Dobre przygotowanie do euro zwiększy listę korzyści

Zanim zaczął się globalny kryzys finansowy większość ekonomistów była zgodna co do tego, że korzyści z przyjęcia wspólnej europejskiej waluty przeważają nad kosztami. Dziś nawet optymiści są znacznie bardziej ostrożni. Korzyści będą, ale nie należy zapominać o ryzyku. Najważniejsze jest zresztą dobre przygotowanie kraju do wejścia do strefy euro.
Dobre przygotowanie do euro zwiększy listę korzyści

(infograf. DG)

Główne zagrożenie widziano w inflacji, która w kraju o niższym poziomie cen (i PKB) wynikać będzie z procesów konwergencji we wspólnym obszarze walutowym. Walka z inflacją po wejściu do strefy euro jest utrudniona, gdyż krajowe banki centralne nie mogą prowadzić samodzielnej polityki antyinflacyjnej. Globalny kryzys finansowy pokazał, wspólna waluta może dla słabszych gospodarek stanowić pułapkę, o ile rząd prowadzi nieodpowiedzialną polityki fiskalną.

Lekcje z kryzysu

Przez pierwszą dekadę funkcjonowania euro główną korzyść wspólnej waluty widziano w:

Po pierwsze – obniżeniu oprocentowania długu publicznego i kredytów

Po drugie – obniżeniu ryzyka destabilizacji gospodarki na skutek ujemnego salda na rachunku bieżącym bilansu płatniczego lub załamania się kursu walutowego.

Długoterminowe-stopy-procentowe CC BY-NC-SA by zempt

(infografiki: Darek Gąszczyk/CC BY-NC-SA zempt)

Aż do roku 2007 w strefie euro następowała konwergencja stóp procentowych. Tuż przed kryzysem globalnym rentowność skarbowych obligacji we wszystkich krajach mających wspólną walutę nie była wyższa od rentowności obligacji niemieckich o więcej niż 0,5 punktów procentowych.

Także w krajach, które z opóźnieniem przystąpiły do strefy euro – Słowenii, Słowacji, na Malcie i Cyprze – stopy procentowe spadały, choć spadek był mniejszy (od 0,5 do 1,5 punktu procentowego). Obniżenie kosztu kapitału powodowało wzrost cen aktywów (nieruchomości i akcji) oraz przyspieszało wzrost gospodarczy.

W pierwszej fazie kryzysu (lata 2008-2010) ujawniły się słabości sztywnego kursu walutowego (w tym systemu izby walutowej), który obowiązywał w trzech małych krajach bałtyckich oraz w Bułgarii. System izby walutowej (currency board) zachęcał kraje, które go stosowały do utrzymywania bardzo wysokich deficytów na rachunku bieżącym. Inwestorzy uznawali, że mimo deficytów kraje mające sztywne waluty są bezpieczne i inwestycje w nich dają wysokie zwroty – długookresowe stopy procentowe były wyższe niż w krajach strefy euro. W roku 2007 deficyt na rachunku bieżącym w Estonii wyniósł 17,6 proc. PKB, na Litwie 14,5 proc., na Łotwie 22,3 proc.

W roku 2008 nastąpił gwałtowny odpływ kapitału ze wschodnioeuropejskich krajów mających sztywne waluty, co pociągnęło za sobą głęboką recesję – głębszą niż w Europie Zachodniej. Z kolei kraje, mające płynny kurs – Polska, Węgry, Czechy – w pierwszej fazie globalnego kryzysu zanotowały silne osłabienie swych walut. Od sierpnia 2008 do kwietnia 2009 złoty osłabił się w stosunku do euro o 31 proc., forint o 26 proc., czeska korona o 13 proc., ukraińska hrywna o 39 proc., rosyjski rubel o 17 proc.

Osłabienie walut amortyzowało spadek gospodarki, ale negatywnie odbijało się na finansach publicznych oraz powiększało zadłużenie banków, przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. W Polsce dodatkowym skutkiem osłabienia złotego były straty wielu firm, zaangażowanych w opcje walutowe, mające je chronić przed aprecjacją polskiej waluty.

W roku 2008 receptą na odpływ kapitału i niestabilność walut wydawało się szybkie przyjęcie euro. Dlatego we wrześniu 2008 roku premier Donald Tusk zapowiedział, że Polska wejdzie do obszaru wspólnej waluty do końca 2011 roku. Kryzys na południu Europy pokazał jednak, że euro może być problemem także dla krajów, które od dziesięciu lat mają wspólną walutę.

