Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Tajwańskiemu biznesowi łatwiej w Chinach niż odwrotnie

Tajwan obawia się siły chińskich juanów, ale tajwańskie banki chcą prowadzić handel w tej walucie. Chińskie media podkreślają stałe zacieśnianie kontaktów ekonomicznych między oboma brzegami Cieśniny Tajwańskiej. Sami Tajwańczycy bardziej obawiają się dziś chińskiej inwazji gospodarczej, niż zbrojnej, która przez lata wisiała nad ich głowami.
Tajwańskiemu biznesowi łatwiej w Chinach niż odwrotnie

Agitacja uliczna na kandydata z nr 5 przed wyborami na Tajwanie w 2010 r. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Chiny i Tajwan wzajemnie się nie uznają, co nie znaczy, że nie łączy ich coraz gęstsza sieć porozumień gospodarczych. Obroty handlowe wyraźnie rosną. W zeszłym roku zwiększyły się o ponad 10 proc. w porównaniu z 2010 r., osiągając wartość 16 mld dolarów. Są to dane za Ministerstwem Handlu Chin. Przy czym Tajwan zdecydowanie więcej do Chin sprzedaje aniżeli z nich sprowadza, a tym w handlu z Państwem Środka mało kto może się pochwalić. W 2011 r. importował z Chin towary za 3,51 mld dol., a eksportował za 12,49 mld.

W pożądaniu wzajemności

Po styczniowych wyborach prezydenckich na Tajwanie, w których zwyciężył urzędujący prezydent Ma Jing-cu z Partii Narodowej, wszystko wskazuje na to, że dobre relacje z Pekinem będą utrzymane. Nie oznacza to jednak, że obywa się bez zgrzytów i obaw, zwłaszcza z tajwańskiej strony.

Ponieważ dysponujące górą pieniędzy Chiny mogłyby Tajwan „wykupić”, dlatego ściśle reglamentuje on dostęp chińskiemu kapitałowi do swego rynku nieruchomości i finansowego. Sam natomiast stara się wejść na chiński rynek, i jest mu łatwiej niż innym.

Ostatnio np. 6 banków kontrolowanych przez tajwańskie władze zwróciło się do chińskiego regulatora finansowego o zgodę na prowadzenie działalności gospodarczej w chińskiej walucie, juanie i otwarcie swych oddziałów w ChRL. Pewnie taką zgodę otrzymają, w zamian rzecz jasna, za różne „koncesje” dla banków chińskich na tajwańskim rynku.

Chiny cały czas bowiem oczekują większego otwarcia się Tajwanu na swoje firmy, banki i eksport, cierpliwie znosząc brak równowagi w gospodarczych relacjach. Jest to częścią ich strategii wobec wyspy, nawet jeśli oficjalnie się do tego nie przyznają. Kuszą też cały czas swymi pieniędzmi i wielkim rynkiem, licząc w przyszłości na wzajemność.

Tajwańczykom łatwiej jest prowadzić interesy i inwestować w Chinach kontynentalnych, aniżeli Chińczykom robić interesy na Tajwanie. Lista ograniczeń wobec nich na wyspie jest długa i szczegółowa. Wzrostowi ekonomicznej potęgi Państwa Środka towarzyszy bowiem na Tajwanie obawa przed utratą niezależności, teraz bardziej w wyniku inwazji gospodarczej ze strony wielkiego sąsiada, aniżeli zbrojnej.

Ostrożnie z sąsiadem

W zagranicznych inwestycjach na Tajwanie dominuje Japonia i Stany Zjednoczone. Sektorowo, najwięcej ich w branży finansowej i ubezpieczeniowej – 1,42 mld dol., tuż za nią jest branża elektroniczna i komputerowa – 1,29 mld dol., dalej produkcja części i komponentów elektronicznych – 552 mln dol. Ogółem inwestycje zagraniczne na Tajwanie wyniosły w ubiegłym roku 9,53 mld dol. Tamtejsze ministerstwo spraw gospodarczych chce jednak przyciągnąć więcej inwestycji do tajwańskiego sektora usług, który, jak uważa resort, jest za mało konkurencyjny na arenie międzynarodowej. Chodzi zwłaszcza o takie usługi jak: marketing i reklama, logistyka.

Tajwan szczyci się świetnymi kadrami zwłaszcza w dziedzinie wysokich technologii. Często jednak kuleje promocja i reklama tego, co tutejszy przemysł hi-tech wytwarza. Jego wyroby, zwłaszcza komputery, tablety i smartfony takich marek jak ASUS, ACER, MSI, HTC należą do najlepszych na świecie i coraz bardziej znanych. Jednak bywa, że konsumenci kojarzą je z Japonią albo Koreą Płd., a nie Tajwanem, nad czym ten bardzo boleje. Próbuje to zmienić poprzez np. organizowanie wielkich imprez targowych, wychodząc z założenia, że nie ma lepszej reklamy i promocji. Tegoroczne, czerwcowe targi komputerowe Computex w Tajpei, będą drugą największą tego typu imprezą na świecie.

