Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Shenzhen testuje wymienialność juana

Miasto Shenzhen stało się oficjalnym poligonem nowych rozwiązań gospodarczych w Chinach. Po sukcesie strefy ekonomicznej, władze w Pekinie zamierzają wypróbować w nim pełną wymienialność juana. Powodzenie eksperymentu może być początkiem międzynarodowej kariery juana jako waluty światowej.
Shenzhen testuje wymienialność juana

Branża projektowania i designu ma się stać ważną dziedziną gospodarki (fot. A.Kaliński/OF)

Shenzhen (Szendżen) obrazuje w pigułce historię chińskiego cudu gospodarczego. Z małej rybackiej osady w ciągu 30 lat wyrosła wielka, ponad 13-milionowa metropolia, prężny ośrodek gospodarczo-finansowy.

Wszystko za sprawą utworzenia tutaj, w 1980 r., pierwszej w Chinach specjalnej strefy ekonomicznej (SEZ). Na początku jej celem było sprawdzenie, jak po latach polityczno-ekonomicznych eksperymentów, dodajmy fatalnych, a nawet tragicznych w skutkach, Chiny poradzą sobie z wolnym rynkiem. Poradziły sobie na tyle dobrze, iż wkrótce całe stały się jedną, wielką, specjalną strefą ekonomiczną, którą pozostają do dziś, chociaż wciąż pod ścisłą kontrolą komunistów.

Mini-Hongkong wchodzi do gry

Cały wielki biznes w Shenzhen i delcie Rzeki Perłowej ma wsparcie w silnym sektorze finansowym, a samo miasto pod tym względem stanowi prężny ośrodek. Obecnie na 45 miast, zaliczanych do finansowych potęg świata, Shenzhen jest na 19 miejscu. I z roku na rok pnie się w górę. Najwyżej na tej liście, z miast Chin notowany jest Szanghaj, miejsce 6. oraz Pekin, miejsce 11.

Właśnie w dziedzinie finansów Shenzhen czeka kolejny eksperyment. Jeśli się uda, będzie wdrażany w Chinach na szerszą skalę, a efektem końcowym może być umiędzynarodowienie chińskiej waluty i uczynienie z juana pieniądza światowego. To właśnie tu chiński rząd postanowił przetestować, jak w laboratorium, pełną wymienialność RMB.

W regionie delty Rzeki Perłowej, gdzie leży Shenzhen, juana będzie można swobodnie wymieniać.

Najpierw tylko w wydzielonej, na południu metropolii, strefie ekonomicznej Qianhai Bay (15 km kw.), graniczącej z Hongkongiem. Będą tu realizowane usługi wymienialności na rachunku kapitałowym oraz promowana współpraca inwestycyjna i kooperacja finansowa z wyspą.

Strefę już „ochrzczono” mianem mini-Hongkongu i nie bez racji, gdyż naśladuje ona przepisy i regulacje finansowe obowiązujące w HK. Hongkońskie firmy będą mogły otwierać w pobliskiej prowincji Guangdong, gdzie leży Shenzhen, swoje oddziały, wspierające finansowo handel. Natomiast bankom z wyspy wolno będzie kredytować firmy w strefie Qianhai Bay. W drugą stronę: przedsiębiorstwa chińskie będą mogły w bankach Hongkongu składać swe depozyty oraz wymieniać je na inne waluty (dotąd swoje nadwyżki handlowe mogły one trzymać wyłącznie w juanach). Przygotowania do całej operacji pochłoną 45 mld dol., ale mają się zwrócić z nawiązką.

W Chinach pojawiły się w związku z tym opinie, że Shenzhen stanie się w ten sposób konkurentem dla Szanghaju, którego władze zapowiedziały, że w 2020 r. miasto będzie światowym centrum finansowym nr 1. Być może to jednak Shenzhen przegoni pod tym względem Szanghaj?

W podtekście chodzi o nieskrywaną w Chinach rywalizację między najsilniejszymi miastami, których włodarze mają ambicje „pokazania się” od jak najlepszej strony, bo ma to przełożenie na ich siłę polityczną i pozycję w Pekinie.

Lu Zhengwei, główny analityk tutejszego Industrial Banku, twierdzi jednak, że nic takiego nie ma miejsca. Przyznaje jednak, iż wiele nowych rozwiązań testowanych w Shenzhen może potem, w pierwszej kolejności, zostać wdrożonych właśnie w Szanghaju.

Mamy zatem, choć na innym polu i w zupełnie odmiennych realiach ekonomicznych, powtórkę z tego, co wydarzyło się tutaj w 1980 r., kiedy powstała w Shenzhen pierwsza (SEZ), implementowana stopniowo w całych Chinach. Wiele wskazuje, że tak samo będzie i w tym przypadku. Pytanie tylko, czy z podobnymi rezultatami? Chińczycy są przekonani, że tak.

Strefa przełomu

Historia w tym przekonaniu ich umacnia. Bo to właśnie w Shenzhen podjęto 30 lat temu próbę przejścia od komunizmu wojennego, modelu nadal obowiązującego w Korei Północnej, do gospodarki kapitalistycznej. To tu radykalnie przestawiono w Chinach „ekonomiczną zwrotnicę”.

Nawet dla wielu ekspertów szendżeńska strefa to był to szok. Dlatego stanowiła na początku miejsce zamknięte i chronione przed wzrokiem samych Chińczyków, poza oczywiście tymi, którzy w niej żyli i pracowali.

Ponieważ wyniki gospodarcze SEZ i następnych stref, które wyrosły na wybrzeżu Chin, szybko przeszły najśmielsze oczekiwania samych pomysłodawców, model „socjalizmu o chińskiej specyfice”, zaproponowany jeszcze przez Deng Xiaopinga, stał się w ChRL obowiązującym do dziś.

Tylko od 2001 do 2005 r. gospodarka Shenzhen rosła rocznie średnio o 16,3 proc., czyli szybciej, aniżeli całych kontynentalnych Chin. Choć następne lata już tak dobre nie były, to mimo to PMB (produkt miejski brutto) Shenzhen w 2011 r. wzrósł o 10 proc., podczas gdy PKB w całych Chinach – o 9,2 proc.

Obecnie Shenzhen jest w Chinach kontynentalnych czwartym miastem pod względem wielkości PMB po: Szanghaju, Pekinie i Kantonie. Według międzynarodowych raportów, dotyczących tempa osiąganych wyników gospodarczych, np. Brookings Institutions and the LSE Cities, sytuuje się w pierwszej trójce miast świata i na pierwszym miejscu w Chinach kontynentalnych.

Teraz przed włodarzami Shenzhen, poza reformą finansową, która zakłada wymienialność juana, postawiono jeszcze inne zadanie. Jeśli przyniesie takie efekty jak SEZ, będzie powielane w uprzemysłowionych metropoliach, choć z nieco innym rozłożeniem akcentów.

Wielki dizajn w barakach

Miasto realizuje również pilotażowy program rządu centralnego, zakładający, że już nie ma być kojarzone z wielką fabryką wszelakich dóbr, choć jeszcze długo nią pozostanie, ale z innowacyjnością i kreatywnością.

Shenzhen ma stać się wzorcem dla innych metropolii Państwa Środka, przechodzących głęboką gospodarczą restrukturyzację. Akurat to miasto ma ku temu potencjał, bowiem to tutaj, przez 8 ostatnich lat zgłoszono najwięcej wniosków patentowych w Chinach.

Kolejny kierunek zmian ma objąć branżę dizajnersko-projektową. Tam gdzie jeszcze do niedawna istniały w mieście wielkie zakłady przemysłowe, teraz, po adaptacji i przebudowie hal, powstają lofty, w których m.in. mają swoje siedziby biura firm projektowych i dizajnerskich z całego świata. Ostatnie lata to ich prawdziwy wysyp.

