Nawet ojciec Strefy Euro chciał, by była mniejsza

Kryzys zadłużenia kilku krajów Unii, którego konsekwencją może być dezintegracja strefy euro, postawił na nowo kwestię fundamentów wspólnej waluty. Euro powstało z powodów politycznych, ekonomiczne zalety były przeszacowane, nie doceniono zagrożeń. O spójną politykę fiskalną i dyscyplinę w strefie mógłby zadbać europejski Minister Finansów.
Nawet ojciec Strefy Euro chciał, by była mniejsza

Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, zaproponował utworzenie europejskiego Ministerstwa Finansów. (CC By SA WEF)

Zniesienie wszelkich barier handlowych i ryzyka kursowego zwiększyło obroty wewnątrz strefy euro o 50 proc. w ciągu kilku pierwszych lat funkcjonowania wspólnej waluty, a obroty Unii Europejskiej z resztą świata wzrosły aż o 80 proc. Wspólna waluta wymusiła poprawę efektywności europejskich firm, poddanych silniejszej konkurencji w skali całego kontynentu. Ułatwiła przepływ kapitału i bardziej efektywne jego wykorzystanie. Ale pojawiły się też zagrożenia, których nie przewidywano (lub nie doszacowano) w momencie tworzenia koncepcji euro: niedostosowanie stóp procentowych do sytuacji poszczególnych gospodarek krajowych, błędna ocena ryzyka, związanego z nierównowagą fiskalną w poszczególnych krajach oraz nierównowagą w wymianie handlowej.

Rynki finansowe za późno zareagowały na problem rosnącego zadłużenia Grecji i na gigantyczne aktywa banków irlandzkich. Kraje te były postrzegane jako część dużej i względnie stabilnej strefy gospodarczej. Grecja nie byłaby w stanie się tak zadłużyć, gdyby musiała suwerennie finansować swój dług. Obecność we wspólnej strefie walutowej sprawiła, że kraj przez blisko dekadę mógł bez trudu finansować wydatki publiczne, emitując nisko oprocentowane obligacje, które rynki finansowe traktowały jako niemal równie wiarygodne jak obligacje niemieckie.

Za duża strefa

Profesor Robert Mundell, noblista, uważany jest za intelektualnego ojca wspólnej waluty europejskiej. Już w latach 70. był entuzjastą stworzenia w Europie wspólnej strefy walutowej. W swej sztandarowej pracy „The Theory of Optimum Currency Areas” opublikowanej w roku 1961 w „American Economic Review”  opowiadał się jednak za małymi obszarami wspólnej waluty. Europejska „dwunastka”, w której zostało wprowadzone euro w 1999 roku z pewnością nie była „obszarem optymalnym”. Już na samym początku większość krajów nie spełniała kryteriów z Maastricht. Zgoda na przyjęcie ich do strefy euro (Grecja jest przykładem wyjątkowo jaskrawym) wynikało z przyczyn politycznych, a nie było wynikiem poszukiwania rozwiązań optymalnych.

Euro miało być krokiem ku szybszej integracji Unii Europejskiej. Kryteria z Maastricht miały wymusić jednolitą politykę gospodarczą. Europejski Bank Centralny miał się stać (i w rzeczywistości stał się) potężną instytucją ponadnarodową, prowadzącą politykę monetarną w skali europejskiej.

Pomysł wspólnej waluty był jednak od samego początku „niedomknięty”. Niskie stopy procentowe, będące rezultatem polityki gospodarczej najbardziej stabilnych krajów (przede wszystkim Niemiec) stwarzały pokusę „jazdy na gapę” kilku innych krajów – przede wszystkim Grecji, Włoch, Belgii, Portugalii. Nie stworzono instytucjonalnych narzędzi, wymuszających stosowanie się do zaleceń Paktu Stabilności i Wzrostu.

Co więcej, Pakt został naruszony przez Niemcy i Francję, które w latach 2002-2004 miały deficyt przekraczający 3 proc. PKB. Nie spotkała ich za to żadna kara. Przeciwnie – pod naciskiem tych właśnie dwóch krajów reguły Paktu zostały zmodyfikowane (kryteria traktowano mniej restrykcyjnie), a w konsekwencji przestały być traktowane poważnie. Ten efekt demonstracji odbił się na postępowaniu innych krajów. Tam, gdzie słabsze były mechanizmy dyscypliny wewnętrznej, interwencja Niemiec i Francji w reguły Paktu została odczytana jako wprowadzenie pełnej uznaniowości zasad, obowiązujących w strefie euro.

Nieśmiałe próby dyscyplinowania

Kryzys zadłużenia skłonił najważniejsze kraje strefy euro do poszukiwania instytucjonalnych sposobów wymuszania większej dyscypliny. Kilka działań w tym kierunku zostało już podjętych.

W styczniu 2011 r. odbyła się pierwsza konferencja „Europejski Semestr”, która ma odbywać się co sześć miesięcy i stać się narzędziem koordynowania polityki gospodarczej krajów Unii Europejskiej. To instrument miękki, gdyż podczas Europejskiego Semestru nie podejmuje się żadnych wiążących decyzji.

Twardszym instrumentem dyscyplinowania krajów, łamiących zasady Paktu Stabilności i Wzrostu, mają być automatyczne kary, nakładane na kraje, mające zbyt wysoki deficyt fiskalny. Rozwiązanie to zaproponowała Komisja Europejska we wrześniu 2010 roku. Kraje naruszające dyscyplinę budżetową będą musiały przekazywać do kasy Unii nieoprocentowany depozyt wartości od 0,1 do 0,2 proc. PKB. Podobne kary będą grozić krajom, które dopuszczą do nierównowagi w wymianie z zagranicą. Jeśli rekomendacje Komisji Europejskiej, dotyczące obniżenia deficytu nie zostaną przez kraj członkowski zastosowane, depozyt przepadnie.

Zasady te mają być przyjęte jeszcze w tym roku. Wprawdzie kara nie będzie dramatycznie dotkliwa, ale będzie nakładana automatycznie – to znaczy nie będzie podlegała negocjacjom politycznym. Karą dodatkową będzie napiętnowanie przez opinię publiczną rządu, który dopuścił do przekroczenia deficytu.

Ściślejszą koordynację polityk gospodarczych zaproponowała kanclerz Angela Merkel, zgłaszając pomysł „Paktu dla konkurencyjności”, do którego miałyby przystąpić niektóre (ale nie wszystkie) kraje Unii Europejskiej. Do „Paktu” została zaproszona także Polska, jako jeden z kilku krajów spoza strefy euro. Kraje, które podpiszą „Pakt” miałyby się zobowiązać do: zniesienia indeksacji płac, wzajemnego uznawania dyplomów poświadczających wykształcenie i kwalifikacje zawodowe, stopniowego ujednolicenia zasad, dotyczących podatku dochodowego od firm, dostosowania systemów emerytalnych do demograficznych trendów, wprowadzenie do konstytucji zapisów, dotyczących maksymalnej, dopuszczalnej wysokości długu publicznego, ustanowienie mechanizmu zarządzania kryzysowego system bankowego.

Pomysł „Paktu dla konkurencyjności”, następnie przemianowanego na „Pakt euro plus” został ogłoszony w marcu. Szybko przestał być tematem dyskutowanym w mediach i być może był tylko jednym z wielu pomysłów na przyspieszenie integracji Unii.

Potrzebne zmiany instytucjonalne

Propozycją jeszcze dalej idącą jest utworzenie europejskiego Ministerstwa Finansów, które dbałoby o spójną politykę fiskalną krajów członkowskich Unii Europejskiej, a przynajmniej strefy euro. Propozycję taką zgłosił Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego.

W przemówieniu, wygłoszonym 2 czerwca  szef Europejskiego Banku Centralnego bronił projektu euro, pokazując jego zalety. Mówił o otwartości gospodarek eurolandu, wzroście ich efektywności. Wezwał do głębokich przemian instytucjonalnych w Unii Europejskiej, które stworzą z niej „nowego typu konfederację suwerennych państw”. Wymagać to będzie – zdaniem Jeana-Clauda Trichet – przyjęcia nowego Traktatu Europejskiego, który określi sposób podejmowania decyzji w Unii.

„Czy w tej Unii jutra lub pojutrza, w której funkcjonować będzie wspólny rynek, wspólna waluta i bank centralny, wprowadzenie Ministerstwa Finansów Unii Europejskiej będzie zbyt śmiałym pomysłem?” – pytał retorycznie. „Niekoniecznie ministra, który będzie administrował wielkim federalnym budżetem. Ale ministra, który byłby obarczony bezpośrednią odpowiedzialnością co najmniej w trzech dziedzinach:

Po pierwsze – sprawował będzie nadzór nad polityką fiskalną i polityką konkurencyjności krajów strefy euro. Jednocześnie byłby on bezpośrednio odpowiedzialny za finanse kraju, znajdującego się w „drugim etapie” (Trichet ma na myśli kraje, które mimo wcześniejszych ostrzeżeń nie wypełniają zaleceń, uzgodnionych z władzami Unii Europejskiej).

Po drugie – byłby odpowiedzialny za pełną integrację sektora finansowego i usług finansowych wewnątrz Unii.

Po trzecie – reprezentowałby Unię Europejską w międzynarodowych instytucjach finansowych”.

Trichet zaznaczył, że nie musi być to nowa funkcja. Kompetencje ministra finansów UE może sprawować któraś z obecnie istniejących instytucji.

Rozważania Tricheta można uznać za futuryzm. Ale jego pomysł został poparty przez kilka znaczących osób. Nout Wellink, szef banku centralnego Holandii oświadczył, że strefa euro potrzebuje „instytucjonalnych rozwiązań, typowych dla unii politycznej”. Według niego powołanie ministra finansów Unii Europejskiej byłoby znaczącym krokiem we właściwym kierunku”.

Dylematy integracji

Hans-Werner Sinn, prezes niemieckiego instytutu Ifo i wpływowy doradca niemieckiego rządu, twierdzi, że konstrukcja strefy euro zawiera luki i wymaga korekt. Na konferencji, jaka odbyła się w końcu maja – Munich Economic Summit – stwierdził, że problemy stwarza system TARGET 2 (Trans European Automated Real Time Gross Settlement Express Transfer, czyli transeuropejski zautomatyzowany system rozrachunku brutto w czasie rzeczywistym). Kraje, mające chroniczny deficyt na rachunku bieżącym (takie jak Grecja) finansują go, pośrednio, kredytami z Europejskiego Systemu Banków Centralnych. A ponieważ banki centralne należą do poszczególnych państw, banki krajów mających nadwyżkę na rachunku bieżącym (np. Niemcy) finansują te, które mają deficyt.

To samo zdaniem Sinna dotyczy pośredniego finansowania przez Europejski System Banków Centralnych deficytów budżetowych. Sinn opowiada się za wprowadzeniem – na wzór Stanów Zjednoczonych – zakazu zadłużania się poszczególnych państw ponad pewien pułap. Problem w tym, że taki pułap został narzucony w Pakcie Stabilności i Wzrostu, ale nie był przestrzegany. Jak zdyscyplinować rządy, by przestrzegały przyjęte zasady dyscypliny finansowej?

W wywiadzie, jaki udzielił polskim mediom profesor Sinn mówił: „Potrzebujemy euro, aby kontynuować integrację ekonomiczną. Na razie uczymy się jakie reguły działają, a jakie nie, ale powinniśmy zabrać się do rozwiązywania problemu. W końcu Ameryce udało się określić te reguły, w gruncie rzeczy musimy tylko przenieść je do Europy (…) Koniec końców potrzebujemy wspólnego, europejskiego państwa”.

Przekonanie, że obecny poziom integracji nie gwarantuje stabilności strefy euro jest dość powszechne wśród publicystów ekonomicznych wpływowych europejskich mediów. „Strefa euro w obecnym kształcie upadła” – pisał w końcu maja w „Financial Times” Martin Wolf, jeden z najbardziej wpływowych publicystów tej gazety. „Opierała się ona na zestawie przepisów i instytucji, które okazały się nieskuteczne w pierwszym zetknięciu z realnymi finansami i finansowym kryzysem. Mamy tylko dwa wyjścia: iść do przodu i stworzyć ściślejszą Unię lub cofnąć się i stopniowo zlikwidować euro”. („Intolerable choices for the eurozone”, Martin Wolf, 31 maja 2011).

Wszyscy zgadzają się z tym, że jest to problem raczej polityczny niż ściśle ekonomiczny. Inny publicysta FT, polemizując z poglądami o konieczności ściślejszej integracji europejskiej pisał: „Ważne jest, by zrozumieć, że źródłem obecnego kryzysu są marzenia o politycznej unii Europy. Dla prawdziwych wyznawców unia walutowa była zawsze środkiem do ważniejszego celu. Była sposobem na „stworzenie Europy”. Wprawdzie pewne elementy tej konstrukcji zostały początkowo pominięte – jak ustanowienie ministra finansów Unii Europejskiej – ale miały być dodane później. Helmut Kohl – niemiecki kanclerz we wczesnych latach 90. był tak przekonany o potrzebie związania zjednoczonych Niemiec ze zjednoczoną Europą, że parł do stworzenia euro, mając przeciwko sobie 80 proc. opinii publicznej. („Political union cannot fix the euro”, Gideon Rachman, 20 czerwca 2011).

A zatem – uważa publicysta FT – konstrukcja strefy euro od początku była wadliwa i nie zasługuje na obronę.

Unia może pęknąć

Ale nawet jeśli zgodzimy się z tezą, że wspólna europejska waluta powstała w atmosferze przesadnego euro-entuzjazmu, to po ponad 10 latach istnienia jest faktem. Poważny kryzys strefy euro lub nawet jej likwidacja pociągałyby za sobą ogromne koszty gospodarcze – co więcej, trudne dziś do oszacowania. Uruchomiłoby to też proces dezintegracji Unii Europejskiej, także z trudnymi do przewidzenia konsekwencjami.

Wydaje się więc, że w Unii Europejskiej (w tym przede wszystkim w strefie euro) dojrzewa konieczność wprowadzenia korekty zasad, na jakich opiera się funkcjonowanie wspólnej waluty. Najprościej byłoby to zrobić (jak proponował Trichet) przez przyjęcie nowego Traktatu Europejskiego, przewidującego nowe instytucje (być może także instytucję ministra finansów UE) i nowe mechanizmy dyscyplinowania krajów członkowskich. Ale pamiętając o trudnościach z przyjęciem poprzedniego traktatu można się obawiać, czy próba przeforsowania nowych rozwiązań nie doprowadziłaby do pęknięcia Unii.

Pozostaje jeszcze pytanie – czy funkcja ministra finansów UE (z kompetencjami proponowanymi przez szefa EBC) jest konieczna dla utrzymania spójności Unii Europejskiej? Unia jest związkiem dobrowolnym. Kraje, które do niej przystępują mają rozmaite korzyści (także kraje „starej Unii”), więc powinny też poczuwać się do wypełniania obowiązków. Europejski minister finansów zapewne ingerowałby w politykę wewnętrzną krajów członkowskich, prowokując rozmaite spory. Albo stałby się najpotężniejszą postacią Unii Europejskiej, albo – co bardziej prawdopodobne – jego funkcja byłaby marginalizowana zwłaszcza przez rządy krajów dużych.

Nie da się sztucznie zadeklarować integracji, jeśli Europejczycy nie są na nią gotowi.

Jean-Claude Trichet, szef Europejskiego Banku Centralnego, zaproponował utworzenie europejskiego Ministerstwa Finansów. (CC By SA WEF)

Otwarta licencja


Tagi