Autor: Mohamed El-Erian

Główny doradca ekonomiczny Allianz, publicysta Project Syndicate.

W USA rynek pracy ma wiele prędkości

Politycy i ekonomiści dołączają do inwestorów i razem z nimi uczestniczą w obrzędzie, który odbywa się w pierwszy piątek każdego miesiąca i ma ważne konsekwencje dla rynków globalnych. Obejmuje on przewidywanie, przyswajanie i reagowanie na miesięczny raport o zatrudnieniu, publikowany przez amerykańskie Biuro Statystyki Rynku Pracy.
W USA rynek pracy ma wiele prędkości

Mohamed El Erian

Przyjrzyjmy się raportowi BLS (Bureau of Labor Statistics) o zatrudnieniu, jak wynikom wszechstronnego badania kontrolnego amerykańskiego rynku pracy. Wśród wielu interesujących danych statystycznych zawiera on m.in. informacje, ile miejsc pracy utworzono i gdzie; jak ewoluują zarobki i liczba godzin przepracowanych; a także ilu jest poszukujących zatrudnienia, w jakim są wieku i jakie mają wykształcenie.

Mimo tego bogactwa danych powszechną uwagę przyciągają tylko dwie informacje: liczba utworzonych w ciągu miesiąca miejsc pracy w ujęciu netto (w sierpniu było ich 169 tys.) oraz stopa bezrobocia (w sierpniu – 7,3 proc., najmniej od grudnia 2008 roku). Łącznie wskazują one na stopniową i stałą poprawę ogólnych warunków na rynku pracy.

Są to oczywiście dobre wiadomości. Przecież nie tak dawno przyrost miejsc pracy był ujemny, a stopa bezrobocia utrzymywała się na poziomie 10 proc. Problem jednak w tym, że te trafiające na czołówki liczby tylko częściowo wyjaśniają, co może nas czekać.

Na przykład w danych o powstałych w ciągu miesiącach pracy pojawiają się zakłócenia, spowodowane rosnącym znaczeniem zatrudnienia w niepełnym wymiarze. Nie oddają one także rzeczywistości, jeśli chodzi o stagnację zarobków. Z kolei trafiająca na czołówki stopa bezrobocia nie odzwierciedla faktu, że coraz więcej Amerykanów opuszcza rynek pracy. Jest to zjawisko znajdujące wyraźne odbicie w spadku wskaźnika aktywności zawodowej do zaledwie 63,2 proc., czyli poziomu najniższego od 35 lat.

Żeby zorientować się w prawdziwej kondycji rynku pracy, trzeba zajrzeć do innych fragmentów raportu BLS. A to, co zawarte tam dane mówią zarówno o teraźniejszości, jak i o przyszłości, nie dodaje bynajmniej otuchy.

Zastanówmy się nad statystyką dotyczącą czasu trwania bezrobocia. W końcu, im dłużej jest ktoś bez pracy, tym trudniej mu później znaleźć pełnoetatowe zatrudnienie z przyzwoitą płacą.

W sierpniu BLS sklasyfikowało 4,3 mln Amerykanów jako długotrwale bezrobotnych. Stanowią oni 37,9 proc. wszystkich bezrobotnych i jest to wskaźnik niepokojący zważywszy, że globalny kryzys finansowy był pięć lat temu. A dane te —przypomnijmy — pomijają tych wszystkich zniechęconych Amerykanów, którzy nie szukają już pracy. Rzeczywiście: wskaźnik zatrudnienia, który jest bardziej wszechstronny (to relacja liczby zatrudnionych do liczby ludności w wieku produkcyjnym — przyp. tłum.) wynosi tylko 58,6 proc.

Stopa bezrobocia wśród młodzieży to kolejny zbyt mało doceniany wskaźnik, którego poziom jest alarmujący. Wynosi on 22,7 proc. — co oznacza ogromną liczbę amerykańskich nastolatków, którzy na wczesnym etapie kariery zawodowej nie mają doświadczenia w stałej pracy i którym grozi, że z kategorii „niezatrudnionych” spadną do kategorii „niezatrudnialnych”.

Są także wskaźniki wiążące osiągnięcia edukacyjne i status zawodowy. Najbardziej godne uwagi jest tu rosnące zróżnicowanie między absolwentami koledżów (wśród nich stopa bezrobocia wynosi tylko 3,5 proc.) a tymi, którzy nie mają dyplomów takich szkół (11,3 proc.).

Te zdezagregowane dane nie potwierdzają więc modelu stopniowej, stałej poprawy na rynku pracy. Świadczą raczej o tym, że jest to podzielony na segmenty rynek wielu prędkości — i że te jego cechy mogą się głębiej zakorzenić w strukturze gospodarki. Jeśli utrzymają się obecne tendencje, raport BLS będzie nadal ewoluował — od fotografii przeszłości i teraźniejszości do wglądu w przyszłość.

Ten nierówny powrót do zdrowia amerykańskiego rynku pracy to w dużym stopniu skutek luk w strukturze gospodarki i polityce ekonomicznej, jakie ujawniły się podczas globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku oraz recesji, która po nim nastąpiła. Gospodarce ciągle trudno zapewnić wystarczającą liczbę miejsc pracy dla osób zatrudnionych poprzednio w „nadmuchanych” branżach, których sukcesy nie okazały się trwałe (ani też pożądane).

Ponadto szkoły w USA, zwłaszcza na poziomie podstawowym i średnim, nadal obniżają poziom, ograniczając możliwości korzystania przez Amerykanów na globalizacji. W dodatku zarówno dawniej istniejące, jak i nowo utworzone stanowiska pracy dają mniejsze na podwyżki zarobków. A polaryzacja sceny politycznej ogranicza szanse wprowadzenia skutecznych rozwiązań taktycznych i strukturalnych.

Ta kombinacja czynników jest szczególnie uciążliwa dla najbardziej narażonych na ciosy grup ludności USA — zwłaszcza dla osób słabo wykształconych, wchodzących po raz pierwszy na rynek pracy oraz tych, którzy przez dłuższy okres nie mieli zatrudnienia.

Tak więc choć przyrost miejsc pracy w ujęciu netto utrzyma się, a stopa bezrobocia będzie się nadal obniżać — co cieszy — to ewolucja rynku pracy zamiast niwelować nierówności dochodowe i majątkowe grozi raczej ich nasileniem, a także zwiększeniem zakresu ubóstwa. Wszystko to zresztą będzie raczej wzmacniać polaryzację polityczną niż ją osłabiać. To zaś jeszcze bardziej zagrozi realizacji innych pilnych priorytetów.

Jeśli ta interpretacja jest poprawna, to wzmożonej uwadze, jaką przykłada się do trafiających na czołówki miesięcznych wskaźników BLS powinna towarzyszyć głębsza ich analiza i inne nastawienie. Ten raport to przecież coś znacznie istotniejszego niż tylko zestaw wyników, świadczących o tym, jak Ameryka radzi sobie z istniejącymi wyzwaniami ekonomicznymi, politycznymi i społecznymi. Zawiera on także pilne wezwanie do bardziej ukierunkowanych wspólnych działań, obejmujących zarówno rząd, jak i biznes.

Żeby zmierzyć się z problemami amerykańskiego rynku pracy, potrzeba lepszego połączenia polityki budżetowej i pieniężnej: to warunek konieczny. Ale niewystarczający.

Obydwa sektory, publiczny i prywatny powinny — zarówno indywidualnie, jak i poprzez dokładnie przemyślane i trwałe partnerstwo — zająć się poważniej programami odświeżania i zmiany kwalifikacji, wspieraniem mobilności siły roboczej, szkoleniami i praktykami zawodowymi. Powołanie przez prezydenta Baracka Obamę „cara miejsc pracy” („car” oznacza tu pełnomocnika, który nie jest członkiem gabinetu — przyp. tłum) pomogłoby również w umocnieniu wiarygodności, sprawdzalności i koordynacji poczynań, potrzebnych żeby uporać się obecnymi — znacznymi i nasilającymi się — problemami, dotyczącymi zatrudnienia.

Tak, dane na czołówkach będą nadal sygnalizować ogólną poprawę na rynku pracy. Obecnie zatem pilne zadanie stanowi upewnienie się, czy temu utrzymującemu się postępowi nie zagrożą niepokojące tendencje cząstkowe, na które raport BLS zwraca co miesiąc uwagę.

© Project Syndicate, 2013

www.project-syndicate.org

Mohamed El Erian

Tagi


Artykuły powiązane

Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Fala uchodźcza wywołana atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. przybrała rozmiary niespotykane w Europie od czasu II wojny światowej, a jej główny impet zaabsorbowany został przez Polskę.
Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy