Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Wróżby zwane prognozami

W języku formalnym zwą to przewidywaniem, w naukowym prognozą, a tak naprawdę to zwykłe bajanie. Zajęcie jest bardzo popularne, bo choć większość wróżbitów myli się regularnie, to jest ich tylu, że nie sposób chwycić każdego za rękę. Im bardziej specjalista od prognoz zapatrzony w swoje umiejętności, tym częściej jego przewidywania trafiają między bajki.
Wróżby zwane prognozami

(CC By NC SA czarcarter)

„Snucie przewidywań jest trudne, zwłaszcza jeśli dotyczą przyszłości” (It’s difficult to make predictions, especially about the future) – miał powiedzieć fizyk noblista Niels Bohr. Tropiciele pochodzenia cytatów mają z domniemanym autorstwem wielkiego Duńczyka problem. Przypuszczają, że te słowa to stare duńskie powiedzonko, przytaczane często przed II wojną w tamtejszym parlamencie. Z kwerendy publikowanej na www.quoteinvestigator.com wynika, że prof. Bohr mógł je znać i cytować, a pierwsza odnaleziona wzmianka o nim jako rzekomym autorze pochodzi ledwie sprzed 40 lat, kiedy będąc od kilku lat w zaświatach, nie mógł już niczego potwierdzić ani niczemu zaprzeczyć.

Uczyniwszy zadość zasadzie twórczej nieufności, można przejść można do meritum. Latem 2014 roku ukazał w PNAS („Proceedings of the National Academy of Science”), czyli stuletnim już tygodniku amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, artykuł pt. „Accuracy of forecasts in strategic intelligence” dwóch Kanadyjczyków zajmujących się (naukowo i zawodowo) obronnością. Dr David Mandel jest pracownikiem Defence Research and Development Kanada, a dr Alan Barnes weteranem służb specjalnych z Intelligence Assessment Secretariat, tj. z jednostki skupionej na obserwacji państw autorytarnych, niestabilnych, uwikłanych w konflikty. Nurtował ich problem celności przewidywań wywiadu. Badaniom poddali 1514 opracowań sporządzonych w okresie mniej więcej sześciu lat od marca 2005 r. do grudnia 2011 r. przez – jak można domniemywać – członków kanadyjskich służb specjalnych. Z materiałów tych wypreparowali fragmenty prognostyczne i poddali je wielowymiarowej obróbce statystycznej.

Okazało się, że ludzie zajmujący się wywiadem są całkiem niezłymi prognostami. W 75 proc. przypadków faktyczny rozwój wydarzeń był zgodny z zawartymi w raportach przewidywaniami. Oceny przyszłości nie były ani wyolbrzymione, ani niedoszacowane, w tym zwłaszcza znaczeniu, że wydarzenia, które uznano za nieprawdopodobne, zdarzały się niezbyt często, a sprawdzały się zazwyczaj przypuszczenia dotyczące zdarzeń zapowiadanych jako spodziewane lub możliwe.

Ocena efektów pracy specjalistów wywiadu byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie tendencja do pomniejszania własnych osiągnięć. Ujawniała się ona w przesadnym podkreślaniu stopnia niepewności przedstawianych wariantów rozwoju wydarzeń, ponieważ to, co prezentowali jako zdarzenie niepewne, stawało się ciałem wystarczająco często. Dystans do własnych umiejętności zaznaczał się wyraźnie w przypadkach trudniejszych i bardziej skomplikowanych oraz uznanych za istotniejsze w kategoriach decyzji politycznych. Nadzieją napawa wniosek, że trafnego prognozowania (i pokory) można się nauczyć, bowiem z badania Mandela-Barnesa wynika, że bardziej doświadczeni analitycy wywiadu dostarczali trafniejszych przewidywań niż ich mniej otrzaskani koledzy.

Ostrożność popłaca

W konkluzji generalnej autorzy publikacji sugerują, że do efektów przewidywań wywiadu można podchodzić z powściągliwym optymizmem, bo agenci zza biurek kierują się w prognozach walorami informacyjnymi i unikają przesady w ocenach. W prognozowaniu popłaca więc rozwaga, wstrzemięźliwość i ostrożność.

Dostęp do materiałów i ocen wywiadowczych mają nieliczni wybrańcy. Cała reszta społeczeństwa skazana jest na informacjach dostępnych publicznie, przede wszystkim w mediach, te zaś nauczyły się robić „newsa” i „story” praktycznie ze wszystkiego. Jest na hece medialne popyt, więc jest i podaż, a nawet ogromna nadpodaż. Mechanizm ów produkuje prognozy, przypuszczenia, wróżby i najliczniejsze w tym zbiorze androny na potęgę.