Konwergencja stóp procentowych oznaczała, że w niektórych krajach były one zbyt niskie w stosunku do siły gospodarki. W Grecji, we Włoszech i w Portugalii niskie oprocentowanie obligacji skarbowych zachęcało kolejne rządy do prowadzenia nierozważnej polityki fiskalnej. Obniżka kosztów obsługi długu była „rekompensowana” przez wzrost wydatków socjalnych.

W Hiszpanii obniżka stóp spowodowała boom na rynku nieruchomości. W efekcie na tym rynku narosła „bańka”. Sektor nieruchomości napędzał przez niemal dekadę hiszpański wzrost, ale „bańka” nieuchronnie musiała pęknąć. O ile większość europejskich krajów odczuła globalny kryzys pośrednio – poprzez skurczenie się światowego handlu i pogorszenie warunków kredytowych – to Hiszpania sama generowała problemy.

Koniec konwergencji stóp procentowych

Kryzys zadłużenia w Europie południowej spowodował zróżnicowanie stóp procentowych. Rynki nie postrzegają już strefy euro jako spójnego obszaru, o podobnym poziomie ryzyka. Oznacza to wyeliminowanie potencjalnej korzyści  (uważanej przed pięciu laty za korzyść podstawową), dla nowych krajów, które wejdą do wspólnego obszaru walutowego.

W grudniu 2012 roku długoterminowe stopy procentowe w Polsce były niższe niż w kilku krajach strefy euro: Irlandii, Grecji, Hiszpanii, we Włoszech, na Cyprze, w Portugalii, Słowenii, Słowacji. Były wprawdzie wyższe niż wartość referencyjna kryterium z Maastricht, ale w ciągu roku spadły o blisko 2 punkty procentowe. Tak znaczący spadek notowały wcześniej kraje, które wchodziły do systemu ERM II, a następnie do strefy euro. Polski rząd wciąż nie określił terminu wejścia do obszaru wspólnej waluty. Spadek stóp procentowych wynikał z oceny inwestorów, że Polska jest krajem stabilnym.

Podobny proces obniżania stóp procentowych następował zresztą we wszystkich krajach Unii Europejskiej, nie wyłączając krajów uznanych za najbardziej zagrożone kryzysem. Wynikało to przede wszystkim z polityki Europejskiego Banku Centralnego i zapowiedzi jego prezesa, że będzie ratował euro wszystkimi sposobami.

Najbardziej stabilny kraj Europy Środowowschodniej – Czechy – mają stopy procentowe na poziomie Francji, czy Belgii – krajów, które nie są bezpośrednio zagrożone kryzysem, ale są traktowane przez rynki i agencje ratingowe jako kraje mniej stabilne niż europejska czołówka (Niemcy, Austria, Holandia, Finlandia, Luksemburg).

Można przyjąć hipotezę, że Czechy, gdyby weszły do strefy euro,  awansowałyby do grupy liderów stabilności, co oznaczałoby spadek stóp procentowych o około 0,4-0,5 punktu procentowego. Taka jest mniej więcej skala korzyści (jeśli idzie o stopy procentowe) dla kraju, wchodzącego do strefy euro. Warto przy okazji zauważyć, że długookresowe stopy w Czechach są wyraźnie niższe niż na Słowacji, która od 2009 roku jest w strefie euro.

(infograf. DG/CC BY Images_of_Money)

(infograf. DG/CC BY Images_of_Money)

Ruchomy cel

Globalny i europejski kryzys zadłużenia nie spowodował zmian kryteriów, które muszą spełnić kraje, wchodzące do strefy euro, ani też sposobu przyjmowania wspólnej waluty. Według „Monitora konwergencji nominalnej” Ministerstwa Finansów, w końcu ubiegłego roku Polska nie spełniała żadnego kryterium z Maastricht, aczkolwiek nie była od spełnienia daleka.

W grudniu 2012 r. średnie 12-miesięczne tempo wzrostu cen (HICP) wyniosło 3,7 proc. Wartość referencyjna dla tego kryterium to 2,8 proc. Wartość referencyjna została obliczona na podstawie danych z 3 państw o najbardziej stabilnych cenach: Szwecji, Grecji i Irlandii plus 1,5 punktu procentowego.