Obecnie w Shenzhen działa ponad 6 tys. tego typu przedsiębiorstw. Zatrudniają 60 tys.ludzi, głównie młodych, z pomysłami, którzy projektują formy i kształty praktycznie wszystkiego, co powstaje w chińskich fabrykach, i nie tylko – od nadwozi samochodowych, po obudowy sprzętu AGD, telefonów komórkowych, komputerów, na opakowaniach kończąc.

Ten ruch dostrzegło nawet UNESCO wpisując miasto już w 2008 r. na prestiżową listę najbardziej kreatywnych metropolii świata, co zaowocowało organizowaniem tu corocznie wielu najważniejszych konferencji dizajnerów z całego świata (m.in. grudniowy Shenzhen Designers Day). Przemysł kreatywny, bo tak się go tu nazywa, tworzy już 7,1 proc. wartości PMB miasta i szacowany jest na 87,5 mld juanów (ok. 43 mld zł, 13,8 mld. dol.). Wielkość całego PMB Shenzhen wyniosła w 2011 r., w przeliczeniu na dolary, 182,57 mld.

Jednak ten nowoczesny i kosmopolityczny wizerunek Shenzhen, widoczny w jego centralnych rejonach, może być mylący. Tonące w tropikalnej roślinności centrale firm projektowych lub hi-tech, takich jak np. Huawei, czy ZTE, dzieli przepaść od ich hal produkcyjnych, położonych na dalekich peryferiach miasta.

Produkcyjne blaszaki ciągną się, często dziesiątkami kilometrów, wzdłuż autostrad prowadzących do chińskich miast wybrzeża i nie tylko. Pracuje w nich wielu robotników sezonowych (żyje ich w mieści ok. 3 mln) w warunkach dalekich od nowoczesności, choć wyroby które produkują są jej najwyższym osiągnięciem. Według samych chińskich badań, to właśnie w Shenzhen warunki pracy należą w Państwie Środka do najgorszych.

Dobrze unaocznił to głośny skandal, który wybuchł w zakładach tajwańsko-chińskiego giganta elektroniki, firmy Foxconn. W dwóch fabrykach w Shenzhen i jednej w Chengdu kilku pracowników popełniło samobójstwo, właśnie z powodu złych warunków pracy.

Sprawa nabrała światowego rozgłosu, bo to tam wytwarzane są dla Apple m.in. słynne iPhony, iPady oraz komputery iMac. Ponieważ Foxconn z racji tego, co i dla kogo produkuje jest znany, pod lupę wzięły go nie tylko tutejsze władze, ale także takie organizacje jak amerykańska Fair Labor Association. Poskutkowało to podniesieniem płacy podstawowej w fabrykach firmy do 1800 juanów czyli ok. 290 dol. (jeszcze dwa lata temu wynosiła ona tylko 900 juanów), skróceniem tygodniowego czasu pracy do mniej niż 60 godz. (łącznie z nadgodzinami) i wdrożeniem nowych standardów ochrony zdrowia i bezpieczeństwa pracy.

Oficjalnie, chińskie przepisy pozwalają na 40 regularnych i 9 nadliczbowych godzin pracy, ale mało kto ich przestrzega. Nie są tym zainteresowani ani pracownicy, ani pracodawcy. Ci pierwsi, często robotnicy sezonowi przybyli z całych Chin, biorą jak najwięcej nadgodzin, by lepiej zarobić, a ci drudzy wykorzystują to bez skrupułów.

To także walnie przyczynia się do sukcesów chińskich eksperymentów ekonomicznych i finansowych. W Shenzhen i gdzie indziej.

Adam Kaliński

Branża projektowania i designu ma się stać ważną dziedziną gospodarki (fot. A.Kaliński/OF)

Otwarta licencja


Tagi