Syntetyczną ocenę ich wartości przynosi znana wśród badaczy, lecz obca tzw. ogółowi praca amerykańskiego teoretyka zarządzania Petera Tetlocka. W 2005 r. ukazała się jego książka „Expert political judgement”, w której wykorzystał wyniki 20-letnich badań przeprowadzonych na populacji składającej się z 284 osób. Byli wśród nich profesorowie, dziennikarze, urzędnicy państwowi, eksperci w swoich dziedzinach itd., których proszono o przewidywanie rozwoju różnych sytuacji politycznych. Wszyscy sformułowali przez te lata aż 28 tys. przypuszczeń długoterminowych. Eksperyment rozpoczynał się w latach zimnej wojny, kiedy w ZSRR ujawnił się nagle światu Michaił Gorbaczow. Amerykańscy liberałowie (tamtejsza lewica) brali wówczas Ronalda Reagana za niebezpiecznego idiotę, a konserwatyści (prawica) podzielali hurtem pogląd, że Związek Radziecki jest wieczny.

Rezultat eksperymentu był przygnębiający. Okazało się, że aby poznać przyszłość, wystarczyłoby zdać się na rachunek prawdopodobieństwa, bo zebrani przez Petera Tetlocka „futurolodzy” przewidywali na poziomie celności nieco tylko wyższym niż daje rzut monetą, gorszym za to od wskazań wykorzystującego jakiś prosty algorytm komputera. Z badań Amerykanina wynika, że przewidywania polityczne na dłuższą metę są raczej psu na budę.

Nie jest to konstatacja szczególnie odkrywcza. Bardzo natomiast pouczające są wnioski. Dlaczego eksperci mylą się tak często? Dr Tetlock podkreśla, że jest to m.in. skutek dążenia do wykazywania się oryginalnością sądów, przeceny własnych zdolności i niechęci do zmiany poglądu wobec nowych faktów. Co ciekawe, im mądrala bardziej znany, tym większa szansa, że się pomyli.

Późniejsze wymówki nieudanych wróżbitów były nie lepsze od trafności stawianych przez nich prognoz. Dominowały komentarze twarde i harde. Oto próbki. „Przewidywałem wprawdzie, że Związek Radziecki przetrwa i stałoby się tak, gdyby tylko spiskowcy próbujący obalić Gorbaczowa byli lepiej zorganizowani”, „Oceniałem, że Kanada się rozpadnie i to samo spotka Nigerię. Podtrzymuję tę opinię z tą tylko poprawką, że stanie się to nieco później”. I jeszcze raz w podobnym duchu: „Sądziłem, że jeszcze przed 2000 r. Dow Jones zejdzie poniżej 36000 pkt i w końcu do tego dojdzie, tyle że w nieco odleglejszym czasie”. Niektórzy mylą się dla zmyłki albo wyższego dobra („Myliłem się, ale była to pomyłka w słusznej sprawie, bo lepiej przecenić niebezpieczeństwo niż go nie docenić”).

Według Petera Tetlocka bajarze tego rodzaju rozumieją doskonale prawidła gry, w której uczestniczą. Polega ona na schlebianiu uprzedzeniom i zabawianiu podstawowej grupy odbiorców (widzów, słuchaczy, czytelników), co sprawia, że trafność przewidywań to cecha przesuwana na pobocze.

Wielu zajmujących się prognozami wychodzi z założenia, że mogą się mylić, lecz nie mogą być w błędzie. Stąd język proroctw – niejednoznaczny i naszpikowany słowami-wytrychami. Wizjoner nie powie, że „prawdopodobieństwo wystąpienia recesji w III kwartale wynosi 100 proc.”. Zwerbalizują swe domniemania raczej tak: „Jeśli rząd wdroży propozycje podwyżki podatków, to w ciągu następnych sześciu miesięcy czekać nas może wyniszczająca recesja”. Kluczem jest oczywiście wyraz „może” używany z premedytacją i z wyrachowania niezbędnego dla uchylania się od ewentualności bycia w błędzie.

Jest gdzieś granica między ostrożnością z wyrachowania, cwaniactwa i przebiegłości a roztropnością. Trudno ją jednak wyznaczyć dokładnie i natychmiast. W każdym razie badania potwierdzają również, że ekspert rozpoczynający zdanie od „jednakże” lub „z drugiej wszakże strony” będzie miał rację częściej niż charyzmatyczny prorok, od którego aż bije zaufanie (do samego siebie).

Istotne znaczenie ostrożności i roztropności znajduje potwierdzenie w późniejszych badaniach Petera Tetlocka, który patrzy dziś w przyszłość prognoz z nieco większą nadzieją niż 10 lat temu. W dalszych pracach skupił się na grupie nazwanej przez niego „superprognostami”, którą wyodrębnił, poszukując osób kompetentnych w swoich dziedzinach. Jedną z zauważalnych cech członków tej grupy jest właśnie ostrożność w ocenie własnych umiejętności. Kto bowiem jest świadom własnych ograniczeń, ten nie szarżuje.

Lisy i jeże

Dr Tetlock wskazuje, że prowadzone teraz pod egidą działającej w strukturach bezpieczeństwa narodowego USA agencji IARPA (Intelligence Advanced Research Projects Agency) badania potwierdzają, że prawidłowego przewidywania można się uczyć i – do pewnego stopnia – nauczyć . W argumentacji wykorzystał podział dokonany przez brytyjskiego historyka idei i filozofa Isaaha Berlina, który wyróżniał wśród speców lisy (foxes) i jeże (hedgehogs). Jeż to ktoś, kto zna się na jednej dużej sprawie i kiedy przychodzi co do czego, nie zauważa, że się myli, ani o to nie dba. Lisy znają się na wielu różnych rzeczach i – co ważne – stale się uczą.

Wprawdzie zdarza się czasem jeżom jakaś słuszna przepowiednia w dużej sprawie, jednak to lisy są autorami lepszych prognoz. Jeśli już jeż trafi, to jego prognoza dotyczy długiego okresu. Na krótki dystans biją go na głowę lisy, lecz także najzwyklejsi dyletanci, którzy potrafią zbierać i kojarzyć fakty. Jeże są najczęściej wyznawcami jednej wielkiej i (w ich mniemaniu) uniwersalnej teorii, choćby marksizmu albo liberalizmu. Mylą się częściej w przekonaniu o swej wyjątkowej wiedzy i otumanieni teorią, która jest przecież taka piękna…

Lisy wygrywają nie tylko w rywalizacji na trafność przewidywań, lecz także na wyniki w przypisywaniu swoim przypuszczeniom określonego stopnia prawdopodobieństwa ich spełnienia. Lisy sceptycznie traktują wielki teorie, gotowe są zrewidować swoje poglądy na podstawie bieżących zdarzeń i nowych danych. Są nieśmiałe w swoich prognozach, a nie zadufane w sobie jak typowe jeże.

Ile waży ten wół?

Tetlock podkreśla odwrotną zależność między pozytywnie zweryfikowanymi cechami dobrego prognosty a tym, czego oczekują media. Jeślibyśmy się zatem zdali na sieczkę prognostyczną rodem z telewizji, najpopularniejszych stacji radiowych i prasy brukowej, to tym bardziej rację miałby Nassim Taleb, ten od „Czarnego łabędzia” w stwierdzeniu, że przyszłość jest generalnie nieprzewidywalna.

Taleb uważa – i tu już zupełnie na poważnie – że tkwimy w rzeczywistości, której nie tylko nikt nie przewidział, lecz też nikt nie był w stanie przewidzieć. Ni stąd, ni zowąd pojawia się czarny łabędź (w postaci maszyny parowej, I wojny światowej, pocisków nuklearnych, internetu…) i wywraca wszystko do góry nogami. Jest w tym myśleniu sporo na rzeczy, zwłaszcza jeśli mówić o prognozach dotyczących przyszłości bardzo odległej. Tetlock zauważył z kolei, że trafniej przewidują przyszłość osobnicy w pewien sposób zbliżeni do poglądów Taleba, tzn. tacy, którzy widzą raczej nieporządek i nieregularność (cloudlike), niż ci, którzy stawiają na powtarzalność i historyczną sekwencyjność zdarzeń (clocklike).

Ponad 100 lat temu brytyjski naukowiec Francis Galton udał się na jarmark. Około 800 osób próbowało oszacować, ile może ważyć prezentowany publiczności dorodny wół. Byli wśród nich liczni zawodowcy, np. rzeźnicy czy kupcy mięsni, ale większość tworzyła gawiedź bez pojęcia o bydle. Wydawało się Galtonowi, że w sprawie rzeczywistej wagi zwierza tak przypadkowa zbieranina musi być w zbiorowym błędzie. Po konkursie, w którym ktoś oczywiście zwyciężył, badacz poprosił komisję o karteczki z wynikami proponowanymi przez uczestników konkursu. Co się okazało po wyliczeniu średniej? Przypadkowy tłum zdany jedynie na własne doświadczenie i zmysły uznał, że wół waży 1197 funtów, podczas gdy rzeczywista waga wołu wynosiła 1198 funtów, więc była wyższa od odgadywanej zaledwie o 454 g.

Eksperyment Galtona można interpretować na różne sposoby (np. taki, że wybór dokonany przez tłum jest lepszy od wyboru dokonanego przez jednostkę), ale nie zaszkodzi też wspomnieć, że w ocenie czegokolwiek, co dzieje się dzisiaj i co jakoby ma się zdarzyć jutro, dobre jest umiarkowanie.

(CC By NC SA czarcarter)

Otwarta licencja


Tagi