Biznesowa przepustka na kontynent

Samej gospodarce tajwańskiej jednak coraz trudniej jest obejść się bez chińskiego rynku. Tajwańskie duże firmy, jak wynika z ankiety przeprowadzonej przez tamtejsze ministerstwo gospodarki, chciałyby inwestować w Chinach w zieloną energię, biotechnologię, cloud computing („chmura obliczeniowa” to nowy rodzaj usług branży informatycznej) oraz rynek finansowy.

W Chinach widać ostatnio wyraźnie obecność także tajwańskiego małego biznesu, zwłaszcza w wielkich miastach, choć łatwo on nie ma. Tajwańczycy aktywni są w takich zwłaszcza branżach jak gastronomia i handel detaliczny. Chińskie władze wydały Tajwańczykom zgodę na tego typu działalność już w 9 swych prowincjach. W Pekinie powstały np. całe „tajwańskie ulice”, czyli budowane od podstaw pasaże handlowo-gastronomiczne, pełne tajwańskich barów, restauracji, spa oraz sklepów oferujących różne towary z wyspy. Na początku budziły one spore zainteresowanie, a nawet sensację wśród mieszkańców miasta. Szybko to jednak minęło i  wielu tajwańskich małych przedsiębiorców musiało zwinąć interes, gdyż nie udało im się trafić z ofertą w gusty swych kontynentalnych rodaków, o czym donoszą pekińskie media.

Przyczyna jest też inna. Obecnie Chińczykom coraz łatwiej pojechać na Tajwan, także indywidualnie, by zobaczyć oryginał na własne oczy, co przez wiele lat było nie do pomyślenia. Ruch turystyczny Chiny-Tajwan w ostatnich dwóch latach zdecydowanie się nasilił. Turystyka to ważna na wyspie dziedzina gospodarki, a i w Chinach wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa rozwija się coraz szybciej.

Już latem zeszłego roku uruchomiono program, w ramach którego mieszkańcy Pekinu, Szanghaju i Xiamenu mogą indywidualnie, w liczbie do 500 dziennie, odwiedzać wyspę. Teraz limit ten ma zostać podniesiony do 1000 osób i objąć kolejne chińskie miasta: Tianjin, Nankin, Kanton, Shenzhen, Hangzhou, Chengdu, Chongqing i Jinan.

Ukryte progi

Podpisana w 2010 r. umowa ramowa ECFA między Chinami a Tajwanem zniosła zasadnicze, polityczne bariery blokujące wzajemną wymianę gospodarczą, jednak problemów nie brakuje. Chiny bardzo liczą na złagodzenie wobec nich na Tajwanie ograniczeń inwestycyjnych. Z kolei tajwański biznes i przedsiębiorcy skupieni w stowarzyszeniu reprezentującym ich interesy w ChRL, dość sceptycznie patrzą ostatnio na perspektywy swych firm na rynku chińskim, i to nie tylko tych małych.

Chodzi m.in. o ograniczenia administracyjne polegające na tym, że Chińczycy stosują sporo pozataryfowych obostrzeń na tajwański import. Podobny zarzut formułują wobec Państwa Środka też inne kraje eksportujące tu swe towary, w tym Polska. Choć formalnie wiele importowych taryf celnych jest w Chinach obniżanych albo nawet likwidowanych, to pojawiają się inne „przeszkody” w postaci wymagania dodatkowych dokumentów takich jak: świadectw pochodzenia produktów, certyfikatów jakościowych, itp.

Bywa, że chińskie agencje rządowe lub przedsiębiorstwa tłumaczą, iż nic nie wiedzą o zniesieniu ceł, albo że przepisy jeszcze do nich nie dotarły. Tajwańscy biznesmeni skarżą się też na brak w Chinach taniej (!) siły roboczej, problemy z uzyskaniem pożyczek w chińskich bankach i ogólny wzrost kosztów prowadzenia tutaj biznesu.

W tajwańskich mediach nie brakuje ostrzeżeń kierowanych do tutejszych przedsiębiorców, aby dwa razy pomyśleli zanim zdecydują się na rozpoczęcie działalności gospodarczej na kontynencie. Prasa tajwańska donosi, że często wytyczne władz centralnych w Pekinie ignorowane są przez samorządy lokalne. Na skargi, iż tajwańskie firmy nie mogą liczyć na kontynencie na wsparcie ze strony chińskich banków, fachowe doradztwo prawne, itp. chińscy eksperci ekonomiczni i publicyści odpowiadają z pobłażaniem. Mówią, iż wsparcia takiego nie mają same chińskie firmy sektora małych i średnich przedsiębiorstw, co dnia walczące o przetrwanie, więc trudno by otrzymały je firmy tajwańskie.

Bezwzględna konkurencja

Huang Ming Chih, wiceprezes stowarzyszenia reprezentującego tajwańskie firmy w Chinach, twierdzi, że wielu przedsiębiorców ze względów ekonomicznych zamyka tu swe fabryki, a coraz więcej z nich myśli o przeniesieniu biznesu do Kambodży, Tajlandii, Bangladeszu i Wietnamu, gdzie koszty pracy są niższe.

Mimo tych kłopotów i wzajemnych pretensji, w perspektywie, chińsko-tajwańskie relacje gospodarcze mają w Pekinie wyraźne „zielone światło”. Zostało to nawet wpisane do głównych celów i zadań chińskiego XII Planu 5-letniego na lata 2011-2015.

Chiang Pin-kung, prezes Straits Taiwan Exchange Foundation mówiąc o perspektywach stosunków z Chinami po wyborach prezydenckich, w styczniu tego roku powiedział, że się one uspokoją co będzie mieć przełożenie także na relacje gospodarcze. Również Yen Sheng-chen, analityk z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Narodowego w Tajpei uważa, że problem Tajwanu stanie się mniej drażliwy aniżeli dotąd, zwłaszcza w relacjach Chin ze Stanami Zjednoczonymi.

Nie oznacza to, że w kontaktach gospodarczych wszystko przebiegać będzie bezproblemowo, bowiem na szczeblu lokalnym widać w Chinach czasem „obstrukcję” wobec tajwańskiego biznesu. Jednak wynika to często z bezpardonowej konkurencji jaka toczy się na chińskim rynku, a o której wiele tajwańskich firm nie miało pojęcia, zanim nie spróbowało na nim swych sił.

Kryzys zaciera różnice

Jednak tajwańska gospodarka stanęła przed jeszcze innymi poważniejszymi wyzwaniami, podobnymi do tych, przed którymi stoi teraz gospodarka Chin, czy Korei Płd. Chodzi o eksport, w przypadku Tajwanu zwłaszcza tych wyrobów, z których słynie i w których jest w światowej czołówce.

Spadający popyt w Europie, wywołany kryzysem zadłużenia, spowodował zmniejszenie zamówień na elektronikę użytkową, komputery, podzespoły i komponenty do nich. Gwałtowny spadek zaczął się już w listopadzie zeszłego roku i wyniósł, według danych tajwańskiego ministerstwa finansów, 21,9 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. W grudniu eksport ten spadł o kolejne prawie 15 proc. Trzeba dodać, że jeśli chodzi o szeroko rozumianą elektronikę – produkty informatyczne, panele, ekrany LCD czy półprzewodniki – to Tajwan, Korea Południowa i Japonia ostro ze sobą konkurują i to nie tylko o klienta europejskiego.

Tajwan, słabnący z powodu kryzysu eksportu do Europy, próbuje zrekompensować sobie sprzedażą na rynki wschodzące. Ministerstwo gospodarki kraju podało, że w 2011 r. zanotowano dwucyfrowy wzrost eksportu w tym właśnie kierunku. W obecnym roku planuje się wzrost o kolejne 8 –10 proc. Na samym Tajwanie w związku z załamaniem się eksportu na rynki europejskie rozgorzała debata, czy aby gospodarka kraju nie jest za mało zróżnicowana i zbytnio nastawiona właśnie na eksport.

Zdaniem Yin Chii-minga, szefa tutejszej Rady Planowania Gospodarczego i Rozwoju, kraj podtrzymując eksport musi jednocześnie zwiększyć inwestycje i wewnętrzną konsumpcję. Zdaniem Yina, konieczna jest też większa dywersyfikacja oferty w handlu zagranicznym. Bez tego Tajwan, skoncentrowany obecnie na hi-tech, jest zbyt podatny na wahania na rynkach światowych w jednej dziedzinie.

Wyspa handluje głównie ze Stanami Zjednoczonymi i Europą, a powinna, zdaniem tutejszych ekspertów gospodarczych, bardziej aniżeli dotąd zainteresować się właśnie rynkami wschodzącymi. Dlatego spadły przewidywania co do wysokości wzrostu tutejszej gospodarki w 2012 r.

Tajwański Instytut Badań Ekonomicznych obniżył swą prognozę PKB kraju do 3,96 proc. W listopadzie zeszłego roku przewidywano, że wzrost w 2012 r. wyniesie 4,22 proc. Do spadku przewidywań przyczyniły się głównie, co podkreślają tutejsi analitycy, słabsze perspektywy eksportowe w związku z kryzysem zadłużenia w Europie.

Jak widać dosyć podobne problemy i wyzwania, zwłaszcza eksportowe, stają obecnie zarówno przed gospodarką tajwańską jak i chińską, choć skala tych wyzwań jest nie do porównania.

Autor mieszka w Pekinie

Agitacja uliczna na kandydata z nr 5 przed wyborami na Tajwanie w 2010 r. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Otwarta licencja


Tagi