Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Podnoszenie podatków głośno i po cichu

Najwyższe stawki podatków od dochodów osobistych na całym świecie od 10 lat stoją niemal w miejscu. Z raportu doradców podatkowych z KPMG wynika, że na ich podwyższenie decydują się bardzo nieliczne państwa. Znakomita większość legislatur i rządów nadal trzyma broń fiskalną u nogi i raczej wie co robi. W końcu jaki sens drażnić obywateli PIT-em, jeśli jest VAT.
Podnoszenie podatków głośno i po cichu

CC BY-SA 401(K) 2012

Nie zmieniają tej oceny spektakularne, lecz w skali globalnej incydentalne kroki, podjęte przede wszystkim we Francji i Hiszpanii.

Nad Sekwaną najwyższa stawka dla dochodów rocznych przekraczających 250 tys. euro, która w 2011 r. wynosiła 41 proc., w 2012 r. została podniesiona do 45 proc. Największy rozgłos wywołała jednak w Europie i na świecie decyzja nowego prezydenta François Hollande’a – o wprowadzeniu podatku de facto konfiskacyjnego, w wysokości 75 proc. od dochodów rocznych przekraczających 1 mln euro.

W Hiszpanii zastosowano bardziej skomplikowane rozwiązanie. Na lata 2012 i 2013 wprowadzono tzw. podatek uzupełniający i dodatkowy przedział podatkowy dla osób z dochodami powyżej 300 tys. euro rocznie. W rezultacie wymiar PIT dla najmniej obciążanych podatników został zwiększony o 0,75 punktu procentowego (do 24,75 proc.), a najwyższy próg podniesiony o 7 pkt. proc. – do 52 proc.

Fiskus zachłanny

Przykład francusko-hiszpański bulwersuje, ale nie znawców tematu. Europa Zachodnia od dość dawna bowiem przoduje w skali globalnej w stawianiu wysokich wymagań fiskalnych swoim najbogatszym obywatelom. Do czołówki poborców podatkowych od lat należą: Szwecja (56,6 proc.), Dania (55,4 proc.), Holandia (52 proc.), Austria (50 proc.), Belgia (50 proc.) i Wielka Brytania (50 proc.).

A cały region, ze średnią 46,1 proc., bije na głowę resztę świata. Dla porównania, średnia stawka podatku dochodowego w Azji Wschodniej wynosi 33,3 proc., w Ameryce Północnej – 27,7 proc.

W bliskim sąsiedztwie zachodnioeuropejskich „ekstremistów” znalazło się inne państwo po zachodniej stronie, tyle, że nie z naszego kontynentu. Chodzi o zachodnioafrykański Senegal z 50-procentowym maksymalnym progiem podatku od dochodów indywidualnych.

W Japonii od pewnego pułapu dochodów trzeba dzielić się z fiskusem po połowie, ale już niebawem równowaga ta ulegnie zachwianiu. Od 2013 r. wprowadzony zostanie tu domiar podatkowy wynoszący 2,1 proc. podstawowego wymiaru PIT. Wpływy mają być przeznaczone na odbudowę zniszczeń po trzęsieniu ziemi, które uszkodziło m.in. siłownię atomową Fukushima. Ciekawe jest, że domiar ten został ustawowo ograniczony w czasie i będzie egzekwowany przez 25 lat, czyli do końca 2037 r.

Cenny umiar

W innych rejonach świata w cenie jest powściągliwość, choć nieprzesadna.

W Egipcie wprowadzono w 2012 r. nową stawkę 25 proc. dla tamtejszych superbogaczy. W Izraelu najwyższy próg został podwyższony z 45 do 48 proc. W Korei Płd. także wzrósł w br. o 3 pkt. proc. i wynosi teraz 38 proc.

Inny kolos azjatycki – Indie rozsądnie ściągają od dochodów indywidualnych maksymalnie 30 proc. Ta uderzająca wstrzemięźliwość jest nie tylko wynikiem zrozumienia potrzeby kumulowania kapitałów, ale też kompromisu korupcji i etatyzmu, mocno tam rozpanoszonych.

W Chinach, gdzie przepływami gotówki i kapitałami zarządza (lub usilnie stara się zarządzać) omnipotentne państwo, górna stawka podatku wynosi „zachodnioeuropejskie” 45 proc.

Spektakularne przełamanie trendu względnego umiarkowania, dostrzeganego niemal wszędzie poza Europą Zachodnią, może nastąpić w Stanach Zjednoczonych, jeśli do końca 2012 r. prezydent Obama nie dojdzie do porozumienia z republikańską opozycją w Kongresie. 1 stycznia 2013 r. USA stoczą się wówczas z tzw. fiskalnego urwiska, bowiem z powodów prawno-konstytucyjnych dojdzie m.in. do automatycznego podniesienia najwyższego progu podatkowego z 35 proc. do 39,6 proc.

Fiskus bezrobotny

Gdy myślimy raj, najczęściej mówimy – Karaiby. Sprawdza się to także w kontekście podatkowym. Większość wyspiarskich państw i terytoriów z rejonu Karaibów w ogóle nie pobiera podatków dochodowych. Stąd taka miłość zagranicznych podatników, zwłaszcza tych z górnej półki, choćby do Bahamów, Bermudów, Kajmanów.

Jest jednak znaczący wyjątek, plasujący się po przeciwnej stronie ekstremów. Najwyższą obecnie stawkę podatkową (58,95 proc.) spośród 114 państw prześwietlonych przez doradców KPMG, stosują władze holenderskiego terytorium zależnego Aruba, na karaibskiej wyspie nieopodal brzegów Wenezueli.

Do państw w ogóle niepobierających PIT zaliczają się też bastiony autorytaryzmu karmionego naftą i gazem. Do podatkowych oaz należą: Bahrajn, Brunei, Katar, Kuwejt, Oman, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Wschodniej Europie bliżej do raju

Jeśli zachód Europy przewodzi w dziele sprawiedliwości, rozumianej jako wywłaszczanie ludzi najbogatszych, to obszar najbardziej liberalnego myślenia zaczyna się zaraz na wschód za Odrą i Bugiem.

Otóż, w państwach Europy Środkowej i Wschodniej wysokość progu podatkowego wynosi średnio 16,7 proc. Większość krajów, będących jeszcze 20 lat temu pod kontrolą ZSRR, wprowadziła kilkunastoprocentowe opodatkowanie jednostopniowe, nazywane liniowym. Polska z systemem progresywnym i maksymalną stawką 32 proc. jest w tym rejonie jedynym znaczącym wyjątkiem. Formalnie system progresywny stosuje jeszcze inny istotny kraj – Ukraina, ale jest on tam wyjątkowo nielogiczny, bowiem obowiązują dwie stawki 15 i 17 proc. Tak mała różnica między nimi nie usprawiedliwia administracyjnej mitręgi utrzymywania progresji.

Kolejnych potwierdzeń tezy, że podwyższanie najwyższych progów podatkowych stanowczo nie jest w modzie, dostarczają informacje z paru liczących się państw świata. Od kwietnia 2013 r., czyli z początkiem nowego roku budżetowego zostanie obniżony najwyższy próg podatkowy w Wielkiej Brytanii, z 50 do 45 proc. W Meksyku też redukcja, ale dwustopniowa: najpierw w 2013 r z 30 do 29 proc., a w 2014 r. do 28 proc.

Wyczucie proporcji sprawia, że dopiero po tych przykładach można pogratulować mieszkańcom Fidżi. Doświadczyli oni w 2012 r. iście królewskiego cięcia marginalnej stawki – aż o 11 pkt. proc., z 31 do 20 proc. Warto tu zwrócić uwagę, że władzę nad archipelagiem kilkuset wysp i wysepek Fidżi sprawuje wojskowy dyktator, a takiemu łatwiej wprowadzać zmiany – obojętnie w jaką stronę.

Polska w stanach średnich

Wynagrodzenia za pracę są pomniejszane do wartości netto w dwóch rzutach: podatkowym i składkowym. Podatek dochodowy może być symboliczny, ale wskutek dużych składek obywatelowi „na rękę” może zostać mniej niż w kraju o wysokich maksymalnych progach podatkowych.

Jaskrawego potwierdzenia takiej możliwości dostarcza Bośnia i Hercegowina. Najwyższa stawka podatkowa wynosi tam 10 proc. Obywatele Bośni i Hercegowiny osiągający dochody o równowartości 100 tys. dol. otrzymują jednak netto zaledwie 62,5 tys. dol., chociaż podatku dochodowego odprowadzają efektywnie tylko 6,5 tys. dol. Resztę daniny (31 tys. dol.) płacą w składkach na ubezpieczenie społeczne.

Raport KPMG o maksymalnych stawkach PIT oraz składkach na ubezpieczenia społeczne w 114 państwach, pt. Individual Income Tax and Social Security Rate Survey 2012”, potwierdza dane z innych miarodajnych źródeł, że Polska nie należy do państw hodujących szczególnie napastliwego fiskusa. Mieścimy się w stanach średnich, choć gdy ktoś jest szczególnie zajadły, może próbować bronić oceny, że są to stany średnie, wyższe.

Według kalkulacji KPMG, efektywne obciążenie dochodu w wysokości 100 tys. dolarów wynosi w Polsce 35,3 proc. (27,9 proc. podatku dochodowego i 7,4 proc. składek opłacanych przez zatrudnionego). Bezpośrednio przed nami jest Turcja (35,8 proc.), a zaraz za nami Hiszpania (również 35,3 proc.). Przoduje w tym rankingu Belgia (46,2 proc.), a jeśli pominąć ostatnie Makau i przedostatni sułtanat Brunei, zestawienie zamyka Kuwejt (8,1 proc.) i Albania (10 proc.).

Ludzie trzy razy bogatsi mają się w Polsce relatywnie tylko ciut gorzej, bo przy dochodach o równowartości 300 tys. dol. łączne obciążenie wynosi 35,5 proc. (30,6 proc. w podatku i 4,9 proc. w składkach). Na tym poziomie dochodów Polska spada w porównaniach międzynarodowych na pozycję nieco bliżej środka grupy. Przed nami, z wyższymi efektywnymi obciążeniami podatkowo-składkowymi, są m.in. Chiny, Japonia, Australia, Indie. Na samym czele Francja (54 proc.). Za Polską mamy m.in. USA (30,5 proc.), czy Czechy (18,6 proc.). Na końcu tego zestawienia jest Kuwejt.

Teraz górą VAT i składki

Opracowanie KPMG ma przede wszystkim charakter przyczynkarski. I tak trzeba go traktować, nie czyniąc przy tym zarzutów z koniecznych ograniczeń i uproszczeń raportu. Jeśli jednak zainteresowanie nie kończy się na ciekawostkach, trzeba sięgnąć do innych źródeł.

W ciągu kliku ostatnich dekad nastąpiły jedynie niewielkie zmiany w strukturze przychodów budżetowych według rodzajów podatków. Długofalowa stabilność systemu, poglądów i rozwiązań podatkowych jest więc w cenie.

Kilka dekad temu głównym źródłem dochodów podatkowych w strefie OECD były podatki PIT. Ich udział w przychodach podatkowych ogółem sięgał w okresie 1975-85 nawet 30 proc. Jednak pogłębiające się w państwach rozwiniętych trudności z finansowaniem rosnących zobowiązań emerytalnych i zdrowotnych doprowadziły do istotnej korekty – teraz najwięcej wpływów zapewniają państwom rozwiniętym podatki od konsumpcji (VAT, podatki obrotowe oraz akcyza i wszelkie inne narzuty na ceny towarów), a w drugiej kolejności tzw. składki na ochronę socjalną (w nomenklaturze OECD składki na ubezpieczenia społeczne są – zgodnie z ich właściwościami – klasyfikowane jako podatki).

Przyczyny ewolucji są natury praktycznej. Podatki dochodowe to wynalazek, który nie wyrósł jeszcze z dolegliwości wieku młodzieńczego. Jeśli nie liczyć kilku epizodów, np. z okresu wojen napoleońskich i wojny secesyjnej w USA, ich historia ma zaledwie nieco ponad 100 lat. Podatki dochodowe najbrutalniej wkraczają w sferę prywatności (wszystko trzeba samemu policzyć, przekazać pod groźbą dane do urzędu i wykazać, że się nie oszukuje) więc nie cierpią go wszyscy – biedni, średni i bogaci, niezależnie od tego co mówią na głos.

Podatki od konsumpcji oraz składki pobierane w imię bieżących (zdrowie) lub przyszłych (emerytury) korzyści są skuteczniejsze. Zapewniają też szerszą bazę podatkową. VAT, akcyza lub podatek obrotowy są opłacane również z dochodów uzyskiwanych w szarej i czarnej strefie, która z definicji nie poddaje się podatkom dochodowym. Dzięki powszechności i rozmiarom handlu, stawki podatków konsumpcyjnych są relatywnie niskie, a ich pobór stosunkowo prostszy i tańszy w porównaniu z egzekwowaniem podatków dochodowych.

Struktura-przychodów-podatkowych-w-strefie-OECD CC by Tax Credits

CC BY Tax-Credits, DG

Oświecony pragmatyzm

Za umiarkowaniem w kwestii podatku dochodowego przemawiają też względy polityczne. Badacze z George Mason University przeanalizowali deklaracje podatkowe Amerykanów za 2008 r. Wynika z nich, że 1 proc. najbogatszych obywateli (1,4 mln deklaracji) wpłaciło 38 proc. federalnego podatku dochodowego pobranego w tymże roku. Połowa potencjalnych podatników, z grupy obejmującej mieszkańców Stanów Zjednoczonych od niezamożnych do najbiedniejszych (70 mln deklaracji), dostarczyła fiskusowi zaledwie 2,7 proc. wpływów z federal income tax.

Wpłaty-federalnego-podatku-dochodowego-w-USA CC BY-SA by 401(K) 2012

CC BY-SA by 401(K) 2012, DG

Według danych Tax Policy Center za lata 2009-2010, prawie połowa (45 proc.) amerykańskich podatników w ogóle nie płaciła podatku dochodowego. W tej grupie ok. 25 proc. stanowiły osoby zarabiające do 10 tys. dolarów rocznie, a ok. 30 proc. osoby z dochodami 10-20 tys. dolarów. Reszta to osoby ze wszystkich innych przedziałów dochodowych.

Dane te uświadamiają, że jeśli sprowadzać dyskurs do krzywd, to są to głównie krzywdy polegające na braku wystarczającego dostępu do przyzwoitych dochodów. Tysiące lat historii dowodzą zaś, że naprawianie krzywd podatkami, to bardzo pokrętny koncept.

Gorące uczucia – od aprobaty do gwałtownej krytyki – budzi w Stanach Zjednoczonych obrazek wyrysowany kilka lat temu w The Wall Street Journal na podstawie danych, które miałyby świadczyć o istnieniu tzw. prawa Hausera (William Kurt Hauser – bankier inwestycyjny i emerytowany przewodniczący Hoover Institution, afiliowanej przy Uniwersytecie Stanforda). Hauser zauważył, że przez ok. 6 dekad wpływy z podatku dochodowego, mierzone ich udziałem w PKB, wynosiły zawsze poniżej 19 proc., a okresowe odchylenia od tej wartości były bardzo małe, chociaż różnice w wysokości krańcowych stawek były jednocześnie ogromne. W okresie 1952-53 najwyższa stawka podatkowa w USA wynosiła np. aż 92 proc., a w latach 1988-1990 – tylko 28 proc. Jednak relacja wpływów z podatku dochodowego do PKB stała niemal w miejscu.

Wszystko już zatem było i nadal mało z tego wynika. Dyskusja o granicach podatku dochodowego nie ma sensu ponieważ najpoważniejszym argumentem za podnoszeniem maksymalnych stawek jest sprawiedliwość, a tę – ze względu na dokuczliwy brak jasnej i precyzyjnej definicji – każdy rozumie inaczej.

Problem byłby mniejszy, gdyby bogatych było znacznie więcej niż biednych i w tym właśnie kierunku powinna zdążać ludzkość. Tymczasem jedyna rada na kłopot, gdzie postawić fiskusowi szlaban. to oświecony pragmatyzm.

Jan Cipiur

CC BY-SA 401(K) 2012
Struktura-przychodów-podatkowych-w-strefie-OECD CC by Tax Credits
Struktura-przychodów-podatkowych-w-strefie-OECD CC by Tax Credits
Wpłaty-federalnego-podatku-dochodowego-w-USA CC BY-SA by 401(K) 2012
Wpłaty-federalnego-podatku-dochodowego-w-USA CC BY-SA by 401(K) 2012

Otwarta licencja


Tagi