Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Niemcy mają spore zaległości w realizacji ekologicznego planu

Niemcy nie zredukują do 2020 r. emisji CO2 do poziomu, do którego same się zobowiązały. Przyznali to politycy CDU/CSU i SPD, którzy prowadzą rozmowy o utworzeniu nowej koalicji rządowej. Chcą to nadrobić w kolejnej dekadzie. Stawką jest wiarygodność Niemiec jako światowego lidera w dziedzinie ekologii.
Niemcy mają spore zaległości w realizacji ekologicznego planu

W polityce międzynarodowej Niemcy angażują się na rzecz ochrony klimatu już od lat 90., czyli od czasów kanclerza Helmuta Kohla. Kiedy kierowali pracami organizacji G7 i G20, wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi należały do priorytetów, którymi zajmowali się światowi przywódcy. Tak było podczas szczytu grupy G7 w Heiligendamm w 2007 r. i w ubiegłym roku w Hamburgu, kiedy spotykali się przywódcy G20.

Symboliczne znaczenie miał szczególnie ten ostatni szczyt, który odbywał się miesiąc po ogłoszeniu przez prezydenta Donalda Trumpa decyzji o odstąpieniu USA od paryskiego porozumienia klimatycznego z 2016 r. Kanclerz Angeli Merkel bardzo zależało, aby wszyscy pozostali szefowie państw i rządów grupy G20 potwierdzili swoje zobowiązania, co ostatecznie jej się udało.

Angela Merkel była również tym politykiem, który odcisnął decydujące piętno na polityce energetyczno-klimatycznej całej Unii Europejskiej. To w dużej mierze za jej przyczyną kraje UE przyjęły w 2007 r. pakiet „3 razy 20”. Przewiduje on, że do 2020 r. zostaną osiągnięte trzy główne cele:

  • 20-procentowy udział energii ze źródeł odnawialnych w całkowitym zużyciu energii w UE,
  • zwiększenie o 20 proc. efektywności energetycznej,
  • ograniczenie o 20 proc. emisji gazów cieplarnianych (w stosunku do poziomu z 1990 r.).

Aby zachęcić inne państwa do bardziej ambitnych działań na rzecz środowiska, rząd kanclerz Merkel zobowiązał się wtedy, że redukcja gazów cieplarnianych w przypadku Niemiec będzie jeszcze większa i wyniesie 40 proc. Miało to także podkreślać przewodnią rolę Niemiec w tej dziedzinie. Dziś już oficjalnie wiadomo, że niemiecka inicjatywa zakończyła się fiaskiem.

Sygnały, że Niemcy nie są w stanie osiągnąć celów klimatycznych, które same sobie wyznaczyły, pojawiały się od ponad roku. Mimo to jeszcze latem, czyli w trakcie kampanii wyborczej do Bundestagu, kanclerz Merkel zapewniała, że Niemcy wypełnią swoje zobowiązania. „Znajdziemy sposoby, bo osiągnąć 40-procentową redukcję do 2020 r. Obiecuję to państwu” – mówiła w przedwyborczym wywiadzie telewizyjnym.

Krótko potem prywatny ośrodek Agora Energiewende opublikował raport, z którego wynikało, że redukcja emisji gazów cieplarnianych w 2020 r. wyniesie w Niemczech zaledwie około 30 proc. w stosunku do 1990 r. „Wyraźna różnica wobec docelowego poziomu 40 procent nie tylko zaszkodzi klimatowi, ale także znacząco zakwestionuje pionierską rolę Niemiec na arenie międzynarodowej” – komentował wyniki raportu Patrick Graichen, dyrektor Agora Energiewende. Równocześnie domagał się, by po wyborach nowy rząd przedstawił plan natychmiastowych działań, które mogłyby ograniczyć skalę szkód.

Nie widać perspektyw na szybki rozwód Niemiec z węglem

Politycy unikali bezpośrednich odpowiedzi na te wyliczenia lub zapewniali, że ewentualne deficyty nie będą duże. Dopiero na początku tego roku sami ujawnili skalę problemu. W dokumencie opisującym wstępne ustalenia negocjacyjne między partiami CDU/CSU i SPD, które chcą znów utworzyć rząd wielkiej koalicji, ujęli to w dość dyplomatycznej formie: „Chcemy podjąć działania, które pozwolą jak najszybciej osiągnąć cel klimatyczny na 2020 r. Chcemy również osiągnąć redukcję emisji wyznaczoną na rok 2030 r.”

W tym celu mają szybko powstać nowe fermy wiatrowe na morzu i na lądzie oraz parki paneli słonecznych, dzięki którym emisja CO2 w Niemczech ma zostać zmniejszona 8-10 mln ton. Dodatkowo utworzona zostanie specjalna komisja, w której pracach wezmą udział przedstawiciele rządu, samorządów, przedsiębiorców, związków zawodowych oraz organizacji ekologicznych. Do końca tego roku mają oni wspólnie wypracować plan działania, który pozwoli szybko nadrobić zaległości i w terminie dojść do wielkości emisji wyznaczonych na 2030 r. (ma to być o 55 proc. mniej CO2 niż w 1990 r.).

Częścią tego planu – jak zapisali liderzy CDU/CSU i SPD – ma być (nadal) stopniowe odchodzenie od energetyki węglowej oraz dalsze inwestycje w odnawialne źródła energii (OZE). Według tego dokumentu w 2030 r. udział OZE w wytwarzaniu energii elektrycznej w Niemczech ma wynieść 65 proc. Jest to więc ponad dwa razy więcej niż obecne zobowiązania RFN.

W latach 90. Niemcy szybko redukowały wielkość emisji gazów cieplarnianych. Wynikało to nie tylko z wykorzystywania nowych technologii energetycznych w gospodarce, ale w dużej mierze także z likwidacji przestarzałych zakładów przemysłowych w byłej NRD. Po 2000 r. tempo to znacząco zmalało, a w 2016 r. zanotowano nawet zwiększenie emisji CO2 w Niemczech (do 906 mln ton CO2 z poziomu 902 mln ton CO2 w 2015 r.).

Jako główny winowajca wskazywany jest w tym kontekście transport drogowy, który emituje tyle samo gazów cieplarnianych, co w 1990 r. Poza tym dobra koniunktura gospodarcza i przyrost ludności w Niemczech zwiększyły zapotrzebowanie na energię, a tym samym zwiększyły też emisję CO2.

W analizach przyczyn porażki niemieckiej polityki energetycznej prawie nie pojawia się kwestia rezygnacji z energetyki jądrowej. Jeszcze w 2010 r. rządowa koalicja chadecko-liberalna zdecydowała o przedłużeniu pracy reaktorów jądrowych w Niemczech. Miały one pomóc w osiągnięciu celów niemieckiej transformacji energetycznej (niem. Energiewende), które przewidują m.in., że do 2050 r. emisja gazów cieplarnianych zostanie zmniejszona o przynajmniej 80 proc. w stosunku do 1990 r. Po tym jednak, jak w marcu 2011 r. nastąpiła katastrofa japońskiej elektrowni w Fukushimie, kanclerz Angela Merkel wymusiła zmianę tej decyzji. Niemal natychmiast zamknięto osiem z 17 istniejących w Niemczech elektrowni atomowych. Obecnie pracuje jeszcze siedem, ale ostatnie z nich przestaną działać w grudniu 2022 r.

By zastąpić prąd pochodzący z elektrowni atomowych, Niemcy muszą zwiększyć import gazu ziemnego oraz na szeroką skalę wykorzystywać elektrownie spalające węgiel kamienny i brunatny. Z węgla wytwarza się ponad 40 proc. niemieckiego prądu. Chociaż politycy rządowi narzekają, że „węgiel psuje im bilans emisji”, to łagodnie traktują tę część energetyki. Węgiel brunatny ma istotne znaczenie w trzech regionach kraju, gdzie w kopalniach i elektrowniach pracuje 20 tysięcy osób. Właśnie ze względu na nich i chroniące ich związki zawodowe liderzy SPD nie są gotowi do radykalnych działań w tej kwestii. Gdyby jesienią ubiegłego roku powstała czteropartyjna, tzw. jamajska koalicja, w której nie byłoby socjaldemokratów, ale uczestniczyliby politycy Partii Zielonych, zapewne taki rząd wprowadziłby bardziej zdecydowane ograniczenia dla energetyki węglowej w Niemczech.

„Gdyby Niemcy nadal wytwarzały tyle energii jądrowej co w 2000 r., nie potrzebowalibyśmy ponad połowy spośród obecnie eksploatowanych elektrowni opalanych węglem brunatnym. Za jednym zamachem emisje CO2 spadłyby o 27 procent” – pisał w ubiegłym roku o porażce niemieckiej polityki klimatyczno-energetycznej Holger Dambeck, ekspert Spiegel Online. Ze względów politycznych ta propozycja nie ma jednak żadnych szans na realizację. Nie była ona dyskutowana ani podczas jesiennych rozmów o utworzeniu koalicji, ani nie jest obecnie. Spośród partii reprezentowanych w niemieckim parlamencie tylko populistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) opowiada się za wydłużeniem pracy niemieckich elektrowni atomowych, ale z tym ugrupowaniem nikt nie chce prowadzić żadnych rozmów koalicyjnych.

Z ostateczną rezygnacją z atomu w energetyce pogodził się nawet niemiecki wielki biznes. W najnowszym badaniu zleconym przez Związek Niemieckich Przemysłowców (BDI), które analizuje scenariusze dla polityki klimatyczno-energetycznej w Niemczech, scenariusze uwzględniające działalność reaktorów jądrowych nie są rozważane nawet teoretycznie. Mimo to autorzy badania uważają, że realny jest scenariusz minimum, który przewiduje redukcję emisji CO2 o 80 proc. do 2050 r. (w stosunku do 1990 r.).

Konieczne są przy tym m.in. podatkowe ulgi dla firm, które będą musiałby więcej wydawać na ekologię. Z kolei wersja maksimum przewidująca zmniejszenie emisji o 95 proc. jest znacznie trudniejsza i znajduje się „na granicy przewidywalnych możliwości technicznych i obecnej akceptacji społecznej”.

Mimo że plan działań nowego rządu w Berlinie dopiero jest negocjowany, to już wiadomo, że w dziedzinie klimatu i energii wielka koalicja będzie kontynuowała swoją politykę. Oznacza to dalsze inwestycje w OZE oraz ograniczanie energetyki węglowej. By pomóc regionom od niej uzależnionym, koalicja CDU/CSU-SPD zaplanowała już 1,5 mld euro na działania wspierające przemiany strukturalne w latach 2018-2021. Poza tym wspierany ma być rozwój elektromobilności i transportu publicznego. Wprowadzona mają zostać zaostrzone wymogi dotyczące aut z silnikami spalinowymi oraz przepisy wymuszające jeszcze wyższą efektywność energetyczną w budownictwie. Możliwe są także nowe regulacje dla drogowego transportu ciężarowego.

Czy to wszystko wystarczy? „Jeśli będziemy tylko kontynuować dotychczasowe działania, redukcja emisji gazów cieplarnianych do 2050 r. wyniesie 61 procent” – mówi Almut Kirchner, analityk ośrodka Prognos i współautor raportu dla BDI, w portalu Deutsche Welle.

Innym wyzwaniem może być rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną. „Rozwój Gospodarki 4.0 i zwiększone wykorzystanie robotów w przemyśle może spowodować ogromny wzrost zapotrzebowania na prąd w Europie i na całym świecie. Obecne prognozy Unii Europejskiej i Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) nie uwzględniają tych zmian, co może spowodować, że założenia polityki energetyczna UE na lata 2030-2040 staną się wkrótce nierealistyczne” – ocenia Frank Umbach, ekspert Geopolitical Intelligence Services (GIS).

Mimo tych zastrzeżeń niemieccy politycy pozostają optymistyczni i nadal chcą, by Niemcy były liderem w dziedzinie ochrony klimatu. W dokumencie zawierającym wstępne ustalenia z negocjacji koalicyjnych liderzy CDU/CSU i SPD zapisali, że będą działać na rzecz Europy, która „musi odgrywać wiodącą rolę na arenie międzynarodowej w zakresie ochrony klimatu i angażować się na rzecz ambitnego wdrażania paryskiego porozumienia klimatycznego”.

Otwarta licencja


Tagi