Siedziba Goldman Sachs (zaokrąglony budynek) (CC BY gemswinc)
Aby instytucje nadzoru mogły wypełnić swoje nowe zadania muszą dysponować sprawną służbą. Nie jest to na rękę Wall Street, więc znalazła ona sposób, by do tego nie dopuścić. Oczywiście finansowy.
Republikanie mają większość w Izbie Reprezentantów, więc to oni decydują o kształcie budżetu służb wykonawczych. W Senacie przewagę mają wprawdzie demokraci, ale obie izby Kongresu muszą dojść do kompromisu, aby nie „stanął” rząd. Warto przyjrzeć się budżetowi, jaki zaproponowała na 2013 r. Partia Republikańska. Budżet ten charakteryzuje bowiem istotę myślenia współczesnych republikanów.
Na Commodity Futures Trading Committee, CFTC (Komisję ds. Obrotu Giełdowymi Kontraktami Terminowymi) spadło dodatkowe zadanie kontrolowania toksycznych transakcji wymiany, swap, na rynku kredytów hipotecznych. Były one główną przyczyną kryzysu, za drugą uznaje się zbyt pochopne udzielanie pożyczek mieszkaniowych. W sumie na rynku międzynarodowym wartość sprzedawanych swapów pięciokrotnie przewyższa wysokość rocznego produktu brutto całego świata. A sprzedaż ich można porównać do sprzedawania Kolumny Zygmunta w Warszawie zamożnym przybyszom ze wsi, co ponoć miało miejsce przed wojną.
Komisja CFTC zatrudnia 70 pracowników i dysponuje budżetem 205 mln dol. Prezydent Barack Obama zaproponował zwiększenie jej budżetu na 2013 r. do 308 mln dol., aby usprawnić wdrożenie ustawy Dodd-Frank. Ale republikanie obcięli ten budżet do 180 mln dol.
Wartość rynku swap sięga 300 bln dol. i jest 8 razy większa od wartości rynku handlu surowcami, do którego kontroli Komisja została powołana wiele lat temu. Nowych zadań CFTC dostała więc więcej, ale budżet jej zmniejszono. Republikański przewodniczący kongresowej Komisji ds. Badania Wydatków Rządowych, Harold Rogers, stwierdził wręcz, że CFTC powinna zajmować się wyłącznie nadzorowaniem handlu surowcami. Co zresztą robi, bo inaczej spekulacja w handlu ropą naftową i gazem byłaby niebotyczna.
W związku ze zwiększeniem roli Securities and Exchange Commission, SEC (Komisja Papierów Wartościowych i Giełd), czego potrzebę udowodnił kryzys finansowy, prezydent Obama postulował dodanie do jej budżetu 245 mln dol. Republikanie zgodzili się tylko na 50 mln dodatkowo. Głównym zadaniem SEC jest ochrona interesów inwestorów na giełdzie, w tym drobnych graczy, a jest ich kilkadziesiąt milionów.
Dodatkowe fundusze mają być przeznaczone tylko na zakup systemów informatycznych. A jak ważna jest rola tej komisji niech świadczy przykład machlojek, podczas wprowadzania na nowojorską giełdę akcji Facebooka. Inwestorzy stracili pierwszego dnia już 18 proc. Teraz zadaniem tej komisji jest znalezienie winnych.
Służby podatkowe IRS (Internal Revenue Service) potrzebują zwiększenia budżetu o 945 mln dol. na 2013 r. aby skontrolować, czy ustawa w sprawie obowiązkowego ubezpieczenia na zdrowie, uchwalona w 2010 r. (koronna ustawa Obamy) jest wprowadzana w życie w gospodarce. Republikanie zaskarżyli tę ustawę do Sądu Najwyższego i chcą ją zablokować, pomimo, że jest obowiązującą ustawą. Nawiasem mówiąc IRS musiał obciąć 5 tys. etatów w 2011 r. Ciężko zrozumieć, dlaczego Republikanie nie chcą dopuścić by instytucja pomagająca w powiększaniu wpływów do budżetu była sprawniejsza, skoro tak im zależy na oszczędnościach.
Działanie Partii Republikańskiej można tłumaczyć tylko jednym: wpływem lobbystów na kongresmenów i senatorów. Politycy słuchają lobbystów Wall Street, a nie wyborców. Na każdego posła/senatora przypada około 15 lobbystów, którzy w majestacie prawa korumpują polityków. Dlatego użyłem słowa „korumpują”, bowiem przepisy są tak ustalone, że pod różną legalną formą pieniądze „docierają” jednak do tych, którzy „powinni” je otrzymać.
Powyższa polityka wielkiej finansjery jest w długim okresie samobójcza. Świadczy o tym rozwijający się ruch Okupuj Wall Street (Occupy Wall Street). Kiedyś kapitalizm miał ludzką twarz. Stosowano strategię win-win (wygrywają wszyscy), teraz jest to 1 do 0, czyli silniejszy zabiera wszystko i nie obchodzi go los słabszego.
Niedawno byłem w Waszyngtonie i pytałem tam ekspertów, zaangażowanych w analizowanie polityki, jak jest naprawdę na Wall Street? Usłyszałem, że globalny biznes pozbawił tam ludzi wszelkich sentymentów do swych rodaków. Na pierwszym miejscu jest „robienie biznesu”, jak nie w swoim kraju to w innym, tam gdzie idzie on lepiej. Czym to się może skończyć – już ich nie obchodzi.
Były kierownik Katedry Ekonomii na moim uniwersytecie uważa, że produkowanie tanich towarów w Chinach obniża koszty zakupu dla konsumentów, i jest dobrym rozwiązaniem. Nie mógł zrozumieć, gdy sugerowałem mu, że w rezultacie prowadzi to do bezrobocia wśród owych konsumentów. Nie bardzo kojarzył owe dwa trendy. A przecież to ekonomista, który uczy przyszłych ekonomistów.
Niedawno Jeb Bush, b. gubernator Florydy, powiedział, że byli prezydenci: Ronald Reagan i jego ojciec, George Bush, chyba by nie poznali obecnej Partii Republikańskiej, która stała się partią radykalną.
Jak na razie nie ma siły intelektualnej i politycznej w USA, aby ograniczyć rolę lobbystów i wprowadzić do życia politycznego choćby zdrowy rozsądek. Może być jeszcze gorzej. A potwierdzeniem tej tezy są dane wskazujące, że w ciągu ostatnich 20 lat zamożność rodzin zmniejszyła się o 39 proc. Amerykanie biednieją z roku na rok, a tego nie lubią i mogą stracić cierpliwość.
Prof. Andrzej Targowski jest dyrektorem Center for Sustainable Business Practices WMU Haworth College of Business, Western Michigan University. Jest współtwórcą polskiej informatyki.