Polska nie wypełniała też kryterium średniej długoterminowej stopy procentowej za ostatnie 12 miesięcy. Średnia ta wyniosła 5 proc. i była o 1,4 pkt. proc. wyższa od wartości referencyjnej, która wyniosła 3,6 proc. Z uwagi na wyjątkową sytuację na rynku długu wartość referencyjna kryterium została wyliczona w oparciu o dane dotyczące jedynie Szwecji plus 2 punkty procentowe.

Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w 2011 r. wyniósł -5,0 proc.  PKB, a dług 56,4 proc. PKB. Kryterium fiskalne pozostało niewypełnione ze względu na nałożoną na Polskę procedurę nadmiernego deficytu.

Kryterium kursu walutowego nie jest wypełnione ze względu na fakt, że Polska nie uczestniczy w mechanizmie ERM II.

Według prognoz Ministerstwa Finansów Polska może już w roku bieżącym spełnić kryterium inflacji i kryterium fiskalne. Ta druga zapowiedź jest mniej prawdopodobna z uwagi na silne spowolnienie gospodarcze. Nie mniej, obniżenie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc., a tym samym zniesienie procedury nadmiernego deficytu jest możliwe w roku 2014.

Kryteria konwergencji są jednak względne. Jeżeli inflacja w Unii Europejskiej wzrośnie (ewentualnie spadnie) lub wzrosną (spadną) długookresowe stopy procentowe, to zmieni się wartość referencyjna tych kryteriów. Z uwagi na niekonwencjonalną politykę banków centralnych, w tym EBC,  stopy procentowe są na sztucznie niskim poziomie. Ma to wpływ także na stopy w krajach, spoza strefy euro, gdzie banki centralne nie stosują poluzowania ilościowego (QE). Dotyczy to także Polski i Szwecji, której stopy procentowe wyznaczają dla Polski wartość referencyjną. Inwestorzy poszukują zysków i dlatego obniżka stóp w jednym kraju wpływa na stopy w innych krajach.

Wielu ekspertów zastanawia się, czy światu grozi inflacja, czy wręcz przeciwnie. Nie wiadomo jak zmienią się długookresowe stopy procentowe jeśli banki zaprzestaną polityki QE lub jeśli polityka ta zacznie przynosić skutki inflacyjne.

Kryteria konwergencji są celem ruchomym, a dziś prognozowanie tego celu jest obciążone większą niepewnością niż w okresie przed kryzysem.

W dzisiejszej sytuacji ryzykowne też byłoby usztywnianie waluty w ramach mechanizmu ERM II. Gospodarka europejska, w tym polska, jest w okresie niestabilności. Zdaniem niektórych ekonomistów zmniejsza się długookresowe tempo wzrostu gospodarczego. Możliwe są częstsze okresy spowolnienia lub recesji, które skłaniać będą rządy i banki centralne do odpowiedniej reakcji. Tymczasem stabilizacja kursu w ramach mechanizmu ERM II wymagać może twardszej polityki pieniężnej i fiskalnej.

Jej „zamiennikiem” mogłyby być reformy, które zwiększyłyby elastyczność rynku pracy i wzmocniłyby konkurencję w obszarach zmonopolizowanych (np. energetyce), a tym samym obniżyły koszty i  poprawiły konkurencyjność polskiej gospodarki. Bez takich reform wprowadzanie Polski do strefy euro byłoby bardzo ryzykowne, zanim gospodarka w Europie i na świecie nie powróci do stabilnego wzrostu.

Same reformy byłyby korzystne dla Polski, bez względu na to, czy weszlibyśmy do strefy euro, czy też nie.

Korzyści i ryzyka w strefie euro

Nasze wejście do strefy euro można rozpatrywać jako scenariusz czysto hipotetyczny. Korzyści, jakie odniosłaby polska gospodarka z przyjęcia wspólnej waluty byłyby mniejsze od przewidywanych przed kilku laty, ale łącznie mogłyby przyspieszyć wzrost gospodarczy. Obejmowałyby one:

Po pierwsze – zmniejszenie ryzyka kursowego.

Na Unię Europejską przypada 76 proc. polskiego eksportu, a na strefę euro 52 proc. Udział Unii Europejskiej i strefy euro w naszym imporcie jest mniejszy: odpowiednio: 57 i 45 proc. Przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty poważnie obniżyłoby ryzyko wahań kursu dla przedsiębiorców, lecz całkowicie by go nie wyeliminowało. Większość surowców –  w tym ropa naftowa – jest wyceniana w amerykańskich dolarach i relacja dolar/euro byłaby dla naszej gospodarki istotna. W mniejszym stopniu ważne byłyby też relacje euro/funt brytyjski, euro/frank szwajcarski i euro/jen.

