nie pozwala efektywnemu przedsiębiorcy zwiększyć wysiłków na rzecz lepszego i tańszego zaopatrywania konsumenta oraz chroni mniej efektywnych przed konkurencją ze strony wchodzących na rynek bardziej efektywnych. Postęp i ciągłą poprawę zastępuje nieelastycznością i niezmiennością”.

Utrudnianie nadmiernymi podatkami produkcji bogactwa w celu stworzenia wrażenia równości to nie humanitaryzm, lecz zwykła głupota, ponieważ wszystkim powodzi się gorzej – a zwłaszcza biednym.

  • Polityka podatkowa jest „zharmonizowana”, to znaczy „skartelizowana”. Harmonizacja podatkowa oznacza bicie podatkami po głowie. Hipokryzja rządów, które biją po głowie azyle podatkowe, jest przerażająca. Gdyby w krajach OECD obowiązywała łagodna polityka podatkowa, większość ludzi, którzy korzystają z rajów podatkowych, nie zadawałaby sobie tego trudu.

Przekonanie, że harmonizacja podatkowa to rozsądna polityka, ma swoje korzenie w błędnym poglądzie, że wydatki publiczne są dobre, a wydatki prywatne są złe. Argument „prywatna zamożność/publiczna nędza” usankcjonował nieżyjący już John Kenneth Galbraith – patron etatystów – w książce „The Affluent Society” z 1958 roku. Tymczasem historia uczy, że jeśli zostawia się ludzi w spokoju i utrzymuje podatki na niskim poziomie, gospodarki rozkwitają i ludzie prosperują. Gdyby unikanie podatków było niemożliwe, tyrański reżim do cna wycisnąłby podatkową pomarańczę.

Widzisz źdźbło w oku bliźniego…

Jednym z najnowszych wyczynów OECD jest zmuszenie zagranicznych centrów finansowych do podpisania porozumień o wymianie informacji podatkowych (TIEA), zmuszających władze tych centrów do udzielania informacji. Niepodpisanie odpowiedniej liczby TIEA może spowodować, że dany kraj znajdzie się na czarnej liście. To jest taktyka klasowego tyrana.

Trafienie na czarną listę oznacza, iż zachodzi podejrzenie, że w kraju tym dzieją się jakieś szemrane sprawy, że przepisy o tajemnicy chronią pranie pieniędzy, terrorystów, oszustów podatkowych i inne finansowe szumowiny. Tymczasem nieskazitelną reputację Stanów Zjednoczonych podważyły ostatnio badania przeprowadzone przez Jasona Sharmana z australijskiego Griffith University. Sharman sprawdził, jak łatwo można założyć anonimowe konto bankowe w różnych krajach, także w rajach podatkowych. Okazało się, że najbardziej rygorystyczne kryteria obowiązują w małych wyspiarskich rajach podatkowych, a najmniej rygorystyczne w Somalii i Stanach Zjednoczonych, gdzie można założyć konto bez dokumentu potwierdzającego tożsamość. Premier Luksemburga Jean-Claude Juncker skomentował to następująco: „Jeśli musi istnieć czarna lista, to należy na niej umieścić Amerykę”.

Konkurencja podatkowa zmusza państwa do staranniejszej refleksji przed wydaniem publicznych pieniędzy i uwalnia większe środki inwestycyjne dla przedsiębiorców. Wbrew obiegowemu przekonaniu kraje z niskimi podatkami nie przejmują kapitału od krajów z wysokimi podatkami, lecz umożliwiają podejmowanie lepszych i bardziej efektywnych decyzji inwestycyjnych.

Biblia ustanowiła 10-procentową stawkę podatkową zwaną dziesięciną. Państwom tyle powinno wystarczyć, ale nie robiłbym sobie w tej kwestii zbyt dużych nadziei.

Kraje z niskimi podatkami są afrontem dla krajów z wysokimi podatkami, które uważają się za uprawnione do mówienia reszcie świata, jak ma żyć, narzucają wszystkim innym swoje systemy podatkowe. To jest prawdziwy imperializm finansowy.

Robert Stewart – ekonomista, doktor ekonomii. Jest prezesem kilku funduszy inwestycyjnych. Ostatnio opublikował A Guide to the Economy of Bermuda.

(c) PAP/Photoshot/

Tagi