Warto przy tym zauważyć, że bylibyśmy narażeni na skutki „wojen walutowych” między USA, Europą i Japonią. 24 lipca ubiegłego roku kurs euro wobec dolara osiągnął najniższy poziom od lat – 1,204. Na początku lutego 2013 kurs wynosi 1,36. W ciągu nieco ponad pół roku euro zyskało wobec dolara 13 proc. Ale w I połowie roku 2012 straciło ponad 10 proc. Gdyby Polska była w strefie euro, wahania te byłyby odczuwane przez naszą gospodarkę pośrednio (poprawa lub pogorszenie konkurencyjności Europy wobec USA), a także bezpośrednio – poprzez ceny surowców.

Przyjęcie euro miałoby szczególne znaczenie dla przemysłu przetwórczego, eksportującego na rynku Unii Europejskiej.

>>Rząd obiecał wsparcie eksporterom

Po drugie – obniżenie kosztów transakcyjnych

Wymiana walut pociąga koszty. Przy dużych transakcjach eksporterów i importerów są to koszty istotne.

Po trzecie – zwiększenie napływu inwestycji bezpośrednich.

Ryzyko kursowe jest dziś jednym z czynników, ograniczających absorbcję inwestycji bezpośrednich. Zmniejszenie ryzyka powinno zatem oznaczać wzrost napływu inwestycji.

Po czwarte – stabilizacja finansów banków i firm oraz finansów publicznych

Wahania kursu odbijają się na kondycji podmiotów zadłużonych w walutach obcych (euro). Dotyczy to także sfery publicznej. Przyjęcie euro poprawiłoby dostęp do rynków kapitałowych.

Nawet jeśli strefa euro się ustabilizuje i powróci stabilny wzrost, przyjęcie wspólnej waluty wiązałoby się z pewnymi kosztami i ryzykiem. W grę wchodzi między innymi:

Po pierwsze – konieczność partycypowania w programach ratunkowych. Wkład Polski do Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego można szacować na 2,5-3 mld euro plus 24-25 mld euro w postaci gwarancji dla emitowanych obligacji EMS. Jeśli kryzys się pogłębi, pieniądze te staną się bezpośrednim kosztem Polski. Jeżeli sytuacja się ustabilizuje, można je będzie traktować jak niskooprocentowane rezerwy (podobnie jak nasz wkład do MFW).

Po drugie – udział w funduszu gwarancyjnym banków strefy euro. Wielkości i kształtu tego funduszu nie znamy i nie jest wcale przesądzone, że on powstanie. Jeżeli jednak zostanie utworzony, będzie dla Polski (polskich banków) raczej kosztem niż korzyścią. Nasz system bankowy jest zdrowszy niż w wielu krajach strefy euro.  Większe jest zatem prawdopodobieństwo, że to my będziemy ratować zagraniczne banki, niż to, że zagranica będzie ratowała nas. Choć w ciągu kilku lat sytuacja może się zmienić.

Po trzecie – w ramach Unii Bankowej, do której przystąpimy, jako kraj strefy euro, nasze banki będą podlegały wspólnemu, europejskiemu nadzorowi. Może to oznaczać (choć sprawa nie jest rozstrzygnięta), że polskie banki, będące „córkami” banków europejskich, będą współodpowiedzialne za finanse swoich „matek”.

Po czwarte – potencjalnie wyższa inflacja, wynikająca z konwergencji cenowej w ramach strefy euro. Przy obecnym kursie euro do złotego poziom cen w Polsce jest niższy niż w Europie Zachodniej, co będzie oznaczało, że w długim okresie inflacja w Polsce będzie nieco wyższa niż w większości innych krajów mających wspólną walutę. Tempo konwergencji cenowej zależeć będzie od polityki rządu (NBP straci instrumenty antyinflacyjne) oraz od początkowego kursu euro/złoty w momencie wejścia do ERM II.

Po piąte – niemożność reagowania na szoki zewnętrzne (recesja w UE) poprzez zmianę kursu.

Być może za kilka lat, gdy sprawa wejścia Polski do strefy euro stanie się aktualna, zmieni się zarówno lista korzyści, jak i zagrożeń.

(infograf. DG)
Długoterminowe-stopy-procentowe CC BY-NC-SA by zempt
Długoterminowe-stopy-procentowe
(infograf. DG/CC BY Images_of_Money)
Długoterminowa-stopa-procentowa

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu